Park_Avenue_parkav.pdf

(3011 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Park Avenue Player
Tłumaczenie: Edyta Stępkowska
ISBN: 978-83-283-6693-0
Copyright © 2019. PARK AVENUE PLAYER by Penelope Ward & Vi Keeland
Photographer: Hudson Taylor
Cover designer: Letitia Hasser, RBA designs
Polish edition copyright © 2020 by Helion SA
All rights reserved.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form
or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any
information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci —
żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc
czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/parkav
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Penelope Ward i Vi Keeland
Rozdział pierwszy
Elodie
Czasem wolałabym być brzydka. Może nie aż tak,
żeby
chodzić z czy-
rakiem na zakrzywionym nosie i trzema czarnymi zębami w zieją-
cej poza tym pustką jamie ustnej, blizną przez pół twarzy i zacze-
ską na
łysej
czaszce, bo mimo wszystko od czasu do czasu jestem
zmuszona patrzeć na siebie w lustrze. Ale jednak fajnie byłoby móc
wejść do baru i nie musieć znosić obleśnych spojrzeń absolutnie
wszystkich siedzących tam frajerów w garniturach spod igły.
Myślicie,
że
jestem zgorzkniała? Cóż, trudno. Wszystkie te oblega-
ne przez maklerów knajpy w finansowym centrum miasta zawsze
tak na mnie działają. I czy ktoś umie wytłumaczyć fenomen tej sub-
kultury? Czy ci kolesie nie są po prostu sprzedawcami używanych
samochodów tylko w trochę droższych garniturach? Skoro tak
świet-
nie sobie radzą na giełdzie, to dlaczego nie siedzą w domach i nie
przeliczają tysiącdolarowych banknotów zarobionych na złotych
inwestycjach, tylko nieproszeni wciskają swoje rady innym?
Nikłą — ale jednak — pociechę czerpałam z faktu,
że
moim
dzisiejszym celem nie był makler.
Proszę, oto i on… Właśnie mnie zauważył. Oślizgły typek bitą
minutę przesuwał po mnie wzrokiem, zanim dotarł do mojej twarzy.
Ale ten przynajmniej odpowiadał rysopisowi, jaki dostaliśmy: wysoki,
wysportowany, czarne włosy zaczesane do tyłu, kwadratowa szczęka
i długi, orli nos.
I zez.
Już po jednym spojrzeniu nie miałam wątpliwo-
ści, że
gdyby to nie było zlecenie, natychmiast bym stąd wyszła.
Tym razem moim nieświadomym zagrożenia przeciwnikiem był
prawnik z Upper West Side. Adwokat celebrytów, który zasmakował
3
Kup książkę
Poleć książkę
Park Avenue
w posuwaniu nieopierzonych gwiazdek, jeszcze nieświadomych,
że
pod wartym trzy tysiące dolarów garniturem z czystej wełny może
kryć się wilk.
Za to zlecenie w ramach bezzwrotnej zaliczki zapłacono nam za
czterdzieści godzin pracy. Mogłabym się założyć,
że
wystarczy mi
ułamek tego.
Hm… może zresztą się założę?
Soren miał
żyłkę
hazar-
dzisty. Choć w takich wypadkach akurat oboje wygrywaliśmy, bo ja
miałam motywację,
żeby
szybciej się uwinąć z robotą, i dzięki temu
mogłam prędzej przyjąć następną.
Tak naprawdę wolałabym jednak nie robić więcej tego typu zle-
ceń. Jutro wieczorem mam mieć rozmowę w sprawie
prawdziwej
pracy — takiej, która nie ma w opisie bycia obłapianą na dzień dobry.
Więc jeśli mi się powiedzie, wkrótce będę mogła skończyć z tym
bagnem.
Poczułam, jak prawnik Larry pożera mnie wzrokiem z drugiego
końca baru, więc zatrzepotałam rzęsami, spojrzałam na niego i po-
słałam mu swój najlepszy uśmiech pod tytułem: „Jesteś wielkim, bo-
gatym, silnym facetem, a ja jestem tylko małą, głupią dziewczynką”.
Dla wzmocnienia efektu nawinęłam na palec kosmyk naturalnie
platynowych włosów i wysunęłam w jego stronę swoje miseczki D.
Jego
żona
— brunetka o drobnych piersiach — wspomniała,
że
jego
typ to cycate blondyny.
Tadam! To twój szczęśliwy wieczór, Larry! Chodź tu i odbierz
nagrodę, podła
świnio.
Ledwie skończyłam pisać do Sorena o zakładzie, a ten bydlak
już koło mnie stał.
— Wyglądasz, jakbyś potrzebowała drinka — zagadnął.
Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok, udając nieśmiałą, a kiedy
ponownie spojrzałam na niego swymi błękitnymi oczami niewin-
nego dziecięcia, odparłam:
— Nie mam w zwyczaju pić z nieznajomymi.
Wyciągnął rękę.
— Garrett Lopresti.
4
Kup książkę
Poleć książkę
Penelope Ward i Vi Keeland
I już się zaczyna.
Kłamstwo numer jeden,
Larry Mercerze.
Uścisnęłam ją.
— Sienna Bancroft.
Wciąż trzymając moją dłoń w swojej, zauważył rezolutnie:
— Więc już nie jesteśmy nieznajomymi, prawda, Sienno?
Uśmiechnęłam się, jakby mi schlebiało,
że
poświęca mi uwagę.
Jakby faceci, którzy lecą na długie nogi i duży dekolt, nie byli dla
mnie chlebem powszednim. Kiedy zawibrował mój telefon, to mógł
być tylko Soren.
— Przepraszam cię na moment.
Soren: Leo właśnie podjechał. Lada chwila powinien tam
wejść.
Elodie: Czuję, że mi się poszczęści. Chociaż Larry’emu się
wydaje, że poszczęści mu się dziś ze Sienną. To co powiesz
na zakład?
Soren odpisał po paru sekundach.
Soren: Jeśli się uwiniesz w cztery godziny albo mniej,
podwajam Twoją stawkę.
Sorry, Larry/Garrett. Dziś sobie nawet nie pomacasz… za to do-
staniesz dokładnie to, na co zasługujesz.
Wrzuciłam telefon do torebki i przechyliłam kokieteryjnie głowę.
— Wspominałeś coś o drinku?
Zdarzało się,
że
gryzło mnie sumienie z powodu tego, czym się
zajmowałam. Każda historia ma dwie wersje, a my słyszymy tylko
jedną z nich. Czasami kobiety, które nas wynajmują, to prawdziwe
hetery. Lecz nawet to nie daje mężczyznom prawa, aby je zdradzać.
Po prostu odejdź, panie Przyszły Cudzołożniku. Zawsze była prze-
cież i taka możliwość.
Z drugiej strony bywało,
że żona
była wredną jędzą, a i tak całymi
tygodniami musieliśmy chodzić za jej mężem,
żeby
udokumentować
choć najsłabszą poszlakę zdrady. Przy takich zleceniach rzeczywiście
5
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin