Rivers Francine - 02 Echo w ciemnosci.pdf

(1357 KB) Pobierz
RIVERS FRANCINE
Echo w ciemności
cz.II trylogii
Znamię lwa
Dedykuję tę książkę
Peggy Lynch i Lynn Moffett,
ukochanym przyjaciółkom i bojowniczkom modlitwy
Podziękowanie
Chciałabym wyrazić wdzięczność i podziękować dwojgu bardzo szczególnych redaktorów,
którzy ślęczeli po nocach nad moim tekstem: mężowi, Rickowi Riversowi, gdyż od samego
początku czuwał nad moim pisaniem, i redaktorowi z wydawnictwa Tyndale House, Karen Ball.
Rick skreślał to, co niepotrzebne, Karen wygładzała. Oboje śmiało przedzierali się przez dzikie
tereny nie opatrzonych tytułami rozdziałów, brnęli przez grzęzawiska nie kończących się zdań i
wyrąbywali sobie drogę wśród gęstwy osobliwej interpunkcji i niezwykłej pisowni.
Niechaj Bóg was błogosławi
Prolog
Aleksander Democedes Aznandynus stał przy bramie śmierci, czekając na okazję, by
dowiedzieć się czegoś więcej o życiu. Igrzyska nigdy nie sprawiały mu przyjemności, przychodził
więc tu niechętnie. Jednak to, co zobaczył dzisiaj, oszołomiło go, zdumiało do głębi jego jestestwa.
Szaleńczy ryk tłumu zawsze napełniał go jakimś mimowolnym niepokojem. Ojciec
powiedział mu kiedyś, że oglądanie gwałtu zadawanego innym ma działanie oczyszczające i
Aleksander widywał od czasu do czasu prawie chorobliwą ulgę na twarzach ludzi przyglądających
się zabijaniu na arenie.
Zmarszczył brwi. Być może ci, którzy siedzą i patrzą na te przerażające rzeczy, są w
pewnym sensie wdzięczni, że to nie oni muszą znaleźć się na arenie pełnej lwów albo stanąć do
walki z wyćwiczonym gladiatorem, albo ponieść śmierć w jakiś inny, jeszcze bardziej groteskowy i
poniżający sposób.
Tysiące ludzi przychodziły tu zapewne po to, żeby przeżyć katharsis, jakby to
uczestniczenie w zorganizowanym zadawaniu ran stanowiło swoistą zaporę między widzem a coraz
bardziej zepsutym i samowolnym światem. Tak, w cesarstwie działy się rzeczy straszne, lecz w
tym akurat czasie nie dotyczyło to najwyższych kręgów, nie dotyczyło wiernych, tych, którzy
naprawdę należeli do Rzymu. Aleksander uśmiechnął się krzywo, zdał sobie bowiem sprawę, że
niewielu z zasiadających w amfiteatrze zauważyło to, co dla niego było oczywistością: że fetor
krwi wsiąkającej w piasek jest tak samo mocny, jak fetor rozpusty i strachu unoszący się w tym
cesarstwie wokół każdego. Takim właśnie powietrzem oddychali wszyscy.
Jednak dzisiaj... dzisiaj zdarzyło się coś wstrząsającego. Coś, co wzburzyło młodzieńca jak
rzadko kiedy. Zwrócił w tym momencie wzrok na leżącą młodą kobietę i ogarnęło go niepojęte
poczucie tryumfu.
Patrzył na martwą kobietę i zaciskał dłonie na barierce. Kiedy więźniowie znaleźli się na
arenie, odeszła od innych - spokojna i dziwnie radosna. Aleksander natychmiast skupił na niej całą
swą uwagę. Jak przystało na człowieka przygotowującego się do zawodu medyka; umiał dostrzec
wszystko, co odbiegało od zwyczajności, każdą odmienność w człowieku, a w tej kobiecie było coś
niezwykłego... coś, czego nie dało się ująć w słowa.
W pewnym momencie zaczęła śpiewać i pełen słodyczy głos przeszył jego serce.
Wrzask tłumu szybko zagłuszył jej pieśń, ale kobieta śpiewała dalej, idąc z pogodną twarzą
przez piasek - prosto w stronę miejsca po drugiej stronie areny, skąd patrzył na nią Aleksander.
Znowu czuł, jak serce wali mu w rytm jej kroków. Wygląd miała dość pospolity, ale coś z niej
promieniowało... była wokół niej jakaś świetlna aura, którą się wyczuwało nie widząc. Miał
wrażenie, że kobieta chce objąć go wyciągniętymi ramionami.
Kiedy dopadła ją lwica, rozległ się głuchy odgłos i Aleksander miał wrażenie, że zwierzę
zwaliło się na niego.
Zamknął oczy, jego ciało ogarnął dreszcz. Znowu spojrzał. Dwie lwice walczyły nad
nieruchomym ciałem. Skrzywił się widząc, że jedna z bestii zagłębia pazury w udo młodej kobiety,
próbując ją odciągnąć. W tym momencie druga lwica skoczyła i zwierzęta zwarły się pazurami,
walcząc o łup.
I wtedy krzyczące ze strachu dziecko, uciekając przed lwicą, przebiegło obok krat furty, za
którą stał Aleksander. Młodzieniec zacisnął szczęki i oparł się czołem o zimną kratę. Kostki palców
pobielały mu, gdyż z całą siłą zamknął dłonie na żelazie. Widok takiego cierpienia stał się nie do
wytrzymania.
Odkąd pamiętał, wysłuchiwał argumentów podawanych przez tych, którzy bronili igrzysk.
Na arenę trafiają zbrodniarze zasługujący na śmierć. Aleksander wiedział, że ludzie rzuceni lwom
na pożarcie wyznawali wiarę zachęcającą do obalenia władzy Rzymu.
Nie mógł pozbyć się myśli, że społeczeństwo mordujące bezradne dzieci zasługuje na
unicestwienie.
Kiedy umilkł wreszcie porażający pisk dziecka, Aleksander wypuścił powietrze z płuc. Nie
zdawał sobie nawet sprawy, że przez dłuższy czas wstrzymywał dech. Stojący za jego plecami
strażnik roześmiał się.
- Na jeden kęs!
Aleksander milczał. Pragnął zamknąć oczy, odgrodzić się od rzezi trwającej na arenie, ale
strażnik zaczął się mu przyglądać. Czuł na sobie zimne spojrzenie tych bezlitosnych oczu,
obserwujących go przez otwór w wypolerowanym hełmie. Nie chciał poniżyć się w oczach
tamtego, okazując słabość. Jeśli ma zostać dobrym lekarzem, musi panować nad wzruszeniami.
Flegon powtarzał często, że musi być twardy, jeżeli chce odnieść sukces na drodze życiowej, którą
sobie wybrał. Mądry nauczyciel powiedział, że w końcu śmierć to jeden z aspektów życia medyka.
Aleksander odetchnął głęboko, żeby uśmierzyć wzburzenie, i znowu spojrzał na piasek.
Wiedział, że gdyby nie igrzyska, nie miałby możliwości studiowania ludzkiej anatomii. Flegon
powiedział mu, że ze zwojów i obrazków niczego się już nie nauczy. Jeśli chce pogłębić swą
wiedzę, musi dokonywać wiwisekcji. Widząc odrazę młodzieńca do takich praktyk, stary lekarz
trwał nieugięcie przy swoim, osaczając swego ucznia siecią argumentów nie do odparcia. Jak
wyobraża sobie chirurgię bez znajomości anatomii? Obrazy, rysunki to nie to samo, co rzeczywiste
ciało człowieka. A w Rzymie jest tylko jeden sposób, żeby poznać anatomię.
Aleksander przeklinał w duchu rzymskie prawo, które zakazywało sekcji zwłok, zmuszając
Zgłoś jeśli naruszono regulamin