Pierwszy taniec z księciem -West Annie.pdf

(814 KB) Pobierz
Annie West
Pierwszy taniec z księciem
Tłumaczenie:
Katarzyna Panfil
PROLOG
Cat przeskoczyła nad niskim murkiem, upajając się
radością z parkouru. Oddychała szybko, ale ruchy odmierzała
precyzyjnie, gdy wraz z Paolem przebiegała przez
opuszczony magazyn.
Podskoczyła i odbiła się od ściany, nabierając rozpędu,
a potem uchwyciła się krawędzi ramy wybitego świetlika.
Chwiejnie się podciągnęła i wdrapała na dach. To tam
z okrzykiem triumfu minął ją Paolo.
Przebiegł przez dach i z łomotem zbiegł po pustej klatce
schodowej. Cat, odbijając się od schodów, ścian i balustrady,
niemal dogoniła go przed ogrodzeniem, które wyznaczyli
sobie na metę.
- Dziś ja wygrałem – wysapał.
Cat skinęła głową, opierając dłonie na kolanach.
- Wbitka wyszła ci bezbłędnie – pochwaliła.
- Dzięki. – Uśmiechnął się i ruszyli do wyjścia. - Podwieźć
cię?
- Nie, dziękuję. Idę na siłownię.
Z zewnątrz zrujnowana, ale doskonale wyposażona
siłownia, do której chadzali, była tuż za rogiem. Cat chciała
zajrzeć do dzieciaków, które trenowała w chwilach wolnych
od pracy. Były zbuntowanymi nastolatkami, tak jak ona
kiedyś…
Poszła skrótem, uliczką w kształcie litery L, rozmyślając
o nastolatkach i ich drażliwej dumie. Co nie usprawiedliwiało
faktu, że straciła kilka sekund, zanim dostrzegła
niebezpieczeństwo. W tej części Nowego Jorku lśniąca
limuzyna mogła dziwić. Ale Cat powinna była natychmiast
zauważyć wysokiego mężczyznę z wybrzuszeniem pod
kurtką, który oderwał się od ściany.
Poruszał się jak profesjonalista. Ale ona również. Kiedy
chciał ją złapać, uchyliła się, chwyciła go za nadgarstek
i wykorzystała jego pęd, by rzucić nim o ziemię. Klęcząc
między jego łopatkami, odebrała mu pistolet.
- Pani Dubois!
Odwróciła się. Przy otwartych drzwiach limuzyny stał
szczupły mężczyzna w ciemnym garniturze.
- Pani Dubois, bardzo proszę. Chcę tylko porozmawiać.
Mężczyzna nie mówił po angielsku, ale w jej ojczystym
dialekcie – modyfikacji francuskiego. Lampki alarmowe w jej
głowie rozżarzyły się jeszcze bardziej.
- Kim pan jest? – Przesunęła się nieco, by napastnik
znajdujący się pod nią mógł oddychać, i przytrzymała dłonią
jego nadgarstek.
Mężczyzna z limuzyny podszedł bliżej.
- Jestem ambasadorem St. Galli w USA. Mam dla pani
ofertę pracy. Czy mogę pokazać moje dokumenty
akredytujące?
Zbliżył się powoli i Cat odczytała jego legitymację. Była
autentyczna.
Wsuwając pistolet za pasek, wstała.
- Jeśli chciał pan porozmawiać, to po co było go wysyłać? –
Wskazała wysokiego mężczyznę, który podnosił się z ziemi.
- Powiedziano mi, że być może nie ucieszy pani kontakt
z St. Galli, a ja musiałem mieć pewność, że mnie pani
wysłucha. Jego zadaniem było doprowadzenie pani do
samochodu, żebyśmy mogli porozmawiać.
Ochroniarz wyprostował się i poruszył na próbę ramieniem,
a potem pokiwał głową.
- Taktyczny błąd. Wiedziałem, że jest pani jedną z nas, ale
nie spodziewałem się… – Wzruszył ramionami, a potem się
skrzywił.
- Nie interesuje mnie praca w St. Galli.
Cat opuściła swoją rodzinną wyspę po pogrzebie matki.
Miała wtedy osiemnaście lat. Nic jej tam nie trzymało po
stracie jedynej osoby, która kiedykolwiek ją kochała, jedynej,
którą kochała ona sama.
- Jest ktoś, kto może panią skłonić do zmiany zdania.
Premier czeka na rozmowę.
Wzrok Cat powędrował w stronę przyciemnionych szyb
limuzyny.
- Mam go na linii. Proszę mi pozwolić zaoferować pani
rozmowę na osobności w moim samochodzie.
Zła i zdezorientowana, Cat nie była w ugodowym nastroju.
Ale wygrała ciekawość i oto siedziała sama w pojeździe,
spoglądając na ekran i szczupłą, sprytną twarz premiera,
pana Barthe’a. Wyglądał na zszokowanego.
- Na Boga, pani wygląda zupełnie jak ona! Widziałem
zdjęcia, ale…
Skóra Cat ścierpła. Ogarnęło ją uczucie, jakby ją kąsały
Zgłoś jeśli naruszono regulamin