Gill Sanderson - Punkt zwrotny.pdf

(786 KB) Pobierz
Gill Sanderson
Punkt zwrotny
Tytuł oryginału: Village Midwife, Blushing Bride
PROLOG
Doktor Connor Maitland usiadł na leżance. Wiedział, jaki będzie wynik badania, ale chciał
to usłyszeć z ust neurologa, swojego przyjaciela, Micka Baxtera.
– I jak? – zapytał.
– Miałeś rację. – Mick westchnął z żalem. – Wygląda na to, że zdrowiejesz.
Connor poczuł ogromną ulgę.
– Świetnie. Nie mogę się doczekać powrotu do normalnego życia. Choć, oczywiście,
przykro mi, że tracisz obiekt badań naukowych.
– Ano właśnie. Co z ciebie za przyjaciel: najpierw zapadasz na boreliozę i jesteś
najgorszym przypadkiem tej choroby, z jakim miałem do czynienia –
komplikacje neurologiczne były fenomenalne – a potem błyskawicznie zdrowiejesz.
– Dwanaście miesięcy to twoim zdaniem błyskawicznie?
– Owszem. W porównaniu z tym, czego się spodziewałem. Ale i tak TL R
napiszę o tobie niezły artykuł na sympozjum naukowe.
Connor zmarszczył brwi. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że może przegrać z chorobą.
– Było ze mną aż tak źle? – zapytał.
Mick ujął go za nadgarstek, żeby zbadać tętno.
– Bardzo. Czyżbym ci o tym nie wspomniał?
– Wspomniałeś! Nakreśliłeś różne ponure scenariusze. Nie rozumiem, jak ktoś tak
obcesowy może być jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie.
1
– Ty się ciesz, że nim jestem. Gdybyście oboje z Francine nie umówili się ze mną na
kolację, kiedy… – Mick urwał, zasępiony.
– Wiem, wiem – wtrącił Connor. – Tylko doktor Mick Baxter powiązał
objawy grypy, które męczyły mnie tydzień po weekendzie wspinaczkowym w Lake
District, z rumienieni po ukąszeniu przez mikroskopijnego kleszcza.
Tylko on zorientował się, że mam boreliozę. Jestem ci bardzo wdzięczny.
Lepiej powiedz, kiedy będę mógł wrócić do pracy.
Mick notował coś z posępną miną.
– Dopiero odzyskujesz siły. Jeszcze nie doszedłeś do siebie. Zacząłeś się leczyć dość
późno, dlatego mogą powrócić problemy z układem nerwowym.
Już nigdy nie będziesz tak świetnym chirurgiem jak przed rokiem. Rozumiem twoją
frustrację, ale nie wolno ci się przemęczać. Na razie asystuj przy operacjach. Albo zajmij
się szkoleniem adeptów chirurgii.
– Nie nadaję się na nauczyciela. I nie chcę grać drugich skrzypiec w sali operacyjnej.
Wiem, czym się zajmę. Podczas choroby długo nad tym myślałem. Skończę specjalizację
lekarza rodzinnego!
– Ciekawy pomysł – przyznał Mick. – Zapomniałem, że kształciłeś się w TL R
tym kierunku, zanim zdecydowałeś się na chirurgię. Ale to stresująca praca!
Trzymałem w dłoni bijące serce. Gdyby skalpel omsknął mi się o parę milimetrów, pacjent
by nie żył. To jest prawdziwy stres.
– Jednak ty go nie czułeś. Umiałeś zawsze zachować zimną krew. Ale teraz może być
zupełnie inaczej.
Connor się zamyślił. Po dokończeniu specjalizacji wyprowadzi się na wieś. Może znajdzie
posadę w placówce z gabinetem chirurgii jednego dnia, w którym będzie mógł
wykorzystywać swoje umiejętności. Gdzieś, gdzie zawsze znajdzie zastępstwo, jeśli
nastąpi nawrót choroby; Mick uprzedzał, że coś takiego może się zdarzyć.
2
– Co słychać u Francine? – zapytał Mick. Mimo upału Connor poczuł
zimny dreszcz.
– Nie wiem – odparł.
– Myślałem, że jesteście w kontakcie. Dziewczyna ma mnóstwo przyjaciół.
– Już się do nich nie zaliczam.
– Szkoda. Tworzyliście świetną parę.
– Tworzyliśmy świetną parę, kiedy byłem niezłym chirurgiem, a o Francine zabiegały
wszystkie instytuty medyczne na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Kiedy
zachorowałem, związek ze mną przestał być atrakcyjny. Przecież wiesz. Nie mogła
pogodzić się z myślą, że grozi mi inwalidztwo. Rozstaliśmy się, a Francine podjęła pracę
w San Francisco…
Mick, przecież to ty mnie pocieszałeś i pilnowałeś, żebym nie topił smutków w alkoholu.
Dlaczego znowu poruszasz ten temat?
– Bo na każdą wzmiankę o tej kobiecie przyspiesza ci tętno, szybciej oddychasz i skacze
ci ciśnienie.
– To chyba normalne. Byliśmy ze sobą przez dwa lata. Musiałbym być z TL R
kamienia, żeby nic nie czuć.
Mick przez chwilę milczał. Wreszcie odezwał się, ważąc słowa:
– Connor, jesteś chirurgiem. Masz do czynienia z ciałem, a nie emocjami pacjenta. Ja
jestem neurologiem. Moi pacjenci zwykle są przytomni i widzę, jak ciało i umysł
oddziałują na siebie.
– No i? – Głos Connora zabrzmiał szorstko.
– Poradziłeś sobie ze stresem towarzyszącym chorobie. Zdrowiejesz w zdumiewającym
tempie. Pogodziłeś się z koniecznością zmian w karierze zawodowej, ale nadal
przeżywasz rozstanie z Francine.
3
– Przestań – poprosił Connor. – Francine niewiele mnie obchodzi. Nic do niej nie czuję,
natomiast ciągle mnie boli jej postępowanie.
– To, że cię porzuciła, kiedy byłeś ciężko chory?
– Mick przyjrzał mu się uważnie. – Mam wrażenie, że chodzi o coś więcej. I sądzę, że nie
rozwiniesz w pełni swoich umiejętności zawodowych, póki się z tym czymś nie
pogodzisz.
Connor zaśmiał się sarkastycznie.
– Przejdzie mi. I nie martw się: zadbam, żeby nie wpakować się w podobne kłopoty po raz
drugi.
– Skoro tak twierdzisz… – Zadzwonił telefon. Mick skrzywił się, ale go odebrał. –
Sekretarka wie, że cię badam. Zwykle mi nie przeszkadza, ale… Już są? W samą porę. Już
po nie idę. – Odłożył słuchawkę.
– Ubierz się. Zaraz wracam.
Mick wrócił po kwadransie. Był zmartwiony.
– Zła wiadomość? – zapytał Connor.
– Niestety. Zadzwoniłem do laboratorium, żeby się upewnić, czy nie przysłali błędnych
wyników, ale podobno nie. Uprzedzałem cię. Mówiłem, że TL R
mogą wystąpić pewne komplikacje…
Connor poczuł się nieswojo.
– Mick, przestań owijać w bawełnę. Mów, o co chodzi!
Mick wziął głęboki oddech.
– Dostałem wyniki twoich ostatnich badań. Choroba przeszła w fazę remisji. Wyniki masz
dobre, ale…
– Ale?
– Niełatwo mi o tym mówić… Connor, jesteś bezpłodny. Nie możesz mieć dzieci.
4
Connor oniemiał. Poczuł się, jakby ktoś go uderzył. Owszem, będzie żył, odzyska siły i
odbuduje karierę, ale dla kogo? Zawsze marzył o dużej radosnej rodzinie. O synach i
córkach, z których byłby dumny.
Milczeli. W końcu odezwał się Mick:
– Bardzo mi przykro. Ale pomyśl sobie, że to nie koniec świata. Może w przyszłości
wymyślą nowe metody leczenia albo…
– Daj spokój. Jestem lekarzem, znam statystyki. Muszę się z tym pogodzić… jakoś –
dodał z goryczą.
– Wierzę, że sobie poradzisz. Ktoś słabszy psychicznie nie wyzdrowiałby tak szybko jak
ty. – Mick sposępniał. – Chciałbym ci pomóc, ale nie mogę. Pamiętasz, że w przyszłym
tygodniu wyjeżdżam na kilka lat do Patagonii? Mam tam utworzyć oddział neurologiczny.
Przekazałem twoją dokumentację medyczną doktorowi Evanowi Price’owi. Jest świetnym
specjalistą. Zgłaszaj się do niego na kontrolę co sześć miesięcy albo ilekroć zaistnieje
potrzeba.
– Przedstawiłeś nas sobie podczas ostatniej wizyty. – Connor pamiętał
starszego zdystansowanego mężczyznę, który cieszył się świetną opinią, ale TL R
nie nadawał się na przyjaciela. Nie szkodzi. Teraz Connor nie potrzebował
przyjaciół.
Szedł przez okalający szpital park, nie zwracając uwagi na piękną pogodę. Mijali go
spieszący do chorych goście i zaaferowani lekarze. Łatwo ich było odróżnić od pacjentów,
którzy wyszli na dwór, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Ci ostatni poruszali się wolno
– on robił tak samo, póki nie podjął decyzji o powrocie do normalnego życia. Był
lekarzem, nie chciał
już dłużej być pacjentem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin