Amber Kell - Moon Pack 17 - Questioning Quain ( CAŁOŚĆ ).pdf

(1660 KB) Pobierz
~1~
Rozdział
1
Maniakalny uśmiech zwiększył upiorność mężczyzny ściskającego nóż w prawej
ręce. Krew plamiła ostrze. Krew Quaina.
- Zobaczmy, co trzeba zrobić, żeby zmusić cię do krzyku.
Quain Ilves obudził się gwałtownie, krzyk zadławił mu gardło. Pot zrosił jego czoło
i spłynął po kręgosłupie lepką powolną rzeką. Potarł ramiona w górę i dół, próbując
zwalczyć nienaturalny chłód, który objął jego ciało.
Już mnie tam nie ma. Już mnie tam nie ma.
Powtarzał w swojej głowie, aż słowa
stworzyły nieprzenikniony mur przeciwko jego przerażającym snom.
Gdyby tylko jego koszmary nie były powtarzającymi się wspomnieniami, łatwiej
byłoby z nimi walczyć. Niedawno stały się odważniejsze, sprawiając, że jego
przebudzenie i świat wizji stapiały się razem, dopóki nie wyskakiwał w majaczące
cienie i dotyk swojego kochanka. Bez odpowiedniego snu, stał się jak narkoleptyk,
padał nieprzytomny w ciągu dnia z małym ostrzeżeniem. Nie pomagało też, że jazda
samochodem czyniła go sennym. Przez większość podróży, ten nieoczekiwany czas
wiązania się z Peterem, Quain wpadał i wybudzał się ze świadomości.
- Nic ci nie jest?
Wyrwał się ze swojego pół-oszołomienia, by napotkać zmartwione spojrzenie
Petera. Niepokój i troska w niebiesko-zielonych oczach Petera Woodsa nigdy nie
rozluźniła ciasnego węzła w piersi Quaina. Minione romantyczne interludia były zimne,
pospiesznie jednorazowe z imieniem ledwo wymienianym między nimi. Ta nowa stała
uwaga od oddanego kochanka sprawiała, że trzeba było trochę się do tego
przyzwyczaić. Zadanie, które przyjmował zarówno z radością jak i zdziwieniem.
Uwielbiał swojego słodkiego, miłego partnera – który musiał patrzeć, gdzie do
diabła jedzie.
- Patrz na drogę! – krzyknął Quain, gdy śmigali autostradą z prędkością sto dziesięć
kilometrów na godzinę. Chociaż doceniał troskę, wolał żyć.
- Przepraszam. – Peter odwrócił głowę i mocniej owinął swoje długie, piękne palce
wokół kierownicy.
~2~
Quain westchnął, kiedy wspomnienia o niesamowitych rzeczach, które Peter robił
tymi palcami, podryfowały przez jego na wpół przebudzony umysł. Potarł swoje teraz
płonące policzki.
- Nie, przepraszam. Miałem zły sen. Nie chciałem na ciebie krzyknąć. Ostatnio nie
śpię dobrze – wyznał. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, przeżywał dni swoich
tortur. W końcu wspomnienia zanikną, ale teraz jego ręce drżały i nie mógł zdobyć
więcej niż kilka godzin odpoczynku na raz. Chociaż jego fizyczne rany się uleczyły,
obrażenia emocjonalne kwitły w jego podświadomości. Jego uraz psychiczny
pozostawił blizny godne pazurów smoka na jego psyche.
- Czy mogę coś zrobić, żeby pomóc? – Głęboki, spokojny głos Petera włamał się w
torturowane myśli Quaina.
- Nie. Nic mi nie będzie. – W końcu. Jeśli najpierw nie oszaleje. Potarł nierówny
splot denimu okrywającego jego prawe kolano, bezmyślnie planując wyjazd na zakupy
jak tylko skończą ratować górskie lwy. Wyjął pełną butelkę wody ze schowka, a potem
wypił ją do połowy, jakby chciał utopić obrazy w swojej głowie, kojąc swoje płonące
gardło. Zimny płyn wytrąci go do reszty z jego oszołomienia. Między nimi zapadła
niezręczna cisza, dopóki Quain w końcu nie przebił bańki ciszy, czymś więcej niż małą
obawą.
Jego żołądek burzył się, gdy mówił słowa, które myślał, że nigdy nie powie.
- Zadzwonię do tego terapeuty, którego polecał Anthony, jak tylko wrócimy do
domu. Myślałem, że dam sobie z tym radę, ale nie potrafię.
Bolało przyznanie się do osobistej porażki. Większość swojego życia spędził na
kontrolowaniu swoich emocji, a mieszanka bólu i przerażenia, która tańczyła wokół
jego mózgu podczas snu, było poza jego zwykle niesamowitymi umiejętnościami
radzenia sobie. Wstyd spalił jego policzki. Nawet z pomocą jego rodziny przez minione
lata, Quain zawsze uważał się za spokojną wyspę w burzy swojej głośnej rodziny.
Wyspę, która poradzi sobie z horrorem i wizjami rozbijającymi się o jego brzegi. Teraz
jego delikatny ekosystem został rozbity i nie mógł znaleźć swojej poprzedniej
stabilności emocjonalnej. Może ten lekarz mógłby pomóc mu naprawić tę nową ziejącą
dziurę w jego psychice.
- Dobrze. Cieszę się, że jesteś gotowy prosić o pomoc, ale jeśli tylko potrzebujesz
porozmawiać, zawsze możesz porozmawiać ze mną. – Peter nie zadawał żadnych
dociekliwych pytań ani nie przesłuchiwał Quaina w sprawie jego problemów. Zamiast
tego, skupił się na drodze i zachował swoją ciekawość dla siebie.
~3~
Quain nigdy bardziej nie kochał Petera. Wiercił się, aż ułożył swój pas
bezpieczeństwa w bardziej zadowalającym miejscu zanim wymamrotał pytanie, na
które bał się usłyszeć szczerą odpowiedź.
- Myślisz, że jestem słaby? – Skrzywił się na łamiące się drżenie swojego głosu.
- Dlaczego miałbym tak myśleć? – Szczere zmieszanie Petera przekonało Quaina
bardziej niż jakiekolwiek słodkie słowa, jakie mógł powiedzieć Peter.
Zwróciwszy swoją uwagę na pustą drogę przed nim, wyznał swój wewnętrzny
wstyd.
- Nie mogę wydostać się z mojej niewoli.
Peter zjechał samochodem na pobocze, a potem zaciągnął hamulec postojowy.
- Dlaczego się zatrzymujemy? – Quain zawinął prawą rękę wokół uchwytu, podczas
gdy jego rozbiegane spojrzenie obliczało możliwości szybkiej ucieczki od tej rozmowy
i z samochodu. Dlaczego zaczął paplać o swoich słabościach? Nikt nie chciał
uszkodzonego partnera. Powinien był zachować złudzenie, że jest silnym i zdolnym
partnerem życiowym. Czy Peter miał już dość i postanowił pozbyć się swojego
bezużytecznego partnera?
- Ponieważ ktoś nie lubi, kiedy odrywam oczy od drogi, i myślę, że to jest
ważniejsze niż jazda. – Peter nie uśmiechnął się, ale w jego oczach tańczyło czułe
rozbawienie.
Quain prawie się uśmiechnął.
Peter odpiął pas zanim ostrożnie odwinął zaciśnięte palce Quaina wokół uchwytu.
Wziął obie ręce Quaina między swoje większe z odciskami.
- Posłuchaj mnie, mój piękny partnerze. Nic złego się z tobą nie dzieje. Jesteś
wspaniałym, słodkim mężczyzną, któremu przydarzyły się bardzo złe rzeczy. To nie
twoja wina, że zostałeś porwany, i jeśli myślisz, że lepiej będzie zawrócić i wrócić do
domu, powiedz tylko słowo, a to zrobię. Twoje potrzeby są dużo ważniejsze niż jakaś
przypadkowa grupa zmiennych i jeśli wolisz wrócić i poradzić sobie z twoim gównem,
tak właśnie zrobimy.
- A co z naszym zadaniem? – Wataha była wszystkim dla zmiennego wilka. Czy
Peter naprawdę sprzeciwiłby się im, żeby uszczęśliwić Quaina?
Seksowne usta Petera wygięły się w małym uśmiechu.
~4~
- Jesteś moim partnerem. Nic nie jest dla mnie ważniejsze. Silver to zrozumie, a
żaden Alfa nie jest wart swojego tytułu, gdyby ukarał jednego ze swojej watahy, który
rzuciłby wszystko dla swojego partnera. A teraz, zawracamy czy jedziemy naprzód?
Pocieszający płomień urósł w piersi Quaina. Nigdy wcześniej nie miał nikogo, kto
postawiłby go na pierwszym miejscu. Oczywiście, jego rodzice tak robili, w sposób, w
jaki dorośli chronią swoje potomstwo, ale nikt nie w romantycznym sensie.
Starannie dobierał swoje słowa zanim wypchnął je przez emocjonalnie ochrypłe
gardło.
- Dziękuję ci za to. Martwię się, że mnie zostawisz, gdy dowiesz się, jakim jestem
bałaganem, ale może to bardziej zależy od mojej historii złych relacji niż od
rzeczywistości. – Mruganiem powstrzymał łzy, rozmywające jego wzrok.
Peter ścisnął palce Quaina, a potem złożył pocałunek na jego czole.
- Każdy przechodzi traumę inaczej. Z tego, co mi powiedziałeś, zwykle
doświadczasz wizji, które skupione są na kimś innym. Tym razem, nie możesz tak
naprawdę zdystansować się od działań, ponieważ wiesz, że są prawdziwe i naprawdę się
wydarzyły. Przeszedłeś straszną próbę. Nie ma nic złego w szukania pomocy ze
wspomnieniami. Jesteś najsilniejszą osoba, jaką znam; nigdy w to nie wątp. Pozwól mi
być tutaj dla ciebie. Zawsze mogę zapewnić ramię do wypłakania się albo chętne ucho
do wysłuchania. Mogę nie wiedzieć jak przejść przez traumę, jaką doświadczasz, ale
mogę zaoferować pocieszenie, gdy będziesz to rozpracowywał.
Quain rzucił się w ramiona Petera, szlochając w mocnym uścisku, jaki dostał. Kto
wiedział, że słaby zapach smaru może być równie pocieszający jak miska zupy z
kurczaka?
- Mam najlepszego partnera – wyszeptał.
Niskie dudnienie zawibrowało w piersi Petera w uspokajający sposób. Wilk Petera
próbował wysłać kojące wibracje do swojego partnera.
- Mógłbym się o to spierać, ale prawdopodobnie powinniśmy wrócić na drogę
zanim gliniarze przyjadą zapytać, dlaczego nielegalnie zaparkowałem.
Z jego piersi wyrwał się bulgoczący śmiech, gdy wysunął się z pocieszających
ramiona Petera. Przesunąwszy dłonie po jego policzkach, posłał Peterowi załzawiony
uśmiech.
- Dzięki.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin