Way Margaret - Koło fortuny.pdf

(626 KB) Pobierz
Margaret Way
Koło fortuny
Tytuł oryginału: Australia's Most Eligible Bachelor
PROLOG
Trzy lata wcześniej
Brisbane, stolica stanu Queensland
Miasto tętniło
życiem:
taksówki, samochody, autobusy, szum
klaksonów, migoczące
światła,
nieustanny ruch. Wszystko to potęgowało
napięcie, jakie towarzyszyło Mirandzie od rana. W dodatku w powietrzu
wyczuwało się zapowiedź burzy. To było typowe o tej porze roku: krótka
intensywna ulewa, po niej jaskrawe słońce, błękitne niebo i lejący się z
niego
żar.
Na ulicach rozbrzmiewały tysiące głosów. Ludzie
śpieszyli
się do
domu po długim dniu pracy. Jedni szli uśmiechnięci, prowadząc rozmowę z
kimś znajomym; inni wędrowali objuczeni zakupami; jeszcze inni trzymali
telefony przy uchu i coś do nich wrzeszczeli. Czyżby nie słyszeli,
że
komórki są niebezpieczne dla zdrowia?
Oczywiście niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Można
chociażby
wpaść
pod
samochód,
pomyślała
Miranda,
obserwując
notorycznych maruderów i ryzykantów, którzy co rusz utykali na
środku
ruchliwych skrzyżowań. Ale czy ma prawo ich krytykować, skoro dziś sama
zamierza wykonać skok na głęboką wodę?
Wszystko dokładnie przemyślała. Przez ostatnie dwa tygodnie uważnie
śledziła
przyjścia i wyjścia obu Rylance'ów: starszego, miliardera Daltona
Rylance'a, prezesa Rylance Metals, oraz jego syna i dziedzica,
dwudziestopięcioletniego Corina. Superbogaty i superprzystojny Corin
L
T
1
R
Rylance wydawał się idealnym „następcą tronu"; był też kawalerem,
wymarzonym kandydatem na męża.
Oczywiście bogaty nie oznacza miły. Na pewno miła nie była Leila,
druga
żona
Daltona. Pierwsza zginęła w wypadku samochodowym, kiedy
Corin i jego młodsza siostra Zara byli nastolatkami. Kilka lat później Dalton
zaskoczył rodzinę i znajomych,
żeniąc
się z młodą kobietą z działu
informacyjnego, niejaką Leilą Richardson, którą wszyscy uważali za
oportunistkę szukającą bogatego frajera.
O dziwo małżeństwo nie rozpadło się ani po roku, ani po dwóch
latach. Piękna Leila została przyjęta do socjety. Zachowywała się tak, jakby
całe
życie
spędziła w luksusie. Ale to nie była prawda. Leila Rylance nie
była kimś, za kogo się podawała. Była bezdusznym potworem.
Miranda przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Z Rylance'ami się nie
zadziera. Oni dysponują armią prawników, ochroniarzy. Mogłaby mieć nie-
przyjemności: być aresztowana, dostać sądowy zakaz zbliżania się do
rodziny, najeść się wstydu i upokorzenia... Kierowała nią złość, poczucie
krzywdy i niesprawiedliwości. Miała siedemnaście lat, ale nie była głupia.
Miranda to taka mądra dziewczynka. Nie wolno zmarnować jej talentu,
powtarzały wszystkie nauczycielki. Ostatnio, na uroczystości wręczania
świadectw,
dyrektorka szkoły, Elizabeth Morgan, wyraziła przekonanie,
że
w przyszłości Miranda Thornton przyniesie chlubę swojej dawnej szkole.
Miranda zrobiła wszystko, co mogła: z matematyki, fizyki, chemii i biologii
zdobyła najwyższe oceny. Mogła studiować na dowolnym uniwersytecie.
Była inteligentna i miała silną motywację, by zostać lekarzem, wiedziała
jednak,
że
bez pieniędzy nie zdoła ukończyć studiów. Rodzice często
zadawali sobie pytanie, skąd w ich małej Miri wzięło się to pragnienie. Nikt
L
T
2
R
w rodzinie nie miał nic wspólnego z medycyną. Nikt nie skończył studiów
wyższych.
Miranda jednak była inna. Odważna, inteligentna, przedsiębiorcza,
dojrzała ponad wiek. Przez ostatnie trzy lata opiekowała się matką, która
toczyła walkę z rakiem. Matka odeszła rok po swoim mężu, który zmarł w
wyniku rozległego zawału. Rodzice nie byli młodymi ludźmi. Matka miała
czterdzieści dwa lata, kiedy urodziła się Miranda; po serii poronień niemal
straciła nadzieję,
że
kiedykolwiek donosi ciążę.
Dzieciństwo Mirandy upłynęło spokojnie. Dziewczynka kochała
rodziców i czuła się kochana. Rodzice prowadzili małą farmę mleczną w
subtropikalnym Queenlandzie. Farma przynosiła niewielkie zyski, ale im to
wystarczało; pracowali ciężko, by zapewnić córce dobrą edukację.
Miranda wiedziała,
że
nigdy nie zapomni ich poświęcenia. Zamierzała
się nimi opiekować do późnej starości. Tyle
że
ich już nie było, a jej
świat
legł w gruzach. Okazało się bowiem,
że
rodzice wcale nie byli jej rodzicami.
Byli jej dziadkami.
A ona dorastała w kłamstwie.
Serce waliło jej młotem. W głowie się jej kręciło. Słońce odbijające się
od szyby prawie ją oślepiało. Zamrugała. I nagle go zobaczyła.
Nie miała chwili do stracenia. Poderwała się na nogi. Corin Rylance
opuścił budynek firmy. Wszędzie by go rozpoznała. Jego wizerunek miała
wyryty w pamięci. Zresztą trudno byłoby nie zwrócić uwagi na wysokiego,
przystojnego mężczyznę o uśmiechu gwiazdy. Mógłby być aktorem, gdyby
nie powaga w ruchach i zachowaniu, dość niezwykła u tak młodego
człowieka. No ale ten młody człowiek był synem magnata przemysłowego i
czekała go wspaniała przyszłość.
L
T
3
R
Miranda zadrżała z podniecenia; nie była pewna, czy poradziłaby sobie
z ojcem. Dalton Rylance uchodził za człowieka bezwzględnego, a ona tak
naprawdę wcale nie chciała niszczyć jego małżeństwa. Tak, syn w
zupełności wystarczy. Przemknęło jej przez myśl,
że
czasem los bywa
łaskawy.
Patrzyła, jak lśniący srebrny rolls podjeżdża pod budynek. Ze
środka
wysiadł szofer w eleganckim szarym uniformie, obszedł maskę i stanął przy
tylnych drzwiach.
Na miłość boską, czy bogacze nie potrafią sami otwierać drzwi? Z
drugiej strony dzięki nim szoferzy mają pracę. Czekała w napięciu,
obawiając się konsekwencji. Wiedziała jednak,
że
jeśli chce cokolwiek w
życiu
osiągnąć, musi porozmawiać z Rylance'em. Obserwowała, jak
mężczyzna pochyla głowę i zajmuje miejsce na tylnym siedzeniu. Policzyła
do trzech i skoczyła w przód. Zanim szofer zdążył zatrzasnąć drzwi,
zdyszana wsunęła się do auta.
– Cześć, Corin! Pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się na przyjęciu u
Baumanów. Musimy porozmawiać.
Zwykle po takich słowach młodzi mężczyźni wytężali słuch. Młody
Rylance nie zareagował, natomiast szofer – sądząc po jego umięśnionej
sylwetce, ekswojak – z zatroskaną miną zajrzał do
środka.
– Zna pan tę młodą damę, panie Rylance? – zapytał.
Miranda uśmiechnęła się.
– Oczywiście,
że
zna. Prawda, Corin?
W jego oczach nie pojawił się błysk rozpoznania.
Zanim się spostrzegła, zaczął ją przeszukiwać. Właściwie obmacywać.
Delikatnie. Najpierw ramiona, potem
żebra.
Przeszył ją dreszcz, sutki jej
stwardniały. Modliła się, aby Corin tego nie zauważył. Wsunął rękę pod
4
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin