Charlton Blake - Czaropis 01.txt

(778 KB) Pobierz
Blake Charlton
CZAROPIS
Tłumaczenie: Marek Pawelec
Prószyński i S-ka
2010
   
Jeli kto, jak ja, wierzy, że słowa sš czynami, to pisarzy musi uznawać za odpowiedzialnych za to, co robiš ich słowa.
   
 URSULA K. LE GUIN,
Tańczšc na skraju wiata:
Myli o słowach, kobietach i miejscach

PROLOG
   Gramatyczka dławiła się własnymi słowami. miertelnie.
   Były to napisane w magicznym języku długie, ostre słowa, zgniecione w małš kolczastš kulkę. Nogi się pod niš ugięły, padła na kolana.
   Przez prowadzšcy od wieży most powiał zimny jesienny wiatr.
   Stojšcy obok niej stwór ukrywał twarz pod obszernym białym kapturem.
    Już ocenzurowane?  wychrypiał.  Cóż za rozczarowanie.
   Gramatyczka walczyła o oddech. Miała głowę lekkš jak jedwab i płonšce oczy. Dobrze znany wiat stał się obcy.
   Klęczała na mocie, ponad dwiecie metrów nad murami Starhaven. Za jej plecami wieże akademii sterczały ku zimnemu, wieczornemu niebu jak kikuty olbrzymich drzew. Wieże łšczyły rozcišgnięte na różnych wysokociach, wšskie jak wstšżki mosty. Przed niš wznosiły się ciemne grzbiety Szczytów.
   Niejasno zdała sobie sprawę, że bezładna ucieczka sprowadziła jš na Walcowy Most.
   Serce jej załomotało. Z tego miejsca Walcowy Most wznosił się we wdzięcznym łuku o prawie kilometrowej długoci od Starhaven wprost do gładkiej ciany skalnej. Nie prowadził do żadnej cieżki czy jaskini, kończył się litš skałš. Był to most donikšd, nieoferujšcy żadnej szansy ratunku ani ucieczki.
   Spróbowała krzyczeć, ale zadławiła się słowami, które utknęły jej w gardle.
   Na zachodzie, nad nabrzeżnš równinš, zachodzšce słońce barwiło niebo paletš piekielnych czerwieni.
   Stwór w bieli zdegustowany pocišgnšł nosem.
    Doprawdy żałosne, co w tym stuleciu uchodzi za twórczš prozę.  Uniósł blade ramię. W jego dłoni jarzyły się dwa złote zdania.  Jeste magistra Nora Finn, dziekan Wieży Bębna  powiedział.  Nie zaprzeczaj mi ponownie i nie odrzucaj więcej mojej oferty.  Gestem posłał lnišce zdania w pier Nory.
   Nie mogła zrobić nic poza dławieniem się.
    A cóż to?  zapytał drwišco.  Wyglšda na to, że mój atak zatrzymał ci klštwę w gardle.  Przerwał i rozemiał się głono i chrapliwie.  Mógłbym cię zmusić do połknięcia własnych słów.
   Ból szarpnšł jej gardło. Spróbowała wcišgnšć powietrze.
    Ale może zmieniła zdanie?  Stwór przechylił głowę.
   Przy akompaniamencie pięciu cichych trzasków zdania rozpadły się jej w gardle i wysypały do ust. Padła na dłonie i wypluła srebrne słowa. Roztrzaskały się na bruku, a kobieta łapczywie wcišgnęła do płuc chłodne powietrze.
    Nie próbuj wałczyć  ostrzegł jš stwór.  Mogę tym tekstem ocenzurować każdy twój czar.
   Podniosła wzrok i zobaczyła, że postać trzyma złote zdanie biegnšce do jej piersi.
    Który z twoich studentów jest tym, kogo szukam?
   Potrzšsnęła głowš. Stwór się rozemiał.
    Wzięła pienišdze naszego mistrza, bawiła się dla niego w szpiega.
   Ponownie potrzšsnęła głowš.
    Chcesz czego więcej niż złoto?  Podszedł bliżej.  Mam teraz szmaragd, a tym samym prajęzyk. Mógłbym ci zdradzić pierwsze słowa Stwórcy. Uznałaby je za... zabawne.
    Niczym nie zdołasz mnie kupić  wydyszała Nora.  Z mistrzem było inaczej. On był człowiekiem.
    Naprawdę tak mylisz?  zarechotał stwór.  Że był człowiekiem?  Szarpnšł ramieniem do tyłu, napinajšc złote zdanie.
   Siła ruchu pocišgnęła Norę do przodu, rzucajšc na twarz. Ponownie poczuła ostry ból w gardle.
    Nie, ty głupia krowo  warknšł.  Twój były mistrz nie był człowiekiem!
   Co pocišgnęło Norę za włosy, zmuszajšc jš do spojrzenia na dręczyciela. Jego kaptur łopotał na wietrze.
    Którego kakografa szukam?  zapytał. Zacisnęła pięci.
    Czego od niego chcesz?
   Na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko wistem wiatru.
    Od niego?  powiedział stwór.
   Nora mimowolnie wcišgnęła powietrze.
    Nie  odpowiedziała, starajšc się nadać głosowi pozory spokoju.  Nie, powiedziałam od nich.
   Postać w pelerynie milczała.
    Spytałam  upierała się Nora  czego od nich chcesz? Nie od niego. Od nich.
   Kolejna chwila ciszy.
    Gramatycy nie mylš zaimków. Mówmy o nim.
    le mnie usłyszałe, ja...  Stwór zwolnił czar, który utrzymywał jej głowę w górze. Padła na bruk.  W snach było inaczej  wyszeptała do kamieni.
    Inaczej, bo to włanie ja ci je wysyłałem  warknšł stwór.  Twoi studenci dostanš to samo: wizje zachodu słońca widzianego z wieży mostu, sny o panoramie gór. W końcu się zaciekawiš i zacznš sprawdzać, o co w tym chodzi.
   Nora trwożliwie wypuciła powietrze. Nadszedł czas spełnienia się przepowiedni. Jak mogła być tak lepa? Jakim to groteskowym siłom służyła?
    Może mylisz, że metaczary Starhaven ochroniš twoich uczniów  powiedział stwór.  Nic z tego. Może i uniemożliwiš mi czaropisanie wewnštrz murów, ale mogę zwabić szczeniaki w lasy lub na mosty. Nie będzie to trudne teraz, gdy zaczęła się konwokacja. Jeli będzie trzeba, wykończę wszystkich twoich studentów po kolei. Możesz zapobiec tym wszystkim mierciom, wypowiadajšc jedno imię.
   Nie poruszyła się.
    Podaj mi jego imię  wysyczała postać w bieli  a pozwolę ci szybko umrzeć.
   Nora zerknęła na barierkę. Zawitał jej pewien pomysł, sšczšc się w umyle niby plama atramentu. Może się uda, jeli zadziała dostatecznie szybko.
    Nie odpowiadasz?  Stwór się cofnšł.  W takim razie będziesz konać w cierpieniu.
   Nora poczuła szarpnięcie magicznego zdania przechodzšcego przez jej pier.
    Włanie zaraziłem cię czarem rakowym. Zmusza on częć ciała czarodzieja do formowania błędnych run. W tej chwili pierwszy rak tworzy się w twoich płucach. Wkrótce zacznie rozprzestrzeniać się do mięni, zmuszajšc do formowania niebezpiecznych iloci tekstu. W cišgu godziny zacznš tobš szarpać konwulsje, będš ci przeciekać tętnice i pęknie żołšdek.
   Nora przycisnęła dłonie do zimnych kamieni mostu.
    Ale najsilniejszy z twoich kakografów przeżyje takš infekcję  zapewnił złoliwie stwór.  Tak włanie go znajdę. Przeżyje zrakowacenia, podczas gdy pozostali zginš z krzykiem. Oszczędzę ci tej męczarni, jeli mi powiesz...
   Jednak Nora nie czekała, aż skończy. Bezgłonie odepchnęła się od bruku i skoczyła przez barierkę. Przez chwilę bała się, że wokół jej kostek owinie się chmara srebrnych zdań, wcišgajšc jš z powrotem na most, jednak impet upadku zerwał złote zdanie przechodzšce przez pier... i była wolna.
   Zamknęła oczy i odkryła, że strach przed mierciš stał się czym obcym i odległym, bardziej wspomnieniem niż faktycznym uczuciem.
   Nadszedł czas spełnienia się przepowiedni. Ta wiedza przepadnie wraz z niš, ale była to cena, którš musiała zapłacić, ponieważ jej mierć utrzyma przy życiu wštły i chwiejny płomyk nadziei.
   Wcišż spadajšc, otwarła oczy. Na wschodzie szkarłatne niebo wyranie obrysowywało ciemny zarys gór. Zachodzšce słońce oblało szczyty czerwonozłotym wiatłem, dla kontrastu ukrywajšc w głębokiej czerni rosnšce niżej na zboczach lasy.

1 ROZDZIAŁ
   Nikodemus odczekał, aż biblioteka opustoszeje, zanim zasugerował popełnienie przestępstwa, które było karane wydaleniem.
    Jeli cię przeredaguję, za godzinę oboje będziemy spokojnie spać  powiedział możliwie obojętnym tonem do swojego tekstu.
   W wieku dwudziestu pięciu lat Nikodemus Weal był doć młody jak na czarodzieja, ale już trochę stary jak na praktykanta. Miał sto osiemdziesišt pięć centymetrów wzrostu i nigdy się nie garbił, a jego długie kruczoczarne włosy i oliwkowa cera mocno podkrelały zieleń oczu.
   Tekst, do którego mówił, był zwykłš gargulicš bibliotecznš  konstruktem, ożywionš istotš skomponowanš w języku magii. I jak na konstrukt Starhaven, czarem bardzo prostym.
   Bardziej zaawansowane gargulice były kombinacjami różnych zwierzšt: na przykład głowa węża na ciele wini z kończynami wyposażonymi w szpony i macki albo kły i pióra.
   Jednak ta siedzšca na stole przed Nikodemusem przybrała kształty tylko jednego zwierzęcia  dorosłego makaka. Jej szczupły kamienny tors i kończyny pokryto stylizowanymi reliefami przedstawiajšcymi futro, w nagiej twarzy z obwisłymi policzkami tkwiły oczy o znużonym spojrzeniu.
   Autor wyposażył jš w tylko jednš dodatkowš cechę  krótki ogon, z którego sterczały trzy haczykowate akapity srebrzystej prozy. Gdy Nikodemus się jej przyglšdał, podniosła trzy księgi i powiesiła je za klamry na akapitach ogona.
    Przeredagujesz mnie? W życiu  odpowiedziała i powoli wspięła się na regał.  Zresztš, zostałam napisana tak, że nie mogę zasnšć aż do witu.
    Ale mogłaby się zajšć czym ciekawszym niż ustawianie przez całš noc ksišg na pólkach  zripostował Nikodemus, wygładzajšc czarne szaty praktykanta.
    Mogłabym  rzuciła, przemieszczajšc się wzdłuż jednej z półek.
   W zgięciu lewej ręki Nikodemus trzymał duży kodeks.
    I pozwalała już praktykantom się redagować.
    Rzadko  burknęła, wspinajšc się dwie półki do góry.  I z pewnociš nigdy kakografowi.  cišgnęła księgę z ogona i wsunęła jš na półkę.
    Jeste kakografem, prawda? Samym dotykiem wprowadzasz błędy do magicznych tekstów?  Obejrzała się na niego zwężonymi kamiennymi oczami.
   Choć Nikodemus przewidział to pytanie, i tak poczuł się, jakby go kopnięto w brzuch.
    Owszem  przyznał bezbarwnym głosem.
    W takim razie to wbrew zasadom bibliotecznym.  Gargulica wspięła się na kolejnš półkę.  Konstrukty nie mogš pozwalać, by dotykali ich kakografowie. Zresztš magowie mogš cię wyrzucić za przeredagowanie mnie.
   Nikodemus wolno wypucił powietrze.
   Po obu stronach cišgnęły się rzędy regałów na księgi i stojaków na zwoje. Znajdowali się na dziesištym, ostatnim piętrze biblioteki nazywanej Stertami  kwadratowego budynku mieszczšcego wiele manuskryptów Starhaven.
   W tej chwi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin