Erikson Steven_Bauchelain i Korbal Broach_03_Mety Konca Smiechu.rtf

(34657 KB) Pobierz
Erikson Steven_Bauchelain i Korbal Broach_03_Mety Konca Smiechu



C:\Users\Agnieszka\Desktop\33.jpg



C:\Users\Agnieszka\Desktop\22.jpg



Na zachód od Kradzieży Cieśnina Dziesięciny wychodzi na Pustkowia, szeroką poł oceanu, na któ zapuszczają się jedynie żądni przygód oraz lekkomyślni, niebezpieczne szlaki morskie ciągnące się po Czerwoną Drogę Końca Śmiechu i dalej, ku wyspom Seguleh oraz południowemu wybrzeżu Genabackis, gdzie kraina Lamatath oferuje niepewny azyl piratom, utracjuszom, rzadko się tam zapuszczającym kupcom oraz wszechobecnym statkom pielgrzymów Upadłego Boga.

Tylko kapitan Sater i być może wnież jej pierwszy oficer, Cwany Roztropek, wiedzieli, co skłoniło wolny statek oneczny Lok do opuszczenia bezpiecznych d Korelu i Kradzieży. Ciekawość zdolna popchnąć człowieka do snucia spekulacji na podobne tematy mogła pochwycić duszę z siłą fali odpływowej. Tak przynajmniej matka zawsze powtarzała Benie swym irytującym, ochrypłym szeptem, a Bena nie należa do tych, którzy zatykają uszy, gdy ktoś udziela im sensownych rad.

Przynajmniej dopóty, dopóki matka nadal jej towarzyszyła, rzecz jasna. Jej brzmiący jak szum fal i świst wiatru os nigdy nie cichł na ugo. Bena znała jego ostrzegawcze gwizdki, cierpkie pohukiwania i drwiące ki wnie dobrze, jak muzykę asnego serca. Siwe osy matki wciąż jeszcze tańczyły na wietrze, sięgając ku odej, adkiej i jak mawiano daleko w dole kuszącej twarzy dziewczyny, która jak zwykle przykucnęła na bocianim gnieździe, kierując spojrzenie odzieńczych oczu na zachodnie Pustkowia. Pośd białych grzywaczy nie widziała ani jednego żagla, patrzyła jednak z uwagą, albowiem jej gorzkim obowiązkiem było ostrzeżenie załogi, że zbliżają się do owrogich, ciemnych jak krew d okolic Końca Śmiechu.

Minął już pełen tydzień, odkąd opuścili maleńki, ciasny port Smętnej Laluni. Nocami Bena yszała, jak marynarze pod pokładem rozmawiają szeptem o swych narastających obawach, skarżą się na ciąe skrzypienie gwoździ w kojach i grodziach, na dziwne osy yszalne w ładowni i za mocnymi, bowymi drzwiami skarbca, choć przecież wszyscy wiedzieli, że nie ma tam nic poza ekwipunkiem pani kapitan oraz zapasem rumu dla załogi, a Sater jest jedyną osobą, która ma dostęp do batego klucza otwierającego wielki, żelazny zamek. Z pewnością też w odpowiedzi na te wszystkie wydarzenia każdej nocy z chwilą nadejścia najczarniejszego dzwonu każdy marynarz utaczał do pucharu trzy krople cennego ynu ze skaleczonego kciuka.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin