Hotel w Rzymie -Connelly Clare.pdf

(656 KB) Pobierz
Clare Connelly
Hotel w Rzymie
Tłumaczenie:
Dorota Viwegier-Jóźwiak
PROLOG
Sześć lat wcześniej
– Widzisz ją, Matteo?
Gazety uwielbiały pisać, że Matteo Vin Santo nie ma serca,
ale to nie była prawda.
Przyglądając się bladym dłoniom dziadka spoczywającym
bez ruchu na pościeli szpitalnej, Matteo czuł w sercu ból,
który potęgowała pewność, że starszemu człowiekowi
pozostało zaledwie kilka godzin życia.
– Co takiego, Nonno?
– Nonno? – Alfonso Vin Santo próbował się uśmiechnąć, ale
usta wykrzywiło mu cierpienie. – Nie zwracałeś się tak do
mnie od lat – wyszeptał z trudem.
Matteo bez słowa wpatrywał się w żylaste dłonie, które
niegdyś uformowały imperium składające się z wielu firm
i trzymały ster aż do jego upadku. Westchnął i spojrzał ku
oknu, za którym widać było szare o tej porze przedmieścia
Florencji.
– Czy widzisz rzekę? Zawsze lubiłeś patrzeć, jak słońce
odbija się od fal.
Matteo zacisnął powieki. Mimo że znajdowali się w pokoju
szpitalnym, zobaczył to, o czym mówił dziadek. Widok
z tarasu rzymskiego hotelu Il Grande Fortuna, który należał
kiedyś do rodziny i którego okna wychodziły z jednej strony
na Tyber, a z drugiej na Watykan.
Poczuł złość, jak zawsze, gdy myślał o hotelu.
– Tak, jest piękna.
– Więcej niż piękna. Jest idealna. – Alfonso westchnął. – To
wszystko moja wina.
– Nie,
Nonno.
– Matteo nie zająknął się ani słowem na
temat tego drania Johnsona. Nie chciał dodatkowo
przysparzać kłopotu dziadkowi u kresu życia. Choć to właśnie
Carey Johnson był winny całemu nieszczęściu. On i ten jego
głupi upór, żeby nie odsprzedać hotelu. Upór, który w końcu
zaprowadził go do grobu.
Ale Matteo mógł to wszystko naprawić. I zrobi to.
– Odzyskam dla ciebie hotel – powiedział, nie będąc nawet
pewnym, czy dziadek go usłyszał.
Nie wiedział jeszcze, w jaki sposób ani jakim kosztem, ale
poprzysiągł sobie, że hotel wróci do rodziny. Był gotów
poświęcić dla tej idei wszystko.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Czy była pani umówiona?
Umówiona? Ze swoim własnym mężem? Skye przycisnęła
torbę mocno do siebie, myśląc o pliku dokumentów
rozwodowych, które skrywało jej wnętrze. Strużka potu
spłynęła między łopatkami, mimo że luksusowe wnętrze było
klimatyzowane. W Wenecji od rana panował upał. Zmęczenie
lotem i ciągły niepokój, który ją dręczył, odkąd podjęła
decyzję o odejściu od męża, dały jej tak w kość, że nagle
zwątpiła, czy poradzi sobie z czekającym ją zadaniem.
– Signor Vin Santo ma zajęte całe popołudnie, przykro mi –
mruknęła recepcjonistka, nie podnosząc głowy znad
terminarza.
Skye uzbroiła się w cierpliwość. Rozwód był dla niej bardzo
ważny i musiała go uzyskać teraz. Była skłonna pójść na duże
ustępstwa, byle wszystko poszło po jej myśli. Potrzebowała
podpisu Mattea na dokumentach, żeby wreszcie wyjechać
z Włoch. Zanim Matteo odkryje prawdę.
– Jeżeli powie mu pani, że tu jestem, na pewno znajdzie
czas.
Umalowana jak lalka recepcjonistka pokręciła sceptycznie
głową, nie starając się ukryć lekceważenia.
Signorina…?
– Recepcjonistka
w oczekiwaniu na nazwisko.
zawiesiła
głos
Skye uśmiechnęła się do niej. Miała co prawda dopiero
dwadzieścia dwa lata, ale często brano ją za dużo młodszą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin