o-biednym-bogatym-i-panu-jezusie.pdf

(311 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie ak tysiące innych, est dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach pro ektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dac ę Nowoczesna Polska.
JOANNA PAPUZIŃSKA
O biednym, bogatym i Panu Jezusie
    
O biednym, bogatym i Panu
Jezusie
   
W pewne wiosce żył sobie człowiek ubogi. Niewiele miał ziemi, ale za to aż sześcioro
dzieci. Jak tu wyżywić całą gromadę? Ponieważ nie starczało mu tego, co dawała ziemia,
na ął się eszcze dodatkowo do młynarza: nosił worki z ziarnem, mąką i kaszą, sprzątał we
młynie.
Młynarz mu za to nie płacił, ale pozwalał zabierać co wieczór resztki z pracy mły-
narskie . A to trochę mąki rozsypane , a to otręby, które zostawały z przemiału, a to
kaszy woreczek. O ciec przynosił to wszystko do domu, a żona szykowała dla dzieci po-
siłek: czasem kluski zagniotła, czasem krupniku nagotowała, a czasem piekła otrębowe
placuszki na kuchenne blasze, co dzieci bardzo lubiły.
A zawsze matka wiedziała, ak edzenie przyprawić smacznie, akich ziół nazbierać
w polu albo agód czy malin w lesie. A znała matka eszcze inne przyprawy: potrafi-
ła okrasić dzień uśmiechem, piosenką, żartem zgrabnym albo zagadką, nad którą starsi
z rodzeństwa łamali sobie nieraz głowę przez pół dnia.
Toteż dzieci, choć żadnych ykasów-ananasów nie znały, nie cierpiały też głodu, rosły
zdrowe i wesołe.
Lecz któregoś dnia młynarz wezwał do siebie biedaka i tak mu mówi:
— Za dużo ty mnie kosztu esz, ty i two e dzieci! Tyle uż na ciebie wydałem, że teraz
cała two a gospodarka i dom prze dzie na mnie, a ty musisz się stąd zabierać!
— Jak to? — zakrzyknął biedak.
— A no tak to — rzecze młynarz. — Dość mam uż karmienia ciebie i twoich
dzieciaków! Nie będę wiecznie na ciebie pracował! Masz u mnie dług wielki i albo zaraz
go zwracasz, albo gospodarstwo est mo e!
— Ale przecież pracu ę u ciebie… — mówi przerażony biedak.
— Nic two a praca niewarta, a za dużo mi co dzień zabierasz! Zadłużyłeś się i nadszedł
czas zapłaty! Musisz mi gospodarstwo oddać — mówi młynarz.
— A gdzie a się mam podziać z całą rodziną?
— A to uż mnie nic nie obchodzi. Two e dzieciaki, two e zmartwienie.
— No, zlitu się, da mi eszcze trochę czasu, choćby z pół roku, to eszcze może
gdzieś coś zarobię i dług ci oddam, nie wyrzuca mnie tak zaraz.
— No, niech ci będzie — mówi młynarz — pół roku eszcze poczekam, ale za pół
roku uż ma cię tu nie być.
Wrócił biedak do domu i o wszystkim żonie powiedział. Zmartwiła się żona, ale
dzieciom nic nie mówi, a męża tak pociesza:
— Jakoś może przeży emy, może Bóg nam dopomoże, albo co. Idź na razie do lasu,
drew na ogień przynieś.
Poszedł biedak do lasu, nazbierać chrustu i drewna. A tam kapliczka była z Jezusem
Frasobliwym. Padł na kolana przed Jezusem i swo e żale przed nim wypłakał.
— Nie zamartwia się — mówi Pan Jezus. — Za rzę do ciebie. Wraca do domu.
A matka też się zamartwia, co da eść dzieciom, skoro nic w komorze nie ma. Ale
akąś bieda-zupkę uwarzyła ze szczawiu i pokrzywy młode , resztką mąki zaprawiła i cóż,
co ma być, to będzie, myśli sobie.
Nagle człapanie akieś słyszy i widzi, idzie dziadowina stary, ubogi i obdarty.
— Gospodyni — zwraca się do nie . — Da mi choć kromkę chleba! Nic dziś eszcze
nie adłem, a tu długa droga przede mną.
— Nie mam chleba, dziadku miły — mówi matka. — Ale nagotowałam takie bieda-
-zupki dla dzieci, to chętnie cię poczęstu ę, eśli nie wzgardzisz.
— O, nie wzgardzę, nie wzgardzę, bo głód mnie ściska… — odrzekł dziadek, więc
matka nalała mu miskę zupy, a dziadek przysiadł na progu i pod ada. Z adł, podziękował,
Pana Boga pochwalił i pokuśtykał w dalszą drogę.
A tymczasem biedak z wiązką chrustu do domu wraca i woła:
— He , żono kochana! Chrust przyniosłem, pomodliłem się pod świętą figurą i zaraz
mi się poszczęściło, bo dwa wielkie prawdziwki znalazłem.
— A a, mężu drogi, bieda-zupkę ugotowałam. Jakiś dziadek stary tu przyszedł, to
mu trochę dałam, bo głodny był, ale eszcze i dla nas starczy.
— No, i dobrześ zrobiła — mówi mąż.
Wchodzi biedak do chaty, patrzy, drzwi do komory otwarte. Zagląda, a tu dziwy!
Komora rano była całkiem pusta, a teraz cudownym sposobem est wypełniona: worki
i z mąką, i z kaszą, połcie słoniny, kiełbasy wianki i eszcze dwa akieś worki inne. Zagląda
do nich — a tam pieniądze pobrzęku ą!
— Żono, żono, chodźże tu! — woła prze ęty. — Skąd to wszystko? Kto tu był?
— Tylko ten dziadek, mówiłam ci! Ale to na pewno sam Pan Jezus przyszedł pod
ego postacią i on nam tak dopomógł!
— Dzięki ci za to, Panie Jezu! Teraz będę mógł młynarzowi dług zwrócić.
Odsypał biedak pół worka pieniędzy i do młynarza poszedł. Młynarz bardzo się zdziwił,
ale pieniądze wziął i wypytu e:
— Cóż to się stało, żeś się tak nagle wzbogacił?
Biedak opowiedział mu, ak to modlił się przed kapliczką, ak odwiedził go dziadek
stary i co z tego wynikło.
Aha, pomyślał chytry młynarz, to i a tak zrobię. Jeśli on, biedak, za nędzną miskę
zupy tyle dostał, to a dziadka o wiele lepie ugoszczę i eszcze więce dostanę.
Poszedł więc do kapliczki, uklęknął przed Jezusem asobliwym i opowiada mu o swo-
e biedzie.
— Wraca do domu — powiedział mu Jezus. — Ja tam przy dę do ciebie.
Wrócił młynarz do siebie i wielką ucztę przygotował. Stół aż się ugina pod różnymi
daniami: pachną kiełbasy i boczek pieczony, i żeberka, pieczywo na lepsze — długo by
wyliczać. A młynarz siadł przy stole i na dziadka czeka.
Wygląda oknem, bo mu się wydało, że ktoś przed domem chodzi, ale nie, to tylko
akiś dzieciak w łachmanach do drzwi stuka.
— Gospodarzu — prosi — da cie choć kawałek te kiełbaski, co tak ładnie pachnie.
Od wczora nic nie adłem…
— Jeszcze by tego brakowało, żebym a tu akichś szczeniaków karmił! Ja na lepszego
gościa czekam! Wynoś się stąd, bo psem poszczu ę!
— Ale panie gospodarzu — prosi chłopiec — deszcz taki le e, może mógłbym chociaż
pod waszym dachem przeczekać, bo całkiem przemokłem…
— A dużo mnie to obchodzi! Wynoś mi się zaraz, mówię! — krzyczy młynarz.
No i chłopiec odszedł, ale, zdaniem młynarza, zbyt powoli, więc psa złego za nim
wypuścił i ten pies zdążył eszcze przed furtką za nogę dzieciaka chapsnąć.
Siedzi młynarz i czeka na swo ego gościa, palcami o stół bębni z niecierpliwości. A tu
myszka mała ze szparki wylazła, podeszła blisko i czarnymi oczkami na niego patrzy.
— Głodna estem, młynarzu, rzuć mi chociaż okruszek mały — prosi.
Młynarz, wściekły, złapał ciężką chochlę ze stołu i w myszkę cisnął. Ale nie trafił,
a myszka — smyrg! — do norki się schowała.
Czeka młynarz dale na swego gościa. Aż stracił cierpliwość i przed młyn wyszedł,
wygląda, czy nie nadchodzi. Gościa nie widać, ale wróbelek mały pod nogi mu podunął
i ćwierka:
— Gospodarzu… rzuć mi choć parę ziarnek! Głodny estem, a i pisklęta mo e w gniazd-
ku czeka ą na pożywienie!
— Czego tu! — wrzasnął młynarz wściekle, aż wróbelek skrzydełkami furknął i wzbił
się w górę. — Darmoz adzie ty eden! Kto ci w ogóle pozwolił bez pytania pod moim
  
O biednym, bogatym i Panu Jezusie
dachem gniazdo zakładać i komornego nie płacić? To mó młyn, mó dom i zaraz cię stąd
wyrzucę!
Złapał młynarz wielkie grabie do grabienia siana i zamachnął się, żeby gniazdo wró-
blowe strącić. Ale potknął się o kamień, upadł, kolano potłukł. A gniazdka nie dosięgnął.
Wstał, roze rzał się dokoła, czy ważny gość nie nadchodzi. Nikogo nie zobaczył.
„O — pomyślał sobie. — Coś mnie chyba Pan Jezus oszukał. Pó dę i powiem mu to
w oczy”.
Poszedł do lasu, do kapliczki i z daleka uż woła:
— Oszukałeś mnie, Panie Jezu! Ja na ciebie z tym edzeniem czekałem, a tyś nie
przyszedł! Tamtemu toś tyle dał, że może teraz sobie siedzieć z dziećmi i eść, a mnie to
nic nie dałeś! To niesprawiedliwie!
— A byłem u ciebie, byłem… — mówi Pan Jezus. — I to nie raz. Nie pamiętasz, ak
mnie psem poszczułeś i w nogę mnie ugryzł? Nie tylko, że mnie ugościć nie chciałeś, ale
nawet pod dach mnie nie wpuściłeś, choć deszcz lał okropny! Zapomniałeś uż o tym?
— Jak to? To ty byłeś? Przecie to tylko dzieciak akiś głupi!
— Głupi, nie głupi — rzecze Pan Jezus — ale głodny był i eść wołał. A ciebie to
wcale nie wzruszyło, młynarzu, bo choć esteś bogaty, to serce masz z kamienia.
I eszcze dwa razy posłańców do ciebie wysłałem, toś ich przepędził. — mówi Pan
Jezus. — Pożałowałeś nawet tych paru okruchów dla myszki, ziarenek dla wróble rodziny.
A to przecie też stworzenia Boże, pod opiekę człowiekowi oddane. Przy nim ży ą i przy
nim przeżywić się muszą.
I tak bogaty młynarz z niczym od kapliczki odszedł. A czy sobie wziął do serca pa-
na ezusowe nauki — tego uż nie wiemy.
Ten utwór est udostępniony na licenc i
Licenc a Wolne Sztuki ..
Źródło:
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/o-biednym-bogatym-i-panu- ezusie/
Wydawca: Fundac a Nowoczesna Polska
Publikac a zrealizowana w ramach pro ektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl).
Opracowanie redakcy ne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Dorota Kowalska.
Okładka na podstawie:
Jakub Jankiewicz@Flickr, CC BY-SA .
ISBN ----
es zy o ne e tu y
Wolne Lektury to pro ekt fundac i Nowoczesna Polska – organizac i pożytku publicznego działa ące na rzecz
wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publiczne przechodzi twórczość kole nych autorów. Dzięki Two emu wsparciu będziemy
e mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
Ja mo esz om
Przekaż % podatku na rozwó Wolnych Lektur: Fundac a Nowoczesna Polska, KRS .
Pomóż uwolnić konkretną książkę, wspiera ąc
zbiórkę na stronie wolnelektury.pl.
Przekaż darowiznę na konto:
szczegóły na stronie Fundac i.
  
O biednym, bogatym i Panu Jezusie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin