Grady Robyn - Kolacja w Sydney.pdf

(516 KB) Pobierz
Robyn Grady
Kolacja w Sydney
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pod Phoebe Moore dosłownie ugięły się kolana. Na widok opiętego ciasną koszul-
ką męskiego torsu i silnych, opalonych ramion zakręciło jej się w głowie. Nieświadomy
tego,
że
ma towarzystwo, mężczyzna zdjął koszulkę, ukazując opaloną pierś i nie-
przyzwoicie wprost umięśniony brzuch.
Phoebe wydała z siebie ciche westchnienie. Nic dziwnego,
że
firma Brodricks Pre-
stige Cars obiecywała,
że
klient ma tu zapewnione „niepowtarzalne przeżycia". Dyna-
miczny, czarujący i niewiarygodnie przystojny Pace Davis był głównym technicznym
doradcą firmy i szefem mechaników. Phoebe nie mogła oderwać od niego wzroku. Jed-
nak najbardziej pociągała ją w nim aura tajemniczości, jaką wokół siebie roztaczał. Za
każdym razem, kiedy się spotykali, zadawał pytania na temat jej
życia,
wyraźnie unikając
jakichkolwiek wzmianek dotyczących własnej osoby. Mogła się jedynie domyślać dla-
czego.
Pace najwyraźniej wyczuł jej obecność, gdyż obejrzał się przez ramię i widząc ją,
uśmiechnął się szeroko. Ruszył w jej stronę. Przejechał ręką przez kruczoczarne włosy,
mierzwiąc je tak,
że
tworzyły teraz artystyczny nieład. Tak musiał wyglądać tuż po wsta-
niu z
łóżka,
pomyślała Phoebe, przyciskając do piersi notatnik.
Lekko potargany i absolutnie godny pożądania.
Wyprostowała się, przypominając sobie pierwszy punkt z listy, jaką sporządziła na
własny użytek ostatniej nocy.
„Być stuprocentową kobietą... Jak najszybciej znaleźć Tego Jedynego!"
Pace Davis był doskonałym kandydatem do tej roli. Niestety, znała co najmniej
trzy powody, dla których nie mogło między nimi do niczego dojść. Szeroka pierś za-
trzymała się kilka centymetrów przed nią, a przenikliwe błękitne oczy omiotły spoj-
rzeniem całą jej postać.
- Kogóż my tu mamy? Panna Phoebe Moore we własnej osobie. - Jego brwi
ścią-
gnęły się w jedną linię. - Czekaj... Wyglądasz dziś jakoś inaczej.
Phoebe zarumieniła się. Czyżby miała plamę na brodzie?
L
T
R
- Widzę to w twoich oczach - ciągnął Pace. - W końcu zmieniłaś zdanie i pozwo-
lisz mi zabrać się do domu.
Nie wiedziała, co zrobiło na niej większe wrażenie - pełen obietnic ton jego głosu
czy intensywne spojrzenie, jakim ją obdarzył. Jednego była pewna: nie skorzysta z jego
propozycji. Przede wszystkim był jej kolegą z pracy. Phoebe bardzo skrupulatnie prze-
strzegała zasady niemieszania
życia
osobistego z zawodowym. Pace Davis najwyraźniej
miał na ten temat zgoła odmienne zdanie. Już podczas pierwszego spotkania, które miało
miejsce na firmowym przyjęciu, jasno dał jej do zrozumienia,
że
mu się podoba i nie
miałby nic przeciw temu,
żeby
spędzić z nią więcej czasu w bardziej kameralnych wa-
runkach. Najzwyczajniej w
świecie
chciał się z nią przespać i było tylko kwestią czasu,
kiedy to się stanie.
A przynajmniej tak sądził.
- Nic bardziej mylącego, Pace. Jesteś ostatnią osobą, której teraz potrzebuję - doda-
ła
z lekceważącym wzruszeniem ramion.
Pace przysunął się jeszcze bliżej, poczuła na twarzy jego oddech.
- Nie uważasz,
że
byłoby zabawnie się o tym przekonać?
Musiała mocno się starać,
żeby
nie rzucić mu się w ramiona. Przypomniała sobie
jednak drugi powód, dla którego stanowczo nie powinna zawierać z nim bliższej znajo-
mości.
L
T
R
Brodricks Prestige Cars miał powiązania z Goldmar Studios, dla których pracowa-
ła,
a sam Pace był graczem... Mężczyzną, który nie zawaha się przed niczym, byle tylko
zaspokoić własne pragnienia. Na przyjęciu, na którym się poznali, był adorowany przez
kobiety; jedynym wytłumaczeniem faktu,
że
zwrócił na nią wtedy uwagę, było to,
że
w
przeciwieństwie do nich, nie rzuciła mu się do stóp. Następnym razem, kiedy się spotka-
li, było podobnie.
Wprawdzie była bardzo zdeterminowana,
żeby
znaleźć Tego Jedynego, ale nie
miała zamiaru zostać kolejną zdobyczą na długiej liście jakiegoś playboya. Zbyt dobrze
wiedziała, czym to się może skończyć. Historia jej matki jasno tego dowodziła.
Choć z drugiej strony, Pace miał w sobie dużo uroku... Odrobina niewinnego flirtu
nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
- Bardzo możliwe - przyznała. - Jeśli zmienię zdanie, będziesz pierwszym, który
się o tym dowie.
Tym razem się nie uśmiechnął. Przysunął się tak blisko,
że
poczuła ciepło jego cia-
ła.
Z wrażenia zabrakło jej w piersiach tchu.
- Wiesz, co mi się w tobie najbardziej podoba, Phoebe? - spytał niskim, gardłowym
głosem. - Twoja zdolność unikania tego, co nieuniknione.
Poczuła, jak zalewa ją fala gorąca. Jeszcze chwila, a się udusi. Musi szybko coś
zrobić, zanim resztka zdrowego rozsądku, jaka jej jeszcze pozostała, rozpłynie się w po-
wietrzu.
Zrobiła krok do tyłu,
żeby
zwiększyć dzielący ich dystans.
- Pani w recepcji powiedziała mi,
że
cię tu znajdę. Przyszłam po swój samochód.
Pace niespiesznie ruszył w kierunku rzędu szafek. Na jakiś czas ich gra została
przerwana.
- Ach, tak - powiedział, chowając koszulkę. - Nowe coupe, które aż się prosi,
żeby
ktoś wydobył drzemiącą w nim siłę.
Phoebe w milczeniu przyglądała się, jak Pace wkłada czystą koszulkę. Gdzie jest to
bmw? Miało na nią czekać o piątej po południu.
- Mam nadzieję,
że
nie pomyliłam dat?
- Bądź spokojna, wszystko jest zgodnie z umową. Szczęśliwy zwycięzca dostanie
od Brodricks wyjątkowy samochód do prywatnego użytku na cały rok. - Podrapał się po
głowie i uniósł brwi. - Niestety, okazało się,
że
będziemy mieli ten samochód dopiero w
poniedziałek.
Phoebe zamarła.
No to pięknie. Jeśli nie będzie miała samochodu od sponsora w ten weekend, cze-
kają ją kłopoty. I to niemałe.
- O której w poniedziałek?
- Dlaczego pytasz? Chciałaś przeprowadzić jazdę testową?
Coś w tym rodzaju.
- Muszę jutro pojechać do domu. Jakieś sześć godzin jazdy z Sydney.
L
T
R
Jej ciotka Meg miała wrócić z zagranicy. Od
śmierci
matki Phoebe dzieliła z nią
dom do czasu, gdy osiem lat temu przeprowadziła się do Sydney. Czasami jednak od-
wiedzała ciotkę i pomagała jej wykonać drobne prace remontowe.
Ciotka Meg zupełnie nie miała do tego głowy i Phoebe musiała się o wszystko
troszczyć. Na jutro umówiła się z człowiekiem, który miał im wstawić nowy bojler na
wodę. Zbliżała się zima i trzeba się było tym pilnie zająć.
Pace oparł się swobodnie o drzwi stojącej nieopodal alfy romeo.
- Nie ma problemu, zorganizuję ci coś innego.
- Naprawdę mógłbyś? Byłabym bardzo wdzięczna. Mogę przyjść po niego jutro po
dwunastej?
- Nie ma sprawy.
Phoebe skinęła mu głową i ruszyła w stronę drzwi wiodących do biura.
- Poczekaj chwilę.
Zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
- Podrzucić cię do domu? O tej porze niełatwo będzie złapać taksówkę.
Na samą myśl o wspólnej przejażdżce poczuła w
żołądku
miłe
łaskotanie,
a w dole
brzucha przyjemne ciepło. Serce zaczęło jej bić szybciej niż zwykle. Mimo to potrząsnę-
ła
przecząco głową i uśmiechnęła się chłodno.
- Dziękuję, dam sobie radę.
L
T
R
- Moglibyśmy zatrzymać się gdzieś po drodze na kawę. Nie zaproponowałem ci
naszej, bo mogłabyś przypłacić to
życiem.
Phoebe nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Naprawdę nie sądzę,
żeby
to był...
- A ja sądzę,
że
to doskonały pomysł. Na pewno nie spieszysz się aż tak bardzo,
żeby
nie móc ze mną wypić kawy. Chyba
że
masz już jakieś plany na wieczór?
- Czeka na mnie mój lhasa apso.
- Szczęśliwy pies. - Uśmiechnął się do niej filuternie. - Jestem pewien,
że
nie bę-
dzie miał ci tego bardzo za złe, jak się kilka minut spóźnisz.
Choć nie było to
łatwe,
Phoebe ułożyła usta w uśmiech pod tytułem: „dziękuję, ale
nie".
Zgłoś jeśli naruszono regulamin