Sandemo Matt - Mitologie germańskie.doc

(189 KB) Pobierz

"W roku [793 n.e.] ukazały się przerażające znaki nad Northumbrią, które mocno przestraszyły mieszkańców. Były to wielkie wiry powietrzne i pioruny, a w powietrzu widziano plwające ogniem smoki. Wkrótce po tych znakach nastąpił wielki głód, a nieco później, w tym samym roku, napady pogan zniszczyły w straszliwy sposób Bogu poświęcony kościół na Lindisfarne, siejąc mord i rabunek."

               (Kronika anglosaska)

 

 

              Rok 793  tradycyjnie przez historyków określany bywa jako początek "epoki Wikingów", których  rozbójnicze najazdy przez kilkaset następnych lat nękały ludy europejskie. Obecnie, w dobie jednoczącej się Europy współcześni historycy wspomagani przez archeologów, starają się wskazywać na te elementy z przeszłości naszego kontynentu, które jednoczyły różne społeczności, na wymianę handlową, okresy  pokojowego współżycia i kolonizacji, wzajemnego przenikania się kultur itd. Jednakże mimo upływu wieków, dociekliwych badań naukowych oraz licznych i znaczących odkryć wykopaliskowych, które ukazują świat wczesnośredniowiecznej Skandynawii w obiektywnym świetle, wciąż w zbiorowej pamięci Europejczyków dominuje postać krwawego, okrutnego wojownika - Wikinga i jego długa "smocza łódź" - drakkar. Właśnie tej postaci poświęcimy niniejsze rozważania.

              Jak się sądzi, przyczyny wielkiej ekspansji Skandynawów  miały charakter wewnętrzny i zewnętrzny,  leżały bowiem zarówno w przeludnieniu  skalistej krainy północy i w stosunkach politycznych tam panujących jak i w słabości militarno-politycznej wielu państw ówczesnego świata. Stosunkowa łatwość szybkiego wzbogacenia się, tworzyła zachęcający klimat do organizowania licznych wypraw oraz opiewany przez rodzimych skaldów i sagamandrów etos wojownika - łupieżcy.

              Organizatorami grabieżczych rajdów byli słynący z wojennego szczęścia wodzowie i królowie, którzy zazwyczaj uważani byli za potomków najwyższego germańskiego boga. To on miał być np. przodkiem późniejszych władców angielskich i saksońskich. Jak rozumiano ów związek świadczy zwrotka 12 wiersza "Pieśń o Haraldzie Grafell", ułożonego przez skalda Glumra Geirasona, która mówi, że "w królu był sam Sig - Tyr " (t.j. Odin). Pierwszy człon określenia tego boga łączy się z pojęciem walki, przewagi i zwycięstwa. Oznacza to także, iż w królu w czasie bitwy objawiał się ten bóg i skutecznie kierował jego słowami i czynami.

              Przypomnijmy, że naczelnym bóstwem Germanów był Wodan (st.nord. Ođinn, anglo-sax. W_den, st. sax. Woden, st. frank. Wodan, st.górn.niem. Wutan, Wuotan). Był on ojcem bogów, bogiem poezji, śmierci, wojny, magii, run i ekstazy. Był także bogiem poległych w walce i reprezentujących ich wojennych związków mężczyzn - "w_d"  ("* W_danaz" - pan "w_d"), a więc bogiem wtajemniczenia wojowników. Już Tacyt (Publius Cornelius Tacitus), historyk rzymski żyjący w latach 55/56 - 120 n.e. wśród naczelnych bóstw Germanów wymienił m.in. Merkurego (tj. Wodana), najbardziej czczonego, któremu w oznaczonych dniach mieli oni składać ofiary ludzkie (Germania, 9).               

(...)

              Zmiany jakie zaszły w społecznościach germańskich w epoce brązu i początkach epoki żelaza, w dobie demokracji wojennej, wędrówki plemion oraz niekończące się wojny jakie prowadziły te ludy, doprowadziły do wysunięcia na pierwsze miejsce klasy wojowników. To oni mieli decydujące znaczenie w ówczesnych populacjach i decydowali o ich życiu i śmierci.

              Pierwszoplanową rolę odgrywali oczywiście mistrzowie walk oraz inicjacji wojowników, nauczyciele zabijania, wielcy manipulatorzy i deformatorzy psychiki, którzy z młodych chłopców potrafili uczynić sprawne, niesłychanie skuteczne w boju maszyny i krwiożercze, bezlitosne bestie. Albowiem              wojna zawsze była sytuacją niezwykłą dla życia społeczności, stanem permanentnego śmiertelnego zagrożenia, w którym objawiają się skrajne uczucia ludzi - od wielkiego poświęcenia począwszy, aż po sadystyczną żądzę zemsty i niepohamowanego mordu. Skala jest wielka, lecz bezwzględnie dominują w niej uczucia negatywne.

              Warstwa wojowników nie była jednolita. W trakcie licznych walk wyłonili się z niej ci najlepsi, najsprawniejsi a zarazem najokrutniejsi - "arystokracja miecza i krwi", ci, co bronili swe plemię przed wrogami i dostarczali mu obfitych łupów i niewolników. Zasługi ich znajdowały sowitą zapłatę nie tylko na tym, lecz również na "drugim świecie". Elita posiadała własny elitarny zaświat, własną bliską bogom krainę zmarłych. Odin ich bóg i zarazem wzorcowy mistrz inicjacji prowadził ich do Walhalli, swojej krainy szczęśliwości i wyznaczał im zaszczytną misję kosmiczną. Czynił ich wręcz współodpowiedzialnymi za losy tego świata i całego Kosmosu.

              Członków elity wojennych społeczeństw germańskich aż do schyłku ery wikingów w Skandynawii nazywano  berserkami, mężami w niedźwiedzich koszulach, magicznie przekształconymi w bestie, wojami walczącymi w amoku, siejącymi strach i śmierć.               " Wodan, czyli gwałtowność, prowadzi wojowników i daje ludziom siłę przeciw wrogom" - zanotował w XI w. kronikarz Adam z Bremy w "Gesta Haburgensis ecclesiae pontificum".

(...)

 

 

                                                       

Z postacią berserka łączą się liczne nowożytne opowieści, legendy i wierzenia o wilkołakach. Podobne zjawiska notuje się  nie tylko u ludów indoeuropejskich lecz także wśród narodów afrykańskich, u Indian amerykańskich i na Dekanie. Wiele nazw grup etnicznych bierze się od słowa "wilk" (np. Luwijczycy, Lukanowie, Luceres, Hirpini, Dacy, Likaonowie, Hyrkanowie, Lykokranci, zachodniosłowiańscy Lucice itd.), co dowodzi starożytności inicjacji wilkołackich. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do książek L.P.Słupeckiego "Wilkołactwo" i "Wojownicy i wilkołaki".

              Transformacja duchowa w drapieżnika (wilk, niedźwiedź, lew), byka, psa bojowego lub zwierzę antastyczne np. smoka, była typowa dla obszaru Europy.

              Generalnie rzecz biorąc, u Indoeuropejczyków miejsca inicjacji wilkołackich znajdowały się na krańcach świata ludzkiego, w puszczy, nad wodą, na szczycie dzikiej góry, w zamkniętym kręgu kultowym lub w kultowej chacie. Zaopatrzone były one w symbole Centrum (axis mundi), "bramę" do świata podziemnego. Inicjacje wilkołackie odbywały się w zimie, w czasie pełni księżyca około dnia przesilenia słonecznego. Adeptów rozbierano do naga (= ostateczne zerwanie ze światem ludzi). Transowa muzyka towarzyszyła ekstatycznym tańcom. Serwowano im napoje halucynnogenne i zadawano ciałom cierpienia. Kandydaci poddawani byli rytualnej śmierci, zakopywano ich w ziemi, pogrążano w wodzie lub dotykano skrwawionym mieczem. Potem powstawali do nowego życia jako wilczy bracia. Wdziewali na siebie wilczury i uczestniczyli w uczcie kanibalskiej. Odrażający zwyczaj picia krwi wroga i kanibalizm były pogwałceniem szczególnie silnego tabu, wstrząsem psychicznym wyzwalającym tłumione instynkty i wprowadzającym w amok.

              Germańscy "nadludzie" inicjowani byli w tajnych stowarzyszeniach wojowników ("Mannerbunde"). Ich inicjacje miały mroczny, demoniczny charakter typowy dla gnozy "lewej ręki". Odbywały się one w "domu mężczyzn", w chacie w lesie. W wielu sagach skandynawskich, szczególnie w "Sadze o Volsungach", zachowały się informacje o przebiegu takich inicjacji. Próby zaczynały się już pod opieką matki. Był to okres prześladowania przez wrogów a zarazem szczególnej opieki Odina, izolacja i odosobnienie. Sama inicjacja obejmowała typowe militarne próby odwagi i wytrzymałości fizycznej a także wprawienie się w kontroklowaną ekstazę, potęgujacą agresję, siłę fizyczną, wytrzymałość na zmiany temperatury, okrucieństwo, stłumienie bólu i lęku przed wrogiem. Praktykowano również rytualny kanibalizm. Zdaniem Jeana Przyluskiego, badacza wilkołactwa, początkowo berserkerzy zabijali i spożywali starych konfratrów, potem dopiero zaczęli zastępczo stosować napoje oszałamiające. Wierzono, że spożycie ciała człowieka - wilka, pozwala samemu stać się wilkołakiem. W magiczny sposób przejmowało się moc i wszelkie właściwości spożywanego.

(...)


                            Ludy Skandynawii już co najmniej w epoce brązu znały skutecznie działające substancje psychoaktywne, które były znakomitymi środkami zagrzewającymi do ciężkiej pracy lub walki. Wojownicy po ich zażyciu w stanie całkowitego obłąkania dokonywali czynów wręcz niemożliwych.

(...)

              "Berserkerzy Odina nie tylko przypominali wilki i niedźwiedzie (...) swoją siłą i krwiożerczością, ale do pewnego stopnia sami byli tymi zwierzętami " - twierdzi G.Dumezil, wybitny znawca mitologii indoeuropejskich. Można ich było wręcz określić jako zwierzęta drapieżne pochodzenia ludzkiego. Kontrolowany amok wojenny czynił z nich bezlitosne, okrutne bestie. To oni i ich przodkowie, wojownicy indoeuropejscy potrafili podczas walki psychicznie utożsamiać się z najgroźniejszymi zwierzętami, dając tym samym początek niezliczonym podaniom, legendom i baśniom o wilkołakach.

              (...)

              Cechy bereserkerskie były dziedziczone, czego najlepszym przykładem może być Ulf zwawny Kweldulfem ("Nocnym Wilkiem"), jego wnuk Egil oraz syn Skalla - Grim, o którym król Harald powiedział : "Kiedym miał przed sobą ten wielki, łysy łeb, zobaczyłem, że mu wilkiem z oczu patrzy. Skoro się tylko dorwie, pozabija mi moich najlepszych ludzi" (Saga o Egilu, 25).

              Wytrzymałość tych wojowników była zdumiewająca. Islandzki berserk Otrygg znany z "Sagi o Njalu" (103), potrafił przejść przez dwa płonące ogniska (= odporność na wysokie temperatury) i tylko lek przed czarami chrześcijan nie pozwolił mu przekroczyć płomieni roznieconych przez wyznawców Chrystusa.             

              Istotą berserka, jak to mówiliśmy, był szał. Kiedy Ljot Blady przybył na holmgang (pojedynek), by zabić Fritgeira, wtedy - jak powiada "Saga o Egilu" (64) - "Zaczął nakładać odzież

odpowiednią do boju i zbroję; na końcu wziął do ręki miecz i tarczę. Był to olbrzym o nadludzkiej sile. Gdy szedł łąką ku holmowemu boisku, ogarnął go szał berserka, ryczał jak zwierz i gryzł własną tarczę". Ta sama saga mówi (27), że " z tymi, którzy się przemieniają w wilki albo dostają berserkerowego szału, sprawa się tak ma, że póki owa przemiana trwa, są tak mocni, że nikt i nic nie jest w stanie im się przeciwstawić, lecz skoro minie, wówczas są zupełnie wyczerpani z sił."

(...)

              Umiejętność wprowadzania się w szał bojowy znana była również ludom celtyckim, z którymi przez wiele wieków wojowali Germanowie. Znakomity opis furii wojennej deformującej ciało (ang. warp-spasm) w jaką wpadł heros irlandzki Cúchulainn ("Pies Culanna"; syn lub wcielenie boga Luga) pochodzi ze średniowiecznego utworu "Táin Bó Cuailnge" :  

 

              "I ogarnął Cúchulainna pierwszy szał, i przekształcił go w potwora Szkaradnego, Bezkształtnego i Niesłychanego. Golenie jego, kości jego, kosteczki jego od czubka głowy aż po palce stóp zatrzęsły się niby drzewo w czas powodzi albo też trzcina miotająca się pod naporem nurtu. Ciało skręciło się wewnątrz skóry, stopy i kolana odwinęły się w tył, a pięty ruszyły do przodu. Ścięgna pięt przekręciły się ku goleniom, a każde zawiązało węzeł wielki niby pięść wojownika. Ścięgna głowy napięły się od skroni aż po kark w kłęby większe niźli głowa miesięcznego dziecka. Twarz zmieniła w purpurową kulę. Oko zassało w oczodole tak głęboko, aż nawet  dziki żuraw nie wyciągnąłby go z czeluści. Drugie oko spływało wzdłuż policzka. Usta rozwarły się, wargi rozłupały przez szerokość szczęk, aż gardło pokazało wnętrzności. Płuca i wątroba zatrzepotały u podniebienia. Warga dolna waliła o górną z  hukiem godnym sapnięcia lwa. Flaki, skręcone wściekle niby runo górskiego tryka, wywalały się poprzez przełyk.  Serce biło w piersi na podobieństwo psiego ujadania albo niby ryk lwa walczącego z niedźwiedziami. Mgła i ogień buchały w krwawych chmurach gotujących się nad ogarniętym szaleństwem ciałem. Włosy głowy Cúchulainnowej splątały się niby krzew cierniowy tak gęsty, że gdyby królewska jabłoń zatrzęsła nad nim owocem, nie wiadomo, czy jakie jabłko przebiłoby się przez ostrze jego włosów. Najeżyła je bowiem wściekłość. Brwi bohatera uniosły się niby aureola. Okrągła jak ryj, twarda niby brus, na którym ostrzy się miecze... I ruszył waląc w tarczę, krzycząc na woźnicę rydwanu. A ze środka jego czaszki strzeliły magiczne mgły podobne do masztu ogromnego okrętu, podobne do ciemnego bluzgnięcia krwi, podobne do dymów królewskiego domu w tę godzinę, gdy służba czeka na wracającego u schyłku zimowego dnia władcę."  

              (przekł. E.Bryll i M.Goraj)

 

              Powyższy tekst,  w sposób poetycki opisuje zmiany psychofizyczne zachodzące w ciele wojownika (częściowo obserwowane przez innych i zarazem osobiście odczuwane przez samego bohatera), po zażyciu silnych środków psychoaktywnych. Twarz celtyckiego herosa przypomina  wyrzeźbione w XIII - wiecznym drewnianym kościółku (stavkyrkor) w Hegge (Norwegia) oblicze ...Odina wykrzywione  berserkerskim szałem.

 

 

******* 

 

 

                "Magiczna " transformacja człowieka w zwierzę, nie jest wyłącznym "wynalazkiem" wojowniczych przodków dzisiejszych Europejczyków i umiejętność  ta bynajmniej nie należy do zamierzchłej przeszłości. Przemianę człowieka w drapieżnika praktykowało wiele ludów Afryki, Azji i Ameryki. Utożsamiano się z wilkiem i szakalem saharyjskim, kojotem północnoamerykańskim, tygrysem indyjsko - indonezyjskim, lampartem zachodnioafrykańskim, hieną abisyńską, jaguarem południowoamerykańskim, lwem, niedźwiedziem syberyjskim itd.

              Zdaniem badacza tej problematyki R.P. Eckelsa, wiara w wilkołactwo oraz informacje o różnego typu transformacjach ludzi w bestie, mają swe przyczyny w obserwacjach takich faktów jak: choroby (psychozy, epilepsja, paranoja, szał wścieklizny), zjawiska społeczne (tajne bractwa, banici, żołnierze - szaleńcy) oraz rzadkie stany psychiczne z zakresu psychotroniki. Do tych ostatnich należą sugestie czarowników - szamanów, autosugestie, zauroczenia, stany półsnu - półjawy, telepatia i sympatia na odległość.

              Psychiczna transformacja w bestię mogła nastąpić za przyzwoleniem i chęcią kandydata na wilkołaka (szczególnie dotyczy to członków tajnych związków), a także wbrew woli człowieka, na skutek choroby psychicznej (likantropia) lub celowego działania czarowników.

              Pewne światło na problem celowej deformacji psychicznej rzucają współczesne badania etnologiczne prowadzone we  wschodniej Afryce. Mówią one o zabiegach magicznych stosowanych przez szamanów skupionych w tajnych związkach na terenie Tanzanii. Ludzie ci posiadają m.in. umiejętność stosowania różnorakich środków powodujących śmiertelne zagrożenie życia oraz przemianę młodzieńców  w tzw. ludzi - lwy (mbojo). Człowiek - lew był m.in. karmiony przez szamankę jadłem składającym się z surowego małpiego lub psiego mięsa zmieszanym z silnym środkiem obezwładniającym umysł. W końcowym etapie obróbki psychicznej młodzieniec przechodził całkowitą i bezpowrotną zmianę osobowości - psychiczną transformację w lwa. Poruszał się jak to zwierzę. Nosił na sobie również szczelnie przylegającą do ciała skórę lwa i nasadzony na głowę lwi pysk. W podobny sposób preparowani są wschodnioafrykańscy niewolnicy zwani vizuu oraz karaibscy zombi - "żywe trupy".

(...)

              Inicjacje wilkołackie będące gnozą "lewej ręki", odwołują się do najmroczniejszych sił tkwiących w ludzkiej psychice. Psychoanalitycy nazywają je archetypem Antypersony, chrześcijanie mówią wprost o Szatanie. Zjawisko psychicznej transformacji człowieka w zwierzę na skutek celowych działań lub też straszliwej choroby mają wspólną przyczynę. Amerykański naukowiec czeskiego pochodzenia, Stanisław Grof od dziesięcioleci badający strukturę podświadomości człowieka,  stwierdził istnienie tzw. doznań transpersonalnych, w trakcie których można doświadczyć "świadomości" zwierzęcia (np. głodnego węża, żółwia itd) a nawet rośliny. Tą iście szamańską umiejętność czasowego wykorzystania doznań transpersonalnych posiadali m.in. skandynawscy berserkerzy.

 



Cz. II

              "Są oni opętani przez różne wizje, przerażające lub przyjemne [...] z powodu których niektórzy skakali, tańczyli, inni płakali i byli przerażeni, jeszcze innym wydawało się, że niewielka szpara jest tak szeroka jak drzwi, a beczułka wody głęboka jak morze".

                            Stefan Kreszennikow (1755)

 

              " Zażyty wewnątrz, wzbudza w ciele ludzkim nader niebezpieczne, lubo nie zawsze śmiertelne zjawiska. Upojenie, pomieszanie zmysłów, zapamiętała śmiałość, wściekły gniew, drżenie członków [...].  Niekiedy zda się im, że się przemienili w olbrzymów; tu następuje zapamiętała wściekłość; hałasują i szaleją, aż burzliwą tę scenę, po gwałtownym natężeniu nerwów, głęboki sen zakończy."

                            Józef Gerard-Wyżycki (1845).

 

              Zarówno w trakcie inicjacji berserkerskich jak i przed rozpoczęciem walki Wikingowie zażywali bardzo silne środki psychoaktywne. Jakie? Od kiedy właściwie ludzie narkotyzowali się  i po co to robili?

              Historia narkotyków jest tak stara jak dzieje ludzkości.

W czasach, gdy nie znano jeszcze rolnictwa i hodowli, ludzie przez dziesiątki tysięcy lat żywili się tym, co upolowali, złowili lub zebrali w lesie. Wtedy właśnie w paleolicie i mezolicie "przetestowano" wiele roślin pod względem ich właściwości jadalnych. A przy okazji ujawniło się działanie halucynogenne wielu z nich. Najwcześniejsze dane pochodzą już ze starszej epoki kamienia.

              Ostatnie badania nad techniką malarską wspaniałych paleolitycznych malowideł jaskiniowych we Francji wykazały, ze farby użyte do ich wykonania zawierały substancje halucynogenne. Dzieła te tworzono, biorąc farbę do ust, mieszając ją ze śliną i wydmuchując na ścianę groty. Efektem tej techniki były wizje narkotyczne, uwidocznione potem na ścianach jaskiń.

              Kolejnym dowodem są znaleziska pyłków roślin halucynogennych odkrytych na licznych stanowiskach prahistorycznych, zwłaszcza w grobach. Najstarsze pochodzą z Szanidar (Irak) a związane są już z człowiekiem neandertalskim. Podobne pyłki znajdowały się w grobie kapłanki z wczesnego neolitu w Çatal Hüyük (Turcja) oraz na megalitycznym stanowisku na wyspie Jersey koło Wielkiej Brytanii.

              W neolicie Europy Środkowej, mamy przede wszystkim do czynienia z opium uzyskanym z maku. Już w XIX w.  odkryto ziarenka tej rośliny wśród wczesnoneolitycznych budowli palowych w Robenhausen w Szwajcarii. Na ślady związane z użytkowaniem opium  natrafiono także na stanowiskach neolitycznych w  północnej Italii i w Niemczech. Ziarenka maku lekarskiego (Papaver somniferum L.) odkopano także w Polsce, we wsi Zasławice (woj. małopolskie) na stanowisku kultury ceramiki promienistej oraz w osadzie kultury łużyckiej w Biskupinie.

              Na czasy neolitycznej protocywilizacji megalitycznej , do której zaliczana bywa również kultura pucharów lejkowatych, datują się znaleziska małych  glinianych naczynek, tzw. flasz z kryzą. Występują one na obszarze od Bretanii na zachodzie po Wołyń na wschodzie i od południowej Skandynawii po Morawy. Są to wyobrażenia makówek i wyglądają niemal identycznie jak egipskie flakony na opium pochodzące z późnej epoki brązu. Bez wątpienia były to pojemniki na ten narkotyk. W czasach przedchrześcijańskich, mak i opium poświęcone było greckim bóstwom m.in. Demeter, Afrodycie, Morfeuszowi, Hypnosowi a także Tanathosowi.

              Neolityczne "flasze z kryzą" znajdowane są na terenie osad, gdzie stanowiły znikomy procent wszystkich materiałów ceramicznych. Przede wszystkim zaś wchodziły one w skład wyposażenia grobowego. W mogiłach ludności kultury pucharów lejkowatych lokowano je zazwyczaj tuż przy głowie zmarłego. Generalnie rzecz biorąc, obyczaj wkładania środków halucynogennych do grobów kontynuowany od paleolitu do naszych czasów, wynikał z troski o losy pośmiertne duszy zmarłego, (szybka jej transportacja  w zaświaty) i zapewnienia bezpieczeństwa żywym. Jeszcze w XIX w. w rejonie Gór Świętokrzyskich, na zachodniej Ukrainie i w Prusach, istniał zwyczaj sypania maku do trumny lub do grobu. Zabieg ów tłumaczono tym, że zmarły zajmie się liczeniem ziarenek maku i nie będzie szkodził żywym. Jak widać, funkcja apotropeiczna skutecznie wyparła wcześniejszą motywację.

              Z czasów kultury pucharów lejkowatych z miejscowości Ćmielów i Złota, woj. Świętokrzyskie pochodzą fajki gliniane. Służyły one do palenia środków odurzających, prawdopodobnie konopi (Cannabis sativa L.), których ślady znajdowane są na licznych stanowiskach archeologicznych w Europie Śr. już od wczesnego neolitu. Konopie znane są m.in. z osady kultury ceramiki wstęgowej (ok. 4500 l.p.n.e.) w Eisenberg w Turyngii, z kultury Narwa oraz z grobów germańsko-celtyckich sprzed 2500 lat itd. Te halucynogenne rośliny palili znani Herodotowi Scytowie. Przekazy  starożytnego historyka greckiego potwierdzają współczesne badania wykopaliskowe grobów arystokracji scytyjskiej, w których  znajdowano nasiona konopi w specjalnie do tego celu wykonanych woreczkach.

              Psychoaktywny lulek czarny (Hyoscyamus niger L.) znany był już w epoce brązu z rejonu Alp.  Pyłki tej rośliny odkryto także w Biskupinie, najsłynniejszym polskim stanowisku archeologicznym. Roślina ta wchodziła w skład znanych w Średniowieczu i renesansie Europy "maści czarownic", dającej wrażenie lotu. Lulka czarnego przypuszczalnie używali wczesnośredniowieczni Rusowie w obrzędach pogrzebowych opisanych przez arabskiego kupca i podróżnika Ibn Fadlana. Napój uwarzony z tej rośliny serwowano niewolnicom zabijanym w ofierze dla zmarłego wielmoży. Z kolei Galowie właśnie lulkiem mieli zatruwać ostrza oszczepów. Nawiasem dodajmy, że inne trująca ziele, cykuta (szalej, Conium maculatum), którą uśmiercono Sokratesa,  poświęcona była w Skandynawii i Anglii  Wodanowi/Odinowi.

              Różnego typu narkotyki stosowane  były  przez ludy starożytne w obrzędach religijnych. Znali je  Indianie obu Ameryk, Grecy (Pytia, misteria eleuzyjskie), Asyryjczycy, Chińczycy, Persowie i Hindusi. U tych ostatnich bogowie  Haoma i Soma byli uświęconymi roślinami halucynogennymi stosowanymi od kilku tysiącleci w kulcie.

              Wśród rysunków naskalnych z Tassili z terenów Sahary datowanych na późny neolit znajdują się przedstawienia tańczących w ekstazie postaci antropomorficznych z halucynogennymi grzybami  oraz postać szamana z głową w formie łba pszczoły. Z jego ciała wyrastają grzyby. Trzyma je również w swoich dłoniach. Z Bałkanów z kręgu neolitycznej kultury Vin_a, pochodzą natomiast kamienne rzeźby grzybów. Z kolei na epokę brązu datuje się ciekawy posążek będący obecnie w posiadaniu Muzeum Archeologicznego w Atenach. Przedstawia  on kobietę z dzieckiem w ręku. Głowa dziecka przyozdobiona jest kapeluszem grzyba.

              Wiele wizerunków grzybów halucynogennych, zapewne muchomorów (Amanita muscaria), odkryto w Skandynawii. Wyobrażano je m.in. na brzytwach z okresu brązu służących, jak się sądzi, do celów kultowych (inicjacje, ofiary, obrzędowe ścinanie włosów ludzi i zwierząt). Ten gatunek grzybów zasługuje na naszą szczególną  uwagę.

              Już w roku 1784 Smamuel Ödman  jako pierwszy postawił hipotezę o stosowaniu przez Wikingów  muchomorów dodawanych do alkoholowego napoju podnoszącego ich męstwo do rozmiarów szaleńczej odwagi, a rozpijanych przed każdą bitwą.

" W czasach dawnych używali go [tj. muchomora - przyp. JTB ] szermierze północni, kiedy mieli iść w zapasy, dla wzbudzenia w sobie wściekłości", pisał w 1845 r. J. Gerard-Wyżycki.

Analogicznie wnioski wysunął F.Ch. Schübler (1886), R.Nordhagen (1930) i wielu innych badaczy. Szał bojowy berserków lub ulfhednar ("ludzi w skórze wilka") zwany  berserka-gĺng (lub berserksgang) wzmagały środki halucynogenne, grzyby berserkjasveppur (Amanita muscaria) -  dowodził w 1929 r. F. Grřn, zał. w 1953 r. Ramsbottom  opisał skutki zażywania tych grzybów przez berserków.

              Inny badacz historii środków psychoaktywnych, John Mann (1994)  stwierdził natomiast, że grzyby Amanita muscaria (muchomor czerwony) wcześniej mogły być źródłem halucynacji dla wojowników skandynawskich, jednak w przypadku furii wojennej bardziej odpowiednim wydaje mu się był gatunek Amanita pantherina (muchomor plamisty) wywołujący obłęd.

              Jak wynika z powyższych  danych, najbardziej rozpowszechnioną i zarazem najbardziej prawdopodobną jest hipoteza związana z grzybami Amanita muscaria. Niezwykła wytrzymałość, niewrażliwość na ból uczestniczących w wyprawach wojennych Wikingów była efektem rytualnego wypijania przed bitwą wzmacniającego napoju, którego głównym składnikiem był muchomor czerwony.

              Istnieje ponad 50 różnych gatunków halucynogennych Amanita muscaria występujących na terenie  Europy, Azji, Afryki i Ameryki Półn. Mają one związek symbiotyczny z brzozami, sosnami i dębami.

              W czasach przedchrześcijańskich  muchomor czerwony powszechnie stosowano w trakcie obrzędów religijnych (głównie typu  szamańskiego) na prawie całym obszarze Euroazji - od Skandynawii po Kamczatkę oraz w Ameryce półn.  Na Syberii muchomor czerwony był przez wieki najbardziej rozpowszechnionym środkiem halucynogennym. Znali go Czukcze, Itelmeni (Kamczadale), Koriacy, Jukagirzy, Tunguzi, Jakuci, Chantowie (Ostiacy) oraz ludy samojedzkie. Źródła historyczne mówią o używaniu ich przez plemiona syberyjskie już w XVI w. Zostały one później wyparte przez alkohol, głównie wódkę. Grzyby te konsumowane były również przez pierwotnych Słowian i inne ludy indoeuropejskie a także przez szamanów lapońskich (Sami) i północno-amerykańskich Indian. U ludów zachodniej Syberii i wschodniej Europy (np. Wogulów, Mordwinów, Czeremisów) grzyb ten nosi nazwę "pankh", "bang" itp. (z irańskiego słowa "bangha", która oznacza konopie - haszysz). Te ostatnie nagminnie stosowa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin