Luke Scull - Ponura drużyna.pdf

(1645 KB) Pobierz
*
Luke Skull
Ponura drużyna
*
Tytuł oryginału:
The Grim Company
Przekład: Marcin Mortka
Zakład tyrana
Wiatr szarpnął banderą okrętu wojennego kołyszącego się na kotwicy.
Widniejąca na niej stylizowana litera „M”, wyszyta srebrną nicią na czarnym
tle, z dumą głosiła, iż jest to jednostka flagowa tryumfującej floty
Cienioportu.
Konflikt, na skutek którego wody Trójwładu od sześciu miesięcy
spływały krwią, wreszcie dobiegł końca. Dwieście mil na północ, po drugiej
stronie Strzaskanego Morza, Dorminia podliczała właśnie koszty rzucenia
swej floty prosto pod miażdżący ostrzał okrętów Miasta Cieni.
Tarn przyglądał się, jak załoga „Wolności” schodzi dumnym krokiem na
nabrzeże i niknie wśród rozradowanych tłumów. Nad dokami niosły się
radosne śmiechy i wiwaty, a powracający bohaterowie ze łzami w oczach
rzucali się w objęcia przyjaciół i krewnych.
Tarn przypatrywał się scenie jeszcze chwilę, a potem odwrócił się
i splunął do ciemnobłękitnej wody portu. Plwocina unosiła się przez moment
na powierzchni, aż pochłonęła ją drobna fala. Przechodząca kobieta
zmierzyła Tarna ostrym spojrzeniem i wmieszała się w grupę schodzących na
ląd żołnierzy.
Walczyłby w pierwszym szeregu na okrętach podczas wojny z Dorminią,
ale uniemożliwiła mu to chroma noga. Nie przydałby się na Strzaskanym
Morzu, podobnie jak nigdzie indziej. Byłby niczym kula u nogi dla tych,
którzy na nim polegali.
Z przyzwyczajenia zerknął na dłonie. Skrzywił się, oglądając grube strupy
i stare sińce. Wstyd wezbrał w jego duszy niczym gejzer. Musiał zobaczyć
się z Sarą. Musiał ją przeprosić.
Z pochyloną głową Tarn zaczął powoli kusztykać w stronę domu.
By uczcić zwycięstwo miasta w wojnie o Niebiańskie Wyspy daleko na
zachodzie Bezkresnego Oceanu, lord Marius ogłosił trzy dni wolne od pracy.
Grupy świętujących wychodziły i zanurzały się w cieniach rzucanych przez
zachodzące słońce, które o tej porze dnia było już tylko intensywnie
czerwoną półkulą nurzającą się w falach Strzaskanego Morza.
Tarn przemierzał labirynt ulic za portem i czuł, że wzbiera w nim gniew.
Rozpasanie lorda Mariusa nie miało granic, a jego obżarstwo oraz wyuzdanie
przeszły już do legendy. Podobnie jak tyran Dorminii oraz tajemnicza Biała
Pani rządząca Thelassą na wschodzie, tak i Marius był Władcą Magii,
nieśmiertelnym czarodziejem o wielkiej mocy, który wywołał Wiek
Spustoszenia.
Przeklęty Zabójca Bogów.
Tłumy płynące w stronę portu stawały się coraz większe. Tarn co chwila
widział skąpo odziane dziwki owiane zapachem tanich perfum i myślące
tylko o tym, by opróżnić sakiewki schodzących na ląd żołnierzy. Jedna
z nich, wietrząc łatwą zdobycz, stanęła przed Tarnem, wypięła biust
i obdarzyła go uśmiechem. Jej zęby były krzywe, ale miała intensywnie
niebieskie oczy, a brudne, brązowe włosy okalały twarz, którą można było
nazwać atrakcyjną.
– Dręczy cię pragnienie, skarbie? Jeśli chcesz, znajdę sposób na to, by
zwilżyć twój język – powiedziała, przesuwając dłonie po biodrach.
Udało jej się przy tym unieść rąbek krótkiej sukni. Jej nogi były blade
i trochę posiniaczone, przez co przypominały nieco białe sery, które
Cienioport eksportował do Thelassy i dalej. Widok ten wywołał
nieprzyjemne wspomnienia.
Tarn odkaszlnął.
– Dzięki, nie jestem zainteresowany. W domu czeka na mnie żona.
Wskazał zwykłą, niewyróżniającą się niczym obrączkę na palcu. Usiłował
nie dostrzegać szczerb w tanim srebrze.
Rozczarowana dziwka wydęła wargi. Ów irytujący gest miał pochlebić
klientowi, ale spojrzenie, jakim obrzuciła jego rumianą twarz, rzedniejące
włosy i wielki brzuch, zdradziło, że jedynie udaje.
– A co powiesz na rabacik z okazji uroczystości, hę? Przecież twojej
żoneczki nie zaboli to, o czym nie wie, no nie?
W głosie kobiety słychać już było brak zainteresowania, jakby uznała, że
i tak wiele nie zarobi, w związku z czym nie ma sensu bardziej się starać. Jej
postawa rozzłościła Tarna głównie dlatego, że dziwka miała rację.
– Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś darzy cię miłością? Wiesz, jak to jest, gdy
ktoś trwa przy tobie bez względu na wszystko i nie opuszcza cię, choć
wpadasz w coraz to większe gówno? Taka kobieta zasługuje na wiernego
mężczyznę.
– Pewnie tak, drogi panie. Wielu takich jak ty przejdzie jeszcze dziś tą
ulicą i założę się, że większość z nich będzie miała lepszy nastrój i głębsze
kieszenie.
Kobieta odepchnęła go i ruszyła przed siebie.
Tarn parsknął rozdrażniony. Lewe kolano znów zaczęło boleć, co
powtarzało się od wypadku. Podjął powolną wędrówkę do domu.
Światło dnia rzedniało. Dotarcie do dzielnicy przemysłowej zwanej
Wschodnim Śmierduchem zajęło Tarnowi połowę czasu, jaki upływał
między dwoma uderzeniami w dzwon pokładowy. W międzyczasie zatrute
dymami niebo zasnuły ciemne chmury. Kuźnie wystygły i opustoszały, ale
poza tym Tarn nie zauważył żadnych śladów świętowania. Wschodni
Śmierduch był ponurym, dogorywającym miejscem. Dla Tarna był również
domem.
Przeklął chromą nogę, gdy kolano przeszył ostry ból. Atak był tak
niespodziewany, że Tarn się potknął i upadł w podejrzanie mokrą plamę na
ziemi.
Skądś dobiegł go śmiech młodego chłopaka.
– Widziałeś to, Tomaz? Ten gruby dupek prawie zanurzył gębę w twoje
siki!
– Pewnie znowu się urżnął.
Tarn zacisnął pięści. W jego sercu zapłonął gniew. Było ich sześciu,
wszyscy z sąsiedztwa. Paskudna zgraja.
Jeden z nich podszedł bliżej i powąchał.
– Nie jest pijany.
– Choć raz. Jego żona ma przynajmniej spokojny wieczór. Widzieliście te
siniaki po tym, jak ją sprał?
– Aha. Twarz miała żółtobrązową jak psie łajno. – Mówiący te słowa
chłopak, który stał już bezpieczny wśród swoich kolegów, obrzucił Tarna
chytrym spojrzeniem. – A zresztą co to ma do rzeczy? Przecież wystarczy
takiej narzucić worek na głowę, no nie?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin