EMANUEL ROSTWOROWSKI
OSTATNI KRÓL
RZECZYPOSPOLITEJ
Geneza i upadek
Konstytucji 3 maja
WARSZAWA
WIEDZA POWSZECHNA
Obwoluta i okładka
J. CZ. BIENIEK
Redaktor: ELŻBIETA BRODZIANKA
Redaktor techniczny: JANINA HAMMER
Korektor: MARIA MOLSKA
Printed in Poland
PW „Wiedza Powszechna". Warszawa 1966. Wydanie I. Nakiad 10000 + 278 egz. Obj. 22,75 ark. wyd., 21,75 ark. druk. + 2,5 ark. wkładek. Papier ilustracyjny V kl. 70g, 61X86 z fabryki we Włocławku.
Oddano do składania 16. 5. 1966 r.
Podpisano do druku 13. 10. 1966 r. Druk ukończono w grudniu
1966 r.
Zakłady Graficzne w Toruniu — Zam. 1070 — F-13
CENA ZŁ 25.—
SPIS TREŚCI
KWADRATURA KOŁA
4
„Wieczory pod lipą"
5
Między majestatem a wolnością
11
Stanisław syn Stanisława
24
Rewolucja
33
Gwarancja
45
Naród skonfederowany
56
POKÓJ I WOJNA
71
Rada Nieustająca
72
Prokonsul
83
Wielcy panowie
90
„Ciepłe głowy"
109
W obliczu wojny
130
BEZ GWARANCJI I BEZ SPRZYMIERZEŃCA
146
Zbyt silny koń
147
Fałszywi i prawdziwi patrioci
161
Prawodawcze trudy pana Ignacego
176
Kto w Rzeczypospolitej był monarchistą
196
Marzenie dobrego obywatela
209
SZCZYT I DNO
224
Ustawa Rządowa
225
Polonez Trzeciego Maja
245
Ostatni rokosz
264
Raczej piórem niż orężem
292
Zdanie o królu polskim
316
Wskazówki bibliograficzne
329
Kalendarz ważniejszych wydarzeń
335
Indeks osób
345
W lipcu 1938 na boczny tor granicznej stacji Stołpce dyskretnie zatoczono zaplombowany wagon, przybyły ze Związku Radzieckiego. W wagonie celnicy otworzyli ołowianą trumnę. Zawierała kości, strzępy zbutwiałej purpury, koronę i berło. Tak powróciły do kraju prochy Stanisława Augusta. Bowiem kościół św. Katarzyny w Leningradzie, miejsce ich dotychczasowego spoczynku, został przeznaczony na rozbiórkę.
Gdzie złożyć trumnę tego przybysza? Król polski — więc na Wawel. Król tak bardzo związany z Warszawą — więc katedra św. Jana. Mecenas królujący na Parnasie — więc Łazienki. Różne wysuwano projekty, ale panowała atmosfera zakłopotania. Czy król-targowiczanin, który podpisał ratyfikację pierwszego i drugiego rozbioru, a abdykował w czasie trzeciego i ostatniego, zasługuje na monarszy pogrzeb? Wielu mniemało, że najwłaściwszym dla niego miejscem było dotychczasowe, w „Petersburgu". Ale władze radzieckie nie uszanowały woli cara Pawła I. W tym kłopotliwym dylemacie znaleziono wyjście administracyjne: odesłać zwłoki do miejsca urodzenia. Trumna Stanisława Augusta została złożona w krypcie kościoła kolegiackiego w Wołczynie.
Tak zwana sprawa wołczyńska wywołała w latach 1938—1939 szeroką dyskusję publicystyczną. U kresu drugiej Rzeczypospolitej, mimo prac rehabilitacyjnych, mimo powszechnego uznania dla kulturalnej i oświatowej działalności ostatniego króla, spór o Stanisława Augusta zachował wciąż swoją polityczną ostrość. Głos miało jeszcze pokolenie zrodzone i wychowane w epoce porozbiorowej. A w odniesieniu do całego okresu 1795—1918 miarodajny jest pogląd historyka Waleriana Kalinki, który w roku 1868 pisał o panowaniu Stanisława Augusta: „Epoka to nieskończona, jej historia jest jakby historią każdego z nas. Dwie dążności polityczne, które w naszym stuleciu dzielą naród, już i wówczas były widoczne; jedna: w danych warunkach podnieść i urządzić kraj, aby stał się państwem niepodległym; druga: przede wszystkim wypędzić wroga, a następnie dopiero państwo tworzyć, urządzać i podnosić. Która z tych opinii kieruje piszącym, tę on do swego obrazu przeniesie, nią zaprawi swój sąd historyczny, według niej chwalić, ganić lub potępiać będzie." Ludzie, którzy w roku 1938 odtrącili trumnę Stanisława Augusta, wyrośli w tradycji politycznej nie organiczników, lecz niepodległościowców. Tradycja ta była głęboko zakorzeniona w świadomości historycznej.
Przemożny wpływ na historiografię pokoleń porozbiorowych wywarła wydana w Dreźnie w roku 1793 książka Hugona Kołłątaja, Franciszka Dmochowskiego oraz braci Ignacego i Stanisława Potockich, O ustanowieniu i upadku Konstytucji 3 maja. „Zdaje się — czytamy w tej książce — iż ten zaszczyt, który spłynął na Stanisława Augusta z dzieła Sejmu Konstytucyjnego, wyższy był nad jego charakter. Nie mógł utrzymać chwały, której tak był niegodnym, i która by zaćmiła blaskiem swoim ohydne jego dotąd dla kraju berło. Potwierdził on tę ważną w moralności prawdę: iż człowiek nie może się długo okazać tym, czym nie jest. Jeżeli się uniesie czasem wyżej nad siebie, wraca znowu do pierwotnej nikczemności. Porwany cnotliwym entuzjazmem Sejmu i narodu w chwalebnym dziele odrodzenia Rzeczypospolitej, zdawał się być jego przewodnikiem. Lecz niedługo w tej wysokości został. Spadł w przepaść hańby i niesławy, do której przywykł. A jak brzydką drogą doszedł do tronu, jak całe jego panowanie nieszczęściami Polski było oznaczone, tak miał je skończyć ostatnią zgubą ojczyzny."
Książka O ustanowieniu i upadku... — pisana w miesiącach dzielących klęskę roku 1792 od insurekcji kościuszkowskiej — poczęła się w atmosferze przygotowań powstańczych jako manifest agitacyjny. Ale rychło zegar przedrozbiorowych dziejów stanął, wskazując rok 1794. Gorąca książka dnia zastygła w monument historiografii.
Między królem a szlacheckim narodem istniały stare porachunki z czasów jego gwałtownej elekcji, konfederacji radomskiej i konfederacji barskiej. Bardem tych porachunków był urzędowy historiograf francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Rulhiere. Jego dzieło, pisane na gorąco w latach 1769—1771, doczekało się druku dopiero w roku 1809. Stanowi ono, w odniesieniu do początków panowania Stanisława Augusta, odpowiednik tego, czym jest książka O ustanowieniu i upadku... dla schyłku tego panowania. Stare porachunki narodu z królem zostały wyrównane i zapomniane w okresie trzeciomajowego pojednania. Wydobyto je po upadku państwa. Dwa polityczne pamflety: francuski i polski, podały sobie ręce, aby stworzyć zasadniczą osnowę dominującego w XIX wieku poglądu na całość czasów stanisławowskich. Pogląd ten służył tezie postawionej w zakończeniu książki O ustanowieniu i upadku... „Zgubiły Polskę: chytrość carowej, wiarołomstwo Fryderyka Wilhelma, wypadki, które Europę w inną stronę zwróciły, i ten, kto oddzielił interes korony od sprawy ojczystej, to jest wszystko, co kto chce, prócz winy własnej."
Na osnowie książek Rulhiere'a i Kołłątaja utkał swój obraz panowania Stanisława Augusta Joachim Lelewel. Wielki historyk ogarniał dramatyzm sytuacji, ale wniosek wysnuł jednoznaczny. „Król, biegły polityk, znał dobrze niebezpieczeństwo położenia Polski, równie jak każdy Polak, a przewidywał wszystkie w polityce, wypadki; tylko tego nie przewidział, że mu drogi, którą postępował, zabraknie;" znał wszystkie potrzeby i uczucia narodu; tylko jednego nie poznał, że naród, nie mogąc znosić jarzma, niepodległości lub śmierci potrzebował i szukał. Przezorny polityk, manewrował na swojej drodze w prawo i w lewo, do każdej przystępował konfederacji, tylko do obrony niepodległości ani razu nie przystąpił. Jeżeli tedy zawiedziony był naród, że ufał okolicznościom, polityce i traktatom, nie mniej zawiódł się król, mniemając niewyczerpane znajdywać źródło łaski i bezpieczeństwa w swojej opiekunce. A zawiedli się na sobie król i naród: naród nie mógł w upodleniu gnuśnieć, o niepodległości i wolności zapomnieć, król nie miał duszy, aby się z ohydnego jarzma wydobył... Przenosił małe sposoby, ciemne intrygi, drobną gabinetów czynność, trwożliwą ostrożność, podłe nawet uleganie, nad dzielne środki, które by jedne naród, kruszący jarzmo obcej przemocy, zbawić mogły."
W kręgu takiej inspiracji powstawała strawa dla maluczkich. Zobaczmy, jaką lekturą karmiono dzieci w patriotycznych domach w połowie XIX wieku. Weźmy do ręki Wieczory pod lipą Lucjana Siemieńskiego. „Drogie dziatki. Na nieszczęście oprócz Moskali mieliśmy jeszcze innych nieprzyjaciół: mieliśmy wielu stronników króla Stanisława. Król ustąpić nie chciał. Trzeba było najpierw Moskali wyrugować, a za niemi króla. Szkaradna to jest wada w każdym człowieku, jeżeli tylko samego siebie miłuje, ale stokroć szkaradniejsza w monarsze. Król, mając zajęcze serce, udawał tylko na pozór chęć wojowania, duszą zaś skłaniał się do Moskali. Przeczytawszy list carowej, natychmiast zwołał przedniejszych panów do rady i powiedział im: jako chce się z Targowicą połączyć. Ci panowie, dobrzy Polacy, na klęczkach go prosili, żeby nie opuszczał narodu, ale on, co wolał zgubić ojczyznę niż carową rozgniewać, uparł się na swoim i do zdrajców przystąpił. Po rozbiorze król tylko myślał, jak na względy i łaskę carowej zarobić, jak zjadać smaczne obiady i bawić się, z ładnymi paniami balować, nie czując bynajmniej hańby narodu."
W takiej atmosferze wychował się Tadeusz Korzon, zaliczany do warszawskich pozytywistów, ekonomista i statystyk, ale sercem gorąco oddany Kościuszce. Z piedestału swych sześciotomowych Wewnętrznych dziejów Polski za Stanisława Augusta (I wydanie w latach 1882—1885) rzucił on bezwzględną anatemę na ostatniego króla, tego zdrajcę i zbrodniarza, „służalca imperatorowej" czy „gubernatora generalnego Katarzyny", tę „odrośl zgangrenowanej arystokracji XVIII wieku". „Główną sprężyną jego charakteru — pisze Korzon — była myśl utrzymania się na tronie za jaką bądź cenę, na dnie jego serca kryło się namiętne pragnienie materialnych korzyści i uciech zmysłowych związanych z koroną." Ten zdeprawowany człowiek stwarzał jednak pozory, dzięki „obłudzie i sztuce kłamania, za pomocą której umiał zamącić sąd nie tylko współczesnych, ale nawet historii".
...
Zabr7