1 Kabul legł u naszych stóp, Już brzmiš tršby, błyska miecz, Lecz bym stracił owy gród, Hen od brodu idšc precz. Bród, bród, bród na rzece Kabul, Bród na rzece Kabul w ciemnš noc! Bród na rzece Kabul Rudyard Kipling Prowincja Ttckpt, Barwhon V 16:25 czasu uniwersalnego Greenwich, 23 listopada 2003 Seria z karabinu maszynowego trafiła pierwszego Posleena prosto w pier. Pišty pocisk smugowy chybił padajšcego stwora, a parujšca żółta krew zbryzgała purpurowe paprocie poszycia. Kompania podobnych do centaurów obcych rozproszyła się, kiedy pozostali Ziemianie otworzyli ogień. Bród za ich plecami zachichotał pluskiem, jakby namiewał się z żołnierzy skazanych na mierć przez jego nieprzewidzianš obecnoć. Kapitan Robert Thomas wytężył wzrok, próbujšc zobaczyć co przez wszechobecnš zasłonę mgły i szeptem nakazał otworzyć ogień do zbliżajšcych się Posleenów. Nadchodzšca grupa wojowników miała znacznš przewagę liczebnš nad jego zdziesištkowanymi żołnierzami. Ludziom kończyła się amunicja, morale było niskie, okopali się jednak na podmokłym, grzšskim brzegu. Nie mieli wyboru, musieli walczyć albo zginšć. Przeprawa przez bród z Posleenami za plecami oznaczałaby samobójstwo. Pozycja, którš zajęli, też była samobójcza. Jednak gdyby nikt nie zatrzymał obcych, ich niespodziewane uderzenie zagroziłoby całemu skrzydłu czwartej dywizji pancernej. Thomas znał swój obowišzek w takiej sytuacji. Ustawił żołnierzy na najbardziej niebezpiecznych pozycjach zgodnie z zasadš, że kiedy można już tylko zginšć, ludzie walczš najzacieklej. To był najstarszy aksjomat z podręcznika wojskowoci. Bujna rolinnoć Barwhon uniemożliwiała ostrzelanie Posleenów z dużej odległoci, walka sprowadzała się więc do strzelaniny na krótki dystans, w której obcy mieli przewagę. Thomas warknšł z wciekłociš, kiedy smuga plazmy uciszyła sekcję broni maszynowej jego drugiego plutonu i pojawił się pierwszy Wszechwładca. Posleeńskich Wszechwładców łatwo było odróżnić od zwykłych wojowników. Po pierwsze, byli od nich potężniejsi, gdyż mierzyli około stu siedemdziesięciu centymetrów w barach, podczas gdy wojownicy mieli tylko sto czterdzieci do stu pięćdziesięciu. Po drugie, na grzbietach mieli wysokie, pierzaste grzebienie, otwierajšce się do przodu jak ceremonialne pióropusze Indian z równin. Przede wszystkim jednak Wszechwładcy różnili się od zgrupowanych w formacje wojowników tym, że poruszali się na błyszczšcych spodkach, unoszšcych się nad ziemiš jak ekranoplany. Urzšdzenie to służyło nie tylko do transportu. Ciężka broń na obrotowym czopie w tym wypadku wyrzutnia rakiet hiperszybkich zdradzała jego główne przeznaczenie. Spodek wyposażony był w mnóstwo zaawansowanych sensorów. Niektórzy Wszechwładcy używali ich w trybie aktywnym, inni w pasywnym, sieć czujników była jednak na swój sposób równie niebezpieczna, co ciężka broń. Uniemożliwienie przeciwnikowi zdobycia informacji o swoich siłach jest drugš najstarszš zasadš działań wojennych. Jednak przez ostatni rok walk w dżunglach Barwhon V, Ziemianie nauczyli się walczyć z Wszechwładcami. Całš ciężkš broń kompanii kierowano na wojowników wokół spodka, a snajper brali na cel samego Wszechwładcę i jego pojazd. Na długo przed opuszczeniem biało-niebieskiej kuli ziemskiej amerykańskie siły zbrojne zaczęły dostosowywać swojš broń do walki z nowym zagrożeniem. Wysłużone karabiny M-16 zastšpiono broniš cięższego kalibru, która mogła zatrzymać biegnšcego Posleena, dorównujšcego masš koniowi. Poza tym wprowadzono zmiany dotyczšce snajperów. Odkšd w latach osiemdziesištych ubiegłego wieku przywrócono funkcję strzelca wyborowego, toczyły się debaty na temat odpowiedniego dla nich standardowego karabinu. Spór zakończyła grupa do zadań specjalnych wysłana na Barwhon. Członkowie zespołu zwiadowczego mogli znowu ujrzeć zielone wzgórza Ziemi tylko dlatego, że drużynowy snajper używał karabinu kaliber. 50. Roztrzšsano jeszcze zalety stosowania karabinu z ręcznym ryglem i broni półautomatycznej, była to jednak już tylko dyskusja akademicka. Najpopularniejszš wród żołnierzy broniš okazało się M-82, półautomatyczna pięćdziesištka Murfreesboro. Specjalista John Jenkins pokazał, dlaczego tak się stało. Wybrał pozycję na lekkim wzniesieniu na tyłach kompanii, na wprost spodziewanego kierunku nadejcia wroga. Jego mundur, obszyty zwisajšcymi luno jutowymi paskami sprawiał, że był niewidoczny gołym okiem. Jednak czujniki Wszechwładców nie dawały się tak łatwo oszukać i kompania musiała go osłaniać zmasowanym ogniem. Kiedy M-60-tki trzech liniowych plutonów przykryły wojsko wokół Wszechwładcy ciężkim ogniem, specjalista wystrzelił pojedynczy pocisk ze swojego czternastokilogramowego karabinu. Odrzut szarpnšł jego stukilowym ciałem, a rozmiękłe błoto, w którym leżał, zachlupotało. Wystrzelony pocisk nie różnił się zasadniczo od amunicji, której używały od dawna zasłużone karabiny maszynowe M-2 kalibru. 50. Trzykrotnie większy od pocisku kaliber. 30-06, opuszczał lufę z prędkociš wylotowš kojarzonš zazwyczaj z działkami przeciwlotniczymi. Ułamek sekundy po tym, jak odrzut zatargał mocno zbudowanym snajperem, przeciwpancerny pocisk trafił spodek na lewo od mocowania czopu ciężkiego działa plazmowego. Wolframowy trzpień z teflonowš powłokš przeszył zamknięcie mało istotnej skrzynki pod stopami Wszechwładcy, następnie nieco mocniej opancerzonš wewnętrznš ciankę spodka. Potem wbił się w krystalicznš matrycę. Przebiłby jš na wylot, gdyby nie zachwiał delikatnej równowagi napędzajšcych ciężkie sanie antygrawitacyjne kryształów mocy. Kryształy przy pomocy pola utrzymywały drgania czšsteczkowe w stanie zaburzenia, co pozwalało im magazynować ogromne iloci energii. Skręt wišzań był jednak utrzymywany przez mały, ukryty głęboko w matrycy generator. Kiedy uderzenie pocisku go strzaskało, zebrana w kryształach energia eksplodowała z siłš pół tony materiałów wybuchowych. Wszechwładca zniknšł w zielonym rozbłysku aktynicznego ognia, a wraz z nim ponad połowa jego kompanii. Kula ognia pochłonęła dwa tuziny wyższych rangš wojowników w bezporedniej bliskoci spodka, a podmuch i odłamki zabiły jeszcze ponad stu pięćdziesięciu innych. Według kapitana Thomasa pierwsza salwa pocisków kasetowych sojuszniczej artylerii prawie zepsuła szczególny klimat tej sceny. Następna fala Posleenów miała na ten temat inne zdanie. * Echo Trzy Pięć, tu Papa Jeden Szeć, odbiór szepnšł ochryple Thomas. Ostatnie dwie godziny wypełnili nacierajšcy Posleeni, łoskot artylerii i umierajšcy żołnierze. Kapitan przeczuwał, że zbliża się koniec. Chuchnšł w dłonie, próbujšc je rozgrzać i spojrzał na pole bitwy. Pochyłoć zbocza prowadzšcego do ich pozycji zasłana była trupami Posleenów, ale mimo to pieprzone kucyki wcišż atakowały. Jak zwykle nie można było nawet sprawdzić, ile ich jeszcze zostało. Czujniki i broń Wszechwładców sprawiały, że o rekonesansie powietrznym można było tylko pomarzyć. Przed kompaniš leżało jednak przynajmniej dwa tysišce poszarpanych ciał. Setka żołnierzy, których wystawił kapitan, zniszczyła dwadziecia razy liczniejsze wojsko. Sami jednak także ponieli duże straty. Z kompanii został zaledwie wzmocniony pluton, więc następne natarcie miało przejć przez ich szeregi jak goršcy nóż przez masło. Trudnoć walki z Posleenami nie polegała na tym, że trudno było ich zabić; sztukš było zabić ich tylu, żeby miało to jakie znaczenie. Kapitan obawiał się, że jeli nie nadejdš obiecane posiłki, wytraci całš swojš kompanię na próżno. Przyleciał na Barwhon razem z Alianckim Korpusem Ekspedycyjnym i wiedział, że będzie potrafił to zrobić. Zdarzało się to wczeniej i miało zdarzyć się jeszcze wiele razy; w cišgu ostatniego roku jednostka dwa razy wymieniła cały stan osobowy. Ale drażniło go, kiedy działo się to nadaremnie. Opadł do wypełnionego wodš okopu. Kiedy usiadł, zimna, lepka ciecz sięgnęła mu do pasa. Zignorował niewygodę błoto było na Barwhon tak częste, jak mierć włożył kolejny magazynek dwudziestomilimetrowych granatów do swojego AIW i jeszcze raz wezwał brygadę. Echo Trzy Pięć, tu Papa Jeden Szeć, odbiór. Brak odpowiedzi. Wycišgnšł z kieszeni na udzie stalowe lusterko i wystawił je nad krawęd okopu, żeby spojrzeć na pole bitwy. Potrzšsnšł głowš, schował lusterko i przeładował AIW. Zmienił pozycję na klęczšcš i głęboko odetchnšł. Potem poderwał się gwałtownie i odpalił serię granatów w stronę grupy wojowników, którzy najwyraniej szykowali się do natarcia. W zasadzie po mierci Wszechwładców ich wojownicy oddawali ostatniš salwę na pokaz i uciekali. Niektórzy jednak byli bardziej agresywni, niż inni. Ci tutaj kršżyli dookoła ludzi, doć skutecznie odpowiadali na ogień i zasadniczo byli upierdliwi. Większoć żołnierzy kapitana akurat zajęta była kombinowaniem, skšd wzišć amunicję, opatrywaniem ran i przygotowywaniem się do odparcia następnego ataku, nikt więc nie miał czasu zajšć się tym zagrożeniem. Normalnie zrobiłby to Jenkins, ale jego dostali prawie godzinę temu. Dowódca kompanii sypnšł więc kolejnš seriš granatów w stronę ogłupiałych centaurów, schował się z powrotem w dziurze i zmienił magazynek. Znowu. Krawęd okopu poszarpały pociski strzałkowe, potem wszystko ucichło. Posleeńscy wojownicy byli tak głupi, że wszystkie żarty narodowociowe przestawały być mieszne. Echo Trzy Pięć, tu Papa Jeden Szeć, odbiór szepnšł kapitan do mikrofonu. Atakujš nas przeważajšce siły wroga. Oceniam je na pułk lub więcej. Potrzebujemy posiłków, odbiór. Żołnierze z jego kompanii byli dobrzy; po tak długim pobycie na Barwhon musieli być. Ale dziesięciu na jednego to trochę za dużo, zwłaszcza jeli nie ma się przygotowanych fortyfikacji. Niech to...
sunzi