Stalag XIa Altengrabow - Franciszek Dończyk.rtf

(1109 KB) Pobierz

FRANCISZEK DOŃCZYK

STALAG XI A

ALTENGRABOW

PRZEDMOWA

Przez prawie cały okres międzywojenny mieszkałem i pra­cowałem w. Chojnicach. Naczelnym redaktorem wychodzącego tam „Dziennika Pomorskiego" był przez szereg lat znany i ce­niony, niedawno zmarły w Gdańsku poeta koszubski Franci­szek Sedzicki. Do niego skierowałem pewnego dnia swe kroki. Dowiedziałem się bowiem, że poszukiwał on tzw. rodzimych talentów i godnym poparcia umożliwiał start na łamach gazety. Sedzicki zachęcał do opisywania tego, co się działo w mieście i okolicy. Głosił przy tym znaną prawdę, że najbardziej wiernie opisać zwyczaje, tradycje i wszelkie wydarzenia danego regio­nu czy środowiska może jedynie człowiek żyjący jego codzien­nymi problemami Szukał on ludzi, którzy by mu pomagali utrwalać regionalne obyczaje, co było jego wielką pasją. Ośmie­liłem się więc pójść do redakcji. Miałem bowiem na wszystko oczy otwarte i wiele rzeczy mnie ciekawiło. Już przy naszej pierwszej rozmowie rozpoznałem w tym pisarzu człowieka o gołębim sercu. To się widzi i czuje, zwłaszcza kiedy się ma 18 lat i myśl napełnioną młodzieńczymi wzlotami... Redaktor Sedzicki był bezpośredni, szczery i otwarty. Jemu zawdzięczam moje pierwsze zetknięcie się z prasą i druk znanych tam fran-tówek. Pamiętam jak dziś, że rumieniłem się po same usizy po ukazaniu się każdego numeru gazety z moim „utworem". Rzeczy te, według mego dzisiejszego mniemania, były raczej wątpliwej wartości, chociaż, zapewne przez skromność, redak­tor Sedzicki mi tych faktów nie objawiał. Ale uczył on mnie, jak pisać, żeby czytelnicy z zainteresowaniem czytali. Pisałem więc prostym, i zrozumiałym dla każdego językiem, ośmiesza­jąc w satyrycznej formie ówczesne lokalne nieporządki, z czego czytelnicy mieli uciechę. Podpisywałem się różnymi pseudoni­mami, jak np. Wojtek Gwizdała i Jan Borowiak. Pisania wier­szyków wnet zaniechałem i spróbowałem pisać wiadomości kronikarsko-reporterskie, co mi się niekiedy nawet udawało.

W tym czasie powołano mnie jako rekruta do wojska. Moją jednostką był utworzony w miesiąc po przewrocie majowym, 24 czerwca 1926 r., samodzielny 1 Batalion Strzelców. Zajmo­wał on koszary po dawnym 66 Kaszubskim Pułku Piechoty. Rok później pojechaliśmy transportem kolejowym na wielkie manewry w okolice Białegostoku. Był to okres, kiedy w kraju zdarzały się wypadki handlu żywym towarem. Z manewrów tych wróciłem do garnizonu jako świeżo upieczony kapral. Sto­pień ten otrzymałem za jakiś brawurowy — jak mówiła po­chwała w rozkazie dywizyjnym — wypad z patrolem łączności. Fakt ten zadecydował o moim poświęceniu się zawodowej służ­bie wojskowej.

W Białymstoku napisałem też szkic umoralniającej, sensa­cyjnej opowieści na temat wyżej wzmiankowanego handlu. Opowieść miała tytuł Kodtdeła. Pracowałem nad nią parę mie­sięcy. Szło mi trudno. Pomysł wydawał mi się dobry, lecz wy­konanie przekraczało moje wyobrażenia. W końcu uporałem się z tą pracą. Nie pamiętam już, jak ten tytuł ulągł się w moim mózgu, w każdym razie stanowił on podpis szefa szajki pod szyfrowanym telegramem i znaczył: „Przyjeżdżać natychmiast, kobiet dużo, lekkomyślne, ładne". Akcja toczyła się w Białym­stoku i w młodym wówczas porcie gdyńskim. Wydawcy „Dzien­nika", Juliuszowi Schreiberowi, rzecz się bardzo podobała, przeczuwał bowiem, że zwiększy ona nakład gazety i jej po-czytność wśród abonentów. I miał nosa. Czytelnicy, zwłaszcza na Kaszubach, czytali te sensacje z dużym zainteresowaniem. Zarobiłem na tej opowieści 800 złotych, a był rok 1930. Opo­wieść była drukowana dwa razy w tygodniu, łącznie w 60 od­cinkach, oczywiście ku utrapieniu kapelana garnizonu, nieży­jącego już dziś księdza kanonika Makowskiego. Kanonik był

moim zwierzchnikiem z racji pełnienia przeze mnie funkcji spo­łecznej w Polskim Białym Krzyżu. Być może, że reprymenda podziałała hamująco na moje ówczesne pisarskie zapędy. Dru­kowałem potem artykuły o tematyce sportowej (będąc sekre­tarzem WKS), przeważnie w prasie wojskowej.

Tak upływały lata i nadszedł Wrzesień. Poszedłem jak tylu innych na wojnę, a następnie wśród olbrzymiej masy 600 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego jako jeniec do niemieckiego obozu. Lata niewoli były dla mnie bardzo urozmaicone. Zdoby­łem wiele doświadczenia życiowego, poznałem wielu ludzi i wiele ludzkiej krzywdy. Okres niewoli pokazał mi, że wojna to po­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin