Brooks Helen - Spotkanie w Londynie.pdf

(659 KB) Pobierz
Helen Brooks
Spotkanie w Londynie
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ledwie Cory spuściła Rufusa ze smyczy podczas sobotniego
spaceru, złocisty golden retriever pomknął jak strzała przed siebie.
Przerażone matki pochwyciły dzieci na ręce, staruszkowie ustąpili z
drogi, najszybciej jak potrafili. Nawet młodzi ludzie z kolczykami w
najdziwniejszych miejscach zrezygnowali z wystudiowanej
obojętności. Z piskiem i
śmiechem
odskakiwali na bok. Mamrocząc
przeprosiny, Cory ruszyła w pogoń w obawie, by nie stracić psa z
oczu. Zabrała go do Hyde Parku, ponieważ właścicielka, ciocia Joan,
kilka tygodni wcześniej złamała nogę w wyniku nieszczęśliwego
upadku. Zanim siostrzenica wyszła, zabroniła jej spuszczać Rufusa ze
smyczy.
- Jest nieposłuszny - ostrzegła. - Poprzedni właściciele
zaniedbali edukację biednego maleństwa.
Widząc spustoszenie, jakiego Rufus dokonał wśród
spacerowiczów, Cory uznała obydwa określenia za wysoce
nieadekwatne. Lecz kilka minut wcześniej pełne wyrzutu,
zrozpaczone spojrzenie pary psich oczu kazało jej zapomnieć o
ostrzeżeniach. Obecnie to nie piesek, lecz niefortunna opiekunka,
zdyszana, spocona i schrypnięta od nieustannego nawoływania,
zasługiwała na współczucie. Nadludzkim wysiłkiem zmniejszyła
dystans tylko dzięki temu,
że
podopieczny kilkakrotnie przystanął,
żeby
zawrzeć parę znajomości z przedstawicielami swego gatunku.
Jego szczególne zainteresowanie wzbudziła suczka francuskiego
2
pudelka. Ledwie zdołał ją nakłonić do zabawy w ganianego, Cory
zawołała ponownie. Rufus przystanął, spojrzał na nią z wyrzutem,
wyraźnie zgorszony,
że
nie docenia zalet ruchu na
świeżym
powietrzu. Wreszcie po chwili wahania zdecydował się zaimponować
damie serca pokazem posłuszeństwa. Ruszył pędem na oślep w
kierunku Cory. Niestety, w pośpiechu nie zauważył tak drobnej
przeszkody jak wysoki, elegancko ubrany mężczyzna w alejce. W
zderzeniu z rozpędzoną górą mięśni, ważącą co najmniej pięćdziesiąt
kilogramów, piękna skórzana teczka poszybowała w powietrze,
przewieszona przez ramię marynarka pofrunęła w przeciwnym
kierunku, a ich właściciel padł do tyłu na ziemię. Rufus najwyraźniej
uświadomił sobie,
że
popełnił nietakt, bo zaczął krążyć wokół leżącej
postaci ze spuszczonym
łbem,
podkulonym ogonem i tak
żałosnym
spojrzeniem, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem.
Cory zamarła z przerażenia. Poszkodowany nie dawał znaku
życia.
Opadła obok niego na kolana. Odetchnęła z ulgą,
stwierdziwszy,
że
oddycha. Aż dziw,
że
przy tak niefortunnej okazji
zwróciła uwagę na wspaniałą muskulaturę, smukłą sylwetkę i regular-
ne rysy okolonej kruczoczarnymi włosami twarzy. Najsłynniejsi
gwiazdorzy mogliby pozazdrościć mu wyglądu, choć z pewnością nie
obecnego położenia.
- Bardzo przepraszam. Nic sobie pan nie złamał? - wymamrotała
zawstydzona, gdy spostrzegła,
że
ofiara zderzenia zaczyna dochodzić
do siebie.
RS
3
Gniewne, lodowate spojrzenie błękitnych jak niebo oczu
odebrało jej resztki
śmiałości.
Wyciągnęła ręce, by pomóc
poszkodowanemu wstać, lecz odtrącił je z wściekłością. Ledwie
zdążył przyjąć pozycję siedzącą, Rufus uznał,
że
wypada przeprosić.
Przejechał wielkim, mokrym jęzorem po twarzy mężczyzny. Ten
wstał, nadal bez słowa, lecz wykrzywiona twarz mówiła sama za
siebie. Cory jeszcze raz poprosiła o wybaczenie, lecz go nie uzyskała.
- Co on je? - usłyszała zamiast odpowiedzi.
Zbita z tropu niecodziennym pytaniem, podążyła wzrokiem za
wyciągniętym oskarżycielsko palcem. Gdy pojęła, skąd to nagłe
zainteresowanie dietą czworonoga, wpadła w jeszcze większy
popłoch. Rufus trzymał mianowicie w pysku telefon komórkowy, na
oko potwornie drogi, który prawdopodobnie wyciągnął z kieszeni
leżącej na trawniku marynarki. Ponieważ projektant nie przewidział
możliwości zetknięcia z potężnymi szczękami, aparat przedstawiał
żałosny
widok. Cory odebrała go psu i usiłowała wręczyć
właścicielowi, ale ten po niego nie sięgnął. Pozbierał rozrzucone
rzeczy, krzywiąc się z bólu przy każdym ruchu.
- Wynagrodzę panu wszystkie szkody - zapewniła skwapliwie,
choć truchlała z przerażenia na myśl o czekających ją, niewątpliwie
kolosalnych wydatkach. - Zapłacę za telefon, zniszczoną marynarkę...
i tak dalej.
Lecz wściekłe spojrzenie nie zapowiadało pojednania.
- Mam pani podziękować? - odburknął.
RS
4
Cory nie winiła go za fatalne maniery. Miał wszelkie powody do
zdenerwowania. Jednakże niesamowity błękit przepięknych oczu
przestał na niej robić wrażenie. Odwróciła głowę w kierunku Rufusa.
Wcielony diabeł siedział parę metrów dalej. Z niewinną minką patrzył
na przemian to na Cory, to na mężczyznę. Wkrótce jednak uznał,
że
już odpokutował winę. Wstał, by powrócić do zabawy z upatrzoną
suczką. Cory zdecydowała,
że
najwyższy czas udzielić mu
upomnienia. Zawołała raz i drugi, lecz pies, posłuszny jedynie
głosowi natury, kompletnie ją zignorował. Zaledwie przebiegł kilka
metrów, zatrzymał go krótki, ostry okrzyk:
- Siad!
Ku zaskoczeniu Cory, Rufus równie skwapliwie wypełnił
następne polecenie obcego:
- Do nogi!
Mężczyzna wziął od Cory smycz, przypiął do obroży, po czym
wręczył jej drugi koniec.
- Zna się pan na tresurze psów? - spytała, zdziwiona.
- Nie, ale umiem wymusić posłuszeństwo. Nawiasem mówiąc,
przydałoby się pani parę lekcji - dodał protekcjonalnym tonem.
Cory wolała nie prostować,
że
nie ona, tylko Rufus ich
potrzebuje.
- To nie mój pies - wyjaśniła. - Należy do mojej cioci. Wzięła go
z pogotowia dla zwierząt. Poprzedni właściciele podobno trzymali go
w zamknięciu, dlatego tak bardzo pragnie wolności. Ciocia zapisała
RS
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin