Laurann Dohner - New Species 15.2 - Lash ( Rozdz. 5 - 8 ).pdf

(790 KB) Pobierz
Rozdział
5
- Dlaczego wciąż się tak rozglądasz?
Szorstki głos Lasha wyrwał Mary z jej myśli.
- Nie mogę uwierzyć, że Mel nie zauważyła, że zniknęłam z jej przyjęcia
weselnego. Wydawała się być bardzo zdeterminowana, by rzucić mi swoje kwiaty.
- Zauważyła. Szukali cię samce.
- Co? Kiedy?
- Gdy spałaś.
- Zostawili mnie tu z tobą?
Wzruszył ramionami.
- Nie byli przygotowani na walkę ze mną.
- Nie do wiary! Więc po prostu pozwolą ci mnie zatrzymać?
- Nie pozwolę im zabrać cię ode mnie, Mary.
- Ta zwariowana wieśniara!
- Kto?
- Mel. Obiecała pilnować moich tyłów i przysięgła, że nic złego mi się nie
przydarzy, jeśli przyjdę do Rezerwatu. Zaufaj mi, powiedziała. Nie martw się,
powiedziała. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i kocham cię jak siostrę,
powiedziała. – Mary była naprawdę zdenerwowana. – A teraz co? Zostawia mnie z
tobą, jakby podrzuciła mnie do jakiegoś schroniska dla zwierząt, żebyś mnie
adoptował?
- Nic złego ci się nie stało. Nie działała ze mną w porozumieniu, żebym cię
zatrzymał, jeśli to pomoże. Jej partner uważa, że spróbuje włamać się do mojej domeny,
żeby pomóc ci uciec. Musiałem mu obiecać, że zabiorę cię na górę do naszego łóżka i
że zostaniemy tam, dopóki nie zdoła jej zabrać. Boi się, że mnie zaatakuje.
To uspokoiło jej temperament.
~1~
- Lepiej, żeby tak zrobiła. Zajmowałam się dla niej Deanem Summersem.
- Kto to jest?
- Przychodzi do restauracji co kilka tygodni. Jesteśmy pewni, że jest pierwszym
czcicielem Szatana, ponieważ jest tak nikczemny i zły.
Skrzywił się.
- Prawdopodobnie, tak naprawdę nie czci diabła, ale jest koszmarnym klientem i jest
super przerażający. Mel i ja często o nim żartujemy, bo nie możemy schować się w
kuchni, kiedy przychodzi do restauracji. Joel, właściciel, krzyknął na nas ten jeden raz,
kiedy to zrobiłyśmy. Dean właściwie wszedł z krwią na swoich ubraniach. Powiedział,
że zaszlachtował świnię na jedzenie, ale zdecydowałyśmy, że miałyśmy rację, że składa
ofiary z ludzi na jakimś ołtarzu. Żadna z nas nie chciała go obsłużyć, ponieważ jest
wystarczająco zły, nawet gdy nie jest opryskany krwią.
Lash tylko gapił się na nią. Wyglądał na nieco zmieszanego i zaniepokojonego w
tym samym czasie.
- Zrozumiesz, jeśli go spotkasz. Nie będziemy zaskoczone, jeśli kiedykolwiek
zobaczymy historię w wiadomościach, że jest seryjnym zabójcą. Tylko że nikt, kto go
zna, nie powie, jakim wydawał się być miłym facetem, ani jacy są zszokowani. Biedna
Mel zobaczyła jego pomarszczonego
truposza.
- Co to jest?
- Nie widziałam tego, ale tak Mel nazwała jego fiuta. Powiedziała, że jest
pomarszczony i mały, jak zniekształcony, obumierający korzeń jakiegoś chorego
drzewa. Jej słowa, nie moje. Jednak tym namalowała mi przerażająco żywy obraz
mentalny.
- Dlaczego miałaby chcieć to zobaczyć?
- Nie chciała. W pewnym sensie odsłonił go przed nią przy stole, gdy poszła mu
dolać. Mel nawet wylała na jego kolana dzban mrożonej herbaty. To moja psiapsiółka.
Ta dziewczyna nie przyjmie wymówek. Na pewno przyjdzie po mnie. Moja wiara w nią
została przywrócona.
- Chcesz, żeby mnie zaatakowała?
- Nie. Chcę, żeby
spróbowała
cię zaatakować. Tak robią przyjaciele.
~2~
Potrząsnął głową.
- Ludzie.
- To po prostu kobieca sprawa. I przestań używać tego tonu. Tak się składa, że
jestem jednym z tych ludzi, a których wydajesz się nie lubić.
- Nie lubię ich, ale ty jesteś moją partnerką. – Przerwał. – Nawet jeśli nie mogę
zrozumieć, że myślisz tak jak myślisz. Jesteś dziwna.
- Mówi facet z łóżkiem ponad dziesięć metrów nad ziemią, który skacze, żeby się
tam dostać, ponieważ jest paranoikiem, że ludzie chcą go zabić, do tego stopnia, że ma
kuloodporną platformę.
- To ważny środek ostrożności. Zostaliśmy zaatakowani.
- Jestem tego bardziej niż świadoma. Byłam w restauracji, kiedy weszło dwóch
mężczyzn z bronią, by zastrzelić Snowa i jego przyjaciół. Te dupki chciały swoich
nazwisk w wiadomościach. Ale to było w mieście, bez ochrony ONG. Widziałam mury,
które chronią Rezerwat, oraz uzbrojonych mężczyzn, którzy ich pilnują. To byłoby
samobójstwem, gdyby te dwa dupki tu przyszły.
- ONG rozszerza nasze mury. Mieliśmy kilka naruszeń podczas budowy. Nasi
oficerowie złapali ich zanim dostali się na tyle daleko, by zabić kogoś z nas, ale jest
możliwe, że niewielka grupa może dotrzeć do hotelu. Nie przeżyłem uwięzienia w
Mercile, by teraz umrzeć.
Mary przyznała, że miał rację.
- Może nie jesteś taki paranoiczny. – Zauważyła sposób, w jaki wypowiedział jedno
słowo, prawie je wypluwając. – Masz na myśli Mercile Industries?
Chrząknął.
- Czy było tak źle, jak czytałam?
Jego złote spojrzenie zwęziło się, utkwiło w niej.
- Przepraszam. Byłam ciekawa. Porzucę to.
- Jesteś moją partnerką. Zawsze możesz zadawać mi pytania. Było gorzej dla mnie i
takich jak ja.
- W jaki sposób?
~3~
- Niektóre Nowe Gatunki były więzione w pokojach z łańcuchami, dla łatwiejszego
dostępu, kiedy Mercile testowało leki. Technicy często mieli z nimi do czynienia, więc
ich ciała były myte. Jeśli śmierdzieli, to urażało ludzkich lekarzy. Wykorzystywali ich
również w eksperymentach hodowlanych. – Opuścił wzrok. – Mój rodzaj był trzymany
w klatkach i myli nas z węża raz w tygodniu jak zwierzęta w zoo. Nie umiem czytać ani
pisać tak jak większość Gatunków. Mercile uczyło inne Gatunki, żeby mogli badać ich
umysły, gdy byli na lekach. Po prostu strzelali do nas strzałkami, gdy chcieli
przetestować lek na
moim
rodzaju. Byliśmy jednorazowi. Nasze umysły były nieistotne.
Leki, które nam dawali, były tymi, które albo nas zabijały... albo nie. Tak nas
wykorzystywano. By sprawdzić, czy lek może zabić, czy nie. Wielu z nas umarło.
To ją przeraziło.
- Tak mi przykro, Lash. – Przysunęła się do niego bliżej tam, gdzie siedzieli na
trawie przy fontannie. Sięgnęła i położyła dłoń na jego udzie.
Spojrzał na nią.
- Uczę się rozpoznawać liczby, by móc korzystać z telefonu. – Wskazał kciukiem na
drzwi. – Powiesili mi zdjęcia moich przyjaciół i numery, które należy wybrać, by do
nich dotrzeć. Patrzę na nie i naciskam pasujące na telefonie.
- To całkiem sprytne.
- Mercile nie przyprowadzało nam samic Gatunku do rozmnażania. Cóż, chyba że
policzysz ten jeden raz, kiedy dostarczyli mi pełnokrwistą lwicę, myśląc, że ją posiądę.
Jej usta opadły. Nie wyobrażała sobie tego horroru i to odjęło jej mowę.
- Odmówiłem. To byłoby tak, jakby ktoś poprosił cię o dzielenie seksu z pełnym
zwierzęciem. To mnie obrzydziło. Technicy głodzili Gatunki, gdy nie robiliśmy tego, co
chcieli, i zastosowali to do nas… z nią w mojej klatce. W końcu zrobiła się tak głodna,
że przestała się mnie bać. Nie chciałem wyrządzić jej krzywdy. Próbowałem ją
uspokoić… ale zaatakowała. Musiałem złamać jej kark, żeby mnie nie zabiła. Za karę,
strzelili we mnie strzałkami, które miały w sobie elektryczność, i tak spędzali dni
wstrząsając mną wiele razy. Już cierpiałem. Czułem głębokie poczucie winy. Lwica po
prostu próbowała przeżyć, podążając za swoim instynktami.
Łamał jej serce. Zadziałała instynktownie i usiadła na jego kolanach, owijając
ramiona wokół jego szyi.
- Tak mi przykro.
~4~
- Nie strzelałaś do mnie, ani nie przyprowadziłaś tej lwicy do mojej klatki. Wiem, że
nie wszyscy ludzie są tacy jak ci z Mercile.
- Po prostu mi przykro, że miałeś tak ciężką przeszłość. To wszystko. Życie potrafi
być super niesprawiedliwe.
Objął ją ramionami.
- Lubisz mnie.
Zaprzeczenie było na końcu jej języka… dopóki nie zobaczyła szczęśliwej miny na
jego twarzy.
- Tak.
- Jesteś moją partnerką. Powiedz to.
- Teraz naciskasz swoje szczęście.
Roześmiał się.
- Lubię cię, Mary.
- Rośniesz w moich oczach.
- Mój kutas też. Jestem bardzo podniecony.
Pokręciła głową, starając się nie roześmiać.
- Masz jednotorowy umysł.
- Lubię seks z tobą. Dlatego cię zatrzymam.
To ostudziło jej nastrój, gdy przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę.
- Nawet jeśli nie jestem twoją magiczną cipką?
Przyciągnął ją bliżej.
- Powiedziałem, że możesz być nią dla mnie.
Poczuła jak zazdrość ryknęła z tyłu głowy.
- Kim ona była?
Obrócił ją bokiem na kolanach i odchylił lekko do tyłu, nachylając się, by spojrzeć
jej w oczy.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin