Cussler Clive & Du Brul Jack - Oregon 07 Milczące morze.txt

(547 KB) Pobierz
Clive Cussler & Jack Du Brul
MILCZĽCE MORZE
Przekład
MACIEJ PINTARA
Tytuł oryginału: The Silent Sea

Wiatr sprzyjajšcy dmie i pryska biała piana,
Statek na wodzie bruzdę orze;
My pierwsi w dziejach się wdzieramy
Na to milczšce morze.

Samuel Taylor Colendge
Wiersz o starym marynarzu
Prolog
7 grudnia 1941,
wyspa Pine, stan Waszyngton
Złocista plama mignęła nad nadburciem małej łodzi, gdy dziób uderzył w skalistš plażę. Wylšdowała z pluskiem w wodzie i pokonała fale przyboju z ogonem uniesionym dumnie jak proporzec. Kiedy retriever dotarł do lšdu, otrzšsnšł się, aż krople poszybowały w rzekim powietrzu jak okruchy diamentów i obejrzał się na skif. Zaszczekał na dwie mewy w głębi plaży - poderwały się do lotu. Uznał, że towarzysze ruszajš się o wiele za wolno, i wyrwał w stronę pobliskiej kępy drzew. Szczekanie suki cichło, aż umilkło w lesie, który porastał większš częć wyspy o powierzchni dwóch i pół kilometra kwadratowego oddalonej o godzinę wiosłowania od kontynentu.
- Amelia! - krzyknšł Jimmy Ronish, najmłodszy z pięciu braci w łodzi.
- Nic jej nie będzie. - Nick, najstarszy, wcišgnšł wiosła i wzišł do ręki faleń.
Doskonale wyliczył skok i wylšdował na kamienistym brzegu, gdy cofnęła się fala. Trzy susy i znalazł się za szczštkami wysychajšcych krasnorostów morskich, które znaczyły linię przypływu. Zacišgnšł linkę wokół wyblakłej od słońca i soli, wyrzuconej na brzeg kłody z wyrytymi inicjałami. Pocišgnšł faleń i przywišzał czterometrowš łód, gdy mocno osiadła na lšdzie.
- Ruszajcie się - ponaglił młodszych braci. - Odpływ za pięć godzin, a mamy mnóstwo roboty.
Choć powietrze było ciepłe, jak na tę pónš porę roku, lodowaty północny Pacyfik zmuszał ich, by wyładowywali sprzęt między nadpływajšcymi falami. Jednš z najcięższych częci ekwipunku był stumetrowy zwój konopnej liny, który bliniacy Ron i Don musieli razem przenieć na plażę. Jimmy dostał plecak z lunchem, duży ciężar dla szczupłego dziewięciolatka.
Czterej starsi chłopcy - dziewiętnastoletni Nick, osiemnastoletni Ron i Don, i młodszy o zaledwie jedenacie miesięcy Kevin -mogliby uchodzić za pięcioraczki z miękkimi jasnoblond włosami i niebieskimi oczami. Ich młode, pełne energii ciała stawały się coraz bardziej męskie. Jimmy był drobny, jak na swój wiek, miał ciemniejsze włosy i piwne oczy. Bracia docinali mu, że wyglšda jak pan Greenfield, sklepikarz z miasteczka, i choć Jimmy nie wiedział, co to właciwie znaczy, wcale mu się to nie podobało. Swoich starszych braci traktował jak idoli i nie cierpiał wszystkiego, co różniło go od nich.
Ronishowie posiadali tę małš wyspę niedaleko wybrzeża, odkšd pamiętał ich dziadek. Kolejne pokolenia chłopców - jako że od 1862 roku w ich rodzinie nie przyszła na wiat żadna dziewczynka - spędzały tu pełne przygód letnie miesišce. Wszyscy mogli łatwo udawać, że sš Huckami Finnami porzuconymi na Missisipi lub Tomkami Sawyerami, którzy penetrujš labirynt jaskiń. Ale na wyspie Pine najbardziej intrygował Dół.
Matki zabraniały synom zabaw w pobliżu Dołu, odkšd Abe Ronish - stryjeczny dziadek obecnego pokolenia braci Ronishów - wpadł tam i zginšł w 1887 roku. Rzecz jasna, zakaz ignorowano.
Wabikiem była lokalna legenda o tym, że Pierre Devereaux, jeden z najgroniejszych korsarzy, jacy grasowali na Morzu Karaibskim, zakopał częć skarbu na tej leżšcej daleko na północy wyspie, by odcišżyć swój okręt podczas ucieczki przed eskadrš fregat, która zawzięcie go cigała wokół przylšdka Horn i na północ wzdłuż obu Ameryk. Legendę uwiarygodniało odkrycie piramidki kul armatnich w jednej z jaskiń na wyspie i to, że górne dwanacie metrów kwadratowego szybu zostało podparte ociosanymi z grubsza balami.
Kule armatnie dawno zniknęły i ich istnienie uważano teraz za mit, ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że ciany tajemniczej dziury w kamienistej ziemi sš wzmocnione drewnem.
- Przemoczyłem buty - poskarżył się Jimmy.
Nick natychmiast naskoczył na najmłodszego brata.
- Do diabła, powiedziałem ci, że jak usłyszę choćby jednš skargę, to każę ci zostać przy łodzi.
- Ja się nie skarżę - odparł chłopiec, starajšc się powstrzymać chlipanie. - Ja tylko mówię. - Strzšsnšł kilka kropel z mokrej nogi, żeby pokazać, że nie ma problemu.
Nick gronie spojrzał na niego niebieskimi lodowatymi oczami i wrócił do przerwanego zajęcia.
Pine miała kształt walentynkowego serca wyrastajšcego z zimnego Pacyfiku. Jedyna plaża znajdowała się tam, gdzie schodziły się dwa górne zaokršglenia. Reszta wysepki była otoczona klifami nie do zdobycia niczym mury zamku i rozcišgniętymi jak sznur paciorków podwodnymi skałami, które rozprułyby dno najmocniejszego statku. Mieszkała tu zaledwie garstka zwierzšt; głównie wiewiórki, myszy wyrzucane na lšd podczas sztormów i ptaki morskie - odpoczywały na wysokich sosnach i stamtšd wypatrywały zdobyczy poród fal.
Wyspę przecinała jedna droga, mozolnie wyršbana dwadziecia lat wczeniej przez poprzednie pokolenie mężczyzn z rodu Ronishów. Bezskutecznie próbowali oni osuszyć Dół przy użyciu benzynowych motopomp. Bez względu na liczbę pomp oraz iloć wysysanej przez nie wody, szyb wcišż się napełniał. Dokładne poszukiwania podziemnego korytarza łšczšcego Dół z morzem nic nie dały. Rozważano budowę grobli wokół wejcia do zatoki najbliżej szybu, w przekonaniu, że nie ma innego wyjcia, ale to kosztowałoby zbyt dużo wysiłku, więc zrezygnowano.
Teraz przyszła kolej na Nicka i jego braci. Nick wydedukował co, na co nie wpadli jego wujowie i ojciec. W czasie, kiedy Pierre Devereaux kopał Dół, by ukryć skarb, mógł dysponować tylko ręcznš pompš zęzy z okrętu. Ale ona nie wystarczyłaby, żeby osuszyć szyb, skoro nie poradziły sobie z tym trzy pompy o mocy dziesięciu koni mechanicznych.
Wyjanienie zagadki Dołu leżało gdzie indziej.
Nick wiedział od wujów, że pracowali na wyspie w pełni lata. Kiedy zajrzał do starego almanachu, zorientował się, że wtedy były szczególnie wysokie odpływy. Zrozumiał, że aby odnieć sukces, on i jego bracia muszš spróbować dotrzeć do dna szybu o tej samej porze roku, w której Devereaux wykopał Dół - gdy pływy sš najniższe. Teraz wypadało to siódmego grudnia, tuż po godzinie drugiej. Starsi bracia planowali wyprawę do szybu od wczesnego lata. Podejmowali dorywczš pracę u każdego, kto chciał ich zatrudnić, i wszystkie pienišdze przeznaczyli na sprzęt. Kupili dwusuwowš pompę spalinowš, linę i kaski górnicze z lampami akumulatorowymi. Ćwiczyli z linš i pełnym wiadrem, żeby potem ich ramiona i barki mogły pracować bez wysiłku przez wiele godzin. Wymylili nawet gogle do nurkowania w razie potrzeby.
Jimmy dołšczył tylko dlatego, że podsłuchał rozmowę o eskapadzie i zagroził, że powie rodzicom, jeli bracia nie wezmš go ze sobš.
Nagle zakotłowało się na prawo od nich i ptaki wzbiły się pod czyste niebo. Za nimi Amelia wypadła z lasu, ujadajšc szaleńczo; jej ogon poruszał się jak metronom. Goniła lecšcš nisko mewę, potem stanęła jak wryta, gdy ptak uniósł się w powietrze. Wywiesiła język, lina pociekła jej spomiędzy czarnych dzišseł.
- Amelia! Chod! - krzyknšł Jimmy falsetem; golden retriever przybiegł entuzjastycznie, omal nie przewracajšc chłopca.
- Krewetka, we to. - Nick wręczył Jimmy'emu kaski i ciężkie akumulatory ołowiowe.
Pompa była bardzo ciężka i Nick zrobił nosidło z dwoma żerdziami. Widział takie w sobotnim serialu - tubylcy nieli filmowego bohatera z powrotem do swojego obozu. Drewniane żerdzie pochodziły z placu budowy. Czterej starsi bracia dwignęli je na barki i wyjęli urzšdzenie z łodzi. Pompa zakołysała się, potem ustabilizowała i rozpoczęli pierwszš półtorakilometrowš wędrówkę przez wyspę.
Przetransportowanie całego ekwipunku zajęło im czterdzieci pięć minut. Dół był na urwisku nad płytkš zatokš, która jako jedyna psuła doskonały kształt serca. Fale uderzały o brzeg, ale przy tak ładnej pogodzie tylko nieliczne spienione rozbryzgi docierały na klify i opadały w pobliżu szybu.
- Kevin - powiedział Nick trochę zdyszany po dwóch kursach do łodzi i z powrotem na urwisko. - Ty i Jimmy nazbieracie drewna na ognisko. Ale nie wyrzuconego na brzeg, bo za szybko się pali.
Zanim jego polecenie zostało wykonane, wszyscy bracia Ronishowie z czystej ciekawoci przysunęli się do Dołu i szybko zajrzeli do rodka.
Każdy bok idealnie kwadratowego szybu miał około dwóch metrów długoci, i tak głęboko, jak mogli sięgnšć wzrokiem, był obłożony poczerniałym ze staroci drewnem - dębem najprawdopodobniej ciętym na kontynencie i przetransportowanym na wyspę. Upiorne podmuchy zimnego, wilgotnego powietrza z czeluci na chwilę ostudziły ich zapał. Dół niemal oddychał chrapliwie i nietrudno było sobie wyobrazić, że to odgłosy duchów ludzi, którzy zginęli, gdy próbowali wydrzeć ziemi jej sekrety.
Zardzewiała żelazna krata zakrywała otwór, żeby nikt nie wpadł do szybu. Trzymały jš łańcuchy zapętlone wokół stalowych kołków wbitych w skałę. Znaleli klucz do kłódki w szufladzie biurka ojca pod kaburš z jego zdobycznym mauzerem z okresu wojny. Nick obawiał się przez moment, że klucz złamie się w zamku, ale w końcu dał się obrócić i kłódka się otworzyła.
- Przyniecie drewno - rozkazał i najmłodsi odeszli wraz ze szczekajšcš Ameliš.
Z pomocš bliniaków Nick odcišgnšł ciężkš kratę z otworu i położył jš z boku. Potem ustawili drewnianš ramę nad Dołem. Lina zwisała prosto do dziury z systemu bloków, który miał umożliwić dwóm chłopcom łatwe opuszczenie i wycišgnięcie trzeciego. Konstrukcja składała się z żerdzi od nosidła i metalowych bolców wpasowanych w wywiercone otwory. Końce żerdzi przybili bezporednio do dębowych bali na cianach szybu. Drewno, choć wiekowe, było tak twarde, że skrzywili kilka gwodzi.
Nick zajšł się robieniem węzłów, które mogły zadecydować o życiu lub mierci. Don, najbardziej uzdolniony technicznie, majstrował przy motopompie, aż w końcu zaczęła słodko mruczeć.
Zanim wszystko było gotowe, Ke...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin