Domagalski Dariusz - Poczatek podrozy.pdf

(1559 KB) Pobierz
Copyright © by Dariusz Domagalski
Copyright © by Drageus Publishing House Sp. z o.o.,
Warszawa
Projekt okładki:
Tomasz Maroński
Redakcja:
Rafał Dębski
Korekta:
Agnieszka Pawlikowska
Skład i łamanie:
Ewa Jurecka
Opracowanie ebooka: lesiojot
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest
przypadkowe.
Wydawca:
Drageus Publishing House Sp. z o.o.
ul. Kopernika 5/L6
00-367 Warszawa
ISBN EPUB: 978-83-65661-61-6
ISBN MOBI: 978-83-65661-62-3
SYSTEM GLIESE 411
PIRACKA FREGATA „ZULFIKAR”
Mostek ‌„Zulfikara” ‌przypominał przedsionek piekła. Światła
awaryjne ‌nieustannie migotały, zalewając ‌pomieszczenie
‌ciemnoszkarłatnym ‌blaskiem. Wszędzie unosił się ‌gryzący dym,
iskry szaleńczo tańczyły ‌na kablach zwisających ‌z sufitu, opary
spalonej elektroniki ‌drażniły ‌nozdrza, a potępieńcze ‌wycie
alarmu bojowego zagłuszało jęki rannych ‌i umierających. Z
obsady mostka, liczącej trzynaście ‌osób, na ‌nogach trzymało ‌się
zaledwie pięć.
Mężczyzna o ciemnej ‌karnacji, siedzący w fotelu dowódcy,
spoglądał na to wszystko ‌ze zgrozą. Ragheb ‌wielokrotnie otarł
się o śmierć. W pirackim ‌fachu ‌o to nietrudno. Przez dwadzieścia
lat ‌wyzywał los, uczestnicząc ‌w korsarskich ‌rajdach, ‌szalonych i
zazwyczaj
nielegalnych
‌przedsięwzięciach,
‌kosmicznych
awanturach oraz gangsterskich ‌porachunkach. Zawsze
wychodził z nich ‌obronną ręką. Tym ‌razem jednak instynkt
podpowiadał ‌mu, że się z tego ‌nie wywinie i zginie ‌w systemie
‌Gliese 411. Na ironię zakrawał fakt, że stanie się to w momencie,
kiedy właśnie zerwał z przestępczym procederem.
Ragheb przeniósł spojrzenie na główny hologram taktyczny.
Obraz falował i drżał, ale dało się na nim dojrzeć wizualizowane
sylwetki trzech velmeńskich krążowników, osaczających
„Zulfikara”. Na razie ostrzeliwali ich z dział pościgowych, ale
mężczyzna wiedział, że wystarczy jedna dobrze wymierzona
salwa burtowa, żeby fregata zamieniła się w kulę ognia. Nie mógł
do tego dopuścić. Za bardzo kochał tę łajbę.
− Sternik, zwrot na bakburtę o sto trzydzieści stopni – rozkazał.
− Tak jest – odpowiedziała płomiennowłosa kobieta o
roziskrzonych zielenią oczach. Nazywała się Eliza Booth i jeszcze
do niedawna siała postrach wśród ushakijskich kupców.
Dowodziła korwetą o nazwie „Krwawa Królowa” i grasowała na
najczęściej uczęszczanych szlakach handlowych Galaktyki.
Wyznaczono za jej głowę sowitą nagrodę, ale jeszcze nie znalazł
się śmiałek, który by się na nią połakomił. Booth sprzedała
korwetę i zaciągnęła się do załogi „Zulfikara”, gdy tylko
dowiedziała się o planach Ragheba. I teraz posłusznie
wykonywała jego polecenia.
Kobieta wybrała odpowiednie sekwencje na pulpicie
sterowniczym. Silniki manewrowe pracowały na pełnych
obrotach, kompensatory stabilizowały grawitację, gdy „Zulfikar”
wykonywał zwrot ciasny niczym pętla wisielca. Pozostała przy
życiu załoga mostka z napięciem wpatrywała się w hologram.
Udało się! Okręt wymanewrował dwa krążowniki,
pozostawiając je daleko w tyle. Niełatwo będzie im dogonić
szybką fregatę. Ale pozostał trzeci z okrętów nieprzyjaciela,
który teraz wyrósł tuż przed ich nosem.
Ragheb przeniósł spojrzenie na ekran wizualny i jęknął. Kamery
wychwyciły charakterystyczny, klinowaty kształt kadłuba
velmeńskiego krążownika, ustawiającego się sterburtą. Wydawał
istnym Goliatem przy niewielkiej korwecie.
Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że „Zulfikar” nie jest w stanie
wyrządzić wrogiemu okrętowi żadnej krzywdy. Uzbrojenie
fregaty nadawało się jedynie do zastraszania załóg samotnych
frachtowców, ostrzelania eskorty konwoju i starć z dozorowcami
patrolującymi szlaki handlowe. Na pewno nie do toczenia bitwy z
jednostką liniową.
Ragheb nabył okręt po okazyjnej cenie w jednej z
przygranicznych satrapii Imperium Teegardeańskiego, gdy
wojsko przenosiło do demobilu zużyte jednostki i zastępowało je
nowoczesnymi korwetami patrolowymi.
Pierwsze, co zrobił, to pozbył się wyrzutni rakiet. Nie były mu
potrzebne. Przede wszystkim dlatego, że pociski były zbyt
drogie. Ponadto broń okazywała się zupełnie niepraktyczna w
pirackim fachu. Po ostrzale rakietowym z frachtowców nie
pozostawało praktycznie nic, a przecież chodziło o to, żeby wejść
w posiadanie cennego ładunku.
Ragheb zrezygnował również z czterech ciężkich baterii
Zgłoś jeśli naruszono regulamin