L.Dohner, K.Moon - Nightwind Pack 2 - Shattered ( Prolog - Roz.3 ).pdf

(957 KB) Pobierz
Laurann Dohner, Kele Moon
Nightwind Pack #02:
Shattered
~1~
Prolog
Przeszłość
To był dźwięk, który wyciągnął Amber Daniels z jej kryjówki pod masywnymi
korzeniami drzewa w pobliżu jej domu. Nie głośny pisk hamulców, ale raczej okropne
uderzenie po nim.
Po kilku sekundach opony znów zapiszczały, a silnik ryknął głośniej zanim
samochód przyspieszył. Amber odłożyła ostrożnie swoją lalkę na sweter, żeby Molly
się nie zabrudziła i wyczołgała się ze swojego sekretnego miejsca. Rzuciła przerażone
spojrzenia dookoła, by upewnić się, że jej ojczyma nie ma w zasięgu wzroku i
ukradkiem ruszyła w stronę leśnej drogi.
Była pusta jak zwykle, ale cichy skomlący dźwięk kazał jej skręcić z drogi i
przeszukać gęste krzaki obok. Natychmiast zauważyła leżącego tam szczeniaka, ciężko
dyszącego. Jego czarne futro wydawało się być mokre i wiedziała, nawet w wieku
sześciu lat, co się stało. Został potrącony przez samochód, a ona mogła powiedzieć, że
jest bardzo ranny. Ta osoba po prostu odjechała i zostawiła go na śmierć.
- Och, nie – wyszeptała.
Nie była pewna, skąd wiedziała, że to szczeniak, skoro ten czarny pies był z
łatwością tak duży jak pies myśliwski. Miał ogromne łapy, jakby jeszcze do nich nie
dorósł, i słodki wygląd szczeniaka, który zmusił ją do wyciągnięcia ręki i dotknięcia go.
Jęknął znowu i podniósł głowę. Duże, jasnoniebieskie oczy zatrzymały się na niej.
Ruszyła do przodu i opadła obok niego na kolana, wiedząc, że zbliżanie się do dzikiego
psa jest złym pomysłem.
Amber zdecydowała, że szczenięta są w porządku.
- Jestem z tobą – zamruczała cicho, wiedząc, że prawdopodobnie umrze z powodu
tego jak bardzo krwawi. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego tylnej łapy, która
nie sprawiała wrażenia zranionej. Przeczesała palcami jego miękkie czarne futro, mając
nadzieję go uspokoić. – Nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę.
Łzy wezbrały w jej oczach, oślepiając ją, gdy szczeniak opuścił głowę i wydał
kolejny bolesny skowyt. Przysunęła się bliżej, by pogłaskać go po głowie, ale była
ostrożna z jego dużymi szczękami. Teraz już wiedziała, dlaczego ten szczeniak był taki
~2~
ogromny. Nie był psem, ale wilkiem. Kilka razy widziała wychodzące z lasu dzikie
wilki. Zwykle jej ojczym strzelał z jednej ze swoich strzelb, żeby je wystraszyć,
mamrocząc coś o tym, jakie są niebezpieczne, ale ten nie wydawał się być wredny. Jej
wzrok zatrzymał się na jego boku, gdy zobaczyła, jak ciężki stał się jego oddech.
- Mogę przyprowadzić mamusię. – Pogłaskała go po czubku głowy. – Może
mogłaby pomóc. Nie chcę, żebyś umarł. Ona jest dorosła i prawdopodobnie wie, co
zrobić, żeby cię uratować.
To stało się szybko. Gęste czarne futro na jego głowie zmieniło się w coś cieńszego
i bardziej jedwabistego. Ciało szczenięcia przemieniło się. Jego futro cofnęło się.
Niemal w mgnieniu oka, teraz leżał chłopiec zwinięty na boku, nagi i pokryty krwią
w okolicy bioder i żeber.
- Nie – wyszeptał. – Proszę? Uleczę się.
Amber otworzyła usta, ale nic nie wyszło. Chłopiec wyglądał na około dziewięć lat.
Obrócił głowę, by na nią spojrzeć, a jego oczy były tak samo oszałamiająco niebieskie u
człowieka jak były w wilczej postaci. Jej palce były zaplątane w jego włosach
sięgających do ramion. Nigdy nie widziała chłopca z tak długimi włosami, ale też nigdy
nie widziała wilka zmieniającego się w chłopca.
- Proszę, nie mów nikomu – wychrypiał, gdy Amber próbowała znaleźć swój głos. –
Albo mnie zabiją, albo zamkną w klatce, żeby mnie badać.
Wiedziała, że powiedział jej prawdę, że jest inny, i nie chciała, żeby ktokolwiek go
skrzywdził.
- Potrzebujesz pomocy – szepnęła w końcu.
- Jestem inny od ciebie. Uleczę się. Potrzebuję tylko czasu.
- Jesteś pewien? – Wątpiła w to, gdy jej wzrok przesunął się na krew na jego boku.
- Jestem pewien. – Brzmiał przekonująco mimo drżenia bólu w jego głosie. –
Proszę, nie mów nikomu.
Spojrzała z powrotem na jego twarz, zahipnotyzowana tymi intensywnymi oczami.
- Przysięgam. Co mogę zrobić? Mam wodę.
- Ams? – Za lasu za nią dobiegł męski głos.
~3~
Ogarnął ją strach i mogła powiedzieć po minie na twarzy rannego chłopca, że też
był przestraszony. Amber przygryzła wargę.
- To mój ojczym. Nie może cię znaleźć. Jeśli ci pomogę, myślisz, że możesz tam
podejść? – Wskazała na swoje drzewo. – Mam kryjówkę. Tam nas nie znajdzie. Jeszcze
mnie nie znalazł.
Chłopiec pozwolił jej pomóc mu wstać, opierając się na niej ciężko, starając się
trzymać swoją ranną stronę z dala od niej. Był naprawdę ciężki i o wiele wyższy od
niej. Utykał i to ich spowalniało, ale dotarli do umierającego drzewa.
- Właśnie tam. – Wskazała na swoją kryjówkę. – Między korzeniami jest ukryta
wielka dziura i kopałam przestrzeń pod nimi, odkąd byłam mała. Krzaki z przodu
skrywają ją jeszcze bardziej. W środku jest woda i kilka moich rzeczy. Nie znajdzie nas.
- Ams? Gdzie do diabła jesteś? – Jej ojczym zabrzmiał bliżej, głośniej i bardziej
gniewnie. – Nie mam całego dnia na poszukiwanie twojego głupiego tyłka.
Amber obeszła krzaki, odsłaniając dziurę między korzeniami i pomogła mu
wczołgać się do środka. Kiedy usiadła, odwróciła się cała do chłopca zwiniętego
ponownie na boku. Unikała patrzenia na jego ciało tak bardzo jak mogła, ponieważ nie
chciała go zawstydzać. Byłaby taka przerażona, gdyby znalazła się naga przed
nieznajomym. Przykryła go kocem od uda do biodra, nakrywając jego tyłek. Potem
złapała sweter z rogu i zwinęła go, by wsunąć pod jego głowę.
- Ams, ty mały bólu w dupie! Gdzie do diabła jesteś?
Wilczy chłopiec spojrzał na nią, jego oczy były prawie zbyt jasne w półmroku, ale
teraz wydawał się być bardziej ciekawy niż przerażony.
- Masz na imię Ams?
- Amber – powiedziała automatycznie, jakby była w szkole. – Jak ty masz na imię?
- Desmon, ale… hmm… – Przełknął mocno ślinę. – Moi przyjaciele nazywają mnie
Des.
Nalała trochę wody do jednej z filiżanek, którymi się bawiła, i podniosła do jego
ust. Wypił, a potem położył głowę na ziemi. Zawahała się zanim przesunęła palcami po
jego długich, jedwabistych włosach. Czasami, kiedy była chora, jej mama robiła to dla
niej i to sprawiało, że czuła się trochę lepiej.
- Cholera, zleję ci tyłek, jeśli nie wyjdziesz! – Głos jej ojczyma dobiegł z daleka. –
~4~
Nie testuj mnie, bachorze! To sprawi, że pasy, jakie dostałaś w zeszłym tygodniu, będą
wyglądać jak klepnięcie!
Desmon z niepokojem spojrzał na zakryty otwór jej kryjówki.
- Powinnaś iść zanim zadzwoni na policję i zapolują na ciebie.
Potrząsnęła głową.
- Nie zrobi tego. Hoduje rośliny, o których nikomu nie powinnam powiedzieć, a
policja je znajdzie. Dużo się chowam, ale wrócę do domu, kiedy będzie trzeźwy.
Chłopiec zmarszczył brwi.
- Trzeźwy?
- Pije. – Odwróciła od niego wzrok, czując się zawstydzona. – Zepsułam coś i się
wściekł. Zostanę tu na noc, a do rana zapomni. Zwykle tak robi.
Patrzyli na siebie, zanim Desmon ją ostrzegł.
- Jeśli kiedykolwiek komuś powiesz, co widziałaś, będą na mnie polować.
Przestała przeczesywać palcami jego włosy.
- Uroczyście przysięgam, że przez całe moje życie nigdy nikomu nie powiem o
tobie, Des. Nie chcę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Jesteś miły.
- Muszę tylko odpocząć. Polepszy mi się. Zostań ze mną. – Desmon odprężył się i
zamknął oczy. – Mów do mnie.
Ponownie pogładziła go po włosach.
- W której jesteś klasie?
- Klasie? – Jego ton był cięższy, jakby już zapadał w sen.
- W szkole? Ile masz lat?
- Sześć. – Zaciągnął koc mocniej wokół siebie. – Nie ma szkoły, ale mamy zajęcia.
Zajęcia z polowania. Zajęcia tropienia.
Amber myślała, że jest znacznie starszy, na przykład ma dziewięć lat, ale
świadomość, że jest w jej wieku, była miła, ponieważ nie miała żadnych przyjaciół w
swojej klasie. Nawet jeśli był największym sześciolatkiem, jakiego kiedykolwiek
spotkała, wciąż go lubiła. Szkoda, że nie mógł chodzić z nią do szkoły, skoro wydawało
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin