Jeden z Tysiąca - Kraszewski Józef Ignacy.rtf

(57 KB) Pobierz

Jeden z Tysiąca

Kraszewski Józef Ignacy

 

 

 

Kochana matko!... Nie wiem od czego zacząć, jak ci to napisać, jak wyrazić szczęście moje... Oto mam chleb, będę mieć chleb własną zdobyty pracą... dopiąłem celo moich marzeń, stoję na progn nowego życia.. Boga niech będą dzięki. On jeden mógł mi to dać! na co ja nie zasłużyłem. Ilni to zdatniejszych odemnie, zwalało się i zmarniało, ilu rękom zabrakło pracy, głowom zajęcia, zdolnościom losu, coby im się dozwolił objawić, a ja biedny robak, istota nieudolna i osamotniona, bez opieki, podpory, sierota... wygrzebałem się na... nauczyciela gimnazynm! Otóżem niechcący wygadał się z wielką nowiną... matunin! jestem n mety mych życzeń, dziś, gdybym go miał, mogę włożyć mnndnr granatowy, jutro pojechać i objąć posadę moją. Jutem dumny i zdaje mi się, że wyrosłem na pół łokcia.

Ale jak się to stało, doprawdy, sam tego wytłumaczyć sobie nie umiem, chyba opieką Bożą, opatrznem zrządzeniem jakiemś... opowiem ci jednak nie rozumiejąc jak było, jak się stał ten cud niepojęty.

Odym rozpoczynał nauki w uniwersytecie, tyś sama odradzała mi medycynę, która jest najłatwiejszym cblebem, na którą prawie cała młodzież

sdę ciśnio, posłuchałam twojego i własnego głosu, który mi mówił, że temu powołaniu nio każdy podołać może, rozpocząłem studya literackie i choć przy końcu ich nie wiedziałem, jaki z nich w życiu potrafię uczynić użytek, poszedłem za natchnieniem. Ty wiesz, matunin kochana, jak mi przy ubóstwie przeszły szczęśliwie te ostatnie lata nauki i młodości, boć t) już rozpoczynam nową epokę, w której jeśli nie sercem, to głową dojrzałym być potrzeba... Zapominało się o głodzie i chłodzie dla rozkoszy pracy, zdobywania coraz nowych skarbów, dla tego serdecznego braterskiego związku, jaki tylko młodzież między sobą utrzymywać i wykarmić może...

Jedną połową godzin potrzeba było karmić drugie, chleb zdobywać w pocie czoła, aby żyć i uczyć się, ale ten suchy jego kawałek chleba spożywał się rozkosznie, % woda zdrojowa, smakowała jak ambrozya... i świat taki był śliczny i godziuy tak chyżo nam leciały i ta tęsknota młodzieńcza tak upajała nas wszystkich!!

Kilka lat nauki przebiegły jak oka mgaieuie... Stanąłem u bram innego życia i gdym spojrzał na nie, strach mnie objął... objęła mnie tęsknota,.. ee począć z sobą? gdzie się udać? jak użyć nauki? kędy pokierować pracę? komu i czemu nią służyć? w ostatka nawet co jeść?

Ta w naszej poczciwej akademii jest taka solidarność młodzieży, ±q nikt z głodu umrzeć nie może, na świecie inaczej wcale... Widziałem nieraz zdolniejszych odemnie bez butów i objadu... nie dziw, że mnie przestrach ogarnął. Nie chciało mi się zrzucać wyszarzanego munduru mojego,, bom nie wiedział, co na jego miejsce włożę... chwytałem się na zadumaniach i łzach nawet w lichej stancyjce mojej, po której już mi tęskno było, niżem ją opuścił. Ale ozas leciał nieubłagany.

Przyszły i przeszły egzamina, szczęśliwie zdobyłem stopień kandydata... dziwnie nazwany stopień, bo najczęściej z nim człowiek na wieki pozostaje w kandydaturze do czegoś niedoścignionego.

W tej chwili kochana matko, choć ci nie donosiłem o przestrachu i niepewności, w jakiej zostawałem—byłem zaprawdę tak uciśniony, tak przerażony przyszłością, jak nigdy. Wyrzucałem sobie nawet, żem na medycynę nie poszedł.

Dwie tylko drogi były przedemną, ciężka niewola nauczycielstwa domowego, lub zawód publiczny profosora. O miejsce w domu obywatelskim nieznajomemu dosyć trudno, a co go tam częstokroć czeka... Bóg wie jeden i ten drugi, co cierpi.—O posadę profesora jeszcze ciężej i ledwie kawałek chleba drobny zapewnia. Wahałem się co począć, gdy poczciwy mój towarzysz Jan przybiegł z oznajmieniem, że właśnie wakowała katedra języka łacińskiego w pobliskiej szkole, że nie ma o nią konkurentów i że ją bardzo łatwo otrzymać mogę, bylebym się podał.

Nikogo, żywego ducha znajomego nie miałem, pomocy spodziewać się nie mogłem żadnej—ale młodzieńcza ufność pchnęła mnie wprost do wysokiego urzędnika, od którego to zależało.

Nie daj to Boże być postulantem bez nazwiska, listu rekomendacyjnego i protekcyi! Ty nie wiesz, kochana matko i bogdajbyś nie znała nigdy, jak ciężko stać godzinami w przedpokojach, kłaniać się odźwiernym, uśmiechać do lokajów, przychodzić o ósmej, aby zastać kogo potrzeba, odejść bo jeszcze nie wstał, powracać o jedenastej i pójść z niczem, bo już wyszedł, wleo się o czwartej i znaleść go uśpionym... od dnia do dnia po

wtarzać jedne przchadzki, marnować czas, gryźć się i rodzaj ludzki nauczyć się przeklinać.

Jam to jednak zniósł z eierpliwoćcią człowieka, który niema prawa do dobrego przyjęcia, poznałem się poufale z odźwiernym, który mnie nawet częstował tabaką, zaprzyjaźniłem z lokajem i dostąpiłem szczęścia być przypuszczonym przed oblicze wielkiego człowieka w tydzień po rozpoczęciu o to konkurów. Było to w chwili, gdy powracał z przechadzki. Ulubiona jego suczynka biegła przed nim i miała wpaść w paszczę brytana, który za nią gonił warcząc, gdy ją porwałem na ręce i od groźnej ocaliłem śmierci. Kto wie, czy nie temu śmiałemu znalezieniu się (zresztą nieprzyzwoitemu), winianem miejsce, którem się przed tobą chlubię.

Wielki człowiek stanął zdumiony moją przytomnością urnysln, popatrzył chwilę i jakby dziwując się, zkąd mu tu ua drodze od ogrodu do domu wziął się ten akademik ex machina, spojrzał badająco na odźwiernego, który, wymawiając się, tylko ramionami poruszył.

Suczka była ocalona, ale spokój domu został naruszony przez intruza, szanując fakta spełnione, wielki człowiek zapytał mnie co w jego domu porabiam.

Dobyłem śmiało złożonego papieru herbowego z kieszeni, ua którego widok nieco się zacofał, bo to nie była godzina podawania próśb i począłem się tłumaczyć z natarczywych moich odwiedzin.

Przez cały ten czas ocalona suczka szczekała bezpiecznie u drzwi na brytana, którego odźwierny odpędził, tak że nie wiem, czy wielki człowiek mógł mnie słyszeć, ale się pewnie domyślił ze słów kilku o co chodziło.

— Na każde miejsce, generalna reguła—rzekł — jest po dwudziesta kandydatów, cóż ja pocznę? mogęź wam wszystkim dogodzić?

Żarnikiem skromnie.

              Ale o jakież miejsce?—zapytał.

              O posadę nauczyciela łacińskiego języka...

              Masz waćpan kwalifikacyą?

              Skończyłem uniwersytet, otrzymałem stopień...

              W wydziale filologicznym?

              Tak jest.

Pomyślał, suczka zaczęła ma się naprzykrzać.

              No przyjdź waćpan o ósmej.

              Ale ja tu chodzę od tygodnia, jutro mnie nie puszczą — rzekłem ośmielając się.

Uśmiechnął się i ruszył ramionami.

              Słyszysz Pawle — zawołał —jutro o ósmej wpuścić tego pana do mnie... (lziś przecie i ja odpocząć muszę... chodź Lola! chodź.

I z Lolą razem znikł mi z oczów.

To był tylko prolog dramatu, który się tak szczęśliwie zakończył

Paweł dobrze usposobiony, wpnścił mnie nazajatrz o ósmej. Zastałem wielkiego człowieka w szlafroku z Lalą ua kolanach, zasępionego i zmęczonego, ogromna ilość kopert świeżo ua ziemię rzuconych, objaśuiała o znużeniu i złego humoru przyczynie.

              A!—rzekł, zobaczywszy mnie—dam waćpanu kartkę i pójdziesz do mojego pomocnika, on to zrobi, jeśli zrobionem być może.

Pozostało mi skłonić się pokornie, wziąć notatkę i wyruszyć w nową pielgrzymkę, do drzwi tej wytycznej postaci, która się zwała pomocnikiem.

Odźwierny nie umiał mnie nanczyć, gdzieby mieszkał, widywał go bowiem tylko z teką pod pachą {¡przybywającego w poniedziałki, czwartki i soboty z raportem, a służący na zapytanie moje o mieszkaniu jego podniósł tylko rękę do góry, pokiwał głoWą i zdawał się milczeniem mówić. Chcesz bo się waćpan zbyt wiele na raz dowiedzieć!...

Wiedziałem dobrze, jakim bym środkiem mógł mu otworzyć nsta, ale sposobu tego użyć nie byłem w stanie, musiałem więe gdzieindziej wyjóć na zwiady.

Dzień cały straciłem na wyszukanie ulicy, domu i schodów pomocnika, ale gdym tu przybył, godzina przyjęcia, oddawna upłynęła, potrzeba było powracać nazajutrz. Dnia tego pan pomocnik wyjeehał na wieś, po tern dwa dni chorował, trzeciego dnia było święto, czwartego nie przyjmował nikogo, piątego miał gości, szóstego spóźniłem się na kwadrans, a w tydzień dopiero stanąłem z moją kartką przed arbitrem moich losów. Milczący i surowy zmierzył mnie od stóp do głów wzrokiem badacza, ocenił moje chudopacholstwo i wyraził miną, że mnie nie uważa zdolnym zająć wysoką posadę nauczyciela języka łacińskiego, nie pytał o łacinę, ale widział z po- zoru, żem miał za mało powagi i lat na to ważne stanowisko...

| Kartkę jednak przeczytał, pokiwał głową i dziwił się wielkiemu czło- 1 wiekowi, że mn tak małą przysłał figurę.

              Kandydat! — rzeki — i cóż 2 tego! miody waćpan jesteś! starsi oddawna czekają... hm! hm! Wróć waćpan za tydzień, zobaczemy...

Wypadłem jak zmyty, straciwszy zupełnie nadzieję, i jnż mi się nawet powracać uie chciało, gdy po mnie przysłano, abym się stawił.

Pomocnik przyjął mnie tą rażą wesoło i pobłażające...

              No — rzekł — ja tym się zająć nie mogę, ale dam pann notatkę do mojego sekretarza... zobaczemy... może się co da zrobić...

              Nadzwyczajną łaskawoóć z jaką te wyrazy wymówione zostały i uśmiech łagodny, jak promień słoneczny jesienią, winienem był, jakem się później dowiedział, protakcyi, protekcyi Loli. Pomocnik był na obiedzie u wielkiego człowieka, dowiedział się historyi mojej i uznał słnsznem bym za poświęcenie moje dla faworyty pana, został wynagrodzony chociażby nadzieją...

Odsyłany tak od Anasza do Kaifasza, udałem się szukać owego sekretarza i nareszcie go znalazłem, ale jeżeli przystęp do wielkiego człowieka i pomocnika jego był truday, tu zdawał się niepodobny, Uważałem to ze zdumieniem, że w miarę ¿schodzenia w dół po stopniach hierarchicznych duma niedostępność i wspaniałość rosły w odwrotnym do znaczenia stosunku. Wielki człowiek był zajęty bardzo ale skromny i łagodny, zwłaszcza gdy kto jak ja potrafił ująć sobie Lolę, pomocnik o ksztę od niego jnż dumniejszym był i wynioślejszym, sekretarz mnie oślepił swą wielkością, wykwintnością domu i pańskiem cale obejściem.              H

Mogłem się doskonale życiu jego domowemu przypatrzeć, gdyż znowu dni kilka upłynęło nim słoneczne jego oblicze oglądać mogłem. Był to człowiek wielkiego świata, żonę miał z profasyi piękność, dom na stopie najwytworniejszej, dawał wieczory muzykalne, na których szczególniej trio preferansowe i kwartety wista się odznaczały, jeździł karetą i miał w mieście ogromne znaczenie. Zdaje się, że tylko z łaski i przez skromność pełnił obowiązki sekretarza, które dlań były za niskie. Gdy mówię, że je pełnił, mylę się podobno, nie spełniał ich wcale, zdawał bowiem ciężary urzędu na biuralistę, który absolutnie się rozrządzał. Naturalnie po odbytym w przedpokoju nowicjacie na nowo, pokiwawszy głową, rzucił sekre

tarz notę przyniesioną przezemnie i przywoławszy binralistę, jemu mnie w ręce oddał, aby uczynił, jako mn się żywnie Bpodoba. Biuralista człek z głową, jak utrzymywano, nie był wcale ani dumny, ani powierzchowności zastraszającej, owszem wyglądał na takie bajbardzo, że spotkawszy na ulicy ani byś się domyślił wielkiej jego potencyi. Na jedną nogę kulawy, nieco zezem patrzący, z głową wyłysiałą i nieuczesaną, w wytartej sukni, z szyderskim uśmiechem na nstach miał minę pisarza, tymczasem na jego barkach opierała się cała budowa i o jego piersi rozbijały fale codziennie... Oddany w jego ręce, musiałem czekać, ażby dokończył raportu i przedstawienia wszystkich papierów, w przedpokoju naturalnie, po czem w milczeniu udałem się za nim do jego juryzdykcyi.

W drodze nie odzywał się do mnie ani słowa, ja milczałem także, przyszliśmy razem do kancelaryi, gdzie zaraz siadł do pracy, jakby muie nie widział, pozostałem więc, oczekując jaknajcierpliwiej mojej kolei. Wytrzymał mnie dosyć i, dopiero odchodząc, gdy brał czapkę, postrzegł mnie niby i zamrnczał... A! przyjdziesz mi pan jutro.

W tonie i sposobie mówienia poczułem, że tych jutrów wiele mi jeszcze przyjdzie zmarnować, nim ostatecznie może dostanę odmowną odpowiedź. Ale już kielich solicytacyi postanowiłem wypić do dna... Poszedłem nazajutrz.

— -Waćpanowie—rzekł biuralista—myślicie, że wszystko od tych tam matedor zależy... idziecie zaraz do naczelnika, do pomocnika... a potem kończy się, że was do nas odeślą... bo wiedzieć panowie powinniście, że się bez nas nic nie dzieje... a tak!

Spojrzał po kancelarzystach, którzy z ukosa oczyma mnie zmierzyli kolącemi... Na dzień ten dawszy mi do rozmyślania wyżej przywiedzioną maksymę, zostawił mnie na medytacyi. Powróciłem dnia następnego i kilka dni jeszcze przychodziłem do biura.

ooo-

Przyzwyczajono się widzieć nmie na ławie n ściany, spokojnie i po- kornie^znoszącego zapomnienie... Niekiedy binralista popatrzał na mnie, jakby badając, czy już dostatecznie skruszony jestem i upokorzony, a potem znów zapominać się zdawał o mnie.

Jednego nareszcie poranku stanął przedemną i spytał:

              Cóż? myślisz waćpan otrzymać miejsce? hę? wszak widzisz, że się na to nie zanosi?...

              Czekałem choćby odmówienia — rzekłem...

              Tak! ja waćpanu nie odmawiam... ale jaki z waćpana nauczyciel będzie, kiedy nic nie rozumiesz... przecież tak się miejsca nie otrzymuje... niewiedzieć jak i co...“

Kancelarya się uśmiechnęła, ja, przyznaję się, nie rozumiałem, bom zrozumieć nie chciał.

On splunął, potarł ręce popatrzył i odszedł... słyszałem, że coś sze pta do swoich, ale tegoż dnia wyprawił mnie z papierem już do innego oddziału dla dopełnienia formalności, których ilość niezmierną miałem jeszoze do przebrnienia.

Rozpoczęły się pielgrzymki nasze od drzwi do drzwi, od stołu do stołu dla pozbierania potrzebnych podpisów, latania po mieście pieszo, ale już c niejaką nadzieją. Jeszcze by się to było może i cierpiało nie wiem jak długo, gdybym jednego poobicdzia uznojony, powracając z eikursyi tych,

nie spotkał dziwnym wypadkiem wielkiego człowieka, który z Lolą wraca z przechadzki.

Przechodziłem tak szczęśliwie koło niego, że promień oczów padł na mnie, poczciwa Lola przybiegła, powąchała mnie i pokręciła ogone mna znak, że sobie przypomniała naszą znajomość, jam się nkłonił, a on przy' stanąwszy, palcem na mnie kiwnąć raczył. Przystąpiłem. — A cóż,— pytał mnie, masz jnż miejsce?

              Jeszcze nie... ale...

              Jakto, dotąd? dlaczegóż.

              Pomocnik odesłał mnie do sekretarza, pan sekretarz do binralisty, ostatni wysłał mnie zbierać potrzebne papiery.

Mąż wielki począł się rozpytywać pilno, namarszczył się, pokiwał głową, ruszył ramionami i byłby może wyrzekł cóś stanowczego, gdyby w tej chwili Lola nie poleciała zbyt daleko z psem sobie nie zakomenderowanym i zupełnie nieznajomym, którego mchy i obejście się nie dowodziły zbyt dobrego wychowania; niebezpieczeństwo ulubienicy zniewoliło wielkiego człowieka do zapomnienia o mnie: poczęliśmy yiribus unitis wołać Loli, a ja pospiesznie po nią pobiegłszy odpędziłem natręta.

*

Wielki człowiek podziękował mi skinieniem: takeśmy się rozeszli. Powiedziano znać było w księdze przeznaczeń, że Lola ma być dobrą gwiazdą moją. Siedząc nieustannie na kolanach tego, od którego zależały losy moje, musiałem mu nieznacznie przypomnieć biedaka, i nazajutrz gdym się w kaneelaryi zjawił, już były widoczne skntki jej protekcyi.

Biuralista przyjął mnie posępnie, chmurno, prawie gniewnie, ale wcale inaczej niż wprzódy, ni* rzekł słowa, ale jużem się domyślił, że wielki człowiek uczynił wymówkę pomocnikowi, pomocnik sekretarzowi, sekretarz binraliście* Zląkłem się zemsty, choć wcale nie czułem winnym, tymczasem wcale inaczej się stało, postanowiono pozbyć się mnie z oczów i w gogzi- nę otrzymałem rzucony na stół z gniewem papier, dający mi posadę; w chwili gdym straci! nadzieję. Nie chciałem zrazu wierzyć oczom swoim... byłbym wyściskal w koło wszystkich do stróżów włącznie — całą kancela- ryą, ale wzrok piorunjęcy biuralisty, nie dał się wylać czułości mojej, a głos jego oznajmiał mi, bym z oczów jego zszedł copzędzej. Zaczął coś mówić o intrjdze, o ludziach, którzy ubocznemi chodzą drogami i splunąwszy, tyłem się do mnie odwrócił. Wypadłem rozmarzony, szczęśliwy, wesół, i wprost pobiegłem do kościoła podziękować Bogu. Tak tam rzewną i wdzięczną była modlitwa moja, ty się domyślasz, matko kochana, coś mnie jej uczyła...

Wypadało jeszcze pójść wielkiemu człowiekowi podziękować, wyśła- łem, że stracę z tydzień czasu znowu, nim dostąpić go potrafię, ale kiedy

idzie to idzie, pierwszego dnia znalazłem się niespodziani« dopuszczony de niego. Był w humorze wybornym. Lala przyzsła i pokiwała ogonem, powąchawszy mnie znowu...

              A cóż? masz miejsco?— spytał.

              Panam je winien —rzekłem —zbliżając się, aby pnu podziękować.

              Teraz tam powiedz, przęrwał niechci dadzą zaliczenie na drogę i ruszaj zająć pojadę, a spełnij uczwie włożony na cię obowiązek.

Łzy mi stanęły w oczach z wielkiego wzrnszenia, a wielki człowiek, który ich znać dawno nie widział, wyciśniętych takiem naznciem, uśmiechnął się tęskno i zbliżył się do mnie.

              No. no, rzekt, wszystko będzie dobrze.... nie wątjiię, ale żebyś znowu nie czekał na to zaliczenie, już ci wprost dam na pieniądze assy- gnacyją.

Nie wiedziałem prawdziwie jak mu podziękować, i gdy się zamknęły, to go tam już wołano, wyszedłszy, z dało mi się. żem świat zdobył. Ni- gdyś jak żyję nie miałem tyle pieniędzy do rozporządzenia, bo na podróż i żaki zenie razem wynosiły prze zło sześćset złotych, przyznaję, żem zrazu stracił głowę.

Pierwszy raz począłem na sobie skutek pieniędzy i byłem jak ów, co nigdy nic prócz wody nie kosztując, nagle dorwał się kieliszka wódki* Wrażenie, jakie to bogactwo uczyniło na mnie, było w początku błogie, serdeczne, chciałem dzielić się z ubogi «mi, pożyczać przyjaciołom, stać się dobroczyńcą, ale tuż nadeszła .chciwostka jakaś, skąpstwo i samolubstwo, które poczęło mi szeptać o tych wszystkich pięknych i miłych rzeczach, które za tyle pieniędzy mieć było można... a ja potrzebowałem też tak wiele!..

Matuniu, uśmiechniesz się pewnie z mojej naiwnej spowiedzi, ale przywykłaś do zwierzeń syna, do czytania w jego duszy, do śledzeuia na vet przelotnej chmurki każdej, która po jego czole przebiega. I przed kim-że bym o. krył się tak cały, aby znaleźć wsparcie i radę?

Za kwitem wielkiego człowieka, choć nierychło, znowu wydano mi pieniądze, i znalazłem się w srogiej niepewności, jak niemi rozporządzić. Zrobiłem bilans ścisły i wszystkie zliczywszy potrzeby, zdziwiłem się, gdym spostrzegł, że mi ledwie wystarczy na fo, co konieczne... Musiałem się przeodziać zupełnie, bo moje stare poczciwe akademickie o- dzienie, które schowałem na pamiątkę, już mi służyć nie mogło, trzeba było nie całkiem odartym i przyzwoicie pokazać się w miejscu, gdzie tak ważną zająć miałem posadę.

Jak u ubogiego człowieka wszystko, co dla innych jest potrzebą

i wielkie przybiera rozmiary, ale za to jak każda drobnostka może wielką rozkosz sprawić.

j Miałem ochotą sam śmiać się trochę z siebie i ważność, jaką nadawałem obmyślenia każdej części mojego stroją i wyekwipowania. Jakiś dać gaziki do rice mu ad ar u? jakiego kroją płaszcz zrobić? co sprawić sobie na zimę, szopy czy wspaniały surdut watowany z kołnierzem bobro- l wym? Czasem jest się trochę dzieckiem i wiedząc o tern, nie można się nie dziecinnić. Szczęście uczyniło mnis stadeutem: nauczyło marzyć, spodziewać się, roić i malować sobie przyszłość.

Ale dla ciebie dość, kochana mateczko, gdy ci powiem, żem spokojny, żem szczęśliwy; nawał tylko roboty przed odjazdem zmusza maie przerwać list i odłożyć resztę spowiedzi na ostatnią chwilę. Napiszę ci jeszcze, wybierając się ztąd na miejsce mojego przeznaczenia, teraz pozwól, bym z synowskiem uczuciem upadł do nóg Twoich i prosił Cię o błogosławieństwo w drogę na szeroki świat.

II.

Teraz wszystko już gotowe, ale szczęście moje zaćmiło się konieczności!}, rozstania z miejscem i ludźmi z którymi kilka się lat przeżyło ubogo a błogo. Przyszłość zawsze niepewna, wpadnę wśród obcych, wiem że i tam ludzi znajdę, serca wyszukam, przyjaciół zjednam, ale fbędzieź mi tam dobrze jak tutaj? Człowiek nawet, kiedy mu najbardziej po myśli | idzie, mnsi się trapić... ta gorycz jest przyprawą jego życia.              ,

Za chwilę więc opuszczam braci, towarzyszów, to gronko wśród któ- j rego rosłem i dojrzewałem jak jagoda, rozpierzchamy się każdy w swoją stronę, na cztery wiatry, jak dumni w bajce rozjeżdżali się rycerze, a podając sobie dłonie jeszcze uczuciem drżące myśleć musimy, kiedy, gdzie i jak się spotkamy? z jakim w sercu bólem, z jaką na czole radością wy- j rośli czy skarlali? zolbrzymieii czy upadli...

Mówię sobie i potrzebuję stokroć powtarzać, że się nie obawiam ni- j czego, że z wiarą w pomoc Bożą, z wytkniętą zasadami drogą, z prawo- j ścią i prawdą powinno mi być jeśli nie dobrze na świecie, to spokojnie na | sercu, ale przyznaję, że się boję trochę.

W cieniach przyszłości widzę przed sobą krainę nieznaną, w której łonie któż tam wie co się ukrywa? — Ale niel nic strasznego! nie wierzę ‘ w ludzi! wierzę w Opiekę nad poczciwymi; wierzę wreszcie w gwiazdę moją, która sierocie bez zasługi i protekcyi dała już niezależne stanowisko i chlcba kawałek. Początek ten rokuje mi losy dalsze... pójdzie mi, pójść mnsi, a wierz koehana mateczko, że gdyby i źle twemu synowi było wśród ludzi, na drogę krzywą nic go nie zmusi wyboczyć.

Dziś nareszcie opuszczam towarzyszów i biorę pocztę na wpół z wojsko- wym, który mi się trafił do miejsca mojego przeznaczenia.

Jestem zupełnie i bardzo przyzwoicie wyekwipowany, a jeszcze 'mi tyle zostało w kieszeni, że obliczywszy koszta podróży i pierwsze dni pobytu na miejsca, megę byó spokojny o siebie. Niepotrzebuję też wielkich zapasów, bo przyjechawszy dostanę moją pensyą.

Nawet małego dopuściłem się zbytku. Koniecznie potrzebowałem zegarka, żeby godziny nie chybiać, trafił mi się wcale dobry, ale złoty i kupiłem go sobie. Wiem, żem tego niepowinien był czynić, srebrny byłby mi coś oszczędził, ale skusiłem się... słabość ludzka. Ze wstydem teraz dobywam go z kieszeni, ale to jakoś człowieka rekomenduje, gdy widzą przy lim coś porządnego. Ludzie sądzą z pozorów, ale z czegoiby sądzili, kiedy głębi utajonej widzieć nie mogą?

Dziś już spędziłem ostatni dzień młodości... dzień sprzyjał jej pożegnaniu, słońce wstało blade ale jesiennemi promieniami rozgrzewało powietrze; ułożyliśmy się wyjechać wszyscy za miasto i spędzić ostatnie godziny na Pohulance, tak się nazywa rodzaj gospody, ku której wiedzie długa aleja lipowa. W Iecie co wieczór zbiera się tu mnóstwo osób, na podwieczorki i przechadzkę. Piękny ogród nad brzegiem rzeki, wesołe położenie, cisza i powietrze wiejskie czynią to miejsce ulubionym celem wycieczek. Teraz na szczęście mniej było niż zwykle, prawie sami znaleźliśmy się w obszernej sali, gdzie dla nas pożegnalny skromny, ubogi obiad był przygotowany. Wszyscyśmy bowiem jak ja synowie pracy i dzieci niedostatku, a żaden niema grosza do zbytku, wielu go brak na potrzeby.              (Dalszy ciąg nastąpi.)

n>

Nim dla na» zgotowano, wziąwszy się pod ręce, poszliśmy zna- jomemi ścieszkami w ogród z wesołą rozmową pełną wspomnień; zaby- liśmy, że jutro ustanie ta spółka, która dziś nas podtrzymywała.

Jak memento mori w klasztorze mnicbów milczących, zjawił się przed nami dobrze nam znany urzędnik pan Pnchełka. Nie zdaje mi się, bym w pozostałych moich listach wspominał ci o nim kochana matunin, chociaż to człowiek oryginalny i często mi się nawijający. Żółty, wysoki, z twarzą w fałdy poskładana i dziwacznego wyrazu przez to, że przy szerokich j tajemniczo zlepionych ustach, ma krótką i uciętą brodę, czyniącą go do ' dziadka od orzechów podobnym, z włosami siwiejącemi na tył zaczesanemi z swą wychudłą, pomarszczeną szyją, zapięty w surdut dobrze nam znany, zjawił się na zakręcie uliczki z wielkiem naszem nmartwieniem. Pozbyć j się go trudno, a najweselszy humor zatruć może swoim pesymizmem i chłodem. Chcieliśmy uciekać od niego, ale i to trudno, be Puchełka czatuje na młodzież i uczucie, zdając się, jak upiór we krwi, mieć przyjemność w wysysaniu z człowieka wesela i pokoju...

Nie jest mu wcale tak źle w świecie jakby sądzić można, ale brak serdecznych związków, osamotnienie wśród ludzi, zrodziły w nim nieprze- moźoną tęsknotę, niewiarę, szyderstwo. Usiłuje wmówić w drugich, że niema : w niczem ani kropli dobrego i czystego, dla tego, źa on ich znaleźć nie i może.

Spotkawszy nas, a znając kilku, wnet przywiązał się uparcie do towarzystwa naszego, choć rebiliśmy co mogli, aby się go pozbyć grzecznie, domyślił się pożegnalnej nczty i zapragnął do niej należeć. Kropla atramentu, upadająca w szklankę czystej wody, nie zbrucze ją więcej, jak 1

Puchełka nasz dsiouen, na który takie swobodnej rozmowy pokładaliśmy nadzieje. Nie przeszkadza on wprawdzie swobodnemu wynurzanin się uczucia, ale dość nań było spojrzeć, dość go mieć przy sobie, aby człowiek zastygł i skostniał. Wszystkie twarze oblokły się niepokojem i frasunkiem.

Byli tacy, którzy uciekać chcieli i przenosić się, wyrzekłszy obiadu, byle pozbyć Pnchełki, ale nic by to nie było pomogło, upiór potrafiłby pociągnąć za nami. Siłą tylko wesela, swobodnej myśli i młodości, potrzeba go było zwyciężyć czy pochłonąć... Ale nie mieliśmy jej dosyć, myśl rozstania nam ją odbierała, a wpadłszy na to usposobienie tęskne, wampir począł wysysać z nas resztki życia.

Jam był jakoś najweselszej twarzy, najpogodniejszego czoła, wp...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin