Willingham Michelle - 04 W pułapce uczuć.pdf

(1212 KB) Pobierz
Michelle Willingham
W pułapce uczuć
„Waleczni bracia MacEgan" - 01
1
Słownik terminów irlandzkich użytych w książce
a chroí
- kochanie
a dalta
- dosłownie: wychowanek, termin używany przy zwracaniu się do
przybranego syna
a ghrá
- ukochana
a iníon
- córeczka
a stór
- moja droga
aenach
- lokalny jarmark
aite
- przybrany ojciec
bean-sidhe
- boginka
brat
- wełniany szal noszony wokół ramion, zarówno przez kobiety, jak i
przez mężczyzn
cailín
- dziewczyna
brehons
- sędziowie rozpatrujący sprawy sporne
corp-dire -
zwyczajowa grzywna za zadane rany
craibechan
- aromatyczny posiłek, przyrządzany z siekanego mięsa i warzyw
dia dhúit
- powitanie, dosłownie: niech Bóg będzie z tobą
ech
- koń używany podczas walk
eraic
- odszkodowanie, dosłownie: cena krwi
flaiths
- przedstawiciele wielkich rodów
léine
- długa suknia spodnia noszona przez kobiety lub krótka koszula noszona
przez mężczyzn
méirge
- kolorowa chorągiew
níl
- nie
rath -
forteca
sibh
- boginki
sibh dubh
- duchy ciemności
- tak
tuatha
- miasteczko lub wieś należące do jednego klanu, dosłownie: ludzie
RS
Rozdział pierwszy
Irlandia, rok 1175
- Aileen, tam leży trup! - Lorcan wpadł do kamiennej chaty, przestępując z
niecierpliwością z nogi na nogę.
- Trup? - Aileen Ó Duinne wypuściła z rąk zebrane rano w ogrodzie główki
czosnku. - Jesteś pewien,
że
nie
żyje?
Lorcan wzruszył ramionami.
- Nie ruszał się. I wszędzie jest pełno krwi.
Pewnie chłopak miał rację. Aileen nie traciła jednak nadziei. Bo jeśli ten
człowiek jeszcze
żył,
być może będzie mogła go uratować.
- Pokażę ci. - Lorcan pomyślał przez chwilę i w jego ciemnych oczach pojawił
się niepokój. - Będę miał kłopoty,
że
ci powiedziałem? On już nie
żyje.
Aileen potrząsnęła głową.
- Nie martw się. Dobrze,
że
przyszedłeś z tym do mnie.
Nie wolno mi, pojawiła się ostrzegawcza myśl. Jeśli dowie się o tym wódz
klanu Seamus Ó Duinne, może ją ukarać. Nie wolno jej było uzdrawiać nikogo z
klanu.
Ale to nie był czas na takie rozmyślania. Bogini
światła
Belisamo, spraw,
żeby
żył.
Lorcan wszedł za nią do chaty, kiedy napełniała koszyk lnianymi szarpiami,
żywokostem
i krwawnikiem.
- Zaprowadź mnie do niego - powiedziała.
Chłopak pognał w stronę północnego pastwiska. Aileen biegła za nim, mijając
po drodze kilka sąsiednich kamiennych chat. Jeden z mężczyzn przerwał pracę w
polu, wlepiając w nią wzrok pełen niesmaku.
3
RS
- Gdzie go znalazłeś?
Aileen odwróciła głowę.
Nie kłopocz się tym, co sobie pomyśli, nie robisz nic złego, nakazała sobie.
Ale poczuła się upokorzona. Mieszkańcy wioski nie zapomnieli o
prześladującym ją pechu.
Kiedy biegła za Lorcanem, poranna rosa zwilżyła brzeg jej sukni. Chłopak
pędził przed nią, wskazując na zawietrzną stronę wzgórza.
Postrzępione wierzchołki traw kołysały się na wietrze. Część z nich była
pognieciona przez ciało mężczyzny, który leżał twarzą w dół. Nienaturalne ułożenie
kończyn wskazywało na upadek z konia. Jego krew poplamiła trawę. Aileen drżały
ręce, kiedy wyciągnęła je, by dotknąć mężczyzny.
Jej uszu dobiegł przytłumiony jęk. Wszyscy
święci,
on
żył.
Dzięki wam, bogowie. Dali jej drugą szansę, by mogła się sprawdzić.
- Sprowadź Riordana - poleciła Lorcanowi. - Trzeba go przenieść. Niech
przyprowadzi ze sobą konia.
Nie mogła pozwolić mu umrzeć. Nieważne, co inni myślą o jej
umiejętnościach, wiedziała,
że
może go uratować.
Kiedy Lorcan pobiegł po pomoc, odwróciła leżącego mężczyznę. Na widok
jego opuchniętej twarzy zaparło jej dech w piersiach. Mimo ran rozpoznałaby go
wszędzie. Connor MacEgan. Nigdy nie myślała,
że
znów go zobaczy.
Strach i ryzyko sprawiły,
że
nagle poczuła niepokój. Dlaczego zrządzeniem
losu ze wszystkich mężczyzn na
świecie
trafił w jej ręce właśnie ten?
Jego przystojna twarz prześladowała ją w snach od dawna. Wyraźne usta,
prosty nos i mocno zarysowana szczęka były spadkiem po wikingach, przodkach ze
strony dziadka. Krew pozlepiała jego złote włosy i sączyła się z głębokiej rany na
skroni.
Zamierzała ją w pełni wykorzystać.
RS
4
Kiedyś kochała go. Przeszył ją ból na to wspomnienie, ale odrzuciła je.
Sztyletem przecięła wełniany pas, odsłaniając dobrze umięśniony tors wojownika.
Miał na ciele wiele dźgnięć, ale wszystkie były płytkie.
Jak długo tu leżał? Patrząc na jego poszarzałą twarz, zastanawiała się, ile
stracił krwi. Być może było już za późno na ratunek.
Nie myśl o tym, nakazała sobie.
Opatrzyła tamponami jego piersi, a potem zajęła się ranami głowy.
Przycisnęła ranę na skroni, by zatamować krwawienie. To wtedy zauważyła ciemne
opuchlizny na jego rękach i nadgarstkach. Połamane kości pewnie będą wymagały
złożenia.
On nie może umrzeć, pomyślała.
Musiała przetransportować go do chaty dla chorych, by opatrzyć mu ręce i
Horyzont ciągnął się w nieskończoność i nie widać było ani chłopaka, ani
Riordana. Nie mogła liczyć na
żadną
inną pomoc. Większość mieszkańców wioski
uważała,
że
jest przeklęta.
Wyciągnęła z koszyka kilka ząbków czosnku i przyłożyła delikatnie do torsu
mężczyzny. Ciasno owinęła rany i modliła się, by czosnek odgonił demony
gorączki.
W końcu usłyszała zbliżający się tętent konia. Poczuła ulgę. Pomachała do
Riordana, kiedy ten zsiadał z konia. Krzepki mężczyzna, przywykły do pracy w
polu, był wyższy o głowę od większości mieszkańców wioski. Miał rumiane
policzki i bez trudu można go było rozpoznać po jasnorudych włosach.
Wyraźnie był zadowolony,
że
to właśnie jego wezwała na pomoc. Zawsze
szukał powodu, by być blisko niej, zwłaszcza teraz, kiedy została wdową. I był
jedynym mężczyzną, któremu mogła zaufać.
-
Żyje?
- spytał.
- Ledwie. Musisz mi pomóc przewieźć go do chaty chorych.
5
RS
zaszyć głębokie rany, ale nie poradzi sobie bez pomocy. Gdzie jest Riordan?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin