Palmer Diana - Z nadejściem zimy.pdf

(627 KB) Pobierz
Diana Palmer
Z NADEJŚCIEM
ZIMY
Tytuł oryginału: If Winter Comes
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W pokoju redakcji trwał poranek wyborczy. Carla Maxwell czuła, jak podniecenie przeszywa jej
smukłe ciało niczym błyskawica. Zajmowała się wraz z Billem Peckiem ratuszem – była to
wymarzona praca. Cały czas coś się działo, jak na przykład dodatkowa elekcja w celu obsadzenia
stanowiska w komisji, której jeden z członków niedawno zrezygnował. W komisji zasiadało
zaledwie pięć osób, a ponadto dwaj mężczyźni, którzy ubiegali się o to stanowisko, reprezentowali
odmienne grupy interesów: jeden był dobrym przyjacielem, drugi zaś śmiertelnym wrogiem obecnego
burmistrza, Bryana Morelanda.
– Jak sprawy? – zawołała Carla do Pecka, który niecierpliwie rozgarniał dłonią przyprószone
siwizną blond włosy, wisząc na słuchawce w oczekiwaniu na wyniki z największego okręgu
wyborczego miasta.
– Łeb w łeb, żeby użyć wytartego sformułowania – uśmiechnął się do niej.
Ma przyjemną twarz, pomyślała, nie taką zwykłą, pozbawioną wyrazu
TL R
maskę, jaką nosi większość doświadczonych reporterów.
Odpowiedziała mu uśmiechem, a jej ciemnozielone oczy wydały się jarzyć własnym światłem w
blasku fluorescencyjnych lamp.
– Na który okręg czekasz? – zapytała Beverly Miller, redaktor kroniki towarzyskiej, zatrzymując się
przy biurku Pecka.
– Czwarty – odpowiedział. – Wygląda na to, że... halo? Tak, proszę mówić.
Zaczął gorączkowo gryzmolić w swoim notesie, podziękował i rozłączył się. Potrząsnął głową.
2
– Tom Green zwyciężył w czwartym niewielką liczbą głosów –
powiedział, sadowiąc się w krześle. – Oto i mamy niespodziankę. Polityczny nowicjusz wygrywa z
dwoma kandydatami, zdobywając ratusz bez dogrywki.
– Jestem przekonana, że Moreland zachichocze się na śmierć –
odparła Carla szorstko. – Green rzucał mu się do gardła, odkąd wygrał
wybory cztery lata temu.
– Teraz może zrezygnuje z reelekcji – roześmiała się Beverly. –
Jeszcze nie ogłosił decyzji.
– Nic podobnego – powiedział z pewnością w głosie Peck. –
Moreland tak łatwo się nie poddaje.
– Racja – dodała Beverly, opierając swoje kształtne ciało na brzegu biurka Pecka. Uśmiechnęła się
do Carli. – Nie jesteś tu dostatecznie długo, by wiedzieć, skąd wywodzi się Moreland. Zaczynał jako
jeden z najlepszych prawników procesowych w mieście. Wyrobił sobie ogólnokrajową reputację,
zanim podszedł do wyborów na burmistrza i wygrał. Wbrew takim agitatorom jak Green zyskał sobie
dostatecznie dużo szacunku, by
TL R
utrzymać to stanowisko, gdyby naprawdę tego chciał. Uczynił więcej dla miasta niż jakikolwiek inny
burmistrz ostatnich dwóch dekad. – Zmrużył
oczy i zaczął wyliczać: – Renowacja śródmieścia, reforma służb miejskich...
– Dlaczego więc ciągle słyszymy pogłoski o łapówkach? – przerwała Peckowi Carla, kiedy Beverly
musiała podejść do telefonu.
– Jakie pogłoski?
– Otrzymałam w tym tygodniu dwa anonimowe telefony – wyjaśniła, wtykając kosmyk ciemnych
włosów pod upięty na głowie warkocz.
– Duży Jim dał mi zielone światło, żebym rozpoczęła dochodzenie.
– Od czego zamierzasz zacząć? – zapytał z pobłażaniem w głosie.
3
– Od miejskiego skarbca. Anonimowy przyjaciel zwrócił moją uwagę w szczególności na jeden
wydział. Powiedziano mi, że jeśli zajrzę tam do ksiąg, znajdę nadzwyczaj interesujące wpisy.
– Powiedz mi, czego szukasz, a ja to dla ciebie sprawdzę – zaoferował
się Peck.
– Dziękuję – uśmiechnęła się Carla – ale nie. To, że przyszłam tu zaraz po studiach, nie znaczy
jeszcze, że potrzebuję opiekuna. Mój ojciec był właścicielem tygodnika w południowej Georgii.
– Zatem nic dziwnego, że czujesz się tu jak u siebie w domu – zaśmiał
się. – Pamiętaj jednak, że gazeta a tygodnik to duża różnica.
– Nie bądź taki pewny siebie – zadrwiła.
– Gdybyś spróbował zatrudnić się w tygodniku, mogłoby się okazać, że twoje doświadczenie by nie
wystarczyło.
– Tak?
– Masz jedną specjalność – przypomniała mu.
– Ratusz. Nie zająłbyś się pokazami mody ani nie odwiedził
kuratorium. Nie poszedłbyś do miejscowej kostnicy. To inne działki. Ale... –
TL R
ciągnęła
– w tygodniku odpowiadałbyś za wiadomości. Kropka. Im mniejszy tygodnik, tym mniejsza ekipa, i
tym więcej odpowiedzialności spadałoby na ciebie. Pracowałam dla taty w wakacje. Byłam sama
sobie redaktorem, korektorem i fotografem i cały czas musiałam pisać reportaże. Do tego
zajmowałam się składem, jeśli zachorowała Trudy, robiłam makietę, pisałam reklamy, układałam
nagłówki, sprzedawałam powierzchnię rekla...
– Poddaję się! – roześmiał się Peck. – Będę się trzymał tej wyjątkowo prostej pracy, którą mam,
dzięki.
– Zdziwiłabym się, gdybyś po siedemnastu latach powiedział coś 4
innego.
Peck uniósł jedną bladą brew, ale nie odpowiedział już na tę zaczepkę.
Później, kiedy wychodzili z budynku, Peck jęknął, przeglądając pierwszą stronę ostatniego wydania.
– Niech Bóg ma nas w swojej opiece! On tego nie powiedział! –
wykrzyknął.
– Kto czego nie powiedział? – zapytała Carla, wychodząc przez drzwi na ruchliwy chodnik.
– Moreland. W gazecie piszą, że oświadczył, że pokryje koszty nowych biur w ratuszu... – Peck
przeczesał włosy dłonią. – Mówiłem temu cholernemu adiustatorowi dwa razy, że Moreland
oznajmił, że nie zamierza zmieniać wystroju ratusza. Boże, pożre nas dziś żywcem.
Tego właśnie wieczoru jeden z doradców prezydenta miał przemawiać na dorocznym spotkaniu
miejskiej organizacji, na które zarówno ona, jak i Peck byli zaproszeni. Po spotkaniu miało się odbyć
przyjęcie w domu pewnego prawodawcy, na którym Moreland na pewno się pojawi.
– Założę blond perukę i przykleję wąsy – zapewniła go Carla. – A ty
TL R
możesz pożyczyć jedną z moich sukienek.
Jego jasne oczy z uznaniem prześlizgnęły się po jej wysokim, smukłym ciele, zanim zdał sobie
sprawę z własnej, silnej i zwartej konstrukcji fizycznej.
– Potrzebowałbym większego rozmiaru, ale dzięki, że o mnie pomyślałaś.
– Może nie będzie nas winił – powiedziała pokrzepiająco.
– Pracujemy dla tej gazety – przypomniał Carli Peck – a fakt, że to mój akurat reportaż został
sknocony, nie pozwoli nam szczególnie przeła-mać lodów. Ale nie martw się, skarbie, to moja wina,
a nie twoja. Moreland 5
nie jada dzieci.
– Mam już dwadzieścia trzy lata – odparła z uśmiechem. – Późno poszłam na studia.
– Moreland jest starszy ode mnie – nie rezygnował Peck. – Pewnie zbliża się do czterdziestki, o ile
już jej nie przekroczył.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin