True Star 95.pdf

(44 KB) Pobierz
95. Albert (część 3)
– Czytałem parę prac na temat Chin. Jedna z nich wspominała o feniksie, który po spaleniu
odradza się ze swoich popiołów. Rzecz jasna to łączy się z ogniem. Ty wpadłeś do oceanu. –
Albert dodał długi potok dziwnie brzmiących zdań. – Czy może mi pan powiedzieć, panie
Tang? Jestem w oczywisty sposób niezainteresowany twoim typem osoby, więc dlaczego
staję się coraz bardziej ciekaw im więcej się o tobie dowiaduję? Poza tym w tak ogromnym
świecie nasza dwójka zdołała się spotkać tutaj przez przypadek! Bóg pozwolił na to, byśmy
się spotkali. To nasze przeznaczenie!
Wyraz twarzy Alberta sprawił, że wyglądało to jakby odgrywał sztukę szekspirowską. Na
myśl o tym Tang Feng poczuł przemożną chęć by się zaśmiać, ale się powstrzymał. Kiwając
lekko głową powiedział:
– Tak, być może. Albercie, co dokładnie próbujesz powiedzieć?
Albert zmrużył oczy i nachylił się w stronę Tang Fenga.
– Ja również nie wiem. Może ty mi powiesz? - odpowiedział z lekkim uśmiechem na
ustach.
– Jesteś zaledwie chwilowo znudzony i chcesz zabić czas dokuczając mi. Wszędzie na
ulicy można znaleźć ludzi takich jak ja.
Chociaż Albert pochylił się w jego stronę, Tang Feng siedział z uśmiechem w tym samym
miejscu, na pozór spokojny. Jednakże rozmyślał o tym, co powinien zrobić w następnej
kolejności. Najlepiej by było, jeśli Albert wyszedłby w ciągu kolejnych paru minut. Ale
biorąc pod uwagę najgorszy z możliwych scenariuszy Tang Feng czuł, że prawdopodobnie
powinien poprosić o pomoc. Słysząc odpowiedź Tang Fenga, Albert parę razy potrząsnął
głową.
– Nie, to nie tak. Już wtedy, kiedy Charles zabrał cię po raz pierwszy na spotkanie ze mną
uważałem, że byłeś inny niż pozostali. Kiedy wróciłem do Stanów Zjednoczonych coś sobie
uświadomiłem: wygląda na to, że nawet Lu Tian Chen troszczy się o ciebie.
Udając, że zmienia pozycję, Tang Feng pochylił się do przodu i skorzystał z okazji aby
wyciągnąć telefon z tylnej kieszeni. W międzyczasie wpatrywał się w Alberta, aby utrzymać
jego uwagę na swoich oczach.
– Lu Tian Chen? Nie sądzę, że chodzi o to. Jestem tylko jego pracownikiem. Poza tym
wie, że mogę zarobić dla niego pieniądze.
– Jesteś niepowtarzalny, czy w tym rzecz? – Wyglądało na to, że Albert lubił odpowiadać
pytaniami.
Korzystając ze swojej pamięci, Tang Feng wpisał na klawiaturze serię liczb. Tak jakby nic
się nie stało, kontynuował rozmowę z Albertem.
– Tak, ale każda jedna osoba jest niepowtarzalna.
Albert uśmiechnął się i potrząsnął głową.
– Nie, nie, nie, ty nie jesteś taki sam. Niewielu ludzi może zachować taki spokój jak ty
naprzeciwko mnie. Nie wspominając nawet... w tej chwili po kryjomu wzywasz pomoc
przez telefon.
Został zdemaskowany? Tang Feng westchnął – tak jak przypuszczał, naprawdę nie
mógłby być szpiegiem. Jako że został już zdemaskowany, nie było potrzeby by nadal to
ukrywał. Nie chciał rozgniewać Alberta. Położył telefon na stole. Ekran pokazywał, że
połączenie zostało już zrealizowane, a osobą na drugim końcu linii był Lu Tian Chen.
– Więc widziałeś, myślałem, że raczej dobrze to ukrywałem.
Chociaż Albert wiedział, że Tang Feng potajemnie wzywał pomoc, nie był ani trochę
rozzłoszczony. Tak naprawdę jego humor poprawił się, gdy usłyszał bezpośrednie wyznanie
Tang Fenga.
– Urodziłem się, by wykonywać taką pracę. Nic nie ukryje się przed moimi oczami.
Albert uniósł podbródek. Nikt nie odrzuciłby słów pochwały od innych, a zwłaszcza
jeżeli „innym” w tym przypadku była osoba, którą Albert się bardzo interesował.
– Muszę przyznać, że jeśli teraz grasz, twoje umiejętności aktorskie są naprawdę
zadziwiające. Jednak wierzę, że w tej chwili odgrywasz samego siebie. – Albert rozłożył
ręce i zaśmiał się cicho. Wstał ze swojego miejsca, zabrał telefon Tang Fenga ze stołu i
zakończył połączenie do Lu Tian Chena. Następnie zrobił krok w stronę Tang Fenga,
równocześnie mówiąc: – Lubię piękne rzeczy. Takie jak pąk kwiatu przed rozkwitnięciem.
Jak nieskazitelna, zielona skórka cierpkiego jabłka zanim dojrzeje ono i stanie się czerwone.
Ja... mam cierpliwość, żeby czekać ile tylko będzie potrzeba.
Zatrzymując się tuż za Tang Fengiem, Albert schylił się i jego usta znalazły się przy uchu
aktora. Ciepły oddech na małżowinie wywołał w Tang Fengu dziwne i niekomfortowe
odczucie.
– Będę czekał aż do dnia, gdy staniesz się najjaśniejszą gwiazdą na niebie. – Albert
zwrócił Tang Fengowi telefon. Korzystając z okazji, chwycił mocno rękę aktora. – Ani
odrobiny potu, drżenia lub nawet śladu paniki. Twój nadzwyczajny spokój jest bardzo
przyjemny.
– To podstawowy wymóg dla aktora.
Tang Feng podniósł oczy i skierował wzrok ku drzwiom. Stał w nich lekko zasapany Lu
Tian Chen. Albert również go zauważył. Wyprostował się z uśmiechem i podszedł w stronę
drzwi.
– Prezesie Lu, spotykamy się ponownie.
Lu Tian Chen odepchnął na bok dwóch ochroniarzy blokujących wejście. Widząc, że z
Tang Fengiem wszystko w porządku, nie poszedł pośpiesznie w jego stronę, ale spojrzał
zimno na Alberta i powiedział:
– Wierzę, że nasza umowa już się zakończyła.
Tłumaczenie: Berenice96
Zgłoś jeśli naruszono regulamin