CICHA NOC_Mary Higgins Clark.pdf

(515 KB) Pobierz
Clark Mary Higgins
Cicha noc
Catherine Dornan przyjeżdża z synami tuż przed Bożym Narodzeniem do Nowego Jorku, gdzie
jej ciężko chory mąż ma się poddać operacji. Aby oderwać się od smutnych myśli, wybierają się
we trójkę w wigilijne popołudnie obejrzeć słynną choinkę przed Rockefeller Center. Tam
młodszy z chłopców jest świadkiem, jak jakaś kobieta kradnie portfel Catherine. Pod wpływem
impulsu rusza za złodziejką. Tak rozpoczyna się podróż, podczas której znajdzie się w
śmiertelnym niebezpieczeństwie i dotrze aż na granicę z Kanadą.
1
Byla Wigilia w Nowym Jorku. Taksówka posuwała się powoli w dół
Piątej Alei. Dochodziła siedemnasta. Ulicami płynęła rzeka łudzi pragnących zrobić ostatnie
świąteczne zakupy, urzędników spieszących do domów i turystów podziwiających wspaniałe witryny
sklepowe i bajecznie przystrojoną choinkę przed Rockefeller Center.
Zapadl już zmrok, a niebo zasnuło się chmurami, z których zgodnie
z
prognozą pogody miał na Boże
Narodzenie spaść śnieg. Jednak migocące kolorowo sznury lampek, dźwięki kolęd, pobrzękiwanie
dzwoneczków Świętych Mikołajów i radosny gwar pędzącego w różne strony tłumu sprawiły, że na
tej słynnej ^nowojorskiej ulicy panował niepowtarzalny klimat gwiazdkowego rozgardiaszu.
Catherine Dornan siedziała z tylu taksówki, obejmując ramionami swoich dwóch synów. Wyczuwała
u nich napięcie i niezwykłą sztywność, co świadczyło, że jej matka miała rację. Cierpkie uwagi
dziesięcioletniego Michaela i milczenie o trzy lata młodszego Briana upewniły ją, że chłopcy
rzeczywiście zamartwiali się chorobą ojca.
Wczesnym popołudniem, gdy telefonowała ze szpitala do matki, nie mogła powstrzymać się od
płaczu, chociaż doktor Crowley, stary przyjaciel męża, zapewniał ją, że Tom zniósł operację lepiej
niż przewidywano; zasugerował nawet, aby chłopcy odwiedzili ojca o siódmej wieczorem. Matka
powiedziała jej wtedy stanowczym tonem: „Catherine, musisz wziąć się w garść. Chłopcy są
przerażeni, a ty pogarszasz jeszcze ich stan. Myślę, że powinnaś chociaż na chwilę odwrócić ich
uwagę od choroby ojca.
Pojedźcie do Rockefeller Center, niech obejrzą choinkę, a później idźcie gdzieś na obiad. Gdy
widzą, jak rozpaczasz, ich lęk, że ojciec umrze, tylko się powiększa".
Ale to nie może się stać, pomyślała Catherine. Całą sobą buntowała się przeciwko temu, co
wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu dni, poczynając od tego fatalnego telefonu ze szpitala St.
Mary. „Catherine, czy możesz natychmiast przyjechać? Tom zasłabł podczas obchodu".
Słysząc to pomyślała, że zaszła jakaś pomyłka. Szczupły, wysportowany mężczyzna w wieku
trzydziestu ośmiu lat nie mdleje. A poza tym Tom zawsze żartował mówiąc, że pediatrzy są
zawodowo uodpornieni na wszystkie wirusy i bakterie, z jakimi stykają się lecząc swoich pacjentów.
Tyle że nie był uodporniony na leukemię i musiał natychmiast poddać się operacji usunięcia
nadmiernie powiększonej śledziony. W szpitalu powiedziano jej, że Tom zlekceważył pojawiające
się już prawdopodobnie od kilku miesięcy symptomy tej niebezpiecznej choroby. A ja byłam tak
głupia, pomyślała Catherine, że sama niczego nie zauważyłam.
Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że przejeżdżają obok Płaza Hotel.
Jedenaście lat temu, dokładnie w dniu jej dwudziestych trzecich urodzin, wyprawiali tutaj przyjęcie
weselne. Panny młode są zazwyczaj zdenerwowane w dniu ślubu. Ona nie była. Prawdę mówiąc,
niemal biegła wówczas przez nawę kościoła, zmierzając w stronę ołtarza.
Dziesięć dni po ślubie świętowali skromne Boże Narodzenie w Omaha, gdzie Tom dostał pracę w
znakomitym oddziale pediatrycznym tamtejszego szpitala. Kupili wtedy na wyprzedaży tę zabawną
sztuczną choinkę, a Tom podniósł drzewko w górę i zawołał: „Uwaga, klienci Kmartu...
A w tym roku pieczołowicie wybrana przez nich jodła wciąż jeszcze leżała w garażu, z gałęziami
związanymi sznurkiem.
Zdecydowali, że na czas operacji pojadą całą rodziną do Nowego Jorku.
Spence Crowley, najbliższy przyjaciel Toma, był jednym z najlepszych chirurgów w szpitalu Sloan-
Ketterińg.
Catherine skrzywiła usta na wspomnienie trwogi, jaką ją ogarnęła, gdy po operacji pozwolono jej
wreszcie zobaczyć męża.
Taksówka zatrzymała się przy krawężniku.
— Czy
tutaj,
proszę pani?
- Tak, doskonale — odpowiedziała wyjmując portfel i zmuszając się, aby jej głos zabrzmiał wesoło.
- Tatuś i ja byliśmy tu już z wami pięć lat temu na Boże Narodzenie. Brian był wtedy bardzo mały,
ale ty, Michael, chyba coś pamiętasz?
- Tak - potwierdził krótko Michael. Trzymając dłoń na klamce przyglądał
się, jak matka wyjmuje z przegródki na banknoty pięć dolarów. - Skąd masz przy sobie tyle
pieniędzy, mamusiu?
— Wczoraj, gdy przyjmowano tatę do szpitala, musiałam zabrać wszystkie pieniądze, jakie miał przy
sobie. Powinnam je poukładać, gdy wrócimy do babci.
Catherine wysiadła z taksówki za Michaelem i przytrzymała drzwi gramolącemu się za nią Brianowi.
Stali tuż przed wejściem do tomu towarowego Saksa, na rogu Czterdziestej Dziewiątej i Piątej Alei.
Przechodnie zatrzymywali się przed olbrzymimi witrynami tego eleganckiego sklepu i cierpliwie
czekali, aż zwolni się miejsce przy szybie, aby dokładnie obejrzeć świąteczną dekorację. Catherine
wzięła chłopców za ręce i zaprowadziła na koniec kolejki.
-Przyjrzymy się wystawie, a potem pójdziemy na drugą stronę ulicy, skąd lepiej widać choinkę.
Brian westchnął ciężko. I to ma być Boże Narodzenie! Nienawidził stania w kolejkach. Postanowił
zrobić to co robił zawsze, gdy chciał, aby czas szybciej płynął. Wyobrażał sobie wtedy, że znajduje
się już tam, gdzie chciał być. Tego wieczora pragnął jak najszybciej znaleźć się w pokoju szpitalnym
swojego taty. Nie mógł się doczekać, kiedy go wreszcie zobaczy i wrę-
czy prezent, który, jak powiedziała babcia, pomoże mu wrócić do zdrowia.
Brian był tak zatopiony w myślach o mającym nastąpić wkrótce spotkaniu z ojcem, że kiedy przyszła
ich kolej na oglądanie wystawy, ledwo zauważył dekorację z lalkami, elfami i zwierzętami, które
tańczyły i śpiewały wśród wirujących płatków śniegu.
Gdy zbliżali się do przejścia, zauważył grupkę ludzi otaczających młodego człowieka, który
wyjmował z futerału skrzypce i szykował się do grania. Po chwili rozległy się dźwięki kolędy j
„Cicha noc" i stojący na chodniku przechodnie zaczęli śpiewać.
Catherine odwróciła się i powiedziała łamiącym się z bólu głosem:
- Poczekajcie chwilę, posłuchajmy.
Brian wiedział, że mama z trudem powstrzymuje łzy. Aż do dnia, gdy tydzień temu zatelefonowano ze
szpitala, aby powiedzieć, że tata jest poważnie chory, nigdy nie widział jej płaczącej.
Cally szła wolno w dół Piątej Alei. Minęła już siedemnasta, ale na ulicy było pełno ludzi
obładowanych torbami i paczkami. W innych okolicznościach Cally czułaby zapewne takie samo
podniecenie jak oni, ale tego dnia była po prostu śmiertelnie zmęczona. Praca w szpitalu
wyczerpywała ją. Święta Bożego Narodzenia ludzie chcą zazwyczaj spędzić we własnych domach,
więc pacjenci zachowywali się jak naburmuszone dzieci. Ich ponure twarze przypominały Cally jej
własne przygnębienie, jakie odczuwała podczas dwóch ostatnich Wigilii, które spędziła w zakładzie
karnym dla kobiet w Bedford.
Gdy mijała katedrę św. Patryka, zwolniła na chwilę kroku wspominając, jak babcia przychodziła tu z
nią i jej bratem Jim-mym, aby obejrzeć żłobek. Było to dwadzieścia lat temu; ona miała dziesięć lat,
a Jimmy sześć. Pomyślała, że byłoby cudownie móc cofnąć się w czasie do tamtego okresu i tak
pokierować ich przyszłością, aby nie wydarzyły się te wszystkie złe rzeczy, które sprawiły, że Jimmy
jest teraz tym, kim jest.
Wystarczyło, że Cally tylko wspomniała jego imię, a juz przez jej ciało przebiegł dreszcz. Dobry
Boże, spraw, aby zostawił mnie w spokoju, zaczęła się gorąco modlić. Tego dnia wczesnym rankiem
usłyszała głośne walenie do drzwi swojego mieszkania na rogu Wschodniej Dziesiątej i Alei B. Gdy
z trzymającą się kurczowo jej szyi Gigi poszła otworzyć, na źle oświetlonym korytarzu zobaczyła
detektywa Shore i jeszcze jednego mężczyznę, który przedstawił się jako detektyw Levy.
- Cally, znowu ukrywasz swojego brata?
Wiedziała od razu, że Jimmy'emu udało się zbiec z więzienia na Riker Island.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin