Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza-r1966-t1-s5-11.pdf

(719 KB) Pobierz
Julian Krzyżanowski
Bohater Trylogii
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 1, 5-11
1966
I. CZĘŚĆ NAUKOWA
J u l i a n
K r z y ż a n o w s k i
BOHATER "TRYLOGII"
1« Trzy powieśoi Sienkiewicza, "Ogniem i mieczem",
i "Fan Wołodyjowski", stanowiące swoistą całość, zwykło
nas nazywać "Trylogią", wyrazem przejętym z dziejów
"Potop"
się u
dramatur­
gii starogreckiej, stosowanym do cyklu trzech tragedii, stano­
wiących oałość artystyczną. W danym wypadku jednak sięgano nie
tyle do odległej tradycji antycznej, lecz do źródła
bliższego, do cyklu trzech powieści historycznych
Dumasa, "Trzech muszkieterów", "W dwadzieścia lat
znacznie
Aleksandra
później"
i
"Wicehrabiego de Brangellonne", dzięki którym pisarz francuski
zdobył rozgłos światowy i niewątpliwie
przykładem swym zachę-
oił Sienkiewicza do podjęcia analogicznej pracy.
Kiedy nasz pisarz na to duże zadanie się porwał, nie umiemy
odpowiedzieć, wątpliwości jednak nie ulega, iż pomysł ten
wy­
stąpił u niego nie przed rozpoozęoiem pracy nad "Wilczym gnia­
zdem", jak pierwotnie zamierzał nazwać powieść o wojnach
ko­
zackich, lecz znacznie później, gdy druk jej pod nowym tytułem
"Ogniem i mieczem" dobiegał końca i gdy wzbudziła ona niebywa­
łe zainteresowanie. Wtedy dopiero musiał obmyśleć plan
nowej
całości, opartej na zasadach odmiennych od cyklu francuskiego.
Dumas obrał sobie drogę stosunkowo
prostą,
ukazując
wyczyny
- 6 -
trzech, a raczej czterech muszkieterów królewskich w obrębie
lat pięćdziesięciu, Sienkiewicz natomiast wprowadziwszy czwór­
kę swych rycerzy, Skrzetuskiego, Zagłobę, Podbipiętę i Wołody­
jowskiego, przedostatniego z nich uśmiercił bohatersko pod Zba
rażem, pierwszego zaś, Skrzetuskiego, ograniczył właściwie do
ram "Ogniem i mieczem", w "Potopie" bowiem wyznaczył mu
rolę
jedynie epizodyczną* wysuwając na miejsce czołowe Kmicica, wy­
nagrodził go jednak, ukazawszy go w towarzystwie synów na polu
bitwy pod Chocimem, której przyjaciele jego młodości nie doży­
li. Przyjaciele ci, a więc Zagłoba i Wołodyjowski w dwu dal­
szych członach cyklu otrzymali funkcje niemal równie doniosłe
jak na kartach "Ogniem i mieczem" i okoliczność ta
sprawiła,
iż oni to właśnie są czy przynajmniej wydają się,
bohaterami
"trylogii", spajającymi całość cyklu. Czy jednak obydwaj
i
dlaczego, oto pyxani€ wymagające odpowiedzi, a nie
jest
ona bynajmniej łatwa.
2.
Powieść nistoryczna, jak wiadomo, to nieodrodna córa epo­
pei, którą w Rzymie nazywano "pieśnią bohaterską" (carmen he-
roicum) i trwałość tego dziedzictwa występuje bardzo wyraźnie
choćby w obu trylogiach, francuskiej i polskiej. "Bohaterami"
obydwu są wojskowi, oficerowie nad Sekwaną kawalerami,
nad
Y i j ą rycerzami zwani, dowódcy nie sięgający wyżej pułkownika,
/st
doskonali żołnierze, jak d*Artagnan czy Wołodyjowski, "pierw­
sze szable" w swoich krajach, określenie to bowiem Sienkiewicz
zapożyczył od Dumasa i przeniósł na swego "Małego Rycerza". A
skoro tak, czyż za bohatera uznać można imć Onufrego Zagłobę,
któremu wprawdzie na transparencie w stanicy wypisano "Wszyst­
kiego kawalerstwa największa ozdoba", a który w karierze swej
dwukrotnie stał na czele - raz podjazdu złożonego z kilkudzie­
sięciu semenów, ponownie zaś na czele małej bodajże dywizji,
zaszczycony godnością regimentarza.
Zżymał się na to niegdyś Stanisław Tarnowski w swej książce
"Henryk Sienkiewicz" (1897), prawiąc z patosem:
- 7 -
Otóż to nas razi i boli (powiedzmy szczerze), żeby taki
Zagłoba zostawał regimentarzem, żeby skonfederowane,
królowi i Rzeczypospolitej wierne chorągwie jemu po­
wierzały nad sobą dowództwo, (s. 116).
Drażliwy profesor nie miał sposobności, podobnie zresztą jak i
Sienkiewicz, obserwować nowoczesnych Zagłobów,
samozwańczych
czy przypadkowych dowódców naszych organizujących się
jedno­
stek wojskowych na obczyźnie czasu obydwu wojen
światowych.
Ale też dlatego właśnie historia regimentarstwa Zagłoby budzi
tym większy podziw dla intuicji historycznej autora "Potopu",
pisarza, który wyczuł możliwość takiej sytuacji w warunkach, w
których konfederaci na Podlasiu się znaleźli, przy czym szedł
tu może za konceptem Słowackiego, który dworował sobie,
"Że
pan Puławski jurysta ma ferie, I zamiast pisać akt - stawia
baterie" (Ben. III, 183-184)» a zresztą w toku pisania "Ogniem
i mieczem" natknął się na sławetnych regimentarzy,Łacinę, Pie­
rzynę i Dziecinę.
Sprawą Zagłoby zajął się ostatnio polonista moskiewski, Jan
Górski,* wydanej przed paru tygodniami pasjonującej
książce
"Storiczeskij roman Sienkiewicza", gdzie przypomniał
głośny
przed laty artykuł Ludwika Straszewicza "Zagłoba"("Kraj” 1901),
którego autor, tęgi publicysta, uznał tę postać
za typowego
reprezentanta tego, co dzisiaj nazywamy sarmatyzmem, a więc
przeciętnej kultury mas szlacheckich, szczyty swe osiągającej
w czasach saskich. Znakomity publicysta
miał niewątpliwie
słuszność, z wyjątkiem szczegółu jednego wprawdzie, ale bardzo
istotnego. Przy wszystkich swoich wadach Zagłoba ma
jedno -
rozum, którego u owych mas szlacheckich dopatrzeć się trudno,
rozum, który pozwala mu wodzić za nos jaśnie panów, Lubomir -
skich czy Zamojskich. Wszyscy znamy jego niesławne
wyczyny
przed piastowaniem buławy regimentarskiej i później, a więc
zdobycie chorągwi kozackiej pod Konstantynowem, przygodę
na
weselu w chutorze podolskim, przeprawę wreszcie z małpami w pa­
- 8 -
łacu Kazanowskioh, pamiętamy jego łgarskie bufonady, jego "pi­
jaństwo, obżarstwo, siedem śmiertelnyoh grzechów, gust do wrsa
sku, do ukwaszonych ogórków, do herbów”, słowem
co w sarmatyzmie piętnował autor "Lilii Wenedy".
to
wszystko,
to
na
niej
po­
Wszystko
w
sprawia, że ten wieszający się przy wojskach wolontariusz
bohatera "Trylogii" nie wygląda, jakkolwiek występuje
grzeb Wołodyjowskiego, gdy obok Basi stoi "stary,
od sceny w Czehrynie, gdy poznaje się ze Skrzetuskim, po
zniedołęż-
niały i trzęsący się pan Zagłoba". Trudno uznać go za bohatera
w ogóle, i za "bohatera" cyklu, za osobistość stanowiącą o cy­
klu tego jednolitości.
Wobec tego narzuca się drugie pytanie, czym stałą
obeoność
jego w"Trylogii" uzasadnić, dlaczego autor jej wprowadził go na
jej karty i wyznaczył mu w niej miejsce tak doniosłe. Odpowie­
dzieć na to można przyjmując, iż Sienkiewicz zdawał sobie zna­
komicie sprawę, iż w opoju, łgarzu i tchórzu tkwi równocześnie
genialny fachowiec od "forteli", znajdujący wyjśoie
ohoćby najtrudniejszej sytuacji i wprowadził tę nową
"żołnierza samochwała" w skali światowej. Postać ta
była mu niesłychanie przydatna przy tworzeniu scen
z
każdej
odmianę
zarazem
efektow­
i
to
ze
na
"Og­
nych, zapierających dech, takich jak uratowanie Heleny,
wielokrotnie, jak wydobyoie się i uratowanie towarzyszy
szponów mściwego Radziwiłła, czy choćby ocalenie skazanego
rozstrzelanie Kmicica. Krótko mówiąc, gdyby nie Zagłoba,
a historia Oleńki i jej narzeczonego na scenie
przez chorągiew laudańską Kmicica.
niem i mieczem" urwałoby się już na napadzie Bohuna na Rozłogi
aresztowania
Do tego dochodzi czynnik drugi, wykryty i znakomicie wyjaś­
niony w książce Gorskiego. Zagłoba mianowicie jest czymś w ro­
dzaju piorunochrona artystycznego, ściągającego na ziemię nie­
zwykłość swych bohaterskich kompanów,
ukazującego ich w świet
do­
le nie zabiegów epickich, lecz codziennego, prozaicznego
świadczenia. Narzędziem jego są drwiny zarówno
z
Podbipięty,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin