Cherryh Carolyn Janice - Era zbliżenia 03.1 Cyteen Zdrada.rtf

(1908 KB) Pobierz
Zdrada 01

             

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  C.J. CHERRYH

 

              Cyteen : Zdrada

 

              Cyteen: Betrayal

 

              Przełożyła Jolanta Pers

 

    

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rok 2398

 

              Część I

 

              Tekst werbalny z:

 

              HUMANITARNA REWOLUCJA „Wojny kompanii”: nr 1

 

              Publikacje edukacyjne Reseune: 4668-1368-1, zatwierdzono dla przedziału powyżej 80

 

              Wyobraźmy sobie całe bogactwo ludzkiego gatunku ograniczone do jednego świata, świata usianego skamieniałymi kośćmi przodków, planety upstrzonej ruinami dziesiątków tysięcy lat zapomnianych ludzkich cywilizacji. Globu, na którym w roku pierwszej podróży istot ludzkich w kosmos, ludzie nadal polowali na nadliczbowe osobniki ze zwierzęcej populacji, zbierali dziko rosnące rośliny, uprawiali ziemię za pomocą starożytnych metod, przędli ręcznie naturalne włókna i gotowali na ognisku.

              Ziemia była winna lojalność olbrzymiej liczbie przewodniczących, doradców, królów, ministrów i prezydentów; parlamentom, kongresom, komitetom, republikom, demokracjom, oligarchiom, teokracjom, monarchiom, hegemoniom i partiom politycznym, które przez tysiące lat obficie się rozpleniły.

              Taki właśnie był świat, który po raz pierwszy wysłał gwiezdne sondy.

              Istniała już Stacja Sol, bardzo prymitywna, ale całkowicie samowystarczalna, faworyzowana ulgami podatkowymi udzielanymi w zamian za korzyści naukowe; zrealizowała szereg ambitnych przedsięwzięć, w tym pierwszą sondę gwiezdną z nowym napędem oraz pierwszy zespół załogowych statków-pchaczy wysłanych w kierunku pobliskich gwiazd.

              Pierwszym modułem statków-pchaczy była oczywiście szacowna Gaja, która miała dostarczyć komponent stacji Alfa w pobliże ciała zwanego wtedy gwiazdą Barnarda; miała tam także pozostawić trzydziestu ochotników, naukowców i techników, co w tamtych dniach oznaczało dla nich niewyobrażalną wręcz izolację. Meli zbudować stację z prawdopodobnie występującej w tym układzie materii, czyli planetoid – skał i lodu, wykonywać badania naukowe i utrzymywać łączność długodystansową z Ziemią.

              Pierwsza koncepcja zakładała wykorzystanie statków-pchaczy jednorazowego użytku, będących niewiele więcej niż gwiezdnymi sondami; ludzcy pasażerowie zażądali jednak możliwości przerwania misji i powrotu, która to opcja, po rozpatrzeniu wszelkich możliwości niepowodzenia, wskutek negocjacji zmieniła się w końcu w bezwarunkową możliwość powrotu. To zaowocowało pomysłem załogowego modułu-pchacza, który miałby pozostać w układzie gwiazdy Barnarda, gdyby się okazało, że nie ma tam wystarczającej ilości surowców, by zapewnić modułowi Alfa samowystarczalność, w którym to wypadku Gaja mogłaby tam pozostać przez szereg lat. Następnie stacja zostałaby zdemontowana, a misja powróciłaby na Ziemię. Gdyby gwiazda okazała się przyjaznym miejscem na założenie stacji, Gaja pozostałaby tam tylko przez jakiś rok, do chwili, gdy moduł Stacji Alfa zacząłby w pełni funkcjonować i osiągnąłby stabilną orbitę. Potem statek wróciłby na Sol z niewielką załogą i moduł Gai zostałby przekazany drugiej misji, która po dokonaniu remontu wyruszyłaby znów z takimi towarami, jak rzadkie minerały i biomateriały, których mogło brakować na nowo założonej stacji. Ci pierwsi pionierzy uważali, że równie ważna jak zaopatrzenie była więź z ludzkością, możliwość kontaktu twarzą w twarz z inną ludzką istotą, która przebyła niewyobrażalnie pusty szmat kosmosu.

              Na Ziemi, dzięki uzyskiwanym z wyprzedzeniem wiadomościom za pośrednictwem stałego strumienia danych z Gai i Stacji Alfa, które informowały, że misja zakończyła się całkowitym sukcesem i Gaja powraca, zaczęto szkolić załogę następców i starannie przygotowywać się do misji powrotnej.

              Niestety, załoga Gai poddana działaniu efektu relatywistycznego, natrafiła na strumień informacji wskazujący na to, że na Ziemi, którą opuściła, nastąpiły daleko idące zmiany i lepiej się czuła na statku, niż w głównym nurcie ziemskiej kultury, która stała się już dla nich obca. Jej pobyt na Stacji Sol był bardzo nieprzyjemny i zakończony ponownym przejęciem Gai z zaskoczenia, co wprawiło władze stacji w duże zakłopotanie. Ostatecznie statek został odbity, zaś załodze następców kazano czekać na następny statek-pchacz.

              Pozostałe załogi innych misji podjęły takie same decyzje i uznały się za wiecznych wędrowców. Nazwały małe statki swoim domem, rodziły na pokładzie dzieci, a kiedy przybywało gwiezdnych stacji i towarzyszących im pchaczy, prosiły Ziemię jedynie o paliwo, zapasy i rozbudowę swych statków o większe przedziały i lepszy napęd – co tylko stało się dostępne od ich ostatniego dokowania.

              Stacje na orbitach tuzina gwiazd połączono regularnymi rejsami takich statków. Jednak w tych czasach izolacji, kiedy to wiadomości podróżowały zaledwie z prędkością światła, a statki jeszcze wolniej, każda stacja miała opóźnienie rzędu co najmniej czterech lub pięciu lat w stosunku do każdej innej ludzkiej siedziby, czy to statku, czy stacji. Nauczono się funkcjonować w tych dziwnych, płynnych odniesieniach czasowych, które dla większości populacji Ziemi były czymś całkowicie obcym.

              Odkrycie inteligentnego życia na planecie gwiazdy Pell, gwiazdy, którą na Ziemi zwano kiedyś Tau Ceti, nastąpiło dziesięć lat przed dotarciem tej wiadomości na Ziemię. Kontakty ludzi z Dołowcami liczyły sobie już ponad dwie dekady, gdy dokładne instrukcje z Ziemi wróciły na Pell; trwały już od dawna, gdy dotarli tam ziemscy naukowcy, długim szlakiem, który prowadził ich od stacji do stacji, wśród kultur prawie tak obcych, jak cywilizacja Dołowców.

              Podobnie jak z naszego punktu widzenia trudno jest wyobrazić sobie Ziemię w tamtych czasach, dla Ziemi było absolutnie niemożliwe zrozumienie kosmicznych podróżników, którzy odmówili opuszczenia swoich statków, oraz tych którzy, gdy przyszła na nich kolej, odkryli, że wypełnione ludźmi korytarze stacji Sol są chaotyczne i przerażające. Nawet dla mieszkańców stacji Sol było zupełnie niemożliwie zrozumienie ich ziomków z głębokiego kosmosu. Ich kultura opierała się na historii, doświadczeniu i legendach, które miały znacznie więcej wspólnego z ciężkim życiem na dalekich stacjach i sławnych statkach, niż z wydarzeniami na zielonej i chaotycznej planecie, którą znali tylko z obrazów i taśm.

              Ziemia, choć zajęta przeludnieniem i politycznymi kryzysami, w dużym stopniu spowodowanymi odwieczną rywalizacją, rozkwitała pozostając w centrum zainteresowania ludzkości. Nieoczekiwany pęd kolonistów do nowej stacji przy Pell, po którym nadeszła obfitość biomateriałów, prymitywna i przyjazna populacja tubylców, możliwa eksploatacja dostępnych na orbicie surowców, zamienił się w falę paniki. Stacje pomiędzy Ziemią a Pell zostały zamknięte, co spowodowało przerwanie szlaków handlowych Wielkiego Kręgu i chaos ekonomiczny na Ziemi i Stacji Sol.

              Ziemia zareagowała próbami regulacji z opóźnieniem dziesięcioletnim, ziemscy politycy nie potrafili sobie wyobrazić potęgi gospodarczej, jaką mogą osiągnąć pozostałe stacje, dzięki zjednoczeniu ludzi kosmosu i korzyściom, jakie niosła Pell. Skupienie populacji i odkrycie potężnych zasobów, połączone z psychologicznymi skłonnościami do eksploracji oznaczało, że polecenia z Ziemi, liczące sobie już dwadzieścia lat, pojawiły się w sytuacji zmieniającej się tak gwałtownie, że nawet miesiąc opóźnienia mógł mieć znaczenie.

              Ziemia odkryła, że jej izolacja powiększa się z powodu wewnętrznych nacisków niepewnego systemu handlowego i w akcie desperacji, spowodowanym podszeptem i słabym rozeznaniem w sytuacji w Poza, nałożyła karne cła, co doprowadziło do rozwoju przemytu i rozkwitu czarnego rynku; a to z kolei zakończyło się zanikiem handlu. Ziemia zareagowała ogłoszeniem szczególnego statusu dla niektórych statków; co znów wywołało konflikty zbrojne między statkami z Ziemi, a takimi, które nie zostały na Ziemi zbudowane i które nie były lojalne w stosunku do jej zawiłego i wciąż zmieniającego się systemu politycznego.

              Ponadto Ziemia, przekonana, że emigracja naukowców i inżynierów z Układu Słonecznego dostarcza kosmicznym kulturom najlepszych i najbardziej inteligentnych ludzi, tym samym pozbawiając ich Ziemi, zakazała emigracji, nie tylko pomiędzy Ziemią a Stacją Sol, ale nawet przemieszczania się obywateli niektórych zawodów ze stacji do stacji.

              Gaja wyruszyła w swoją ostatnią podróż na Ziemię w roku 2125, po czym opuściła ją, by nigdy nie powrócić.

              Przez kosmos przetoczyła się fala buntu i rewolucji; stacje były wyłączane i opuszczane; sondy i misje poszukiwały teraz dalekich gwiazd nie tylko z powodów ekonomicznych – ale dlatego, że było coraz więcej ludzi pragnących osiedlić się gdzieś dalej, w poszukiwaniu wolności politycznej, zanim zostaną wprowadzone restrykcje.

              Stacje Viking i Mariner powstały, gdy koloniści doszli do wniosku, iż nawet Pell jest zbyt wrażliwa na wpływy z Ziemi, a stabilna gospodarka Pell oferuje mniejszy potencjał niż wysoce zyskowna faza inwestycji w stadium początkowym.

              Przed rokiem 2201 grupa zbuntowanych naukowców i inżynierów, finansowanych z udziałów w Stacji Mariner, założyła stację na Cyteen, planecie całkowicie odmiennej od Pell. Wspaniałe dokonania jednego z łych naukowców, w połączeniu z potęgą gospodarczą nowych gałęzi przemysłu Cyteen doprowadziły do wysłania z tego świata pierwszej sondy szybszej od światła w roku 2234. To wydarzenie zmieniło skalę czasową lotów kosmicznych i na zawsze zmieniło oblicze handlu i polityki.

              Wczesne lata Cyteen charakteryzowały się nie tylko gwałtownym rozwojem i osiągnięciami nieporównywalnymi z niczym w ludzkiej historii, ale – o ironio – wskrzeszeniem na podstawie archiwów statków dawno zapomnianych technologii: silniki spalinowe, przetwarzanie grawitacyjne, wszystko to miało zapewnić duże oszczędności. Ponadto na planecie powstały nowe technologie, specyficzne dla Cyteen, na przykład tworzenie nisz ze zdatną do oddychania atmosferą w zabójczym środowisku – wszelkie te wysiłki podjęto, gdyż Cyteen stanowiła wielki biologiczny potencjał dla całej ludzkiej rasy. Nie było tam inteligentnych gatunków. Miała wprawdzie różnorodny i całkowicie obcy ekosystem – a tak naprawdę dwa ekosystemy, z powodu znacznej izolacji jej dwóch kontynentów, różniące się istotnie nie tylko od siebie, ale diametralnie od Ziemi czy Pell.

              Z biologicznego punktu widzenia był to raj. Dzięki nieobecności inteligentnego życia stanowił pierwszą nową kolebkę ludzkiej, ziemskiej cywilizacji po samej Ziemi.

              Polityka nie była jedynym czynnikiem, który spowodował Wojny Kompanii. Wpływ miał też nagły rozwój handlu międzygwiezdnego i polityki, uparte, przestarzałe strategie ziemskich agencji, które nie miały już kontaktu z rządzonymi. I lojalność garstki faworyzowanych ziemskich kapitanów-kupców, próbujących uratować dogorywające imperium handlowe ojczystego świata, który nagle został zepchnięty na peryferia ludzkiego kosmosu.

              Wysiłki te były skazane na niepowodzenie. Cyteen, która nie była już samotna w głębokim kosmosie, ale sama stała się ziemią macierzystą dla stacji Esperance, Pan-Paris i Fargone, ogłosiła niepodległość od Ziemskiej Kompanii w roku 2300. Deklaracja o secesji, oznajmiona błyskawicznie dzięki szybszemu od światła systemowi komunikacji, skłoniła Ziemię do zbudowania i wysłania armii nadświetlnych okrętów, które miały nauczyć rozumu zbuntowane stacje.

              Kupcy błyskawicznie uciekli ze szlaków położonych blisko Pell, co zmniejszyło dostępność dostaw, zaś sama Ziemia, mimo posiadania technologii podróży nadświetlnych, nie była już w stanie zaspokajać potrzeb floty znajdującej się w takiej odległości. Na przestrzeni lat flota Kompanii Ziemskiej zmalała, zajęła się piractwem i wymuszeniami, co spowodowało sprzeciw kupców – to był wielki błąd Kompanii Ziemskiej.

              Utworzenie Sojuszu Kupców na Pell powołało do życia drugą potęgę handlową w głębokim kosmosie i położyło kres podejmowanym przez Ziemię próbom narzucania woli rozproszonym koloniom.

              Niewątpliwie jeden z bardziej nieoczekiwanych skutków tej Wojny, Traktat z Pell i wynikłe z niego powiązania ekonomiczne trzech ludzkich społeczności, stanowi teraz siłę napędową nowej struktury ekonomicznej, pozostającej ponad polityką i systemami gwiezdnymi.

              Handel i wspólne interesy, ostatecznie miały większy wpływ na ludzkie sprawy, niż wszystkie wysłane okręty wojenne razem wzięte.

              ROZDZIAŁ 1

 

              1.

              Surowość krajobrazu najlepiej było widać z powietrza; szerokie prerie, nie ruszone przez człowieka, niezdobyte pustynie, surowe jak księżyce, gęstwiny sękodrzewu i wełnodrzewu sondowane tylko radarem z orbity. Ariane Emory spoglądała w dół przez okno. Teraz przebywała w przedziale pasażerskim. Jej wzrok, musiała przyznać, nie był już tak ostry, a reakcje wystarczająco szybkie dla sterowania odrzutowcem. Mogła iść do kokpitu, wyrzucić pilota z fotela i przejąć stery; to był jej samolot, jej pilot i szerokie niebo. Czasem tak robiła. Ale już nie było jak dawniej.

              Tylko kraj był taki sam – a przynajmniej w większości. Kiedy spoglądała przez okno, równie dobrze mogła patrzeć na widok sprzed wieku, kiedy ludzkość przebywała na Cyteen dopiero od kilkudziesięciu lat, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o Unii, a wieści o Wojnie docierały z opóźnieniem, zaś ziemia wyglądała dokładnie tak samo, jak wszędzie indziej.

              Dwieście lat temu pierwsi koloniści przybyli w pobliże tej niezwykłej gwiazdy, założyli stację i postawili stopę na planecie.

              Jakieś czterdzieści lat później zaczęły przybywać statki, nieliczne i często z pustymi ładowniami, by podjąć próby przebudowania swej konstrukcji i systemu na technologię nadświetlną; i czas przyspieszył, zaczął biec z nadświetlną prędkością, zmiany następowały tak prędko, że statki poruszające się z prędkością szybszą od światła, brano za statki obcej rasy – tak jednak nie było. To były statki ludzi. I wszystkie reguły gry uległy zmianie.

              Statki międzygwiezdne wysypały się jak nasiona ze strąka. Laboratoria genetyczne w Reseune hodowały ludzi tak szybko, jak tylko dało się ich wyjmować ze sztucznych macic, każde nowe pokolenie hodowało następne i pracowało w laboratoriach genetycznych nad nowymi klonami, aż było dość ludzi, jak opowiadał jej wuj, by skolonizować świat i zbudować jeszcze więcej gwiezdnych stacji: Esperance, Fargone. Każde z własnymi laboratoriami i własnym fabrykami ludzi.

              Ziemia próbowała odwołać swoje statki. Było jednak za późno. Ziemia próbowała nałożyć na kolonie podatki i rządzić w nich twardą ręką. Na to było o wiele za późno.

              Ariane Emory pamiętała Secesję, dzień, w którym Cyteen ogłosiła niepodległość własną i swoich kolonii; dzień, w którym powstała Unia i z nagła wybuchły powstania przeciwko dalekiej ojczyźnie. Miała siedemnaście lat, kiedy ze stacji nadeszły słowa:

              – Jesteśmy w stanie wojny.

              W Reseune hodowano żołnierzy zdecydowanych, skoncentrowanych i inteligentnych; och tak: wyhodowanych, doskonałych, wyszkolonych, przez dotyk i odruchy wiedzących wszystko, czego nigdy w życiu nie doświadczyli, wiedzących przede wszystkim, w jakim celu ich stworzono. Żywa broń, myśląca i dążąca do jednego celu. Ariane pomogła zaprojektować te modele.

              Czterdzieści pięć lat po Secesji wojna nadal trwała, czasem przycichała, czasem rozgrywała się tak daleko w kosmosie, że wydawała się zdarzeniem z innej historii – z wyjątkiem Reseune. Na pozostałych placówkach możliwa była hodowla żołnierzy i robotników po opracowaniu modeli w Reseune, ale tylko Reseune miała instytuty badawcze i brała udział w wojnie na swój własny, mroczny sposób, pod rządami Ariane Emory.

              Czterdzieści pięć lat z jej życia... przeżyła koniec Wojen Kompanii, podział ludzkości, wytyczenie granic. Flota Ziemskiej Kompanii zagarnęła stację Pell, ale kupcy nowo utworzonego Sojuszu odbili ją i ogłosili swoją stolicą. Sol próbowała ignorować poniżającą porażkę i obrać inny kierunek; pozostałości starej Floty Kompanii zeszły na drogę piractwa i nadal napadały na kupców, w taki sam sposób jak i dawniej, zaś Unia i Sojusz wspólnie polowały na nie. Był to zaledwie rozejm. Wojna przeszła w fazę utajoną. Toczyła się przy stołach konferencyjnych, gdzie negocjatorzy próbowali wytyczać linie, jakich nie wytyczyła biologia, i wykreślać granice w bezkresnej trójwymiarowej przestrzeni – aby zachować pokój, którego tak naprawdę przez całe życie Ariane Emory nie było.

              Wszystko to mogło się jeszcze nie wydarzyć. Mogło mieć miejsce sto lat temu, z tym wyjątkiem, że samolot był piękny i błyszczący, tak różny od połatanej maszyny, która woziła towary między Nowgorodem i Reseune; w tych czasach ludzie siedzieli na balach plastyku i pojemnikach z nasionami czy też innych rzeczach, które akurat przewożono.

              Wtedy błagała, by wolno jej było usiąść przy zabrudzonym oknie, a matka kazała jej zaciągać roletę, nawet wtedy.

              A teraz siedziała w skórzanym fotelu z drinkiem w zasięgu ręki, w przyjemnie ciepłym odrzutowcu, wspaniale utrzymanym, w grupie asystentów rozmawiających o interesach i przeglądających notatki; szum był niewiele głośniejszy od hałasu silników.

              Dziś nie dało się podróżować bez tłumu asystentów i ochroniarzy. Catlin i Florian siedzieli z tyłu, tak cicho, jak ich wyszkolono, obserwując jej plecy nawet tutaj, na wysokości 10 000 metrów i pomiędzy personelem z Reseune, z aktówkami wypełnionymi tajnymi materiałami.

              Tak bardzo się to wszystko różniło od dawnych czasów.

              Maman, mogę usiąść przy oknie?

              Była dziwolągiem, dziecko dwojga rodziców, Olgi Emory i Jamesa Camatha. To oni założyli laboratoria w Reseune i rozpoczęli proces, który ukształtował samą Unię. Wysyłali kolonistów, żołnierzy. W setkach z nich znajdowały się ich własne geny. Jej pseudo-krewni byli rozproszeni na przestrzeni wielu lat świetlnych. Ale w tych czasach dotyczyło to każdego. Za jej życia zmienił się nawet ten podstawowy paradygmat ludzkiego myślenia: rodzicielstwo biologiczne stało się trywialne. Znaczenie miała rodzina, im większa, im bardziej rozprzestrzeniona... tym bezpieczniejsza i bogatsza.

              Jej dziedzictwem było Reseune. Stąd ten samolot, nie komercyjny liniowiec. Nawet nie wynajęty samolot i nie wojskowy odrzutowiec. Kobieta z jej pozycją mogła zażądać każdej z tych rzeczy; ale mimo to wolała mechaników, którzy należeli do Gospodarstwa, pilotów, których psychowzorców mogła być pewna, ochroniarzy wyhodowanych według najlepszych modeli z Reseune.

              Myśl o mieście, podziemnych tunelach, życiu pomiędzy urzędnikami, technikami, kucharzami i robotnikami, którzy przepychali się łokciami i spieszyli ze swymi planami, żeby uzyskać kredyt... była dla niej równie przerażająca, co próżnia kosmiczna. Zarządzała światami i koloniami. Myśl o tym, żeby zamówić posiłek w restauracji, o rzeszach walczących o miejsce w metrze, czy choćby o przebywaniu na ulicy na powierzchni, gdzie kłębił się tłum i ludzie przemykali na wszystkie strony – napełniała ją irracjonalną paniką.

              Nie wiedziała, jak żyć poza Reseune. Wiedziała, jak zamówić samolot, sprawdzić plan lotów, zamówić bagaż, jej asystentów, ochroniarzy, wszystkie drobiażdżki – i uważała publiczne lotnisko za próbę nie do przejścia. Poważna wada, niewątpliwie. Ale każdy miał jakąś fobię albo dwie, a takie rzeczy były dość daleko od jej najważniejszych zmartwień. Było mało prawdopodobne, by Ariane Emory musiała stanąć twarzą w twarz z metrem w Nowgorodzie czy otwartym dokiem stacji.

              Długa chwila minęła zanim zobaczyła rzekę i pierwszą plantację. Cienka wstążka drogi, a wreszcie kopuły i wieże Nowgorodu, nagle, bardzo nagle wyrosła pod nią metropolia. Pod skrzydłami odrzutowca plantacje poszerzyły się, wieże elektronicznych ekranów i skraplacze zacieniły pola, a ruch na ziemi znacznie wzrósł.

              Barki płynęły jedna za drugą po Wołdze w stronę morza, barki i pchacze ustawiały się wzdłuż doków rzecznych za plantacjami. W Nowgorodzie było nadal dużo rzeczy surowych i przemysłowych, mimo całego blichtru nowości. Ten aspekt nie zmienił się od lat, choć nieco się zwiększył, a barki i ruch stały się zwykłym, a nie cudownym i rzadkim widokiem.

              Patrz, maman, ciężarówka.

              Błękit wełnodrzewu rozmazał się pod skrzydłem. Potem przemknął chodnik i próg pasa startowego.

              Koła dotknęły pasa delikatnie i odrzutowiec zatrzymał się, po czym skręcił w lewo w stronę terminala.

              W tym momencie Ariane Emory ogarnęła lekka panika, mimo świadomości, że nigdy nie będzie musiała zanurzyć się w zatłoczone korytarze. Czekały tam samochody. Jej personel poradzi sobie z bagażem, zabezpieczy samolot, zrobi co trzeba. To były zaledwie obrzeża miasta; przez okna samochodu można było wyglądać na zewnątrz, ale nie zaglądać do środka.

              Ci wszyscy nieznajomi. Cały ten przypadkowy i chaotyczny ruch. Patrząc z dala, uwielbiała go. Był jej własnym dziełem. Znała ruch tej masy, może nawet jej poszczególnych elementów. I z daleka, jako zbiorowości, ufała im.

              Z bliska sprawiali, że zaczynały jej się pocić ręce.

              ***

 

              Podjeżdżające samochody i bieganina spieszących się strażników przy bezpiecznym wejściu do Sali Państwa świadczyły o tym, że nie było to zwykłe przybycie senatora. Michaił Corain na balkonie, na zewnątrz Izby Rady, otoczony własnymi ochroniarzami i asystentami, zatrzymał się i spojrzał w dół na pobrzmiewające kamiennym echem dolne piętro, z fontanną, mosiężnymi poręczami wielkiej klatki schodowej i gwiaździstym herbem ze złota na szarej kamiennej ścianie.

              Imperialny splendor dla imperialnych ambicji. A główny architekt zaprojektował to wejście zgodnie z jej ambicjami. Radna z Reseune, w towarzystwie Sekretarza Nauki. Ariane Carnath-Emory z całą swoją świtą, bardzo spóźniona, gdyż Radna była diabelnie przekonana o swojej wyższości i zniżyła się do wizyty w Sali tylko dlatego, że jako Członkini Rady musiała głosować osobiście.

              Michaił Corain spojrzał i poczuł, jak serce zaczyna bić mu mocniej – a przed tym właśnie ostrzegali go lekarze. Proszę zachować spokój, powtarzali mu. Nad pewnymi rzeczami nie da się jednak zapanować.

              To znaczy jest ktoś, kto powinien – Radna z Reseune.

              Cyteen, będąc najbardziej zaludnioną częścią składową Unii (na którą składały się planety i stacje), zdołała na stałe zagarnąć aż dwa stanowiska w organach rządzących, w Radzie i Dziewiątce. Było logiczne, że jednym z nich było Biuro Obywatelskie, zajmujące się pracą, rolnictwem i małymi firmami. Nie było niczym logicznym, że elektorat naukowy, rozproszony o całe lata świetle po obszarach kontrolowanych przez Unię, mając około tuzina doskonale nadających się do pełnienia tej funkcji kandydatów, nalegał na powrót Ariane Emory na rządowe salony.

              A nawet więcej. Na stanowisko, które zajmowała od pięćdziesięciu lat, diabelne pięćdziesiąt lat, przez które rządziła firmami za pomocą łapówek i zastraszania, na Cyteen i na każdej ze stacji Unii oraz (jak głosiły nigdy nie udowodnione plotki) także w Sojuszu i na Sol. Chcesz coś załatwić? Poproś kogoś, kto może o tym szepnąć słówko Radnemu Nauki. Ile chcesz zapłacić? Co oferujesz w zamian?

              A...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin