NIEMOC BOHATERÓW
Co im podcina skrzydła? – Mamidła…
Ponoć nieustraszona i niezwyciężona może być grupka straceńców, czyli tych, co nie mają nic do stracenia, nie wikłanych w nic i nie baczących na to, co odbiera im siłę i odwagę.
*
Kiedy grupka rosłych harcerzy schroniła się przed burzą w bacówce, siedzący tam stary baca obdarzył ich taką opowieścią:
A przyszedł na kraj taki czas, że wróg podstępnie wszedł w jego granice i zaczął ludziom ich dobra odbierać, a ich w pachołków przemieniać. I choć najmędrszych i niezłomnych wróg wytracił, to jednak zaczęła się zbierać garstka tych, co z takim gwałtem na ich mieniu i duszach zgodzić się nie mogli. I zabrzmiały między nimi zapomniane prawie słowa: Ojczyzna, świętość i hańba. Nie zważali na nic, tylko szukali się, zbierali i umacniali w gotowości oddania choćby życia, byleby wróg ich tak nie podlił. Wzięli błogosławieństwo od swych matek i wyruszyli do pierwszych walk. Wróg choć zbrojny był i z walką obyty, nie mógł pojąć, skąd w tych straceńcach tyle siły i odwagi. Pokonywali bowiem przeważające ich wielokrotnie oddziały, jakby jakieś nieziemskie siły szły im z pomocą. Ale wciąż tylko garstka ich była. Widząc to Pan Jezus wezwał Anioła z trąbą i kazał mu pójść do śpiących pod Tatrami rycerzy, obudzić ich i nakazać iść z pomocą tamtym śmiałkom. Czas ku temu był godny, a ich powinnością było bić się za wiarę i Ojczyznę. Zjawił się tam Anioł i zadął w trąbę. Zerwali się rycerze, odświeżyli broń, nakarmili siwe wierzchowce. I stanęli wielkim koliskiem, pytając, kto by nimi dowodził. I wybrali młodego i śmiałego Giewontka na białym koniu, by ruszył na ich czele. A on płaszcz odrzucił na plecy, miecz uniósł w górę i poprowadził ich z tych skalnych podziemi ku światu pod niebem i słońcem. Przy pierwszych skalnych wrotach usłyszeli przeraźliwe ujadanie i skowyt psów, lecz Giewontem nie zwalniał, a brama otwarła się przed nim sama. Rycerze za nim. Przy drugich wrotach pełzały i wiły się smoki o wielu łbach skrzących się diamentami, z paszczami buchającymi ogniem i dymem. Wobec jednej ze smoczych głów, Giewontek zadrżął, ale ów Anioł mu rzekł: „Nie zważaj na te potwory, bo póki nie zwolnisz, nie będą groźne. Uważaj jednak na salę za tymi wrotami. Będzie ona przebogata w kosztowności. Nie bacz na nie. Panuj jednak nad oczami tym bardziej, gdy zjawią się tam śliczne i nagie dziewki – pokuśnice. One bowiem wiedzą, co w was obudzić i czym związać. Ale wiem, że w tobie jest prawość po ojcu i czystość, więc nie zapomnij, żeś wezwany do ratowania Ojczyzny i ratowania ludzi z hańby.” Giewontek usłuchał i przyrzekł baczenie na to. Gdy przekroczył drugie wrota, sala za nimi była tak piękna i bogata, że oniemieli. Ale od kosztowności na ścianach oczy ich przyciągnęły pląsające lubieżnie nagie dziewki urzekającej urody. Jedna już biegła przy wierzchowcu Giewontka, chwytając go za wodze i błagając omdlewającym głosem, by Giewontem choć na chwilę objął ją i wziął… A kiedy on jechał dalej, rzuciła się na ziemię prężąc swe ciało tak, iż Giewontek zapomniał o przestrodze Anioła i prawości po ojcu, i zatrzymał konia. Rycerze stanęli za nim z oczami utkwionymi w zbereźne dziewki. Tak też zgrzeszyli i wycofali się z Sali, szukając między sobą nowego wodza z sercem czystym i wolnym. Ale nie znaleźli, bo za każdym z nich był obraz czy płacz jakiejś dziewki. Tak mieli znów zasnąć i czekać, aż Anioł dojrzy wśród nich śmiałka, co się niczym omamić i uwikłać nie pozwoli i poprowadzi ich do zwycięskiego boju.
Góral skończył opowieść i powiedział: „Teraz jest taki czas. A czy jest taki wśród was?” Harcerze spojrzeli po sobie, ale żaden nie wstał.
Potrzeba teraz kogoś na kształt straceńca, ale nie zaślepionego szaleńca, lecz kogoś gotowego stracić wszystko, co go mami i wikła w sercu samym. Bo tylko taki może obudzić w nas to, co uśpione.
thaddeo