Gordon Barbara - Nieuchwytny.pdf

(1186 KB) Pobierz
BARBARA GORDON
Nieuchwytny
CZYTELNIK • WARSZAWA 1977
Okładkę projektował
MARIAN STACHURSKI
„Czytelnik”, Warszawa 1977.
Wydanie I.
Nakład 100 290
Ark wyd. 10,6; ark druk. 16
Papler druk satt 75 cm, kl. VII, 60 g
Oddano do składania 14 V 1976 r.
Podpisano do druku 25 XI 1976 r.
Druk ukończono w styczniu 1977 r.
Zakłady Graf „Dom Słowa Polskiego”
w Warszawie
Zam, wyd. 957; druk 3959 J-115.
Cena zł 30.‒
Printed In Poland
Rozdział 1
Imię?
Eulalia.
Nazwisko?
Pstryk.
Zerknął na mnie spode łba, długopis w jego ręku zawisł nieru-
chomo nad blankietem protokołu. Na poczciwej, pucołowatej twa-
rzy odmalowało się zgorszenie.
I czego ty się, Stasiek, wygłupiasz?
powiedziałam dość
szorstko, bo byłam cholernie zdenerwowana.
To po to od dwu-
nastu lat mieszkamy w jednym mieście, na jednej ulicy, w jednym
bloku i na jednym piętrze, drzwi w drzwi,
żebyś
mnie pytał, jak
się nazywam?
Co prawda, nigdy jeszcze z moim najbliższym sąsiadem nie ze-
tknęłam się na jego terenie służbowym. Nie miałam więc pojęcia,
że
taki z niego formalista. Porucznik Stanisław Zdebniak przy
swoim biurku w komendzie dzielnicowej usiłował dać mi do zro-
zumienia,
że
dobrosąsiedzka zażyła przyjaźń przyjaźnią, ale służ-
ba służbą. W domu może mi reperować popsute kontakty i ciekną-
ce krany, ja mogę całe wieczory spędzać w gronie jego licznej
rodziny
lecz wszystko to razem nie powinno mieć
żadnego
wpływu na skrupulatne spełnianie przez niego służbowych obo-
wiązków. Rozzłościł się:
Ale dowodu ci nigdy nie sprawdzałem. Przez dwanaście
5
lat. A może ty naprawdę nazywasz się Eulalia Pstryk? Protokół
milicyjny rzecz
święta.
Wszystko musi w nim grać. Dokładnie ma
być podane, rozumiesz?
Westchnęłam z rezygnacją, podsunęłam mu pod nos zieloną
książeczkę, wygrzebaną z torebki, i mruknęłam:
No to „podawaj”. Anna Jaroń, urodzona w Drohobyczu,
siódmego sierpnia tysiąc dziewięćset trzydziestego piątego roku,
zamieszkała w
Świerniku,
ulica Mickiewicza siedem, mieszkania
numer dziesięć. Zawód: pielęgniarka, zatrudniona w rejonowym
ośrodku zdrowia. Panna. Oczy brązowe, włosy ciemne, twarz
owalna, znaków szczególnych brak. Wzrost sto siedemdziesiąt
centymetrów.
Zamachał rozpaczliwie długopisem,
żeby
przerwać mój potok
wymowy, i mruknął z dezaprobatą:
Te szczegóły to już zbędne. I tak wszyscy wiedzą,
że
w
kinie za tobą siadać nie należy.
Kiedy indziej nie puściłabym mu płazem przytyku do mojego
wysokiego wzrostu, ale teraz wcale nie miałam ochoty na prze-
komarzanie się. On zresztą też. Oboje zmarkotnieliśmy, kiedy,
skończywszy zapisywanie personaliów, odezwał się tonem nieco
oficjalnym:
Powiedz dokładnie, jak znalazłaś zwłoki Brydowej.
Wstrząsnął mną dreszcz. Taki sam, jak niespełna godzinę te-
mu, chociaż z racji mojego zawodu napatrzyłam się już w
życiu
na
niejedno i uodporniłam się na rozmaite widoki. Wzrok mój mimo
woli przylgnął do ciemnych prostokątów szyb. Można było przez
nie dostrzec niewyraźne zarysy najbliższych domów i rozmazane,
przyćmione
światła
ulicznych latarni. Była potężna mgła, jak zaw-
sze w tych stronach w końcu października.
Za domami i
światłami
pogrążał się w coraz gęściejszą ciem-
ność odcinek pewnej drogi na przedmieściu, gdzie stała się ta
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin