Zamek-na-Sycylii-Green-Abby.pdf

(703 KB) Pobierz
Abby Green
Zamek na Sycylii
Tłumaczenie:
Barbara Bryła
ROZDZIAŁ PIERWSZY
„Przykro mi, że przynoszę takie złe wieści, signorina
Caruso, ale fakty są takie, że pani ojciec latami zapożyczał
się, aby utrzymywać
castello
i teraz bank zagroził zajęciem
nieruchomości. Chyba że odkupi ją pani po cenie rynkowej,
co, obawiam się, jest niemożliwe, z powodu braku środków
na pani koncie…”
Chiara stała przy ogromnym oknie w salonie, gdzie miała
spotkanie z adwokatem po podwójnym pogrzebie jej
rodziców zaledwie kilka dni wcześniej. Objęła się ramionami,
by dodać sobie trochę otuchy.
Przez ostatnie dwa dni i bezsenne noce w głowie wirowały
jej nieustannie te słowa: bank, zajęcie, brak środków. I nadal
nie znalazła rozwiązania tych problemów, które nie
kończyłoby się tym, że miała utracić castello.
Należący do jej rodziny okazały kilkusetletni zamek
usytuowany był malowniczo na południowym wybrzeżu
Sycylii. Wspaniała posiadłość funkcjonowała kiedyś jako
farma, na której uprawiano cytryny i oliwki. Ale kiedy
nadeszła recesja i rynek gwałtownie się załamał, ich uprawy
z powodu braku popytu wymarły. Rodziny nie było już stać na
zatrudnianie pracowników i chociaż jej ojciec bardzo się
starał, te wysiłki nie wystarczały. Chiara oferowała mu swoją
pomoc, ale jej konserwatywny ojciec uważał, że to nie była
praca odpowiednia dla dziewczyny. A ona nie zdawała sobie
sprawy, jak bardzo się zapożyczał, by utrzymać ich na
powierzchni.
Obwiniała się o to teraz. Powinna była to wiedzieć. Ale jej
matka chorowała na raka i Chiara pochłonięta była opieką
nad nią. Sama pozostała przy życiu – a jej ojciec nie – tylko
dlatego, że postanowił tym razem sam odwieźć żonę na
cotygodniową sesję chemioterapii do szpitala w Kalabrii.
„Musisz pójść do wioski i sprawdzić, czy uda ci się znaleźć
jakąś pracę – powiedział Chiarze tamtego ranka. – Sama
opieka nad matką już nie wystarczy”.
Powiedział to ostrym tonem. Nigdy nie krył rozczarowania
faktem, że Chiara nie urodziła się chłopcem, a potem na
skutek komplikacji przy porodzie jej matka nie mogła mieć
więcej dzieci.
Chiara poszła więc do wioski i przekonała się, że pracy dla
niej nie było, a ukradkowe spojrzenia rzucane jej przez
miejscowych sprawiły, że czuła się jak wariatka. Nikogo tu
nie znała. Jako dziecko chorowała, więc matka uczyła ją
w domu. Potem, kiedy już wyzdrowiała, nadal trzymano ją
w castello. Jej ojciec zawsze miał obsesję na punkcie ochrony
prywatności, zabraniając jej przyprowadzać tu kogokolwiek.
Zresztą i tak nie miała żadnych przyjaciół. A potem jej matka
zachorowała i Chiara zaczęła się nią opiekować.
Po upokorzeniu, jakiego doznała w wiosce, wróciła do
domu, ale rodzice nadal nie wrócili jeszcze ze szpitala.
Schroniła się więc w swoim azylu – na małej plaży
niewidocznej z okien
castello,
by pomarzyć. Nie
podejrzewała, że w tym momencie jej rodzice wydawali
ostatnie tchnienie w plątaninie pogiętych blach w wypadku
samochodowym.
Marzenie, jakiemu się wtedy oddawała, zwiększało potem
jeszcze jej poczucie winy. Jak zawsze fantazjowała, że
opuszcza
castello
i rusza w podróż dookoła świata.
Spragniona czegoś… więcej.
Teraz była w końcu wolna, ale za cenę, która zapierała jej
dech w piersiach. Straciła oboje rodziców i miała także
stracić jedyny dom, jaki miała. Jeszcze dotkliwiej odczuła
swoje osamotnienie. Zawsze żałowała, że nie miała
rodzeństwa. Już w dzieciństwie obiecała sobie, że pewnego
dnia będzie mieć liczną rodzinę. Nie chciała, by jej własne
dziecko czuło się tak samotne jak ona. Miłość matki nigdy do
końca jej nie zrekompensowała rozczarowania, jakie
sprawiała ojcu.
Ale jeśli bank zajmie
castello,
poczucie osamotnienie
będzie ostatnim z jej zmartwień. Czekały ją o wiele większe
troski. Dokąd pójdzie? Co ze sobą pocznie? Bezowocna
wizyta w wiosce pokazała, jak trudne było znalezienie pracy.
Nie była przygotowana do życia poza murami. Marzyła
o podróżach, ale zamek był jej życiową przystanią. Zawsze
chciała tu wracać, a pewnego dnia miała nadzieję wypełnić
go kochającą się rodziną. Myśl, że będzie musiała teraz go
opuścić na zawsze, przerażała ją…
Poczuła, że coś ociera się o jej nogę. To ich stary pies
Spiro, sycylijski owczarek, wielki i kudłaty, spoglądał na nią
smutnymi oczami. Zaskamlał, więc pogłaskała go po głowie,
zastanawiając się, co z nim pocznie, gdy będzie musiała stąd
odejść.
Właśnie wtedy usłyszała hałas dobiegający z zewnątrz.
Spiro zaszczekał. Wyjrzała przez okno i ujrzała srebrny
sportowy wóz zbliżają się do podjazdu. Automatyczna brama
przestała działać już przed laty, pomimo prób naprawiania ją
przez jej ojca.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin