Marshall_Paula_-_Sekret_Chloe.pdf

(771 KB) Pobierz
Paula Marshall
Sekret Chloe
Tłumaczyła
Krystyna Klejn
Rozdział pierwszy
– Co ty sobie myślisz, Sereno? – wygarnęła lady Charlotte Standish swej bratanicy, lady
Marchingham. – Najwyższy czas, żebyś zabrała się do szukania męża dla biednej Chloe. Co ta
biedaczka pocznie, kiedy Marianne osiądzie na swoim, co z pewnością niebawem nastąpi? Ma
szukać kolejnej posady przyzwoitki albo damy do towarzystwa u kogoś jeszcze mniej
taktownego od ciebie? W końcu jest twoją kuzynką.
– Doprawdy, prosi ciocia o rzecz niemożliwą – odparła Serena. – Niech mi ciocia powie, kto
zechce wziąć taką tyczkę, na dodatek przeszło dwudziestodziewięcioletnią. Już sama myśl o tym
jest niedorzeczna.
– Na pewno na prowincji są obarczeni dziećmi wdowcy w średnim wieku, którym potrzeba
odpowiedzialnych żon z dobrych rodzin, a niejeden oficer powracający spod Waterloo chciałby
osiąść na stałe u boku statecznej towarzyszki życia – ciągnęła z powagą lady Charlotte. – Podsuń
im Chloe. Wszak jest uosobieniem zdrowego rozsądku.
– Och, na pewno – odparła z ironią Serena. – Tyle że oni zazwyczaj chcą czegoś więcej.
Wyobraź sobie Chloe w łóżku, jeśli potrafisz. Ja w każdym razie miałabym z tym trudności. Jej
biedny mąż byłby zmuszony wysłuchiwać raczej pouczających wykładów niż westchnień.
W dodatku już raz została porzucona! Dość, żeby zbić z tropu każdego kandydata.
– Doprawdy Sereno, nie musisz być taka ordynarna. To nie była wina biednej Chloe, dobrze
o tym wiesz. A niektórzy mężczyźni cenią dziewczęta o jej urodzie.
– Kobiety, chyba chciałaś powiedzieć, ciociu. Chloe nie jest już młodą dziewczyną –
podkreśliła Serena. – Poza tym, kto, u licha, chciałby się żenić z krzyżówką gwardzisty
z sawantką? Żaden z właścicieli ziemskich w Sussex, zapewniam cię.
– Dobrze się prezentuje na koniu... – zaczęła lady Charlotte.
– Nikt o tym nie wie, ponieważ nie stać jej na konia. Nie życzę sobie, żeby rozbijała się po
okolicy. Ma czuwać nad Marianne, której rodzice postąpili wyjątkowo nietaktownie, umierając.
Obie siedziały w wytwornym salonie Sereny w jej miejskim domu przy Russell Square. Nie
była to wprawdzie najmodniejsza część Londynu, lecz mąż Sereny, sir Charles, zwykł mawiać:
„Co jest wystarczająco dobre dla księcia Bedford, jest wystarczająco dobre dla mnie”.
Sezon 1817 dobiegał końca i Marchinghamowie właśnie zbierali się do wyjazdu do
Marchingham Place, wiejskiej rezydencji nieopodal Sussex Downs.
Tego ranka lady Charlotte, która przyszła z wizytą, dowiedziała się, że panna Chloe
Transome wybrała się na ostatnie zakupy ze swoją podopieczną, panną Marianne Temple.
Przypomniała Serenie o jej obowiązkach wobec Chloe, korzystając z tego, że są same.
Chloe została zatrudniona do opieki nad Marianne, osiemnastoletnią córką kuzynostwa sir
Charlesa, którzy, używając słów Sereny, okazali się na tyle nietaktowni, że obydwoje umarli,
zostawiając Marianne pod opieką sir Charlesa. Zupełnie jakby zbliżająca się do trzydziestki
Serena chciała mieć w swoim najbliższym otoczeniu młodziutką dziewczynę, której widok
przypominałby jej wielbicielom, że ona, Serena, nie jest już tak młoda jak kiedyś. Krytykując
Chloe, zapomniała, że jest niemal jej rówieśnicą. Zerknęła ponad ramieniem ciotki w weneckie
lustro. Na szczęście, pomyślała z samozadowoleniem, nie jestem podobna do Chloe. Była tak
pochłonięta podziwianiem swoich wdzięków, że ledwie dotarły do niej następne słowa lady
Charlotte.
– Bądź łaskawa się tym zająć, Sereno. Obawiam się, że zaniedbujesz obowiązki wobec tych,
którzy zostali powierzeni twojej opiece. Życie nie składa się z samych rozrywek, jak wiesz.
Dziwi mnie bardzo, że jeszcze nie wyswatałaś Marianne. Osiemnastolatka, ładniutka, w dodatku
ze sporym majątkiem. Powinna znaleźć partię w ciągu sezonu.
– Dlaczego uważasz, że to moja wina, ciociu? Zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Ten
paskudny dzieciak odrzucił Trimingtona, Apsleya i dwudziestu innych kandydatów, prawie tak
samo dobrych. Zachciało jej się zostać żoną para, wyobraź sobie. Zwykli baroneci i bogaci
właściciele ziemscy to dla niej za mało.
– Będzie miała kłopot – orzekła lady Charlotte – W tym roku niewielu parów szukało żony,
w przyszłym będzie ich jeszcze mniej. Chyba nie liczy na to, że będzie atrakcją dwa sezony
z rzędu. Dziwi mnie, że Leamington się nie oświadczył.
– Leamington nie przepada za młódkami, doskonale o tym wiesz – zauważyła Serena. – Już
prędzej skusiłaby go Chloe niż Marianne. Jestem zdumiona, że go nie zachęciła, bo wówczas nie
prosiłabyś mnie o znalezienie dla niej męża. Oświadczyła, że nie podoba jej się jego reputacja,
dobre sobie! Zupełnie jakby biedne stare panny, modlące się o męża, mogły, ot tak, odtrącić
mężczyznę tak bogatego jak on tylko z powodu jego postępków, choćby i godnych ubolewania.
Poza tym Leamington wciąż ugania się za Emily Brancaster. Najwyraźniej woli mężatki.
– Jak wielu innych – powiedziała z przekąsem lady Charlotte. Przy tych słowach spojrzała
znacząco na Serenę, która udawała, że nie rozumie, co ciotka ma na myśli. Lady Charlotte nie
ciągnęła tematu, dodała tylko ze smutkiem: – Zaprosiłaś do Marchingham kogoś
odpowiedniego?
– W domu będzie pełno tych, których, twoim zdaniem, powinnam podejmować, by przyjść
z pomocą Chloe, i kandydatów na męża dla Marianne. Co za nudy. Mam swoje własne życie, jak
wiesz. Ale tak, zaprosiłam sir Patricka Ramseya – przystojny za dwóch, a bogaty za trzech.
Można byłoby pomyśleć, że Marianne rzuci się na niego, ale...
– ... on nie jest parem – zakończyła lady Charlotte, dodając sprytnie: – Zaprosiłaś go ze
względu na Marianne czy na siebie?
– Dajesz posłuch plotkom, ciociu.
– Tylko wtedy, gdy dotyczą mojej rodziny – odparła lady Charlotte. – Uważaj, Sereno. Twój
mąż może stracić cierpliwość.
– Charles nie ma pojęcia, co robię, i wcale go to nie interesuje. – Serena wydęła wargi. – Ma
spadkobiercę i żonę prezydującą przy stole, i to mu wystarcza. Gdybym wiedziała, jaki się
z niego zrobi nudziarz, pomyślałabym dwa razy, zanim za niego wyszłam.
– Charles ma dobre serce. Radziłabym ci jednak tego nie nadużywać. Nie, nie obruszaj się na
mnie. Pamiętaj, nawet Charles może wybuchnąć, jeśli plotki staną się zbyt głośne.
– Zaufaj mi. – Serena pomyślała, że ciotka z roku na rok staje się bardziej wścibska. –
Właściciel ziemski w średnim wieku dla Chloe, tytuł dla Marianne, a jak się z tym uporam,
znajdę trochę czasu nawet dla Charlesa.
Ciotka musiała się tym zadowolić, a pojawienie się Chloe i Marianne, które właśnie wróciły
z zakupów, położyło kres dalszym radom i spekulacjom na temat przyszłości obydwu panien.
Chcąc nie chcąc, lady Charlotte musiała przyznać, że uwagi Sereny na temat wyglądu Chloe
były usprawiedliwione. Wyglądała raczej na czterdziestolatkę niż trzydziestolatkę, a w zderzeniu
z zalotną, czarującą Marianne wydawała się jeszcze bardziej wyniosła niż w rzeczywistości.
Na dodatek Chloe była zbyt wysoka, nawet jeśli szczyciła się wyjątkowo dobrą postawą –
miała idealnie proste plecy i godny podziwu sposób trzymania głowy. Regularne klasyczne rysy
twarzy i platynowe włosy, chociaż uczesane niemodnie, były jej atutem.
– Jestem zła – oznajmiła Marianne. – Nie pozwoliła mi kupić tego, co mi się podobało,
i zmusiła mnie do wybrania czegoś zupełnie innego.
– To, co ci się podobało, nie było odpowiednie dla panny, która dopiero co została
wprowadzona do towarzystwa – orzekła Chloe, całując ciotkę w policzek.
– Nie zaakceptowałaś niczego, co wybrałam – burknęła urażona Marianne.
– Cóż, materiał, który wybrałaś jako drugi, nadawał się w sam raz dla amazonki w amfiteatrze
Astleya, a skoro tam nie występujesz, pomyślałam, że zwyczajny biały będzie odpowiedniejszy
– odparowała Chloe. Nieraz, tak jak tego ranka, miała ochotę wytargać Marianne za uszy, lecz
uboga krewna, której zależy na utrzymaniu posady opiekunki bądź damy do towarzystwa, musi
akceptować kaprysy podopiecznych.
Ustawiczne pilnowanie się, trzymanie języka za zębami po to, by zachować stanowisko
płatnej podwładnej, być nagradzaną, a nie karaną, rozwinęły w Chloe umiejętność samokontroli.
– Będziecie gotowe do wyjazdu na wieś pod koniec tygodnia, Chloe? – zapytała Serena.
– Po londyńskim sezonie na wsi będzie śmiertelnie nudno – powiedziała ze złością Marianne.
– Nie całkiem – zauważyła Chloe spokojnie. – Na pewno Serena zaprosiła wielu
interesujących gości.
– To prawda – przytaknęła Serena. – Sir Patrick Ramsey obiecał, że przyjedzie natychmiast,
jak się urządzimy, więc rozrywek nie zabraknie.
Chloe i Marianne poznały sir Patricka Ramseya pod koniec sezonu. Pojawił się w mieście
dość niespodziewanie, po odziedziczeniu rodzinnego majątku. Chloe nie poświęcała zbytniej
uwagi większości adoratorów Marianne, ot, zauważała, że to mężczyźni do wzięcia.
Z niewiadomego powodu postać sir Patricka Ramseya utkwiła jej w pamięci.
Uznała to za dość niezwykłe; przecież poświęcił jej równie mało uwagi jak większość
mężczyzn opiekunkom dziewcząt, którymi są zainteresowani. Jak wieść niosła, potrzebował
żony. Mówiono też, że aż do otrzymania nieoczekiwanego spadku był ubogim żołnierzem,
nieliczącym się młodszym synem.
Nie ulegało wątpliwości, że bardziej zajmuje go Serena niż jej młodziutka podopieczna.
Chloe, wiedząc, jak Serena postępuje z wielbicielami, zastanawiała się, czy uporczywość, z jaką
nakłaniała ją i Marianne do wycieczek do Tower, do zoo w Regent’s Park i do zakosztowania
innych popołudniowych rozrywek, nie miała więcej wspólnego z tym, że Serena chciała sprawić
przyjemność sir Patrickowi niż z troską o podopieczną i jej przyzwoitkę.
– Jest stary. Przekroczył trzydziestkę i nie ma tytułu para – oznajmiła Marianne.
– Za to jest nieprzyzwoicie bogaty – zauważyła Chloe.
– Tak, to prawda – zgodziła się z nią Marianne – ale większość jego posiadłości leży
w Szkocji. Nie mam ochoty mieszkać w dziczy.
– Nieprzyzwoicie bogaty, z całym mnóstwem rezydencji, kilkoma na południu i jedną tuż pod
Londynem – ciągnęła Chloe, zdziwiona, dlaczego sir Patrick tak ją absorbuje i czemu
rekomenduje go Marianne, która zapowiadała się na drugą Serenę. Ta, wierna każdemu poza
własnym mężem, na co Chloe gotowa była przysiąc, dbała wyłącznie o własne przyjemności.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin