Czesław Halicz - Ludzie, którzy jeszcze żyją.pdf

(388 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie jak tysiące innych, jest dostęp-
na on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Dziękujemy panu Zbigniewowi Malinowskiemu za
sfinansowanie opracowania niniejszej publikacji.
Utwór opracowany został w ramach projektu
Wolne
Lektury
przez
fundację Nowoczesna Polska.
CZESŁAW HALICZ
Ludzie, którzy jeszcze ży-
Spis treści
Faktor Pchełka i jego córka . . . . . . .
3
Pan Gawron --- wróg miłości . . . . . . 15
Esterka ze Żgowa . . . . . . . . . . . . . 22
Mendel Kanciaty . . . . . . . . . . . . . 35
Chaja Rybiarka urządza pogrom . . . . 47
Paskudne kobiety . . . . . . . . . . . . . 57
Żydóweczko, chodź na bez . . . . . . . . 63
Josele --- brat niedźwiedzia . . . . . . . 69
Sulamita --- nasza wariatka . . . . . . . 77
Jak Dwojra Pierzarka z Panem Bogiem
rozmawiała . . . . . . . . . . . 87
Wesele naszej Chany (idylla) . . . . . . 95
Czarna godzina Pajci Gotesman. Opo-
wiadanie Chai Rybiarki . . . . 108
Kuczka mełameda i koza zakrystiana.
Opowiadanie Dwojry Pierzarki 114
2
Staroświeckie dagerotypy
1
, którym patyna czasu nadała pe-
wien wdzięk i dostojeństwo?
Przeżytki dawnych czasów — przyczynek do historii i folk-
loru?
Bajki o dawnych wydarzeniach i o dawno umarłych ludziach?
Nie. Tacy ludzie jeszcze żyją i mocno trwają w życiu małego
żydowskiego miasteczka.
Jak się nazywa to miasteczko? Łask, Gawrolin, Żgów czy
Kałuszyn? Cóż za różnica?
Wszystkie są do siebie podobne, jak te bezimienne mrowiska
rozsypane po lesie.
W naszym miasteczku była i jest jeszcze zapewne sadzawka,
zarosła pleśnią martwa, stojąca woda. A naokoło tej sadzawki
stały małe drewniane domki.
I zapytywał się pewnie człowiek przejezdny, podróżnik z da-
lekiego świata, jak nad tą martwą wodą mogą żyć ludzie i wdy-
chać w siebie woń pleśni.
A jednak, rodzili się, żyli, cierpieli i czasem się radowali.
O życiu tych ludzi z bezimiennego miasteczka chcę wam
opowiedzieć w tej książce.
Nie jest ono zaiste wesołe i intensywne, lecz nie jest tak
beznadziejnie monotonne i smutne, jakby wam wydawać się
mogło: przecież i na spleśniałych wodach naszej sadzawki za-
kwitały czasem nenufary.
Faktor Pchełka i jego córka
Kręciło się w naszym miasteczku wielu drobnych, czarnych i ru-
chliwych Żydków, których podstawy egzystencji były prawdzi-
wą tajemnicą.
Najbiedniejszy przekupień miał swój kramik lub choćby kosz
z towarem, rzemieślnik swój warsztat lub warsztat swego maj-
stra, woźnica swego nędznego konia, a tragarz swoje plecy.
Ale trudno było pojąć, z czego żył na przykład taki Uszer
Pchełka i podobni do niego ludzie.
dagerotyp
— obraz fotograficzny utrwalony na metalowej płycie; technika
wynaleziona w 1839 przez Louisa Daguerre’a. [przypis edytorski]
Czesław Halicz
Ludzie, którzy jeszcze żyją
3
1
Nazywało się, że jest faktorem, to jest pośrednikiem w róż-
nych interesach, ale w naszym miasteczku wszelkie interesy
były tak bezpośrednie, a zyski tak drobne, że trudno dopraw-
dy było o zarobek dla trzeciego człowieka. Przy wyjątkowym
szczęściu można było wywęszyć, uchwycić i przeprowadzić ja-
kąś transakcję handlową, ale Pchełka nie tylko nie miał tego
wyjątkowego szczęścia, lecz był skończonym pechowcem.
Na przykład razu jednego udało mu się przyczepić do sprze-
daży dużych lasów, cudem wymowy i sprytu przeprowadził do
końca tę transakcję, a oto w kilka dni przed podpisaniem aktu
u notariusza lasy te doszczętnie spłonęły.
A jednak mimo wszystko faktor Uszer Pchełka, w jakiś ta-
jemniczy sposób żył i wychowywał, jak mówiono „ponad stan”,
swoją jedyną córkę, Mariem.
Przede wszystkim umieścił ją na tak zwanej Wyższej Pensji
2
Żeńskiej pani Gancowej.
Pani Gancowa, osoba pełna kastowych przesądów (bo każda
sfera ma swoją arystokrację), robiła zrazu pewne trudności.
— U mnie na pensji uczą się tylko panienki z najlepszych
domów — mówiła.
W końcu jednak uległa prośbom Pchełki i przyjęła na swoją
pensję Mariem, która z czasem stała się chlubą tego skromnego
zakładu naukowego.
Mariem nie była ani brzydka, ani ładna: małego wzrostu,
szczupła i ciemna, jak jej ojciec. „Prawdziwa pchełka” — mó-
wiły o niej koleżanki.
Oczy jej miały wyraz poważny i rozumny, a wąskie, zwy-
kle zaciśnięte wargi potrafiły się z rzadka uśmiechać powabnie
i czule.
Podczas całego pobytu na pensji pani Gancowej Mariem
Pchełka nie była nigdy gorzej ubrana od innych dziewcząt,
miała wszystkie podręczniki szkolne, regularnie uiszczała opła-
tę i nawet… dawała nie mniejsze od innych panienek składki na
różne cele dobroczynne.
Jakim cudem wydostawał Uszer Pchełka pieniądze na te
wydatki? Tu już chyba sprawdza się powiedzenie, że „miłość
dokazuje cudów”.
2
pensja
— prywatna szkoła żeńska, zwykle z internatem. [przypis edytorski]
4
Czesław Halicz
Ludzie, którzy jeszcze żyją
Dziwne to jest zaiste, lecz niezaprzeczone, że wszelkie czysto
materialne zabiegi, jeśli osią ich jest prawdziwa miłość, mogą
się przeinaczyć w sprawy tajemnicze i niemal mistyczne.
Kiedy Mariem skończyła pensję, postanowiła wyjechać do
Warszawy i wstąpić na kursa
3
maturalne.
Lecz wówczas Uszer Pchełka przemówił do córki w sposób
następujący:
— Mariem, ja nie mogę z tobą jechać do Warszawy, bo tam
oboje umrzemy z głodu. A żyć tutaj bez ciebie także nie mogę,
jak człowiek nie może żyć bez powietrza. Więc zlituj się nad
starym ojcem i pozostań tutaj ze mną. Ja zarobię, ja muszę za-
robić dla ciebie na posag i wydam cię za jakiegoś inteligentnego
człowieka, może nawet za doktora i wtedy będę mógł spokojnie
zamknąć oczy.
A kiedy tak mówił Uszer Pchełka, nie powodował nim, mimo
pozorów, cel egoistyczny. Wierzył on święcie, że jedyną możli-
wością szczęścia dla kobiety jest małżeństwo, i takiego szczęścia
pragnął dla córki.
Wiedział, że nie zwalczy światopoglądu córki, więc odwołał
się po prostu do jej serca — i zwyciężył: Mariem pozostała
w domu ojca.
Mówiąc o zdobyciu posagu dla córki, Uszer nie miał żad-
nych określonych widoków lub nawet planów. Postanowił tylko
przekroczyć granice możliwości, to jest więcej jeszcze pracować
i zabiegać jak dotąd.
Lecz oto los, tak zwykle dla niego niełaskawy, uśmiechnął
się nareszcie do Uszera Pchełki.
Otrzymał on pewnego dnia list z południowej Ameryki, z Pe-
ru, od kuzyna, który wyemigrował tam przed dziesięciu laty.
Kuzyn ów pisał do Pchełki, że stęsknił się za krewnymi,
których tak dawno nie widział i wkrótce zawita do rodzinnego
miasteczka.
Uszer Pchełka był po prostu uszczęśliwiony.
Dla niego, który umiał przyczepiać się do jakiś fantastycz-
nych, niemal nieistniejących interesów, cudem zręczności czer-
piąc z nich drobne zyski, ten list kuzyna był kopalnią wszelkich
możliwości.
3
kursa
(daw.) — dziś popr. forma M. lm: kursy. [przypis edytorski]
5
Czesław Halicz
Ludzie, którzy jeszcze żyją
Zgłoś jeśli naruszono regulamin