Caine Rachel - Stillhouse Lake 02 Mój ojciec jest mordercą.pdf

(1716 KB) Pobierz
Rozdział pierwszy
Gwen
Dwunastej nocy po tym, jak mój były mąż uciekł z więzienia, leżę
w łóżku. Nie śpię. Obserwuję grę światła i cieni na zasłonach. Leżę
na wąskim, składanym łóżku polowym i czuję każde ukłucie
wystającej z cienkiego materaca sprężyny. Moje dzieci, Lanny
i Connor, zajmują dwa normalnej wielkości łóżka w tym
umiarkowanym cenowo pokoju motelowym. Średni przedział
cenowy to obecnie najlepsze, na co mnie stać.
Telefon jest nowy. Kolejna jednorazówka z nowym numerem.
Tylko pięć osób ma ten numer, a dwie z nich śpią ze mną w tym
samym pokoju.
Nie mogę ufać nikomu spoza tego malejącego kręgu. Myślę
wyłącznie o duchu mężczyzny, który idzie pod osłoną nocy – idzie,
nie biegnie, bo nie wierzę, żeby Melvin Royal uciekał, choć poluje
na niego połowa policji w kraju – i o tym, że chce mnie dopaść.
Dopaść nas.
Mój były mąż to potwór, a mnie się wydawało, że tkwi bezpiecznie
w zamknięciu, czekając na egzekucję… Nawet zza krat udało mu
się prowadzić kampanię terroru przeciwko mnie i moim dzieciom.
Owszem, miał pomoc, zarówno w więzieniu, jak i poza nim, a to,
jak daleki miała ona zasięg, ciągle pozostaje niewiadomą, ale miał
też plan. Dzięki doskonale ukierunkowanym groźbom i strachowi
doprowadził mnie do miejsca, w którym chciał, abym się znalazła:
do pułapki, z której udało się nam wyjść cało, ale tylko cudem.
Melvin Royal prześladuje mnie w chwilowej ciemności, która
pojawia się, gdy zamykam oczy.
Mrugnięcie,
i jest na ulicy.
Mrugnięcie,
wchodzi po schodach motelu na otwarty korytarz
drugiego piętra.
Mrugnięcie,
stoi pod drzwiami. Nasłuchuje.
Buczenie wiadomości pojawiającej się na moim telefonie sprawia,
że wzdragam się tak mocno, że aż boli. Chwytam za telefon, gdy
włącza się kaloryfer. Jest głośny, ale skuteczny, a ciepło rozchodzi
się po pokoju powolną, przyjemną falą. Cieszy mnie to. Koce na
składanym łóżku zdecydowanie nie wystarczą.
Mrugam zmęczonymi oczami i przysuwam telefon do twarzy.
„Numer zablokowany” – odczytuję. Wyłączam aparat i wsuwam
pod poduszkę, próbując przekonać samą sobie, że już mogę zasnąć.
Wiem, że to nieprawda. Wiem, kto do mnie pisze. A podwójne
zamki w drzwiach pokoju motelowego to stanowczo za mało.
Minęło dwanaście dni od chwili, w której uratowałam swoje dzieci
przed potworem. Jestem wyczerpana, obolała i nękają mnie bóle
głowy. Przybita, zmęczona, niespokojna i przede wszystkim –
przede wszystkim
– wściekła. Muszę taka pozostać. Ta wściekłość
utrzyma nas wszystkich przy życiu.
„Jak śmiesz”, mówię w myślach do telefonu pod poduszką. „Jak,
kurwa, śmiesz”.
Gdy udaje mi się podsycić gniew do niemal bolesnego punktu
wrzenia, wkładam rękę pod poduszkę i ponownie wyciągam telefon.
Gniew jest moją tarczą. Gniew jest moją bronią. Klikam
w wiadomość, spodziewając się zawartości.
Jestem w błędzie. Wiadomość nie jest od mojego byłego męża. Jej
treść brzmi: TERAZ JUŻ NIGDZIE NIE JESTEŚ BEZPIECZNA,
a na końcu znajduje się dobrze mi znany symbol: Å.
Absalom.
Szok rozprasza moją wściekłość, wysyłając gorące, podobne do
prądu fale do klatki piersiowej i ramion, zupełnie jakby to telefon
się na mnie rzucił. Mój mąż miał pomoc – pomoc w manipulowaniu
nami, w porwaniu moich dzieci – i to Absalom mu ją zapewnił…
Genialny haker, który wmanewrował mnie w pułapkę
zaplanowaną przez Melvina. Miałam nadzieję, że wraz z końcem
tej intrygi Absalom nie będzie miał powodów, aby dalej nam grozić.
Powinnam była wiedzieć, że tak nie będzie.
Na chwilę całe moje ciało ścina fala czystego, instynktownego
strachu, zupełnie jakby nagle okazało się, że wszystkie obawy
z dzieciństwa przed duchami były uzasadnione, po czym biorę
głęboki, powolny oddech i staram się zastanowić nad
nieprawdopodobieństwem poradzenia sobie z tym wszystkim… po
raz drugi. Nie jestem winna niczego prócz próby obronienia się
przed człowiekiem, który chciał mnie zabić, a który w miarę
upływu lat zaskarbił sobie moje zaufanie i stopniowo doprowadził
mnie do miejsca przeznaczonego na moją egzekucję.
Jednak to nie sprawia, że wiadomość na ekranie telefonu znika.
Absalom wysłał za nami kogoś innego. Ta myśl krąży po moim
ciele jak błyskawica, sprawia, że zasycha mi w ustach, a wszystkie
nerwy stają w ogniu, bo wydaje się prawdziwa. Coś nie dawało mi
spokoju przez te długie dni, w trakcie których ukrywaliśmy się
i szukaliśmy bezpiecznego miejsca… Przeczucie, że nadal jesteśmy
obserwowani. Przypisałam je swojej paranoi.
A co, jeśli się myliłam?
Usiłuję wstać po cichu, ale składane łóżko skrzypi, a po chwili
słyszę jak Lanny, moja córka, szepcze:
– Mamo?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin