Steven Erikson
ZDROWEZWŁOKI
Bauchelain i Korbal Broach
tom 2
Przełożył Michał Jakuszewski
Wstęp
Fantasy – jak można ją zdefiniować? Trzeba przyznać, że powstaje jej bardzo wiele, całe tony pretensjonalnych opowieści zrodzonych w rozgorączkowanej wyobraźni grupy bezkrytycznych entuzjastów. Niektórym mogłoby się wydawać, że książki z tego gatunku łatwo jest pisać. Oto naiwny młodzieniec o nieznanym pochodzeniu, którego dzieciństwo jest pełne tradycyjnych omenów i niesamowitych zbiegów okoliczności. W pewnej chwili nasz bohater odkrywa w sobie pragnienie wędrówki, poznania szerokiego świata, który stworzył dla niego autor. Dodajmy pomagiera, magiczny miecz, przyda się też smok albo i dwa. Czy może być coś prostszego?
Jak już wspomniałem, pisze się tego mnóstwo i nie brak osób, które uważają, że przed zasadami gatunku nie ma ucieczki. Jednakże ten gość, którego utwór za chwilę przeczytacie, ten Erikson, przez mur owych zasad przebija się pociągiem towarowym. Czytelnik może potem tylko otrzeć pył z oczu i zadać sobie pytanie, co, u licha, tędy przejechało.
Oczywiście spotkacie tu czarodziejów. I wojowników, całe tysiące wojowników. Skrytobójców, szlachetnie urodzonych, żebraków, ekscentryków, bogów i demony. Mieliśmy już z nimi wszystkimi do czynienia, ale nikt dotąd nie opisywał ich w taki sposób. Świat Imperium Malazańskiego jest nieprawdopodobnie skomplikowany, podobnie jak jego mieszkańcy. Moje słowa mogą zabrzmieć banalnie, ale naprawdę są to realistyczne postacie o urozmaiconych motywach i duszach udręczonych trudnościami życia codziennego. To mi się podoba. Zawsze mi się podobało. Uczynić fantasy tak realną, jak to tylko możliwe, to świadectwo prawdziwego mistrzostwa.
Przytoczę tylko garść z całego morza możliwych przykładów. Na początek – magia Eriksona. To najbardziej skomplikowany, wiarygodny (jeśli to odpowiednie słowo) i instynktownie zrozumiały system magii, jaki kiedykolwiek spotkałem w książkach fantasy. Robi na czytelniku wrażenie realnego. A także straszliwie niebezpiecznego.
Żołnierze Eriksona również są autentyczni. Mówią tak, jak powinni mówić żołnierze. Nie są bohaterami, ale zawodowcami wykonującymi swoją pracę. Z powodu swego zajęcia czują się starzy i znużeni, a ich serca zżera zgnilizna.
Jego prymitywne ludy – w tym punkcie muszę przyznać się do gwałtownej zawiści, jaką budzi we mnie wiedza Eriksona i to, jak potrafi ją wykorzystać – są autentyczne we...
renfri73