Nowy25.txt

(34 KB) Pobierz

25
    
    No-Name-Key, Floryda, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 09:22 letniego czasu wschodniego USA, 3 padziernika 2004
    
    Mikea obudziło przenone radio, które przywieli ze sobš. Zapowiadano włanie cztery kolejne dni słonecznej pogody, a potem pierwszy tej jesieni zimny front. Huragan Janice przemieszczał się na północ od Bermudów, więc nie obawiano się, że uderzy w wybrzeże kontynentu. Dowództwo Sił Lšdowych Stanów Zjednoczonych ostrzegało przed możliwociš wczeniejszego lšdowania Posleenów. Nowe prognozy przewidywały atak na małš skalę najpóniej za dwa miesišce.
    Mike prychnšł i odrzucił poncho, w którym spał, wyrzucajšc przy tym w powietrze małš jaszczurkę. Gładka nylonowo-poliestrowa pociel była częciš wyposażenia kempingowego i jedynš rzeczš, z której usunięciem z inwentarza Sił Uderzeniowych Floty Mike się nie zgadzał. Chociaż rozumiał, że używane zamiast niej nowe posłanie jest pod każdym względem lepsze, to jednak wolał stary, dobry poliester. Ponadto nowa pociel GalTechu była praktycznie niedostępna, podczas gdy fabryka w Południowej Karolinie, w której wyrabiano poliestrowš bieliznę pocielowš, pracowała na trzy zmiany i miała pełne magazyny. Ostatnio poncho stało się jednym z najbardziej poszukiwanych wyrobów i zostało zaliczone do kategorii wyrób pierwszej potrzeby wojennej. Niele, jak na namiastkę pocieli.
    Mike potarł twarz i stwierdził, że od biedy nie musi się jeszcze golić. Ostatnio dosłownie zakochał się w jednym z produktów GalTechu  kremie depilacyjnym. Specyfik ten nie tylko usuwał włosy, ale także powstrzymywał ich wzrost przez miesišc po użyciu. Oczywicie krem był dostępny jedynie w niewielkich ilociach, więc Mike oszczędzał go, używajšc czasami maszynki do golenia. Teraz krem akurat działał, przez następne kilka dni można się było więc nie golić.
    Rozejrzał się po zapuszczonym pokoju, w którym aż roiło się od mrówek, po czym zrobił dwa kroki i znalazł się w łazience. Jego odbicie w wiszšcym tam lustrze wyglšdało jak oblicze trędowatego. Mike podniósł klapę sedesu i z umiechem zaczšł czytać napis, który gospodyni umieciła na kartce na wysokoci oczu.
    Z powodu niedostatku wody nie należało jej spuszczać po sikaniu. Napis na kartce delikatnie stwierdzał: Żółte górš, bršzowe rurš. Za sedesem stała butelka wybielacza, więc Mike ostrożnie odmierzył nakrętkę płynu i wlał go do muszli, żeby zneutralizować smród amoniaku.
    Kiedy umył się pobieżnie i wyszedł z łazienki, Sharon włanie wróciła do pokoju.
     Jak się pospieszysz, to może jeszcze zdšżysz na niadanie  powiedziała z umiechem i położyła na obitym linoleum stole bukiet tropikalnych kwiatów.
    Mike się umiechnšł.
     Niezupełnie tak to sobie zaplanowalimy, co?
     Ritz-Carlton to to nie jest  przyznała.
    Zawsze, gdy przyjeżdżali na Florida Keys, dysponowali dosyć ograniczonymi budżetem. Tym razem cieszyli się na myl o spędzeniu wakacji w najlepszych hotelach w Key Largo. Zarabiali teraz tyle, co generałowie przed wojnš z Posleenami, a ponadto Mike miał jeszcze sporo pieniędzy z nagrody za Diess. Nagrody pieniężne wymylono między innymi po to, żeby przycišgnšć ubogich Indowy do galaksjańskiej armii. Co prawda nie odniosło to pożšdanego skutku, ale przepisów nigdy nie zmieniono.
    We Flocie obowišzywały przepisy Federacji. Częć z nich dotyczyła majštku przechwyconego albo odzyskanego przez wojsko.
    Sprzęt porzucony przez Posleenów, taki jak tysišce pozostawionych na Diess statków, należał do kategorii dóbr przechwyconych i przypadał tym wojskom, które go przejęły. Poczštkowo żołnierze, nie wiedzšc o tym, pozostawiali tysišce międzyplanetarnych i międzygwiezdnych statków na powierzchni planety. Darhelski przedstawiciel wyjanił im więc, że sš odpowiedzialni za ich usunięcie.
    Wojsko protestowało, tłumaczšc, że nie posiada niezbędnego do tego celu sprzętu, więc w końcu Darhelowie zgodzili się to zrobić sami.
    Dowódca na Diess nie urodził się jednak wczoraj i postanowił wystawić statki na aukcję. Był zaskoczony jej wynikiem. Zarówno statki międzyplanetarne, jak i międzygwiezdne osišgnęły zawrotne ceny ze względu na koszty produkcji i wojenne straty. Do chwili obecnej wpływy ze sprzedaży niecałej ich połowy przewyższyły żołd Federacji dla wszystkich wojsk NATO.
    Federacyjne przepisy okrelały też według skomplikowanego schematu podział przychodu ze zdobyczy. Jeden z jego aspektów odwoływał się do czynów niezwykłej natury. Ponieważ było mało prawdopodobne, żeby którykolwiek z okrętów wpadł w ręce Ziemian bez pomocy ONeala i jego plutonu, przypadł im procent ze sprzedaży każdego z nich.
    Dochód Mikea z nagród za zeszły rok przewyższał produkt krajowy brutto większoci ziemskich krajów. Ale okazało się, że na Florida Keys nie ma to żadnego znaczenia.
     Gdzie jest niadanie?  zapytał Mike, zakładajšc obszyte mnóstwem kieszeni spodenki safari i lekkš, bawełnianš koszulkę, posiadajšcš ich jeszcze więcej. le się bez nich czuł.
     W pubie  odparła Sharon i wstawiła kwiaty do wody.  Miejscowi najwyraniej sprzedajš jajka od kur z ferm majšcych wybieg.
    Moje było trochę... różowawe.
    Mike się skrzywił. Otwierał włanie usta, żeby to skomentować, kiedy od strony portu dobiegł ich jaki pisk.
    Zanim Sharon zdšżyła się poruszyć, Mike był już na zewnštrz z desert eaglem w ręku. Kiedy wybiegła za nim na dwór, zobaczyła, jak opuszcza trzymanš oburšcz broń i mieje się zmieszany. Dotarło do niej, że pisk ich córki jest okrzykiem radoci i zaskoczenia.
    Dopiero po chwili rozpoznała odpowiadajšcy mu szczebiot.
    Cally, w towarzystwie Karen, włacicielki obozu, kucała na pomocie i ochlapywała wodš delfina. Mały butlonos odpowiadał terkotaniem na jej każdy okrzyk; Cally najwyraniej bawiła się, jak nigdy w życiu.
    Mike wsunšł gigantyczny pistolet za pasek spodni i wszedł na pomost. Słyszšc skrzypienie desek, Karen obejrzała się przez ramię i umiechnęła.
     Dzień dobry, piochy  powiedziała i wstała.
    Delfin zaprotestował, ale machnęła tylko rękš i rzuciła mu parę kawałków ryby. Butlonos schwycił je i zajšł się czarowaniem Cally, majšc nadzieję na więcej.
     Oswojony delfin.  Sharon zmrużyła oczy przed jasnym słońcem poranka.  Normalnie chyba się tak nie zachowujš?
     Nie  powiedziała Karen.  Byłam trenerem Shirlie.
    Sharon zaskoczona uniosła brwi.
     Gdzie? W Sea World?
     Nie. To było w Instytucie Badań nad Ssakami Morskimi w Marathon. Tak naprawdę tylko tresowane delfiny przycišgały tam turystów, ale ja nigdy nie miałam nic przeciwko temu. Przez lata pracowałam jako trener w Sea World i wierzę, że odwalilimy tam kawał dobrej roboty. Robienie gwiazd ze ssaków morskich pozwalało chronić je przed o wiele gorszymi rzeczami, które mogłyby im się przytrafić. Cholera, gdyby nie takie miejsca jak Sea World, nikt nie przejmowałby się delfinami i orkami.
     Więc dlaczego tu się znalazła?
     Cóż, kiedy zabrakło turystów, dostalimy z Narodowego Urzędu Rybołówstwa Morskiego polecenie wypuszczenia wszystkich naszych podopiecznych. Doszli do wniosku, że skoro nie mogš już stworzyć odpowiednich warunków dla trzymanych w niewoli ssaków, należy je wypucić.
    Mike się oburzył.
     To wariactwo! Nie można tak po prostu wypucić trzymanego w niewoli zwierzęcia i spodziewać, że przeżyje!
     Oczywicie, że nie można  powiedziała Karen i umiechnęła się smutno.  Włanie to im powiedziałam, podobnie jak kilkudziesięciu innych trenerów. Najbardziej wkurzyło mnie to, że nie udało się tego rozdmuchać w prasie. Urzšd po prostu wydał cholerne postanowienie, a prasa miała to gdzie.
     Niech zgadnę. To nie było warte reportażu?
     Włanie.  Karen kiwnęła głowš.  Spotykałam się wtedy z Harrym, więc zamiast wrócić na północ  pochodzę z Chicago  zostałam u niego. Shirlie i cztery inne delfiny w pewnym sensie przypłynęły tu za mnš  dodała z szelmowskim umiechem.
     ladem z okruchów chleba?  spytała Sharon, patrzšc, jak Cally bez obawy poklepuje trzystukilowego morskiego ssaka.
     Mniej więcej. Kiedy wypływalimy łodziš i zabieralimy je, żeby popływały w otwartym morzu.  Karen wskazała zadbany kuter, zacumowany przy budynku recepcji. Mike był pewien, że ostatnio go nie używano.  Po prostu kazałam im płynšć za mnš.
     Co stało się z resztš?  zapytał Mike.  Był przecież nie tylko Sea World, ale też Oceanarium w Miami i jedno w St. Augustine...
     Sea World po prostu zabrał zwierzęta nad morze i wypucił u ujcia ródlšdowej Drogi Wodnej. Nie wiem, co się stało z delfinami i morwinami, ale znaleziono póniej co najmniej jednego martwego samca orki. Oceanaria zrobiły to samo.
     Cholera  zaklšł Mike.
    Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. Nagle przyszła mu do głowy pewna myl.
     No a co z...
     Ogrodami zoologicznymi?  dokończyła Karen.  I parkami dla zwierzšt?
     Włanie  wtršciła Sharon.  Co z nimi? Mówili w wiadomociach, że zoo w Atlancie może zatrzymać tylko goryle.
     Na Florydzie jest kilka dużych parków, które przyjęły częć zwierzšt  powiedziała Karen.  Rolinożerne żyjš w parkach i jako sobie radzš. Większoć mięsożerców trzeba było upić. Podobnie jak wszystkie inne zwierzęta, których nie można było zamknšć w rezerwatach.
     To nie w porzšdku  stwierdził Mike.  Mamy zobowišzania wobec tych zwierzšt! Nie prosiły się, żeby je zamykać w zoo!
     Nie tylko ty tak uważasz  powiedziała smutno Karen.  Pisalimy do Kongresu, do prezydenta, do wszystkich. Ale wszystkie odpowiedzi były podobne. Skoro brakuje żywnoci dla ludzi, jak możemy nakarmić zwierzęta?
     Tatusiu, zejd na ziemię.  Cally przetoczyła się na plecy i skoczyła na równe nogi najbardziej gibkim ruchem, jaki Mike kiedykolwiek widział.  Kiedy skopiesz tyłki Posleenom, możemy znow...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin