Strugaccy A. i B. - Bajka o trojce.pdf

(364 KB) Pobierz
Strugaccy A i B - Bajka o trojce
4
C
a³a historia zaczê³a siê od tego, ¿e w samym rodku robo-
czego dnia, gdy poci³em siê nad kolejnym pismem skie-
rowanym do kitie¿gradskich zak³adów magotechniki, poja-
wi³ siê u mnie w gabinecie mój serdeczny przyjaciel Edik
Amperian. Jako cz³owiek dobrze wychowany i wykszta³co-
ny, nie pad³ bezceremonialnie na kulawe krzes³o dla intere-
santów, nie wlecia³ niespodzianie przez cianê ani nie wdar³
siê otwart¹ furtk¹, jak g³az wyrzucony z katapulty. W wiêk-
szoci wypadków moi koledzy ci¹gle siê gdzie spieszyli,
z czym nie nad¹¿ali, gdzie siê spóniali i dlatego pojawiali
siê, w³amywali i wdzierali z absolutn¹ swobod¹, lekcewa¿¹c
normalne rodki komunikacji. Edik do takich nie nale¿a³.
Skromnie pojawi³ siê w drzwiach. Zapuka³ nawet uprzednio,
ale nie mia³em czasu odpowiedzieæ.
 Czy w dalszym ci¹gu jest ci potrzebna Czarna Skrzyn-
ka?  zapyta³ po przywitaniu.
 Skrzynka?  wymamrota³em, nie maj¹c si³ oderwaæ siê
od pisma.  Jakby tu powiedzieæ Jaka w³aciwie skrzynka?
 Wydaje mi siê, ¿e przeszkadzam  powiedzia³ delikat-
nie uprzejmy Edik.  Przepraszam ciê, ale przys³a³ mnie szef
5
Rzecz w tym, ¿e za godzinê odbêdzie siê pierwszy start win-
dy poza obrêb trzynastego piêtra. Proponuj¹ nam skorzystaæ
z okazji.
Mózg mia³em jeszcze zasnuty truj¹cymi wyziewami urzê-
dowej frazeologii i dlatego odrzek³em tylko têpo:
 Jaka winda ma byæ dostarczona pod nasz adres jeszcze
trzynastego piêtra bie¿¹cego roku?
Po chwili jednak¿e pierwsze dziesi¹tki bitów Edikowej
informacji dosiêg³y moich szarych komórek. Od³o¿y³em d³u-
gopis i poprosi³em o powtórzenie. Edik cierpliwie powtórzy³.
 To pewne?  spyta³em zamieraj¹cym szeptem.
 W zupe³noci  potwierdzi³ Edik.
 Idziemy  powiedzia³em, wyci¹gaj¹c z biurka teczkê
z kopiami swoich zapotrzebowañ.
 Gdzie?
 Jak to gdzie? Na siedemdziesi¹te szóste.
 Nie, zaraz  powiedzia³ Edik, krêc¹c g³ow¹.  Najpierw
trzeba zajæ do szefa.
 A po co?
 Prosi³ o to. Z tym siedemdziesi¹tym szóstym piêtrem jest
jaka historia. Szef ma co dla nas na drogê.
Wzruszy³em ramionami, lecz nie protestowa³em. Za³o¿y-
³em marynarkê, wyj¹³em z teczki zapotrzebowanie na Czarn¹
Skrzynkê i ruszylimy do szefa, Fiodora Simeonowicza Kiw-
rina, zarz¹dzaj¹cego oddzia³em Szczêcia Linearnego.
Na pierwszym piêtrze, przed zakratowanym szybem win-
dy panowa³o nieopisane o¿ywienie. Drzwi szybu by³y otwarte,
drzwi kabiny tak¿e, wieci³a masa lamp, b³yszcza³y lustra, mêt-
nie po³yskiwa³y lakierowane powierzchnie. Pod starym, wy-
blak³ym ju¿ transparentem Dla uczczenia wiêta wykonamy
windê t³oczyli siê chc¹cy sobie pojedziæ. Wszyscy z powag¹
s³uchali zastêpcy dyrektora dzia³u administracyjno-gospodar-
czego, Modesta Matwiejewicza Kamieniojada, przemawiaj¹ce-
go przed szeregiem mechaników so³owieckiego Kot³onadzoru.
 Nale¿y z tym wreszcie skoñczyæ  wyjania³ Modest
Matwiejewicz.  To jest winda, a nie jakie tam spektroskopy-
6
-mikroskopy. Winda jest potê¿nym rodkiem postêpu  to
raz. Tak¿e rodkiem transportu. Winda powinna byæ jak wy-
wrotka: podjedzie, wyrzuci i z powrotem. To po pierwsze.
Administracji dobrze wiadomo, ¿e wielu towarzyszy uczo-
nych, w tej liczbie i pewni akademicy, nie potrafi w³aciwie
eksploatowaæ windy. Z tym walczymy i to likwidujemy. Eg-
zaminy na prawo prowadzenia windy, nie patrz¹c na zas³u-
gi ustanowienie tytu³u przodownika windowego i tak
dalej. To po drugie. Ale monterzy ze swej strony powinni
zabezpieczyæ regularnoæ kursowania. Nie ma siê co powo-
³ywaæ na obiektywne trudnoci. Wznosimy has³o: winda dla
wszystkich. Niezale¿nie od osoby. Winda powinna wytrzy-
maæ wejcie do kabiny nawet najbardziej niezwyk³ego aka-
demika.
Przedarlimy siê przez t³um; ruszylimy dalej. Uroczysta
oprawa tego zaimprowizowanego mityngu wywar³a na mnie
ogromne wra¿enie. Czu³o siê, ¿e dzi winda zacznie nareszcie
dzia³aæ, byæ mo¿e bêdzie dzia³aæ nawet przez d³ugie dni. To
wspania³e. Winda by³a zawsze piêt¹ achillesow¹ Instytutu i Mo-
desta Matwiejewicza. W³aciwie niczym wyj¹tkowym nasza
winda siê nie wyró¿nia³a. Winda jak winda, mia³a swoje wady
i zalety. Jak wypada uczciwej windzie, lubi³a stawaæ miêdzy
piêtrami, wiecznie by³a zajêta, przepala³a wkrêcone ¿arówki,
wymaga³a bezb³êdnego obchodzenia siê z drzwiami, a przy
wchodzeniu do kabiny nikt nie móg³ z pewnoci¹ stwierdziæ,
gdzie i kiedy uda mu siê j¹ opuciæ. Mia³a jednak nasza winda
pewn¹ osobliwoæ. Nie mog³a sobie poradziæ z wjechaniem
wy¿ej ni¿ na dwunaste piêtro. To znaczy, historia Instytutu zna³a
wypadki, kiedy pewni specjalici potrafili okie³znaæ krn¹brn¹
maszyneriê i gdy dali jej odpowiedniego kopniaka, wznosili siê
na zupe³nie fantastyczne wysokoci. Ale dla szarego cz³owie-
ka ca³y niekoñcz¹cy siê ogrom Instytutu powy¿ej dwunaste-
go piêtra pozostawa³ niezmiennie bia³¹ plam¹. O tych prawie
ca³kowicie odciêtych od wiata terytoriach kr¹¿y³y najró¿-
niejsze, w wiêkszoci wypadków sprzeczne s³uchy. Mówiono
na przyk³ad, ¿e sto dwudzieste czwarte piêtro posiada wyjcie
7
w przestrzeñ o innych w³aciwociach fizycznych; na dwiecie
trzydziestym zamieszkuje jakoby nieznane plemiê alchemi-
ków  ideowych nastêpców s³ynnego Zwi¹zku Dziewiêciu,
utworzonego przez wykszta³conego indyjskiego króla Aszko-
ju; na tysi¹c siedemnastym po dzi dzieñ ¿yj¹ sobie spokojnie
i szczêliwie nad brzegiem B³êkitnego Morza staruszek, sta-
ruszka i z³oty narybek Z³otej Rybki.
Mnie osobicie, tak jak i Edika, interesowa³o przede wszyst-
kim piêtro siedemdziesi¹te szóste. Tam, zgodnie z informacja-
mi z inwentarza, ukryta by³a Idealna Czarna Skrzynka, niezbêd-
na dla orodka obliczeniowego, przebywa³a tam równie¿ pewna
mówi¹ca pluskwa, na której ogromnie zale¿a³o oddzia³owi
Szczêcia Linearnego. Z tego co by³o nam wiadome, na sie-
demdziesi¹tym szóstym znajdowa³ siê sk³ad deficytowych zja-
wisk przyrodniczych i spo³ecznych. Wielu naszych wspó³pra-
cowników pragnê³o gor¹co siê tam znaleæ, aby zanurzyæ w tym
skarbcu swoje chciwe rêce. Fiodor Simeonowicz na przyk³ad
marzy³ o rozprzestrzeniaj¹cych siê tam hektarach gruntu pod
Optymizm. Kolegom z wydzia³u Meteorologii Socjalnej nie-
zbêdny by³ choæ jeden Mrony Szewc  a mia³o ich tam byæ
trzech i wszyscy jak jeden m¹¿ z efektywn¹ temperatur¹ blisk¹
absolutnemu zeru. Taki Christobal Hozewicz Junta, zarz¹dza-
j¹cy oddzia³em Sensu ¯ycia, doktor najbardziej niespotykanych
nauk, wprost rwa³ siê na siedemdziesi¹te szóste po unikalny
egzemplarz tak zwanego Bezskrzyd³ego Marzenia Przyziem-
nego  by je wypchaæ. Szeæ razy w ci¹gu ostatniego æwieræ-
wiecza próbowa³ przebiæ siê na siedemdziesi¹te szóste, wyko-
rzystuj¹c swoje wybitne zdolnoci do pionowej transgresji.
Nawet jemu siê nie powiod³o: zgodnie ze sprytnym zamys³em
staro¿ytnych architektów, wszystkie piêtra powy¿ej dwunaste-
go by³y ca³kowicie zablokowane dla wszystkich typów trans-
gresji. Tak wiêc udany start windy oznacza³ nowy etap w ¿yciu
naszego kolektywu.
Zatrzymalimy siê przed gabinetem Fiodora Simeonowi-
cza, a przystojny i czyciutki staruszek, skrzat Tichon, uprzej-
mie otworzy³ przed nami drzwi. Weszlimy.
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin