Kieniewicz Stefan_-_Nad_Prypecią_dawno_temu.txt

(1362 KB) Pobierz
Antoni Kieniewicz
Nad Prypeciš, dawno temu...
Wspomnienia zamierzchłej przeszłoci

Przygotował do druku Stefan Kieniewicz
Wrocław  Warszawa Kraków  Gdańsk  Łód Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo 1989

 

Przedmowa
 

Okładkę i strony tytułowe projektował Lucjan Pišty
Redaktor Wydawnictwa Jadwiga Laszkiewicz Redaktor techniczny Maciej Szłapka
(c) Copyright by Zoktod Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo, Wrocław 1989 Printed in Poland
ISBN 83-04-02816-6

Nie zawsze łatwo jest ocenić i zrozumieć osobę najbliższa, najdroższš - zwłaszcza może własnego Ojca. Te cechy jego charakteru, które się aprobuje i uznaje, skłonnym się jest traktować jako powszechnie obowišzujšcš normę; zbyt oczywistš, aby jš uwielbiać i podziwiać. Doć często za to dorastajšcy młody człowiek dostrzega w ojcowskiej postaci elementy mniej doskonałe w porównaniu z innymi, poznanymi wzorami mężczyzny. Wydaje mu się wtedy Ojciec mniej wybitnym, mniej godnym naladowania, nawet jeli się nie przestaje żywić dlań miłoci i wdzięcznoci. Dopiero w dłuższej perspektywie czasu, kiedy Ojca już dawno nie stało, wraca się doń wspomnieniem, zaczyna jakby odkrywać go na nowo, jako osobę prawdziwie godnš szacunku. Zwłaszcza gdy Ojciec pozostawił po sobie pamiętniki.
W dzieciństwie Ojciec (Tatko) był dla nas - rodzeństwa postaciš nieco odległš i hierarchicznie nadrzędnš: bytujšcš powyżej sztabu niań i guwernantek, dużo mniej dostępnš od Mamy. W obecnoci Ojca nie należało błaznować i hałasować, potrafił bowiem huknšć, jeżeli się w czymkolwiek uchybiło obowišzujšcej normie. Póniej, kiedymy już nie byli paniczami ze dworu, a tylko ucznia-kami w warszawskim inteligenckim mieszkaniu, stał się znów dla nas Ojciec podstawowš, samo przez się zrozumiałš ostojš, na której się wspierała codzienna egzystencja rodziny. Był oczywicie wzorem: pracowitoci, obowišzkowoci, rzetelnoci, nieskazitelno-ci - ale te pozytywne cechy charakteru nie narzucały się nam jako wzór do naladowania. Milczšco przyjmowalimy, że tak włanie się postępuje w życiu; że taka włanie miłoć i zgoda zwykły panować w małżeństwie i w rodzinie. A jednak, kiedy już bardziej podrosłem, w starszych gimnazjalnych i studenckich latach, obserwowałem Ojca z większym krytycyzmem. Nie przyszłoby mi na przykład do głowy, aby w Nim upatrywać wzór obrotnoci życiowej, poloru wiatowego, głębszego intelektu. Zdawał mi się wtedy Ojciec osobš bardzo drogš, ale po prawdzie przeciętnš. Kilka razy zdarzyło się, że Ojciec znajdował się czas jaki poza domem i Mama odczytywała nam fragmenty jego listów. Z pewnym zdziwieniem stwierdzałem, że sš to listy interesujšce i bardzo pięknie napisane. Póniej za jeszcze, w czasie następnej z kolei wojny i po niej stał się kochany Ojciec w moich oczach załamanym i bezradnym staruszkiem, pozbawionym podstaw egzystencji. Należało go otaczać opiekš, wspomagać materialnie, głęboko współczuć jego smutnej, a nawet żałosnej staroci.
W poczštku 1946 roku Ojciec zaczšł spisywać "wspomnienia zamierzchłej przeszłoci", przeznaczajšc je dla wnuczšt - było ich już wtedy szecioro. Inicjatywa była mojej Matki, chodziło jej o umysłowe zatrudnienie Ojca, który nie mógł sobie znaleć miej-

sca w przymusowej bezczynnoci i nerwowej rozterce. Mieszkali wtedy Rodzice w Krakowie, w skromniutkim jednopokojowym lokalu - a i to w kuchni gniedziła się obca, jakkolwiek życzliwa osoba. Kontrast był znaczny między powojennš nędza, wyzuciem ze wszystkiego, a wspomnieniem nie tak znów dawnych młodych lat: pałaców, roju służby, wykwintnych obiadów, milionowych interesów, swobodnych podróży po Europie z rulonami złota w kieszeni. Zaczynał Ojciec pisać nie majšc jeszcze lat siedemdziesięciu, był w pełni władz umysłowych, które póniej uległy zaćmieniu. Ale już wtedy Matka moja, obdarzona niezwykła pamięciš, okazała się nie tylko inicjatorkš, ale i współuczestniczkš owego pisania. Ona to niewštpliwie podsuwała Ojcu owe zapamiętane drobiazgi życia codziennego, urzšdzenia wnętrz, a już zwłaszcza damskich toalet, które tak wiele miejsca zajmujš w pamiętniku.
Pisał go Ojciec z górš rok. Postarałem się wówczas o przepisanie go na maszynie, w czterech egzemplarzach, dla nas czterech braci. Przepisywała zrazu moja bratowa, póniej moja szwagierka - nie chcielimy, by tekst dostał się w ręce obce. Lektura wzruszyła mnie, to jasne. Upodobałem w niej dwa zwłaszcza wštki: goršce umiłowanie rodzinnego Polesia oraz pięknie skrelonš historię miłoci małżeńskiej. O tych sprawach tak ogromnie szczerze Ojciec nigdy z nami młodymi nie rozmawiał, choć przecie nieraz opowiadał nam o pracy swej w Dereszewiczach, o polowaniach, a nawet i o swoim narzeczeństwie. Wydały mi się pamiętniki, odczytane wtedy po raz pierwszy, cennš rodzinnš pamištkš, ale też niczym więcej. Przypomnę, że były to lata nie bardzo wesołe oraz niepewne dla osób z ziemiańskš przeszłociš. Majšc nadzór nad powieleniem tego nieco kompromitujšcego tekstu, zadbałem o pominięcie w maszynopisie niektórych fragmentów odnoszšcych się do rewolucji rosyjskiej i aktywnoci politycznej mego Ojca i Stryja wiatach 1917-1920. .
Po mierci Ojca pamiętniki jego udostępnialimy członkom rodziny, bliższym i dalszym, w kraju i za granicš. Długi czas nie przychodziło mi do głowy, by mogły przydać się także historykowi: opisy życia studenckiego na Uniwersytecie Warszawskim albo pracy organicznej na Kresach, albo kultury materialnej ziemiańskiego rodowiska. Kilka lat temu zdarzyło mi się napisać ksišżeczkę o dawniejszej przeszłoci mego rodzinnego domu, Dereszewicz, na podstawie dokumentów XIX-wiecznych. Posłużyłem się wtedy pamiętnikiem Ojca jako ródłem ubocznym, miejscami przydatnym, chociaż nie zawsze dokładnym. Wydawcy owego eseju w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich zwrócili uwagę na cytowany w nim pamiętnik; zapragnęli go poznać, zaproponowali wydanie go drukiem.
Odczytałem go wtedy raz jeszcze. Przekonałem się, że ma on swoje walory literackie, a także poznawcze; że wród narastajšcej fali zainteresowań dla przedpotopowych staroci, snobowania się

na antenatów oraz mgiełki sentymentalnej otaczajšcej Kresy - ksišżka ta znajdzie chętnych czytelników. Wydało mi się również, że utrwalenie rodzinnego wiadectwa rzeczywicie "zamierzchłej przeszłoci" może okazać się cenne dla dziejów polskiej kultury.
Z zawodowego nałogu starałem się oceniać, ile się da obiektywnie, wartoć ródłowa owego wiadectwa. Jest to relacja wierna i drobiazgowa. Opisy rezydencji dworskich, życia towarzyskiego, opisy krajobrazu nad Prypecia i przeżyć myliwskich sš szczegółowe i bardzo plastyczne. Podobnie informacje o gospodarce majštkowej w dobrach Dereszewicze-Bryniów, chociaż tu pamięć mogła gdzieniegdzie zawieć autora, gdy szło o liczby i daty. Nie zawiera natomiast pamiętnik pogłębionej analizy charakterów. Osoby pojawiajšce się w tekcie: krewni bliżsi i dalsi, sšsiedzi, domownicy, oficjalici, zostały sportretowane raczej powierzchownie. Autor nie ukrywa ich przywar i miesznostek, ale wszystkich otacza niemal jednakowš sympatiš, nie doszukujšc się ich głębszej osobowoci, ukrytych sprężyn działania. Instruktywne jest pod tym względem porównanie niniejszego pamiętnika ze wspomnieniami siostrzenicy autora, Janiny z Puttkamerów Żółtowskiej {Inne czasy, inni ludzie, Londyn (Yeritas) 1959). Tu i tam opisane zostały równie szczegółowo: ta sama rodzina, te same Dereszewicze, w tych samych włanie latach. A przecież tu i tam sš to naprawdę "inne czasy, inni ludzie".
Unika zatem Ojciec na ogół rozwodzenia się o sprawach przykrych i "wstydliwych, np. o utracjuszostwie, czy też o gorszšcym trybie życia osób ze swego rodowiska. Zaledwie o tych rzeczach napomyka; woli kłać nacisk na życzliwoć i dobrš wolę swoich blinich (w tym i najbliższych), nawet gdy doznał z ich strony przykroci albo i krzywdy. Nie zdobył się na powiedzenie prawdy o tragicznej mierci ukochanej siostry, Isi Lubańskiej. Historia jej samobójstwa, w wyniku fatalnego romansu z Rosjaninem, znana jest z innych wiadectw pamiętnikarskich: wspomnianej Janiny Żółtowskiej, a także Marii Czapskiej.
Doć powierzchownie też potraktowane zostały w pamiętniku szersze sprawy publiczne. Oboje Rodzice moi w gruncie rzeczy byli domatorami i ludmi skromnych upodobań. Lubili się zabawić na szerokim wiecie, chętnie obcowali z bliskš rodzinš, ale nie rwali' się do rozbudowywania wielkowiatowych koneksji. Jakże często Ojciec podkrela, że wolał "chałupkę", w której zamieszkał po lubie (nota bene: kilkunastopokojowa!) od rodzicielskiego pałacu. Z tym wišzał się u Ojca brak ambicji do wystšpienia na publicznym polu, nawet gdy otwarły się po temu możliwoci, po 1905 roku. Prowadził Ojciec, owszem, rozległe interesy, o których niżej będzie mowa. Ale inicjatorem tych miałych przedsięwzięć był jego starszy brat Hieronim, człowiek rzutki, ambitny, wiatowy. Ojciec, jak mi się zdaje, był w tej braterskiej spółce doskonałym, sumiennym realizatorem. Spółka prosperowała dzięki niezłomnej

solidarnoci obu braci - i dzięki fenomenalnej koniunkturze na poleski surowiec drzewny, utrzymujšcej się bez chwili przerwy w cišgu ćwierć wieku z góra. Nawiasem mówišc: także dzięki łatwemu zbytowi produkowanego w Dereszewiczach spirytusu.
Oglšdajšc się wstecz, w trzydzieci lat po opuszczeniu rodzinnego domu, Ojciec opowiada o swoim życiu osobistym, o kraju, który go otaczał, o swym warsztacie pracy. Wstawki de publicis sš w pamiętniku nieliczne i luno powišzane z całociš. Ogólnikowo i w sposób stereotypowy pisze Ojciec o przeladowaniu polskoci przez rzšd carski; lecz o powstaniu styczniowym, którego klęska tak zacišżyła nad krajem, wypowiada się krótko i jakby mimochodem. A przecież jeden z jego stryjów był w owym ruchu zaangażowany głęboko; również serdeczny przyjaciel Ojca, doktor Władysław Stankiewicz, był weteranem powstania styczniowego. Czyżby nigdy nie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin