Cook Glen - Delegatury nocy 02 Pan Milczącego Królestwa.txt

(1234 KB) Pobierz
Glen Cook
Przełożył 
Jan Karłowicz

DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNAŃ 2008

Tytuł oryginału
Lord of The Silent Kingdom
(The Instrumentalities of The Night, Book 2)

Copyright © 2007 by Glen Cook

Copyright © for the Polish edition by
REBIS Publishing House Ltd.,
Poznań 2008

Redaktor 
Małgorzata Chwałek

Opracowanie graficzne serii i projekt okładki 
Jacek Pietrzyński

Ilustracja na okładce 
Raymond Swanland

Wydanie I

ISBN 978-83-7510-088-4

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 061-867-47-08, 061-867-81-40; fax 061-867-37-74
e-mail: rebis@rebis.com.pl
www.rebis.com.pl

Z każdą zimą lód sięga dalej. Świat staje się coraz chłodniejszym miejscem. Wody w morzach ubywa. Z najdalej wysuniętych na północ regionów Andoray zniknęły stada reniferów i plemiona mistycznych Seattsów. Gospodarstwa, pastwiska, wzgórza i fiordy karmiące wojowniczych Andorayan sczezły już dwa wieki temu pogrzebane pod lodem tak grubym, że przykrył nawet dzikie, wysokie szczyty. Wszędzie wysychają studnie mocy - choć dopust ten w najmniejszym stopniu dotyka pewnie Studni Ihrian.
Do niedawna dramatyczne procesy ograniczały się do odległych cywilizacji. Dopiero ostatnio zaczęły się dawać we znaki na brzegach Morza Ojczystego. Fale uchodźców zwiększają liczbę ludności bez dachu nad głową i środków utrzymania, co pozwala na zaciąg rekruta po okazyjnych cenach. I to właśnie w chwili, gdy głową Kościoła episkopalnego jest opętany obsesjonat - Patriarcha przekonany, że stanowi boskie narzędzie, któremu przeznaczone jest wykorzenienie herezji i unicestwienie niewiernych, tak by cała ludzkość mogła dostąpić łaski bożej i zbawienia. Patriarcha niepomny, jak wielu przed nim w dziejach, że wszechmogący Bóg może załatwić te sprawy bez pomocy śmiertelnych.
Napływ przesiedleńców przyczynia się do wzrostu niestabilności. Nikogo to nie obchodzi. Nikt nawet nie dostrzega problemu - wyjątkiem jest poziom lokalny, gdzie prosty lud utyskuje na wzrost przestępczości i przemocy... oczywiście w porównaniu z dobrymi starymi czasami. Spontaniczne reakcje na kradzieże i gwałty bywają równie gwałtowne.
Nie ma dnia bez wojny, nawet, gdy nie maszerują armie. Wojny pełgającej. Wojny ukrytej za kulisami wojny.
W imię boże trwa nieustająca kampania - wojna o niebiosa toczona na ziemi. Ta wojna nigdy się nie kończy, ponieważ boskość nigdy nie objawia się dwu duszom w ten sam sposób, a tylko nieliczni skłonni są do tolerancji wobec epifanii innych niż własne.
Toczy się bezustanna walka o przetrwanie w świecie, który nie dysponuje dostatecznymi zasobami ani nie wykazuje filozoficznych skłonności do udostępnienia ich wszystkim na równi.
I jest jeszcze niekończąca się cicha wojna z Tyranią Nocy. Ta najbardziej śmiertelna i paskudna z wojen jest równocześnie najsłabiej znana. Nawet jeden człowiek na pięciuset nie zdaje sobie z niej sprawy - mimo to każdy, już przez to tylko, że się urodził, staje się poborowym w zmaganiach z Delegaturami Nocy. Po tej albo po tamtej stronie frontu.
1

Caron ande Lette, w Skraju Connec

Wróg spłynął z lesistych wzgórz Ellow niczym gwałtowna wiosenna nawałnica. Nie poprzedzały go żadne pogłoski. Na widok pierwszej garstki zbrojnych Brock Rault, seuir ande Lette uznał, że to bandyci. Wkrótce jednak nagły wyrzut sumienia uświadomił mu, że mogą to być ludzie Tormonda z Khaurene. Książę Skraju Connec zabronił wznoszenia nowych fortyfikacji bez książęcego nadania. Nieukończona Lette była jedną z twierdz objętych zakazem Tormonda.
Jak Skraj Connec długi i szeroki wyrastały fortyfikacje. Zamiast wszakże spotęgować poczucie bezpieczeństwa, pogłębiały rozpacz. Powszechne nastawienie streszczało się w przekonaniu, że gdy ktoś już zatrudni najemników i zadba o własną ochronę, zaraz zacznie nękać sąsiadów.
Seuir ande Lette był wyjątkiem od tej reguły. Mimo iż miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, zdążył już powojować u boku hrabiego Raymone'a podczas Masakry pod Czarną Górą i wziąć udział w krucjacie przeciw Calzirowi. Poczuł na twarzy cuchnący oddech okrutnej, bestialskiej wojny. Posmakował krwi. Z niechęcią odnosił się do wrogów swej rodziny, niechęć ta nigdy jednak nie przybrała rozmiarów każących mu ściągnąć na nich przerażenie, śmierć albo ból.
Choć sam był urodzonym i namaszczonym w boju wojownikiem, jego wiara wyrastała z gleby pokoju.
Brock Rault był maysalczykiem, Poszukiwaczem Światła. Pacyfistą z przekonania, a heretykiem mocą deklaracji brotheńskiego Kościoła episkopalnego. Nie ukrywał swych przekonań.
Wróg podciągnął bliżej, tak szybko, że wielu wieśniaków nie zdążyło poszukać bezpiecznego schronienia w Caron ande Lette. W końcu seuir zdał sobie sprawę, iż najeźdźcy to nie żadni bandyci. Choć właściwie niczym poza liczebnością się od nich nie różnili. Sztandar wskazywał, że to ludzie grolsacherskiego kapitana wojsk najemnych, Haidena Backe'a, który działał na podstawie listów kaperskich otrzymanych od Patriarchy Wzniosłego V. Błąkał się po północno-wschodnich rubieżach Connec rzekomo po to, aby wykorzeniać herezję. W istocie łupił każdego, kogo nie było stać, aby się wykupić.
Za swą mordęgę Haiden Backe otrzymywał trzecią część łupów, którą zresztą podzielić się musiał z żołnierzami. Reszta szła do szkatuły Kościoła.
Kościół rozpaczliwie potrzebował funduszy. Wzniosły musiał spłacić pożyczki zaciągnięte podczas krucjaty calzirskiej. Najmniejsza zwłoka oznaczała zablokowanie perspektyw na dalsze kredyty. Poza tym jeszcze nie zapłacił za głosy, za które kupił sobie wybór na Patriarchę. A przecież nade wszystko pragnął stworzyć armie, które poniosą płomień następnej krucjaty przeciw pramanom, okupującym większą część Ziemi Świętej.
Wcześniejsze krucjaty ustanowiły wśród Studni Ihrian brotheńskie episkopalne przyczółki - księstwa i królestwa krzyżowców. Jednakże w ciągu ostatnich dziesięciu lat państwa te znalazły się pod silną presją ze strony kaifatu Kasr al-Zed i jego potężnego czempiona, Indali al-Sul al-Halaladyna. Wzniosły rozpaczliwie pragnął takiego miejsca w poczcie Patriarchów, które odda mu zasługę wyrwania Ziemi Świętej z rąk niewiernych. Wykorzenianie herezji w kraju ojczystym miało sfinansować tę wspaniałą zamorską misję.
Miliony ludzi serdecznie nienawidziły Honaria Benedocta, który dzięki intrygom i łapówkom został Patriarchą.
Seuir ande Lette zwrócił się do swego najbliższego towarzysza, siwego człowieka, z pozoru tuż po sześćdziesiątce:
- I tak, co powiesz, Doskonały Mistrzu? Wygląda na to, że godzina rozpaczy wybiła szybciej, niż przewidywałeś.
Doskonały Mistrz Ścieżki, brat Świeca z Khaurene, pochylił głowę.
- Kusi mnie, bym wyznał swój wstyd. Tak jakby moje przyjście sprowadziło tę zarazę. Jeśli zaś pytasz o radę, to mogę jedynie powtórzyć napomnienia synodu w Świętym Jeules'u. Niech żaden Poszukiwacz Światła nie podniesie pierwszy ręki przeciwko bliźniemu swemu. Ale niech też żaden Poszukiwacz nie umacnia zła, całkowicie zaniechawszy oporu wobec niego.
Brat Świeca wcześniej polemizował z taką postawą. W głębi duszy był pacyfistą. Lecz skoro już synod wydał decyzję, ruszył w drogę, by przygotować brać Poszukiwaczy do samoobrony. Znajdzie się wielu, którzy będą chcieli ich pozabijać, nie bacząc na ich szczególny związek z tym, co boskie.
Młody rycerz powiedział do brata Świecy:
- Najpierw będzie chciał porozmawiać. Jego ludziom tak naprawdę nie zależy ani na porządnej walce, ani na długim oblężeniu. Wynoś się z Lette, póki możesz.
Brat Świeca przyglądał się najeźdźcom. O niewielu z nich można było powiedzieć, że kierują się prawdziwym przywiązaniem do wiary episkopalnej. Zostali najemnikami, ponieważ nie potrafili robić nic innego. Gdyby nie nieomal nieuchwytna aura religijnego zadęcia, byliby zwykłymi zbójami.
Po ziemi kroczy niejedna ciemność.
- Nikt nigdy nie nazwie cię tchórzem, Mistrzu - zapewnił go Brock Rault. - Wszystkim nam zależy, by kogoś tak wyjątkowego jak ty uchronić przed niebezpieczeństwem. A Haiden Backe potraktuje cię bez śladu należytego szacunku. - Bracia i kuzynowie Raulta pokiwali głowami, gotując się do walki. - Poza tym możesz zanieść naszą prośbę o pomoc do hrabiego Raymone'a.
Brat Świeca poszedł poszukać samotności i miejsca do medytacji. Trzeba znaleźć najlepszą drogę. Trzeba odkryć sposób najbardziej owocnej służby. I przede wszystkim poddać się woli Światła.
Ciało ruszało się niechętnie. Bało się, co mogą pomyśleć inni, jeśli zacznie uciekać. Z drugiej strony brat Świeca rozumiał, że nikomu się na nic nie przyda, gdy pozwoli, by go zarżnięto pod Caron ande Lette. Kościół będzie piał z zachwytu nad śmiercią jednego z ulubionych sług Przeciwnika, a równocześnie będzie zaprzeczał oficjalnie, iż miało to cokolwiek wspólnego z kampanią Haidena Backe'a. I tylko Grolsacher zgarnie potajemną premię za to, że pozbył się jednego z tych nieznośnych maysalskich Doskonałych.
- Postawię rączego konia pod furtę od strony rzeki - rzekł Rault.
- Przybyłem na piechotę - odparł święty mąż. - I tak samo odejdę.
Nikt się nie spierał. Faktycznie, piechur w złachmanionym ubraniu nie zwróci niczyjej uwagi. Cudzoziemcy nie rozumieli maysalskich ślubów ubóstwa.

Brock Rault wciągnął grolsacherskiego namiestnika w bezowocną dyskusję. Delikatnie zasugerował, że jeśli otrzyma dogodne warunki, może poddać bez walki Caron ande Lette. Haidena Backe'a tego rodzaju pertraktacje nie powinny zaskoczyć. Connekianie nieczęsto decydowali się na walkę w obliczu przewagi liczebnej nieprzyjaciela. W końcu jednak najmłodszy brat Brocka, Thurm, oświadczył:
- Doskonałego Mistrza już nie widać.
Rault odchrząknął, dał znak. Wskutek walki jego dusza zostanie nieodwołalnie zbrukana. Ale wiedział, że dusza ta powróci, by wziąć udział w kolejnym obrocie koła. Nie wahał się na zło zareagować niespodzianym złem. Tego nauczył się od hrabiego Raymone'a Garetego.
Podnieśli się i wystrzelili. Chorąży i her...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin