YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.4.Dragon.Wytch.pdf

(809 KB) Pobierz
„Siostry Księżyca” tom 4
Tłumaczenie z francuskiego: fort12
Jesteśmy siostrami D'ARTIGO: w połowie ludźmi, w połowie
wróżkami, wykwalifikowanymi sexy agentkami CIA. Moja
siostra Delilah zamienia się w kota. Menolly jest wampirem
który próbuje dostosować się do warunków. A ja? Jestem
Camille, czarownicą która próbuje pogodzić swoje
nieprzewidywalne moce, żonglując pomiędzy swoimi
kochankami i wojną przeciwko demonom. Z nadejściem
przesilenia wiosennego grozi nam chaos. Zaginął powierzony
nam legendarny artefakt. Natomiast Seattle zaatakowały hordy
goblinów i trolli. I być może by mi się udało gdyby Flam,
najseksowniejszy smok jakiego znam, nie zdecydował się w tym
samym czasie odebrać swojego długu czyli mnie! Na domiar
złego pojawiła się trzecia z pieczęci duchowych której szuka
Skrzydlaty Cień.
Cóż, być może rozwiązując problemy, jeden po drugim, będę w
stanie uniknąć końca świata … Kwestia organizacji!
Rozdział 1
W powietrzu czuć było pyłek skrzata, który wydostając się spod drzwi księgarni
łaskotał mnie w gardło. Nie ma wątpliwości, nie można go było pomylić z żadną inną
magią wróżek. Błyszczał na płaszczyźnie astralnej, zawieszony między dwoma
rzeczywistościami. Nie dość solidny ani znaczący, jednak tam był. Magia ta miała
więcej wpływu na człowieka i jego środowisko aniżeli cokolwiek innego.
Dziwne. Jeśli poczułabym ją w środku, oznaczałoby to że pochodziła od bardzo
potężnego chochlika, który jeśli się nie mylę, pochodzi z krainy wróżek. W każdym
razie niezależnie od wszystkiego od dnia otwarcia księgarni, żadna ziemska wróżka
nie zbliżała się do niej. Przynajmniej nie bez mojej wiedzy. Zazwyczaj istoty
nadprzyrodzone unikały mnie, ponieważ byłam w połowie wróżką ale głównie
dlatego że byłam czarownicą. Tak czy owak nie ufały mi.
W moim świecie niektóre z czarownic porywały gobliny by ukraść im pyłek. Gobliny
nie były ranne ale ich ego zostało nadszarpnięte, a wieść o tym roznosiła się echem.
Zwłaszcza gdy ich porywacze odsprzedawali zagarnięty łup innym skrzatom żądając
za niego kosmicznych kwot. Oczywiście elfy nie robiły nic w tej sprawie, a
niektórym nawet udawały się ataki na handlarzy... ale i tak większość z nich starała
się nas unikać.
Prawdę mówiąc, my również im nie ufałyśmy. Wszelkiego rodzaju skrzaty słynęły z
tego, iż zapowiadały kłopoty. Na ogół nie były one niebezpieczne, przynajmniej nie
tak jak gobliny, ale i tak nie należało ich lekceważyć.
Po tym jak skończyłam liczenie pieniędzy, schowałam je do sejfu mieszczącego się w
ostatniej szufladzie mojego biurka. Kolejny spokojny dzień. Jeśli chodzi o interesy,
ostatni miesiąc nie był najlepszy. Albo ludzie czytali mniej albo ja nie miałam
wystarczająco dużo nowości do zaoferowania.
Chwyciłam torebkę i kluczyki. Moja siostra, Delilah, już wyszła. Jej biuro mieściło
się powyżej sklepu, ale i tak cały dzień była poza nim. Wpadła tylko rankiem by
sprawdzić wiadomości.
Upewniwszy się że wszystko było na swoim miejscu, zarzuciłam swoją pelerynę.
Miałam słabość do gorsetów, koszulek i spódnic z szyfonu co nie szło w parze z
panującą pogodą w Seattle. Trudno! Nie ma mowy bym zmieniała swój styl tylko
dlatego, że niektóre chmury wyglądały groźnie.
Pomimo zbliżającej się wiosny, nadal było zimno. Wokół wisiały duże, ciężkie, szare
chmury, które nadeszły znad oceanu zalewając deszczem drogi i chodniki. Wokół
panował chłód.
Naturalnie w całym mieście pąki zdobiły drzewa a w powietrzu roznosił się piękny
zapach kwiatów zmieszany z zapachem gleby, ale do wiosny było jeszcze daleko.
Podobnie rzecz się miała w krainie wróżek, gdzie o tej porze roku na niebie
błyszczało złote słońce, a wraz z zapadającym zmierzchem ujrzeć można było paletę
kolorów w odcieniach akwareli. Zwabione słodyczą powietrza jaskółki przylatywały
co wieczór by śpiewać w pachnących ogrodach roztaczających się wokół naszego
domu.
Z nostalgią westchnęłam. Wspomnienia były wszystkim co nam pozostało.
Włączyłam system alarmowy i zamknęłam drzwi. Zmęczona czy nie, musiałam
odkryć skąd pochodził chochlikowy pyłek. Jeśli w okolicy osiedliła się grupa
chochlików, to wszystkie sklepy były w tarapatach.
Znalazłszy się na chodniku przed sklepem, moją uwagę przykuło rżenie. W jednej
chwili zapomniałam o krasnalach... zamarłam w miejscu. Co to jest...??
W moim kierunku szedł jednorożec. Minął sklep Baby Jagi, który mieścił się tuż
obok mojej księgarni, a następnie zatrzymał się tak blisko mnie, że czułam jego
oddech na swojej twarzy.
—Dobry wieczór pani Camille, powitał mnie przechylając nonszalancko głowę; bez
wątpienia był to mężczyzna.
Zaskoczona stałam przyglądając mu się i zadając sobie pytanie czy to zmęczenie tak
na mnie działa. Jego płaszcz błyszczał jasnym krystalicznym światłem, podobnie jak
u większości magicznych stworzeń. Jego oczy błyszczały inteligencją a jego róg był
złoty. Pomijając inne aspekty jego anatomii, dowodziło to iż był mężczyzną. Kobiety
jednorożce posiadały srebrne rogi.
Im bardziej mu się przyglądałam, tym bardziej wydawał mi się pochodzić prosto z
reklamy znanych perfum. Rodzaj tych, co do których nie byliśmy pewni dopóki na
ekranie nie pojawił się flakon a w tle głos szepczący coś w stylu: "Daj się ponieść
magii”.
Zamrugałam.
Nie, nadal tam stał. Odchrząknąwszy, miałam właśnie zapytać go co robi na ulicach
Seattle, gdy moją uwagę przykuł dźwięk. Wtedy dostrzegłam goblina w towarzystwie
wróża, obaj zmierzali w naszym kierunku. Nie wyglądali na szczęśliwych.
To sprawiło że przypomniałam sobie dowcip o goblinie, wróżce i ogrze którzy
wchodzą do baru i spotykają tam piękną kelnerkę z dużymi piersiami…
Zatrzymałam się w połowie mojego żartu. W ciągu kilku sekund sytuacja się
zmieniła z "co się tutaj dzieje?” do "o nie, chyba nie zamierzają tego zrobić??!”.
Goblin wycelował w jednorożca z dmuchawki.
—Oddaj nam chochlika Feddrah-Dahns, albo jesteś martwy! zawołał gardłowym
głosem, językiem mieszkańców krainy wróżek. Seplenił, ale zagrożenie było jasne.
Cholera! Jeśli jednorożce były pięknymi i niebezpiecznymi stworzeniami, to gobliny
były niebezpieczne i głupie. Nie zastanawiając się zamknęłam oczy i zaczęłam
wypowiadać zaklęcie. Moje palce zaczęły mrowić natomiast wewnątrz mnie zaczęła
gromadzić się energia, biorąca swą siłę z prądów północno-wschodnich.
Czując falujące w moich ramionach siły, skoncentrowałam się by z nich uformować
w dłoniach kulę, celując nią w goblina.
„Błagam niech moja magia nie zawiedzie mnie teraz”, modliłam się w milczeniu. Z
racji tego kim byłam, moje zaklęcia miały tendencje do obracania się przeciwko
mnie.
Swego rodzaju bezpiecznik lub pech, jakby tego nie nazwać, nigdy nie mogłam
przewidzieć jaki będzie efekt końcowy, niczym pędzący 100 km/h pociąg nad którym
nie da się zapanować. W tym roku miałam już na swoim koncie zdemolowany pokój
hotelowy, zabawę z piorunami i deszczem nie wspominając o innych. Tym bardziej
nie chciałam zniszczyć ulicy, a tym bardziej dzielnicy.
Tym razem Matka Księżyca była po mojej stronie sprawiając, że poszło jak
planowałam. Pocisk uderzył goblina w pierś przewracając go, zanim ten mógł użyć
swojej dmuchawki. Jednak na tym nie koniec, po trafieniu w goblina odbił się
rykoszetem od witryny mojej księgarni niczym piłka, trafiając w ogra i odrzucając go
w powietrze niczym pustą puszkę.
Obserwując chaos który udało mi się stworzyć w kilka sekund, poczułam się bardzo
zakłopotana i dumna zarazem. Całkiem dobrze mi poszło! Zwykle miałam problemy
w przywoływaniu tego rodzaju siły, szczególnie magii wiatru. Być może udzieliły mi
się niektóre z mocy Iris.
—Aj!! zapłakałam, czując nagle na ramieniu pieczenie jak po uderzeniu batem.
Cholera, to boli! Odwróciłam się, aby zobaczyć wróża obserwującego mnie z batem
w ręku.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin