Burnham Nicole - Królewska niania.pdf

(650 KB) Pobierz
Nicole Burnham
Królewska niania
Tytuł oryginału: Falling for Prince Federico
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Nie, ja chyba nigdy tego nie pojmę.
Zdesperowana Pia Renati wpatrywała się w otwartą
książkę. Mrucząc pod nosem, oparła się barkiem o pod-
świetloną
reklamę telefonów komórkowych zdobiącą
ścia-
nę hali przylotów międzynarodowego lotniska w Sąn Ri-
mini i przerzuciła kolejną kartkę poradnika dla przyszłych
mam. Jak to jest,
że
nawet kobiety bez medycznego wy-
kształcenia rodzą dzieci?
Zamyśliła się. Jest tyle rzeczy zupełnie niepojętych.
Choćby to,
że
jej przyjaciółka, Jennifer Allen, teraz księż-
na Jennifer diTalora, zadzwoniła akurat do niej. Księżna
spodziewa się dziecka, a ponieważ musi leżeć w
łóżku
do porodu, poprosiła Pię, by do niej przyjechała.
Jennifer zawsze mogła liczyć na Pię. Jeszcze dwa lata
temu była jej szefową. W ramach pomocy humanitarnej
pracowały w obozie uchodźców. Znały się na wylot. Dla
Pii nie było sprawy nie do załatwienia. Tworzenie banków
żywności
dla uchodźców w krajach Trzeciego
Świata,
bu-
dowa prowizorycznych siedzib w gorącym afrykańskim
słońcu, transport rannych do polowych szpitali czy wysił-
ki podejmowane w celu
łączenia
rodzin - to był jej chleb
R
S
powszedni. Nie bała się ciężkiej pracy, nic jej nie odstra-
szało. Jednak opieka nad księżną, mającą wkrótce urodzić
następcę tronu San Rimini, to prawdziwe wyzwanie. Pia
nie miała pojęcia o ciąży i dzieciach. Cała jej wiedza to go-
dzinna lektura tego poradnika.
Rodzina nie dała jej dobrych wzorców. Matka była
w domu gościem, sprawy rodziny niewiele ją obchodziły.
Ale Jennifer uparła się i tak nalegała,
że
Pia nie miała ser-
ca jej odmówić.
Znów przerzuciła kilka kartek i nagle omal nie upadła
z wrażenia. Na całej stronie widniało zdjęcie rodzącego się
dziecka. Pia zamknęła oczy.
To już przesada. Mogliby zostawić trochę pola dla wy-
obraźni. A tu proszę, od razu kawa na
ławę.
- Signorina
Renati? - tuż za nią rozległ się niski, przy-
jemnie brzmiący głos.
Pia pośpiesznie zamknęła książkę. Głośny gwar nie-
oczekiwanie ucichł, a spojrzenia zgromadzonych w hali
ludzi powędrowały w jednym kierunku.
Pia, choć jeszcze się nie odwróciła, wiedziała już, do ko-
go należy ten wyjątkowy głos. Wprawdzie spodziewała się,
że
przyjedzie po nią ktoś z pałacu, ale przez myśl jej nie
przeszło,
że
z lotniska odbierze ją książę Federico Constan-
tin diTalora, niedawno owdowiały, budzący ogromne emo-
cje wśród kobiet niemal całego
świata.
Media i kolorowe
pisma okrzyknęły go ideałem, księciem doskonałym.
Śród-
ziemnomorska uroda, nieskazitelna reputacja, bezgranicz-
ne oddanie sprawom państwa - czegóż więcej trzeba, by
stać się najlepszą partią?
R
S
Jennifer ani słowem nie uprzedziła Pii,
że
to właśnie on
przyjedzie na lotnisko.
No tak. To było do przewidzenia. Gdy w końcu spotyka
ją coś takiego, nie ma nawet czasu na odświeżenie oddechu
miętusem czy poprawienie makijażu po całonocnym locie.
Miała tylko nadzieję,
że
książę nie zdążył zerknąć jej
przez ramię i nie zobaczył, co czyta. Odwróciła się, uśmie-
chając się z przymusem, i stanęła twarzą w twarz z praw-
dziwym księciem, drugim w kolejce do tronu tysiącletnie-
go państewka San Rimini.
Sądząc po wyrazie jego twarzy, chyba jednak zauważył
to fatalne zdjęcie.
Pia spędziła poza domem wiele lat. Od dawna nie mia-
ła
okazji porozmawiać w ojczystym języku i chętnie po-
gawędziłaby z kimś, by usłyszeć lokalne ploteczki, ale nie
wyobrażała sobie takich pogaduszek z członkiem rodziny
królewskiej. W dodatku szalenie przystojnym. Federico
Constantin diTalora wyglądał jak gwiazdor kroczący po
czerwonym dywanie na oscarowej gali. Nic dziwnego,
że
ją zamurowało.
- Książę - wykrztusiła. -
Buon giorno. Come sta?
Ciemnowłosy, niebieskooki książę miał w sobie jakąś
nieuchwytną, a jednak wyczuwalną od pierwszego spoj-
rzenia charyzmę. Dar, którym natura obdarza niewielu.
Pia poznała go półtora roku temu, gdy przyjechała na
ślub
Jennifer i księcia Antonia, ale była wtedy tak przejęta,
że
po oficjalnym powitaniu natychmiast się wycofała.
Federico i jego olśniewająco piękna
żona,
księżna Lucre-
zia, bardzo uprzejmie traktowali gości, jednak wyczuwało
R
S
się,
że
uroczysta atmosfera książęcego
ślubu
nie do końca im
się udziela. Lucrezia była wyjątkową kobietą. Wysoka, wiot-
ka jak trzcina, o porcelanowej cerze, prostych ciemnych wło-
sach i pełnych ustach, piękna i elegancka. Wymarzona kobie-
ta na okładki najszykowniejszych magazynów.
A Federico... już sama jego obecność działała na Pię
onieśmielająco. Elegancja, majestat i królewska szarfa - ta-
kie rzeczy robią wrażenie!
No i ta twarz. Wysokie kości policzkowe, mocno zary-
sowana szczęka, starannie wygolone policzki, a do tego
gładka, oliwkowa skóra, kusząca, by delikatnie przesunąć
po niej koniuszkami palców.
Pia przycisnęła poradnik do zielonkawego podkoszul-
ka. Ależ się ubrała... bawełniana bluzeczka, spodnie khaki
i sportowe sandały. Mogła włożyć coś bardziej wyszukanego.
W dniu
ślubu
Jennifer miała na sobie klasyczną, nieco sztyw-
ną suknię druhny i eleganckie pantofle na obcasach.
Książę ledwie dostrzegalnie skinął prawą dłonią, a sto-
jący obok niego szczupły mężczyzna podszedł i podniósł
z podłogi podniszczoną torbę Pii.
- Dziękuję, pani Renati, całkiem dobrze. Mam prośbę.
Jeśli nie sprawi to pani różnicy, zostańmy przy angielskim.
Staram się szlifować język, a rzadko mam okazję. Spędziła
pani w Stanach dużo czasu, prawda?
Pia skinęła głową.
- Tak, możemy rozmawiać po angielsku, nie ma prob-
lemu.
Wolałaby rozmawiać po włosku, ale cóż... Choć po
włosku książę zwracałby się do niej „signorina", co jest po-
R
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin