Gill Sanderson - Harmonia i piękno.pdf
(
441 KB
)
Pobierz
Gill Sanderson
Harmonia
i piękno
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Miałem zadzwonić do Larry’ego w sprawie Briana Hughesa. Czy mógłbym rozmawiać z
Larrym?
Mówił powoli i łagodnie, jak ktoś, kto nigdy nie unosi się gniewem. Laurę bardzo
zaciekawiło, czy tak jest naprawdę.
- Nazywam się Laura McLeod - oświadczyła. - Niektórzy nazywają mnie Larry.
- Tu John Hawke. Jestem nowym lekarzem, dzisiaj zacząłem pracę u doktora Millera.
Uważam, że Laura brzmi o wiele lepiej niż Larry.
- Lepiej?
- Tak, to bardzo ładne imię, podobnie jak dźwięki „Jeziora łabędziego”, które słyszę w tle.
My, lekarze, stanowczo za dużo patrzymy i za mało słuchamy.
Laura ściszyła muzykę. Lubiła rozmawiać przez telefon i wyobrażać sobie, jak wyglądają
jej rozmówcy.
- Miło mi pana słyszeć - powiedziała - ale spodziewaliśmy się pana dopiero za dwa dni.
- Doktor Miller zaprosił mnie na wstępną wizytę i zostałem. Zaciekawił mnie pewien
przypadek.
- Brian jest pańskim pacjentem? - zapytała Laura. -Matka przywiozła go wczoraj -
ciągnęła
- bo jego stan się pogorszył. Mówiła, że sama czuwała nad jego dietą i dbała, żeby
regularnie
przyjmował leki. Zostawiła go na obserwacji.
- To chyba niewiele pomoże mi w postawieniu diagnozy. - W głosie mężczyzny
zabrzmiało
lekkie rozbawienie.
Laura poczuła wyrzuty sumienia.
- Jestem tak lakoniczna, bo. . mam pewne podejrzenia. Brian już po raz czwarty zjawia się
w
szpitalu; dzieje się tak zawsze, kiedy jego matka ma nowego amanta. - Zabrzmiało to
ponuro, lecz nie
widziała powodu, by ukrywać fakty. - Brian za kilka dni poczuje się lepiej. Matka
poromansuje i
zabierze go do domu.
- Czasem trzeba leczyć rodzinę, a nie dziecko - usłyszała - ale jestem naprawdę
zaskoczony.
Rozmawiałem z jego matką i wydała mi się bardzo przejęta stanem małego.
- Przejęta, umalowana i świetnie ubrana. - W głosie Laury zabrzmiała ironia. - Jest pan
przystojny?
Roześmiał się.
- Trudno mi to obiektywnie stwierdzić. Dlaczego pani pyta?
- Bo jeśli tak, to mogę się założyć, że ta zrozpaczona matka usiadła blisko pana i ze łzami
w
oczach opowiedziała, jak ciężko jest samotnej kobiecie wychowywać syna.
- Nie do wiary! Jakby pani przy tym była!
- Już nieraz widziałam to przedstawienie.
- Tym bardziej żal mi chłopca, ale pani jest cyniczna.
- Po prostu jestem realistką. Wierzę, że ludzie są dobrzy lecz nie oczekuję, że to okażą.
- Dziękuję za pomoc. Do zobaczenia na oddziale.
Powiedział to tak ciepło, że postanowiła sprowadzić rozmowę z powrotem na czysto
zawodowy
grunt. Przecież nie są przyjaciółmi, nawet się nie znają. Ponadto on jest lekarzem, a ona
pielęgniarką,
i mają razem pracować.
- Najważniejsze jest dobro pacjenta. Cieszę się, że mogłam pomóc. Do widzenia.
Musiał wychwycić zmianę jej tonu, bo szybko się pożegnał.
Nie od razu zasnęła. Leżała, wodząc wzrokiem po pokoiku, który zajmowała w domu
pielęgniarek. Pokoik był niewielki, ale ładnie urządzony. Miała tu swoją ulubioną narzutę
na
łóżko i reprodukcje impresjonistów. Na biurku w wazonie zawsze stał jakiś kwiat; co
tydzień
świeży. Za oknami szumiały drzewa.
Była zadowolona, nie potrzebowała niczego więcej.
Do szpitala należała duża pływalnia dobudowana na specjalny wniosek personelu
medycznego z ortopedii, pediatrii i chirurgii pourazowej. Laura korzystała z niej
codziennie.
Nie znosiła wylegiwać się w łóżku. Kiedy człowiek leży bezmyślnie, przychodzą mu do
głowy
najdziwniejsze, niepotrzebne rzeczy.
Wstała o wpół do szóstej, wzięła ręcznik, kostium i pobiegła na pływalnię. Zawsze
podczas
pływania czuła się spokojna i odprężona. Uwielbiała basen o tej porze. Później przyjdą
ludzie
i nastrój się zmieni. Tylko teraz może sobie przemyśleć niektóre sprawy.
Tego dnia ma się odbyć zebranie personelu medycznego. David Miller przedstawi nowego
lekarza. Zwykle obawiała się nowych twarzy, ale tym razem była dziwnie spokojna.
Doktor
Hawke jest chyba bardzo miły, ma taki ciepły głos… Przestań, powiedziała do siebie,
każdy
pediatra ma taki głos. Przyśpieszyła i następne kilkanaście metrów przepłynęła kraulem.
Po wyjściu z basenu owinęła się grubym ręcznikiem i pobiegła do swojego pokoju.
Wzięła
prysznic i ubrała się w strój, jaki nosiła w szpitalu. Na oddziale Davida Millera nie
noszono
białych fartuchów, obowiązywały barwy pastelowe. Laura nieraz miała wrażenie, że za
osłoną
„munduru” czułaby się pewniej.
Przejrzała się w lustrze. Jak zwykle, wyglądała świetnie. W pracy zastała już Ellen i
kończącą nocny
dyżur Robin. Przysiadły na chwilę, żeby omówić wydarzenia ostatniej nocy. Przyjęto
dwóch nowych
pacjentów. Wcześniej przybył Brian, potem pogotowie przywiozło Eileen, dziewczynkę z
raną uda,
umiejscowioną niebezpiecznie blisko arterii.
- Jak to się stało?
- Podobno upadła na pustą butelkę - rzekła Ellen beznamiętnym głosem pielęgniarki. - To
była
butelka po whisky; w domu było przyjęcie. Jej matka ma tu przyjść dziś rano.
- Chętnie z nią porozmawiam. A jak tam Brian?
- Pani Hughes zapewnia, że sprawdzała mu poziom cukru, ale chłopiec miał lekko
podwyższone
wskaźniki, kiedy go tu przywieźli. Przysięga, że pilnowała diety. Trochę w to wątpię..
Laura skinęła głową. Wiedziała, że są rodzice, którzy wykorzystują chorobę dziecka, by
na jakiś czas
pozbyć się go z domu. Matka Briana do takich należała.
- Zaraz do niego pójdę.
Brian leżał w pokoju sam. Zwrócił ku niej pobladłą buzię i lekko się uśmiechnął.
- Cześć, Brian. Jak się czujesz? Namyślał się przez chwilę.
- Wciąż jestem bardzo słaby.
- A przestrzegałeś diety?
Chłopiec nie od razu odpowiedział.
- Mama tego pilnowała. Wszystko było dobrze, a potem mi się pogorszyło. - Nagle się
ożywił. - Głupio
tak chorować akurat kiedy wujek Toby ma nas zabrać na wycieczkę łodzią. Teraz mama
pojedzie z nim
sama.
- Ja chyba nie znam wujka Toby’ego, prawda? - zapytała ostrożnie Laura.
- On jest nowy.
- Lubisz go?
Brian znowu się zamyślił.
- Często przychodzi do mamy i razem gdzieś wychodzą.
Laura uśmiechnęła się.
- Pojedziesz z nimi na wycieczkę kiedy indziej. Teraz usiądź, niech ci się przyjrzę.
Czuła, jak ogrania ją gniew, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy. Za nic w świecie nie
chciała okazać chłopcu, co myśli. Ciekawe, czy ten nowy lekarz znowu powie, że jest
cyniczna.
W poczekalni zastała bardzo przejętego siedmiolatka w towarzystwie jeszcze bardziej
przejętych rodziców. Podeszła, by się przywitać.
- Dzień dobry. Nazywam się Laura McLeod, a ty jesteś Harry, prawda? - Mały pacjent
spojrzał na nią nieufnie. – Idź do sali z zabawkami, a za chwilę sobie porozmawiamy.
Wiedziała, że dziecko musi być przygotowane na to, co je czeka. Kiedy wszystko mu się
wytłumaczy, zniesie nawet ból, bo będzie miało zaufanie do lekarza i pielęgniarek.
Tego samego dnia odbyło się zebranie oddziałowe. Doktor Miller uważał, że takie
spotkania
powinny odbywać się jak najczęściej. Omawiano wówczas najważniejsze sprawy i każdy,
kto
chciał, zadawał pytania.
- Nie podoba mi się przypadek Petera Ellisa - zaczął doktor Miller. - Nie można
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Gill Sanderson - Punkt zwrotny.pdf
(786 KB)
Gill Sanderson - Warto było czekać.pdf
(128 KB)
Gill Sanderson - Punkt zwrotny.epub
(289 KB)
Gill Sanderson - Przychodnia w - aaaa.pdf
(823 KB)
Gill Sanderson - Pamiętna zima.pdf
(679 KB)
Inne foldery tego chomika:
G. Hendricks
Gabriel Garcia Marquez
Gabriel Grula
Gabriela Przystupa
Gabriela Wolska
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin