Nowy51.txt

(18 KB) Pobierz
50
    
    Richmond, Wirginia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 14:17 letniego czasu wschodniego USA, 10 padziernika 2004
    
     To przerażajšce  powiedział generał Keeton, patrzšc na setki monitorów.
    W dużej sali konferencyjnej budynku R. J. Reynolds tłoczyli się technicy wywiadu i kilka powołanych do służby sekretarek. Odszyfrowywali nagrania z kamer rozstawionych wzdłuż trasy natarcia i wpisywali dane do systemu kontrolnego przebiegu bitwy. Dwudziestoczterocalowy monitor, który został przystosowany dla potrzeb wojska przez szefa działu Informacyjnych Systemów Zarzšdzania Reynolds, pokazywał, że awangarda Posleenów dotarła włanie do muru przeciwpowodziowego i przy wejciu do miasta rozdziela się na dwie grupy.
    Generał czuł się niemal zakłopotany wsparciem, jakiego mu udzielono. Miejscowy zastępca prezesa do spraw zarzšdzania budynkami przysłał kilkudziesięciu techników; uruchomili oni sieć, z której Keeton teraz korzystał. W innych warunkach na zintegrowanie systemów wojskowych z komputerami osobistymi i macintoshami potrzebowano by dziesięciu lat i dwustu miliardów dolarów. Chłopaki z Reynoldsa, którzy mieli się tylko zastanowić nad sposobem przeprowadzenia takiego przedsięwzięcia, zmontowali w pełni działajšcy system w cišgu kilku godzin. Jak się okazało, jest to możliwe, kiedy stawia się jasne cele, daje do dyspozycji odpowiednie zasoby i pozwala kompetentnym ludziom wykonywać swoje zadania.
    Podobnie wyglšdała sprawa obrony. Kiedy ułożono plan odparcia ataku, zajęli się nim ludzie, którzy rozumieli, że nie ma czasu, żeby się kłócić, a trzeba po prostu działać. Poczynajšc od Keenea, który krzštał się jak mrówka, nadzorujšc realizację projektu w wielu miejscach, a kończšc na sierżant Gleason, która pogoniła do roboty szeciu administratorów szpitala i urzšdziła zaimprowizowane lazarety.
    Istniała też oczywicie druga strona medalu. Jeli generał zauważał, że jaki oficer opónia przygotowanie obrony czy to z powodów politycznych, czy biurokratycznych, zwalniał go z pracy w komisji i wysyłał na front do kopania dołów. W ten sposób machało łopatš już dwudziestu oficerów polowych i trzech flagowych. Keeton wiedział, że po zakończeniu obrony będzie musiał to wszystko odkręcić; inni generałowie mogliby mieć pretensje.
    Tymczasem miał wspaniały widok na nadcišgajšcš armię wroga  tysišce centaurów wchodzšcych w miertelnš pułapkę  i dysponował wystarczajšcym wsparciem, żeby walczyć przez wiele dni.
    Nadszedł już czas, żeby wydać rozkaz otwarcia ognia.
    Włšczył mikrofon i połšczył się z oficerem kontroli taktycznej.
     W porzšdku. Centrala ogniowa-wypucić kuleczki.
  *
    Technik otrzymał rozkaz ataku. Czas dotarcia pocisku artyleryjskiego do celu zależy od odległoci i rodzaju użytej broni. Niektóre jej typy, takie jak na przykład modzierze, strzelajš pod dużym kštem, więc pociski zataczajš duży łuk i trafiajš w cel po stosunkowo długim czasie.
    Dlatego technik postanowił, że działa będš strzelać w niewielkich odstępach czasowych, dzięki czemu wszystkie pociski będš mogły dotrzeć do celu niemal równoczenie i w ten sposób zadać wrogowi większe straty.
    
  *
    Arstenoss ze złociš posłał kulę plazmy we wznoszšcš się przed nim cianę. Prowadzšcy ich Kessentai naładował tenary ciężkim metalem i wycofał się ze skarbem na tyły. Armia dotarła do przeklętego przez demony muru z symbolem tych po trzykroć przeklętych techników, oby ich dusze pochłonęła otchłań; najwyraniej nie dało się już ić dalej. Kilku Wszechwładców, którzy wznieli się w swoich tenarach ponad mur, zostało usuniętych ze cieżki. Dziesištki tysięcy wojowników tłoczyły się więc w dolinie i rozglšdały za skarbami i tchórzliwymi thresh. Na wschodzie znaleli mały most i wielu Kessentai skręciło w tę stronš, ale most był dobrze broniony i za wšski. Minęłoby wiele dni, zanim udałoby się im przekroczyć rzekę i zajć thresh od tyłu. W kierunku pozycji wroga w wieżach mknęły sporadycznie wystrzeliwane pociski, ale nieprzyjaciel nie odpowiadał ogniem.
     Musimy sobie jako poradzić  powiedział w zamyleniu Artulosten i spojrzał na dziesištki tysięcy oolfos stłoczonych wokół jego tenara.
    Nic na wiecie nie może zatrzymać takiej armii.
     Jeli zbierzemy wielu Kessentaiów, możemy razem zaatakować bramę miasta. Wtedy...
    Urwał i odwrócił głowę. Szczyt górujšcego nad miastem wzgórza wybuchł purpurowym ogniem i całš okolicę zasnuł gęsty dym.
    Potem centaur zobaczył lecšce w ich stronę w błysku ognia jakie obiekty. Były ich setki. Zamarł niezdecydowany, nie wiedzšc, co ma w tej sytuacji robić. Człowiek wrzasnšłby pewnie Nadlatuje, co byłoby równie skuteczne, jak atak paraliżu.
    W obronie Richmond uczestniczyło pięć dywizji piechoty. Trzy z nich przekazały swoje modzierze do baz ogniowych na wzgórzach Libby i Montrose. Stosunkowo mała prędkoć i wysoki łuk trajektorii granatów modzierzowych zdecydowały o wystrzeleniu ich w pierwszej kolejnoci. Studwudziestomilimetrowe pociski poszybowały z wdziękiem w górę, obróciły się i runęły w dół. Zanim pokonały jednš trzeciš trasy, już wystrzelono drugš salwę. I trzeciš. Przy trzeciej salwie odezwało się wreszcie dziewięćdziesišt siedem dział artylerii.
    
  *
    Posleeni tłoczyli się ramię w ramię w Schockoe Bortom. Wielu podjęło próby wdrapania się na wał, inni zaczęli na niego napierać, żeby go rozwalić i dostać się na Williamsburg Road. Duży strumień centaurów kierował się na most dla pieszych przy Belle Isle. Żaden Posleen nie był przygotowany na nadlatujšcš salwę.
    Rze była nieopisana. Raz po raz, w odstępach kilku sekund, dwiecie pocisków artyleryjskich lšdowało na obszarze równym czterem boiskom do piłki nożnej.
    Punkt zerodkowania ognia artyleryjskiego ustalono z dala od pozycji piechoty, a pociski ustawiono na różne czasy detonacji. Te z zapalnikami zbliżeniowymi eksplodowały tuż nad siłami Poleenów, koszšc wrogów w rozległych, kolistych obszarach. Centaury rażone ogniem artyleryjskim bezporednio były po prostu rozrywane na strzępy przez eksplozje, których furia rozpylała żółtš krew w ledwie dostrzegalnš mgłę.
    Granaty modzierzowe były z tego wszystkiego najbardziej efektywne. Ich zapalniki nastawiono na detonację metr nad gruntem, tak że siały mierciš wszędzie wokół i masakrowały ciniętych centaurów tuzinami. A zaraz potem nadlatywała następna salwa. I następna.
    Żołnierzom piechoty, gęsto obsadzajšcym okoliczne budynki i umocnienia wokół Bortom powiedziano, że sami się domyla, kiedy będzie można otworzyć ogień. Strzelajcie, kiedy działa przeniosš ogień. Przez długie chwile wszyscy byli jednak zbyt zaszokowani piekłem wybuchów, chmurami odłamków granatów detonujšcych nad ziemiš i podrywanymi w powietrze obłokami strzępów. Kiedy jednak artyleria zmniejszyła intensywnoć ostrzału do spokojnego rytmu omiu strzałów na minutę, siły obsadzajšce linie obronne podniosły się i odbezpieczajšc broń zaczęły wybierać cele.
    Najpierw odezwały się autonomiczne systemy strzeleckie. Ponieważ cała zabójcza strefa aż roiła się od oszołomionych i rannych Posleenów, którzy kręcili się w kółko pod gradem pocisków, co i rusz który z nich przecinał wišzki celownicze i automaty otwierały ogień.
    Ustawiono je tak gęsto, że jeden Posleen często zakłócał jednoczenie kilka wišzek. Pociski kaliber 7.62 mm, zaprojektowane specjalnie do zabijania centaurów, wręcz roznosiły nieszczęsnych obcych na strzępy.
    Pole bitwy zasnuwał dym i pył, z którego co jaki czas wyłaniał się oszołomiony centaur, a wtedy z dzikš furiš otwierano do niego ogień. Wszyscy w Richmond widzieli wiadomoci z Fredericksburga, a media zaczęły już emitować wywiady z żołnierzami, którzy przeżyli tamtejsze piekło. Za centaury zabrano się z bezlitosnš wciekłociš.
    Rozmieszczeni w budynkach snajperzy z osadzonymi na trójnogach karabinami wyborowymi kaliber. 50 mieli pełne ręce roboty.
    Wszechwładcy, którzy przeżyli, próbowali ogarnšć jako swoje oddziały i odpowiedzieć ogniem albo uciec z rzeni, w którš dwunasty korpus zamienił Schockoe Bortom. Ale snajperzy nic sobie z tego nie robili. Raz po raz przypadkowy błysk działa plazmowego albo wystrzelony hiperszybki pocisk tak bardzo wyróżniał jakiego Wszechwładcę z zamieszania na polu bitwy, że nie można było go przeoczyć. Wówczas, lekceważšc wyznaczone pola ostrzału, tuziny snajperów wygarniały do niego z odległoci czasem i tysišca metrów. Brali na cel każdy spodek Wszechwładcy, który tylko wyłonił się z pyłu i dymu w dolinie mierci. Grad ognia z karabinów kaliber. 50 stršcał centaury z ich pojazdów, przebijał osłony napędu inercyjnego, rozwalał kryształy energetyczne.
    Popołudnie ognia, dymu i mierci miało się ku końcowi...
    
  *
    Generał Keeton ledził na monitorze schemat pola bitwy i cztery wykresy słupkowe. Przygotował je galaksjański przekanik, który dostarczono każdemu oficerowi od dowódcy korpusu wzwyż. Pierwszy wykres wskazywał wysokoć strat ziemskich obrońców Schockoe Bottom, drugi liczbę Posleenów wziętych pod ogień artylerii, trzeci ogólnš liczbę centaurów w pułapce, natomiast czwarty informował o całkowitej liczbie Posleenów.
    Mimo faktu, że straty obrońców były sto razy mniejsze niż Posleenów, wywietlane były w odpowiedniej skali. W końcu liczba żołnierzy była ograniczona, podczas gdy centaurów wydawało się być nieskończenie wiele. Gdyby straty okazały się za duże, generał Keeton miał zamiar wycofać się na drugi brzeg James.
    To jednak, jak na razie, nie wydawało się konieczne. Wykres oznaczajšcy liczbę Posleenów w dolinie zagłady na poczštku stale rósł. Potem jednak, kiedy już się wydawało, że wojska centaurów zaraz wedrš się do miasta, otwarto ogień z zasadzki. W tej chwili w Schockoe Bottom nie było już właciwie nic żywego, a straty Ziemian były minimalne. Gdyby stracili więcej n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin