John Jakes
PÓŁNOCI POŁUDNIE
tom I
Przełożył Mieczysław Dudkiewicz
PROLOG
DWA LOSY
Rok 1686. Chłopiec węglarza
– Chłopiec powinien wreszcie przyjąć moje nazwisko – powiedział Windom po kolacji. – Już najwyższa pora.
Był to jego czuły punkt; wracał do tej sprawy zawsze, kiedy wypił za dużo. Siedząca przy kominku matka chłopca zamknęła Biblię, która leżała na jej kolanach.
Bess Windom jak co wieczór czytała po cichu. Obserwując ruchy jej warg chłopiec widział, z jakim trudem jej to przychodzi.
Kiedy Windom przerwał milczenie, dobrnęła właśnie do swego ulubionego wersetu z piątego rozdziału Ewangelii św. Mateusza: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebios”.
Chłopiec, Joseph Moffat, siedział oparty plecami o róg kominka i strugał małą łódź. Miał dwanaście lat, krępą budowę ciała jak matka, szerokie ramiona, jasnobrązowe włosy i błękitne oczy, które niekiedy zdawały się być pozbawione wszelkiej barwy.
Wiosenny deszcz bębnił o dach kryty strzechą. Windom rzucił na pasierba posępne spojrzenie. Tuż pod jego oczami widniały smugi węglowego pyłu, brud wyzierał też spod połamanych paznokci. W życiu Windom okazał się niezdarą, a miał już czterdzieści lat. Kiedy nie był pijany, rąbał drewno, a potem przez dwa tygodnie wypalał je w stosach wysokich na dwadzieścia stóp.
W ten sposób sporządzał węgiel drzewny dla małych pieców rozrzuconych wzdłuż rzeki. Była to praca brudna i poniżająca; kobiety z sąsiedztwa utrzymywały swe najmłodsze dzieci w ryzach strasząc je, że natkną się na niego, Czarnego Węglarza, jeśli nie przestaną się wałęsać.
Joseph nie odezwał się nawet jednym słowem, ale uwagi Windoma nie uszedł jego palec wskazujący, którym chłopiec wystukiwał jakiś rytm na rękojeści noża. Pasierb był niezwykle impulsywny i zdarzały się chwile, kiedy Windom odczuwał przed nim strach. Ale nie teraz. Przekorne, wyzywające milczenie Josepha doprowadzało ojczyma do wściekłości.
Wreszcie chłopiec przemówił.
– Mnie podoba się to nazwisko, które noszę – mruknął i zajął się wystruganą już do połowy łodzią.
– Na Boga, co za zuchwały szczeniak! – zakrzyknął Windom.
Potrącając taboret, rzucił się na pasierba. Bess stanęła między nimi.
– Zostaw go, Thad. Ż...
renfri73