Dornberg Michaela - Ida wśród Magnolii 32 - Cud miłości.doc

(1135 KB) Pobierz

Dornberg Michaela

 

 

 

 

 

Ida wśd Magnolii 32

 

 

 

 

 

Cud miłci

 

 


WSTĘP

 

Posiadłość Waldenburg połona jest wśd malowniczych łąk i lasów, otoczona zewsząd zielonym oceanem wiekowych drzew i urzekających magnolii.

W dniu swoich 60. urodzin nestor rodziny Waldenburw, Benedykt, podejmuje decyzję o przejściu na emeryturę i przekazuje majątek najmłodszej córce Idzie, zamiast pierwo­rodnemu synowi Danielowi.

Oburzony Daniel zrywa więzi z rodziną. Ucieka się do najbardziej drastycznych środków, by odzyskać to, co stracił.

Podczas samotnego wypadu do kina Ida poznaje tajem­niczego Jasia i zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Nieszczęśliwy splot wypadków sprawia, że do kolejnego spo­tkania nie dochodzi. Gdy po wielu perypetiach Ida odnajdu­je Jasia, okazuje się, że jest on już zaręczony z inną kobietą Benitą von Ahnenfeld. Jan wyjeża na kontrakt do Zjed­noczonych Emiratów Arabskich i wciąż nie znajduje okazji, by zerwać z Benitą. Związek z Idą buduje w tajemnicy. Gdy znika na tajną misję, Ida zaczyna powątpiewać, czy nie zniknął z jej życia... Zwłaszcza że Benita nadal twierdzi, że są razem.

Perypetie miłosne przyjaciół Idy trwają. Liliana wyjeża do Amsterdamu, by usunąć tam ciążę. Gundzia nie może się pogodzić z odrzuceniem przez rodziców i nadal próbuje ich so­bie zjednać. Tylko Katarzyna i Sven szczęśliwi.

 


Ida miała ogromną szafę p sukni balowych, które wkładała na specjalne okazje. Nieubłaganie zbliża się sobota, a jeśli nie pojedzie do Greven na ten okropny bal dla myśliwych, Sabrina zrobi jej awanturę. Bez przekonania wyjęła kilka sukni, by natychmiast je odwiesić. Nie ma nic przeciwko balom, ale bywają takie, od których na odległość wieje nudą. Nie interesowało jej nic, co się wiązało z polowaniami.

Gorączkowo głowiła się, co wymyślić, żeby nie pójść, a jednocześnie nie narazić się na gniew sio­stry. Nie miała żadnego pomysłu. Jeśli miała być szczera, to odstręczali ją nie tylko myśliwi, ale tak­że obecność Benity von Ahnenfeld, od której stro­niła jak od zarazy.

To okropne uczucie, była zła i miała wyrzuty sumienia. Wyjęła z szafy kremowo-otą suknię bez pleców, której jeszcze nigdy na sobie nie miała.

Może ten bal będzie okazją, by ją wreszcie wło­ż, zwłaszcza że dużo kosztowała. Miała wyrzuty sumienia, że niepotrzebnie wydała na nią tyle pie­niędzy.

 


Kupiła ją kiedyś w Paryżu z myś, że nie za­szkodzi mieć w zanadrzu taką kreację, bo na pew­no się kiedyś przyda.

Od tamtego czasu było już wiele okazji, a mimo to suknia wisiała w szafie. Teraz też tak będzie. To kreacja zbyt wytworna dla myśliwych, choć w większości są to ludzie z najwyższych sfer. Nie tylko polujący arystokraci byli raczej toporni, to samo dotyczyło ich żon. Wiedziały, jak opra­wiać zająca, oskubać bażanta, usunąć z jego ciała śrut i jak pozbyć się krwi z upolowanych dzikich zwierząt. Na co dzień nosiły stroje z tweedu i weł­ny, a na bale przybywały ubrane raczej skromnie, by nie powiedzieć: nudnie...

Nie chce iść na ten bal!

Odwiesiła paryską kreację do szafy i usiadła na łóżku, by trochę odsapnąć, gdy zadzwonił telefon.

Odebrała i bardzo się ucieszyła, gdy okazało się, kim jest nieoczekiwany rozmówca.

Miguel Sanchez! Mąż Radegundy von Sevelen i jej dawny kumpel z beztroskiego czasu studiów.

Co za miła niespodzianka!

- Hola, Miguel, como estas?

Ida doskonale mówiła po hiszpańsku i rozma­wiała z Miguelem prawie wyłącznie w jego ojczy­stym języku i to nie dlatego, że słabo posługiwał się niemieckim. Przeciwnie, znakomicie go znał, ale sprawiało jej frajdęwić w języku Cervantesa, bo dzięki temu podtrzymywała swoje umiejętności.

 


- Ido, lepiej nie pytaj, niezbyt u mnie dobrze i doskonale się domyślasz, z jakiego powodu.

- Twoi teściowie nadal traktują was chłodno - od razu wypaliła.

- Moja droga, to łagodnie powiedziane. Nie wpuścili nas do pałacu.

- To znaczy, że jesteście teraz w Niemczech? Miguel potwierdził.

- Zatrzymaliśmy się w obskurnym hotelu w Zwieselstein i kiedy idziemy przez tę dziurę, czujemy się jak na cenzurowanym, bo wszyscy do­skonale znają Gundzię i każdy zastanawia się, dla­czego nie mieszkamy w pałacu Sevelen. Wyobra­żasz sobie, jaka to pożywka dla plotek?

- Nawet nie chcę o tym myśleć. Powiedz mi jednak, dlaczego się na to wszystko narażacie?

- Bo Gundzia cały czas ma nadzieję, że rodzice przynajmniej z nią zechcą rozmawiać, skoro od­rzucają moją pomoc.

- Pojechaliście zatem do Zwieselstein, by ich przekonać, żeby łaskawie pozwolili wam urato­wać Sevelen? Wytłumaczyć im, że byłoby głupotą odesł ci z powrotem kaucję, która zatrzymałaby postępowanie komornicze?

- Tak, taka była nasza intencja. Co więcej, przybyliśmy z gotowym, długofalowym planem uratowania Sevelen przed bankructwem. Przyjaciel Gundzi z dawnych lat zaoferował pośrednictwo i gorliwie starał się pomóc.

 


Masz na myśli sędziego Arndta Spellinga, który próbuje powstrzymać licytację, choć nie leży to w jego bezprednich kompetencjach.

Tak jest! Jego misja też się nie powiodła i jest spalony u Sevelenow, wyrzucili go za drzwi. Znasz te klimaty. Szczerze mówiąc, zupełnie nie pojmuję, jak ludzie mogą być tak odmóżeni. Wolą narazić się na utratę rodowego gniazda, niż przyjąć pomoc ode mnie. Przecież nie jestem trędowaty. Kocham ich córkę, jest ze mną szczęśliwa i zapewniam jej odpowiednie do jej stanu warunki życia, na czym im tak zależy. Czyvon" przed nazwiskiem jest na­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin