Campbell Alan - Kodeks Deepgate 03 Bóg Zegarów.txt

(600 KB) Pobierz
Alan Campbell
BÓG ZEGARÓW
Kodeks Deepgate: Tom III
Przełożyła Anna Reszka
WYDAWNICTWO MAG
WARSZAWA 2009

Tytuł oryginału:
God of Clocks
Copyright © 2009 by Alan Campbell
Copyright for the Polish translation
© 2009 by Wydawnictwo MAG
Redakcja:
Urszula Okrzeja
Korekta:
Magdalena Górnicka
Ilustracja i opracowanie graficzne okładki:
Jarek Krawczyk
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-7480-145-4
Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
www.mag.com.pl
Wyłączny dystrybutor:
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
tel. (22) 721-30-00
www.olesiejuk.pl
Druk i oprawa:
drukarnia@dd-w.pl
Moim braciom Neilowi i Aleksowi
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję Simonowi, Peterowi, Juliet i Davidowi.
Chłopcu zadano zagadkę i obiecano mu, że jeśli znajdzie odpowiedź, zrozumie tajemnicę wszechświata i w ten sposób pozna boga. Zagadka brzmiała tak:
„Mężczyzna i jego nowa żona odeszli razem od ołtarza, przemierzyli nawę, trzymając się za ręce, i dotarli do drzwi kościoła w tej samej chwili. Które z nich przebyło większy dystans w czasie tego krótkiego marszu?”.
„Zapiski uciętej ręki Poloniusza”. 
Kodeks Deepgate, rozdz. 339
Kiedy umierałem na polu bitwy, obsiadły mnie kleszcze. Zostało we mnie jeszcze tyle życia, że oderwałem ich małe napęczniałe odwłoki, głowy jednak zostały w środku. Przeżyłem, ale rany zagoiły się nad tymi łepkami i teraz są one częścią mnie na zawsze, czymś w rodzaju kanapek dla duszy.
„Opowieść Toma Grangera”. 
Kodeks Deepgate, rozdz. 88322
Spis treści:
PODZIĘKOWANIA	4
PROLOG: PRZYGOTOWANIA DO UCZTY	7
ROZDZIAŁ 1: TRZY GODZINY WCZEŚNIEJ	14
ROZDZIAŁ 2: ZSTĄPIENIE DO PIEKŁA	22
ROZDZIAŁ 3: BRAMA	37
ROZDZIAŁ 4: DRWALE	56
ROZDZIAŁ 5: KSIĘŻNICZKA	79
ROZDZIAŁ 6: RZEKA PRZEGRANYCH	102
ROZDZIAŁ 7: POD PIEKŁEM	123
ROZDZIAŁ 8: BURNTWATER	140
ROZDZIAŁ 9: ZAMEK BOGA ZEGARÓW	174
ROZDZIAŁ 10: ZMIANA PLANU	201
ROZDZIAŁ 11: CARNIVAL I MENOA	226
ROZDZIAŁ 12: SOMBRECUR	259
EPILOG	289

PROLOG
PRZYGOTOWANIA DO UCZTY
W mrocznym sercu wielkiego drewnianego statku Cospinola gotowano półboginię. Wcześniej młotami połamano jej skrzydła i nogi, by zmieściły się w żelaznym kotle - wiedźmowej kuli wzmocnionej w taki sposób, żeby wytrzymała duże ciśnienie pary. Postawiono ją na piecu, ściśniętą potężnym imadłem. Przez otwór w powłoce z metalowych płyt doprowadzono ołowianą rurą karbol. Drugim przewodem dusza półbogini spływała do szklanego kondensatora.
Przez pięćdziesiąt dni niewolnicy dorzucali do pieca i pompowali wodę, a nad nimi majaczyły czerwone cienie niczym w jakimś piekielnym przedstawieniu lalkowym. Deski za przewodem kominowym poczerniały od wieków żaru. Para buchająca z zaworów osiadała na smołowanych grodziach, ale robotnicy nie pocili się ani nie skarżyli. Widać było, że nie pierwszy raz wykonują takie zadanie. Pracowali sprawnie i w milczeniu. Wokół nich cały Rotsward kołysał się gwałtownie i dygotał. Desperacka ucieczka jego kapitana na zachód mocno nadwerężała wszystkie spawy.
Niewolnicy obserwowali, jak połyskujący płyn zbiera się w kolbie kondensatora niczym koloid gwiezdnego światła, pełznie w górę po szkle i spada z powrotem na dno w kaskadzie wściekłych błysków. Ciecz szeptała głosami nabrzmiałymi szaleństwem. Gdy tylko kula zaczynała drżeć albo huczeć, robotnicy sprawdzali szczęki imadła. Poprzedniego dnia przynieśli młoty i, choć była to słaba broń, położyli je w miejscu, gdzie łatwo mogli po nie sięgnąć w pośpiechu. Dorzucili do pieca więcej koksu i podsycili ogień miechami. Łomot stał się głośniejszy. To Carnival miotała się w swoim więzieniu, kopiąc od wewnątrz w jego ściany.
Chłopiec z hakami zamiast palców obserwował proces duszenia z niskiego korytarza technicznego biegnącego nad sufitem kajuty. W półmroku słabo rysowała się jego mała czerwona twarz. Dlaczego półbogini jeszcze nie umarła? Nigdy nie widział, żeby niewolnicy Cospinola tak długo grzebali się z gotowaniem. Dopiero kiedy wycieknie z niej bąbelkami całe światło, wyleją wodę z kuli i pozwolą mu napełnić czajnik. Na cały jego dobytek składało się sześć rzeczy, a czarne blaszane naczynie było jedyną z nich, której nie ukradł. Teraz popatrzył na nie oskarżycielskim wzrokiem. Nadal pozostawało żałośnie puste.
Jeszcze przez jakiś czas obserwował, co się dzieje na dole, a potem wydrapał kolejną kreskę na belce stropowej, łącząc cztery krótkie pionowe nacięcia długim poprzecznym. Następnie odwrócił się i zaczął czołgać w stronę, z której przyszedł.
Dym z miasta płonącego w dole wdzierał się do wnętrza zniszczonego drewnianego kadłuba. Prądy powietrza bezlitośnie miotały statkiem. Rotsward kolebał się i trzeszczał, jakby wkrótce miał się rozpaść. Chłopiec zanucił fragment marszu bojowego, który kiedyś usłyszał. Powtarzał wciąż te same nuty, żeby zagłuszyć inne przerażające dźwięki. Rękawem wytarł załzawione oczy. Jego koszula śmierdziała morską wodą.
Pełznąc dalej przed siebie w głąb labiryntu brudnych przewodów i korytarzy, usłyszał głosy dobiegające z rufy: gniewny boga morza i mgły, i drugi, należący do kobiety o obcym, miękkim akcencie. Pokonał kolejny zakręt i znalazł miejsce, skąd mógł spojrzeć w dół przez jedną z wielu dziur w podłodze.
- ...Asasynka wszystko widziała - mówił Cospinol. - Coreollis jest zrównane z ziemią, pałac Rysa obrócony w popiół przez jakiś nieznany kataklizm. Moi bracia nie żyją czy po prostu coś knują? - Chodził wzdłuż rzędu okien znajdujących się w drugim końcu kajuty. Jego zbroja z krabich skorup chrzęściła przy każdym kroku. Pasma prostych włosów koloru guana opadały wokół szlachetnej twarzy i sięgały wgłębienia między skrzydłami. Za oknami było widać tylko mgłę i niewyraźne zarysy szubienic Rotswarda. - Wszyscy ludzie Rysa zginęli albo uciekli. Wyrzutkowie Pollacka również. Wojna się skończyła, kiedy król Menoa rzucił do walki swoich arkonitów.
- Wojna jeszcze się nie skończyła, lordzie Cospinolu - rozległ się kobiecy głos. - Miej trochę wiary w opatrzność.
Chłopiec przesunął się nad otworem, żeby zobaczyć mówiącą. Bezpośrednio pod jego kryjówką siedziała kobieta w szarej szacie z kapturem i czerwonych rękawiczkach. Tuliła do piersi małego psa. Ale kiedy chłopiec przyjrzał się uważniej, zobaczył, że to wcale nie są rękawiczki: nieznajoma miała szklane łuski zamiast skóry.
Mesmerycka wiedźma?
Cospinol się zatrzymał. Na jego twarzy malowało się napięcie i uraza, jakby słowa rozmówczyni zadały cios jego dumie.
- Jaką opatrzność? - warknął. - Chodzi o moją matkę Ayen? A może masz na myśli moich nieobecnych braci? Naprawdę zaginęli czy coś knują? Zresztą to bez znaczenia. Mirith jest szaleńcem, tchórzem i nie ma pojęcia o wojowaniu. Rys, Hafe i Sabor mieli pewne umiejętności na polu bitwy, ale wszyscy przebywali w bastionie Rysa, kiedy ten padł. Prawdopodobnie ich dusze są teraz w Piekle. A Hasp jest dla nas bezużyteczny. - Odwrócił wzrok od kobiety. - Bez obrazy, Hasp.
Ze swojego miejsca chłopiec nie widział trzeciej osoby przebywającej w kajucie, ale usłyszał burkliwą, gwałtowną odpowiedź:
- Bardzo dobrze znam swoją wartość dla ciebie, Cospinolu. 
Kobieta również popatrzyła na niewidocznego rozmówcę, a następnie wróciła spojrzeniem do starego boga morza i powiedziała:
- Twoją własną opatrzność, lordzie Cospinolu. Musisz odzyskać kontrolę nad sytuacją. Wielu ludzi północy Rysa uciekło z pola bitwy w Larnaig. Wojska Hafe'a są teraz pozbawione dowódcy, a poza tym jest jeszcze milicja. Dziesięć tysięcy ludzi, uzbrojonych i gotowych do walki.
Cospinol wyrzucił w górę ręce.
- Jakiej walki? Arkonitów Menoi nie można zabić. Przekonaliśmy się o tym w Skirl.
- Jeśli ty ich nie zwerbujesz, panie, z pewnością zrobi to Menoa. Bóg prychnął.
- Menoa po prostu ich rozpuści albo zabije.
- Nie jest aż takim głupcem. Zniknięcie Rysa pozbawiło tych wojowników dowódcy, celu i dochodów. Jak teraz wykarmią rodziny?
- Naprawdę myślisz, panie, że ci żołnierze okażą się zdrajcami i będą walczyć dla swojego zaprzysięgłego wroga?
- Tak, chyba że będą woleli umrzeć z głodu. - Kobieta postawiła swojego pupila na podłodze. Psiak nasiusiał i obwąchał kałużę. - Menoa posługuje się kłamstwem i perswazją. W Piekle wykorzystywał zmarłych do swoich celów i zrobi to samo w tym świecie. Lordzie Cospinolu, jeśli sam nie zwerbujesz tych ludzi, arkonitów wkrótce wesprze liczna piechota. Nie potrzeba nam więcej wrogów.
Bóg morza pokręcił głową.
- Jak mam utrzymać armię? Pożrą zapasy Rotswarda jak plaga wołków zbożowych, opróżnią moje kufry ze złotem. A kiedy zabraknie nam jedzenia i pieniędzy, przyjdą po perły dusz, zapamiętajcie moje słowa. - Parsknął gorzkim śmiechem. - Ale muszę zatrudnić tych bezużytecznych ludzi, żeby nie wykorzystano ich przeciwko mnie. Legiony kombatantów, którzy nie są w stanie zagrozić moim prawdziwym wrogom.
- Nie mogą walczyć z arkonitami Menoi, ale są zdatni do walki.
- Z kim?! - wykrzyknął bóg.
Pies zawarczał i trącił nosem nogę swojej pani. Kobieta znowu wzięła go na ręce.
- Ponieważ jesteśmy pokonani, źle wyposażeni i uciekamy, żeby ratować życie, proponuję, żebyśmy podjęli walkę z nowym wrogiem.
Cospinol tylko na nią popatrzył. Z głębi kabiny dobiegł gromki śmiech. Chłopiec nie widział trzeciego rozmówcy, ale usłyszał głęboki głos:
- Chyba rozumiem, do czego zmierzasz. Och, Mino, proponujesz nam cel, który wstrząśnie historią!
Dyskusja trwała dalej, ale chłopiec stracił zainteresowanie. Przez chwilę obserwował żuka pełznącego po ciemnej drewnianej podłodze korytarza. Otoczył go stalowymi palcami, chwytając w pułapkę.
Żuk zaczął badać więzienie, poruszając czułkami i pajęczymi odnóżami. W końcu chłopiec wziął go w garść, wsadził do ust i zjadł. Potem zaczął wydrapywać labirynt na ścianie korytarza. Kiedy tym zajęciem również się znudził, popełzł dalej w j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin