Landon Juliet - Damy z Paradise Road 03 - Droga do raju.doc

(954 KB) Pobierz
40a33c855dc9463b87d0050e5983bff4


Cover

Juliet Landon

Droga do raju

 

 

 

Rozdział pierwszy

 

Richmond, Surrey, 1814 rok

 

- Moje drogie, co o tym sądzicie? - Letycja zamknęła za sobą drzwi. Dziewczęcy gwar przycichł. - Czy po tym, co tu zobaczyłyście, będziecie błagać mamę, aby przybyła mi na ratunek, czy też opowiecie jej, jaka jestem zdolna?

Garnet ujęła ją pod rękę.

- Ależ mama wie, jaka jesteś zdolna, kochanie. Nie chce tylko, żebyś robiła to wszystko sama. Ma w stosunku do nas całkiem inne plany - a już na pewno, jeśli chodzi o ciebie, najstarszą córkę.

- No cóż... - Letycja się uśmiechnęła. - Mama od dawna zdawała sobie sprawę z tego, że pójdę własną drogą. Szkoda, że nie znalazła czasu, aby przyjechać i zobaczyć wszystko na własne oczy. Kto jak kto, ale mama potrafi okazywać dezaprobatę. Nie mam racji?

- Och, Lettie, ostatnimi czasy mama często bywa niezadowolona - powiedziała Persefona, bliźniaczka Garnet. -Wiesz, jak łatwo się denerwuje, odkąd straciłyśmy papę. Nie mieszkasz w domu, ale nie aż tak daleko, żebyśmy cię nie mogły odwiedzać, kiedy przyjdzie nam ochota.

- Czyli pochwalacie to, co robię?

- Oczywiście, że tak - zapewniły ją chórem bliźniaczki. -To niesamowite. Siedem uroczych panien, wsłuchujących się pilnie w każde twoje słowo i darzących cię głębokim respektem. „Tak, panno Boyce. Nie, panno Boyce".

- Och, przestańcie! - zawołała ze śmiechem Letycja. - To ich pierwszy semestr. Z pewnością wkrótce spróbują wejść mi na głowę.

Biały hol tonął w promieniach wiosennego słońca, które odbijając się od kryształowego wazonu, malowało tęczowe plamy na różowym dywanie. Przez dwie pary otwartych drzwi widać było powóz z herbem Boycebw. Jeden stajenny w liberii siedział na koniu, a drugi stał na chodniku obok wysuwanych schodków.

Okazały gniady ogier czekał tuż obok, a jego jeździec patrzył ze spokojem, jak trzy młode kobiety, trzymając się za ręce, przekazują sobie ostatnie pożegnalne polecenia.

- Lord Rayne będzie nas eskortował do Londynu - wyszeptała Persefona, oblewając się rumieńcem. - Musisz wiedzieć, Lettie, że to dżentelmen w każdym calu.

- Dziś wieczorem zabiera nas do Almacka* - dorzuciła Garnet i oczy jej się zaświeciły. Szybko jednak się zreflektowała i dodała: - Obawiam się, że będzie tam panowała sztywna atmosfera, ale mama bardzo nalegała.

Bliźniaczki najwyraźniej pragnęły dać siostrze do zrozumienia, że nie będą dobrze się bawiły, a ona by się wynudziła, gdyby została wraz z nimi zaproszona przez najprzystojniejszego spośród znajomych kawalerów.

 

* Słynny klub dla londyńskiej elity, gdzie, co było w owych czasach rzadkością, przychodziły również kobiety (przyp. tłum.).

 

Letycja w mig odgadła ich intencje i spojrzała ukradkiem na lorda Rayne'a, by zaraz tego pożałować, gdyż napotkała jego kompletnie pozbawiony entuzjazmu wzrok. Gdyby o nim wcześniej nie słyszała, zgodziłaby się z opinią sióstr, iż jest to najlepiej ubrany i najbardziej pożądany kawaler do wzięcia.

Letycja miała jednak pewne zastrzeżenia, bo dotarły do niej również inne głosy, wcale nie tak pochwalne: że choć bogaty i utytułowany - czego nikt przy zdrowych zmysłach nie lekceważy, rzecz jasna - lord Rayne jest niepoprawnym hulaką. Jak ich matka mogła dopuścić do tego, aby widywano jej młodsze siostry wyłącznie w jego towarzystwie?

Jednak prześliczne bliźniaczki przed paroma miesiącami obchodziły dwudzieste drugie urodziny, a to już poważny problem dla ambitnej matki. Zaś lord Seton Rayne, młodszy syn markiza Sheena, mimo swej reputacji mógł przebierać wśród najbardziej posażnych londyńskich panien i wciąż pozostawał wolny.

Odwróciła pospiesznie wzrok, bo jego spojrzenie sugerowało jednoznacznie, iż bez względu na krążącą o nim opinię, nie musi się go obawiać. Niezamężne guwernantki, choćby miały najlepsze koneksje, kompletnie go nie interesowały, a co najwyżej bawiły. Jeśli jednak miała nadzieję, że uda jej się uniknąć prezentacji, to się pomyliła.

- Chodź! - Garnet lekko popchnęła Letycję. - Nie chcesz, abym ci przed wyjazdem przedstawiła lorda Raynea? Czyż nie mówił pan, milordzie, że pragnie pan poznać naszą starszą siostrę? Otóż i ona.

Lord Rayne skłonił się, siedząc w siodle i wzrokiem otaksował Letycję jak konia, którego miałby obstawić na wyścigach.

- Panno Boyce - powiedział - cieszę się, że wreszcie mogę panią poznać, bo już zaczynałem podejrzewać, że jest pani jedynie wytworem wyobraźni pani sióstr.

- W to akurat mogę uwierzyć, milordzie - odparła bez uśmiechu. - Pewnie rzadko zdarza się panu spotkać kobietę samodzielną.

Odwróciła się, dając wyraźnie do zrozumienia, że to koniec tej krótkiej rozmowy, po czym pożegnała siostry, a potem patrzyła, jak odjeżdżają.

Na znak jeźdźca gniady ogier ustawił się za powozem i machnąwszy ogonem, ruszył, jakby szydząc z samotnej postaci na podjeździe, która nie mogła zrozumieć, skąd to nagłe uczucie zażenowania. Czy była niepotrzebnie opryskliwa i opacznie zrozumiała powitanie lorda Rayne'a? Czy on to zauważył? A jeżeli tak, czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Pytania kłębiły się w głowie Letycji. Po powrocie do holu patrzyła przez chwilę na mosiężną klamkę, a potem nacisnęła ją i weszła do pokoju, by z ulgą znaleźć się w swoim żywiole. Siedem dziewczęcych główek uniosło się w nadziei, że panna Boyce pochwali ich rysunki przedstawiające żonkile.

Letycja nie zazdrościła siostrom, które spędzały wolny czas wśród londyńskich wyższych sfer. Nie pociągały jej bale, rauty czy przyjęcia. Inaczej było z bliźniaczkami, które wprost uwielbiały życie towarzyskie. Dobrze ubrane, o świetnych manierach i obyciu, obdarzone wdziękiem oraz blond loczkami stały się prawdziwą ozdobę salonów - tym większą, iż podwójną.

Ich wymagająca matka uważała, iż warte są tyle złota, ile ważą. Nie potrafiła też sobie wyobrazić, jak jedna mogłaby wyjść za mąż bez drugiej - a gdzie w tych czasach znaleźć dwóch jednakowo bogatych i utytułowanych kawalerów? Bliźniaczki, trzeba dodać, podzielały jej sceptycyzm.

Natomiast kwestia znalezienia kandydata do ręki najstarzej córki rzadko spędzała sen z powiek lady Boyce, gdyż Letycja nie wykazywała najmniejszego zapału w tym kierunku. Szczerze mówiąc, powinna była urodzić się chłopcem. Szkolna klasa nie była dla niej pomieszczeniem, z którego się ucieka, olbrzymia biblioteka ojca stanowiła ulubiony cel jej wypraw, a wizyta w muzeum, wykład o budowie wiersza lub dyskusja o greckich wazach i ich klasyfikacji pociągały ją bardziej niż konieczność zabawiania rozplotkowanych gości matki podczas obiadów w ich uroczym domu w Mayfair.

Oczywiście wywiązywała się ze swoich obowiązków, jednak większość jej własnych znajomych stanowili artyści, literaci i politycy.

Nieżyjący ojciec doskonale ją rozumiał - natomiast matka, wielka snobka, niestety nie. Nic więc dziwnego, że po tragicznej śmierci ojca, do której doszło na polowaniu, Letycja postanowiła uwolnić się definitywnie spod jej dominacji. Ojciec z pewnością pochwaliłby ten zamiar, ale to najstarszy brat jej matki, wuj Aspinall, pomógł jej nabyć dom pod numerem 24 na Paradise Road w Richmond, w hrabstwie Surrey. On jeden z całej rodziny, oprócz jej sióstr, pochwalił plan otwarcia pod tym adresem elitarnej pensji dla dziewcząt.

- Pensja dla dziewcząt? - powiedziała lady Boyce takim tonem, jakby usłyszała bluźnierstwo - Jak chcesz znaleźć sobie męża, Letycjo, jeżeli przez cały dzień będziesz tkwiła w szkole, wśród młodych dziewcząt?

- Nie będę tam tkwiła przez cały dzień, mamo - odparła Letycja. - To nie ten rodzaj szkoły. A dziewczęta będą mniej więcej siedemnastoletnie, czyli tuż przed wejściem w świat O wielu sprawach powinno się wiedzieć w tym wieku - do dała, mając w pamięci niedostatki edukacji wyniesionej z pensji pani Wood. - Gdyby papa nie rozmawiał ze mną na ciekawe tematy, byłabym równie onieśmielona w towarzystwie jak większość dziewcząt u pani Wood.

- Onieśmielona? To ostatnia rzecz, jaką można ci zarzucić - odparowała matka, i nie był to komplement. - Mogłabyś choć raz wziąć pod uwagę moje uczucia. Jak wytłumaczę twoją decyzję znajomym?

Ekscentryczne wybryki w starszym wieku da się zrozumieć, ale osoba, która ma dwadzieścia cztery lata, powinna pomyśleć o założeniu rodziny. Co za wstyd!

- Nie chciałam przysparzać ci kłopotu, mamo, nie mam też nic przeciwko rodzinie i małżeństwu. Nie pojmuję jednak, dlaczego kształcenie umysłu jest godne pochwały u mężczyzny, a u kobiety czymś nie do przyjęcia. Papa nigdy nie uważał, by umysł kobiecy był gorszy od męskiego. Przecież to on nauczył mnie czytać.

- Twój papa, świeć Panie nad jego duszą, miał w większości kwestii radykalne poglądy. Zostawiając ci spory zapis, żebyś mogła robić, co chcesz, nie sądził chyba, że wypuścisz się na szerokie wody, kupisz dom i zrobisz z siebie pośmiewisko.

- Na szczęście wuj Aspinall, wcale tak nie uważa, mamo. Nie poradziłabym sobie ani w połowie tak dobrze bez jego pomocy.

Porównanie to jeszcze bardziej rozsierdziło lady Boyce.

- Aspinall! - prychnęła. - Co ktoś, kto nie ma własnych dzieci, może wiedzieć o aspiracjach rodziców?

Przeczuwałam, że nie poprze mnie w tej kwestii, i jak zwykle miałam rację. Jeżeli on chce, by siostrzenica została sawantką*, nic na to nie poradzę. Prawdę mówiąc, podejrzewałam u ciebie takie inklinacje, odkąd zobaczyłam, jak próbujesz schować iłownik łaciński do torebki, kiedy wybierałyśmy się na raut do lady Aldyth. Że też ja, kochająca matka, muszę znosić coś takiego! - Lady Boyce teatralnym gestem załamała ręce, po czym osunęła się na fotel obity prążkowanym brokatem.

Letycja odziedziczyła wysoki wzrost po obojgu rodzicach, skutkiem czego w tańcu musiała spoglądać z góry na większość partnerów. W tej sytuacji znacznie mniej krępujące dla obu stron były rozmowy na siedząco. A ponieważ los pobłogosławił ją darem prowadzenia zajmującej konwersacji, cieszyła się sporym powodzeniem wśród znajomych o bardziej liberalnych poglądach. Być może pomagały jej w tym bujne jasne włosy, wielkie chmurne oczy w oprawie czarnych rzęs czy figura, której mogłaby pozazdrościć jej sama Junona**. Letycja nie zaprzątała sobie jednak głowy takimi głupstwami, będąc ignorantką w kwestii męskich gustów.

Matka wciąż powtarzała swoim trzem córkom, że mężczyźni najbardziej cenią w kobiecie niewinność, towarzyskie zalety i ponad wszystko brak naukowych aspiracji. Czego zaś najbardziej nie znoszą, to by kobieta wiedziała więcej niż oni na jakikolwiek temat - naturalnie oprócz spraw domowych. Bliźniaczki nie zamierzały dyskutować z tym poglądem, natomiast Letycja uznała go za zbyt ogólnikowy, aby mógł być prawdziwy. Znała przecież mężczyzn, którzy ją akceptowali taką, jaka jest, wraz z jej naukowymi ciągotami. Na nieszczęście dla lady Boyce nie aspirowali oni do ręki Letycji, ponieważ albo już mieli żony, albo byli zbyt pochłonięci własnymi pasjami, by się obarczać rodziną.

 

* Sawantka - kobieta uczona, erudytka, zwykle popisująca się swoją wiedzą, często w znaczeniu ironicznym (przyp. red.).

** Junona - staroitalska bogini, patronka żon i matek (przyp. tłum.).

 

Jeśli Letycję martwił ten stan rzeczy, nigdy tego po sobie nie pokazała. Natomiast w głębi duszy współczuła mężczyznom i kobietom, budującym życie na tak płytkich zasadach. Brutalna prawda była jednak taka, że wiedza książkowa i małżeństwo rzadko idą w parze, ona zaś, „ekscentryczna córka lady Boyce", miała nikłe szanse na znalezienie męża z wyższych sfer, co było gorącym życzeniem jej matki.

- Co ludzie na to powiedzą? - desperowała lady Boyce. -Że kazałam ci zarabiać na życie? Nie musisz przecież pracować. To nie przystoi pannie z twojej sfery.

Letycja postawiła jednak na swoim, a lady Boyce, która jak dotąd nie znalazła czasu, by odwiedzić dom przy Paradise Road, po wysłuchaniu relacji bliźniaczek, zapałała jeszcze większą niechęcią do pomysłu najstarszej córki. Oczywiście przed ich wizytą kazała im poinformować Letycję o wszystkich zaplanowanych balach i wieczorkach w ich domu, a także o utytułowanych panach, z którymi się spotykały. Dziewczęta zawiozły siostrze najnowszą powieść autora, którego poprzednia książka, „Niewierny", przez cały miniony rok była na ustach londyńskiej socjety. Były pewne, że w Richmond trudno będzie ją dostać, natomiast ich matka uznała to za bezsensowny gest.

- Lettie nie będzie czytać tego rodzaju rzeczy - powiedziała.

- Jakiego rodzaju rzeczy, mamo? - zapytały z miną niewiniątek.

- Tego rodzaju.. powieści.. pikantnych..

- Czy ona jest pikantna?

- Och, nie wiem. Na moje oko tak. Jak brzmi tytuł? „Rezydencja Waynethorpeów"? Musi być taka.

- Czyli mama jej nie czytała?

- Takich bzdur?! Oczywiście, że nie.

- To skąd mama wie, że to bzdury?

- Och, przejrzałam ją, będąc w księgarni, więc mogę coś niecoś powiedzieć. Nie wyobrażam sobie, żeby Letycję to zainteresowało. Chyba że piszą tam, jak odróżnić Reynoldsa* od Turnera**. Moim zdaniem to bez znaczenia - jeśli nie ma różnicy w cenie.

Rozmowa, z założenia żartobliwa, zaczęła niebezpiecznie dryfować w stronę obszarów, o których lady Boyce miała bardzo kategoryczną opinię, za to żadnej wiedzy. Bliźniaczki skwitowały to jednak uśmiechem i mimo wszystko zawiozły książkę do Richmond.

Letycja otworzyła paczkę owiniętą w brązowy papier. W środku były trzy tomy, oprawne w brązową skórę, ze złotymi literami. Zerknęła na stronę tytułową:

„Rezydencja Waynethorpeów" Powieść w trzech tomach, napisana przez autora „Niewiernego" Londyn Wydana przez Mercury Press, Leadenhall Street 1814.

 

* Sir Joshua Reynolds (1723-1792) - wybitny angielski malarz i portrecista, (przyp. tłum.).

** JMW Turner (1775-1851) - angielski malarz i grafik, znany pejzażysta, prekursor impresjonizmu (przyp. tłum.).

 

Zamknęła z uśmiechem na książkę i spojrzała na uczennice. Na siedmi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin