Autor: TERRY PRATCHETT Tytul: OSTATECZNA NAGRODA Dogger otworzył drzwi, był jeszcze w piżamie. Na progu stało co niewiarygodnego. Istnieje proste wytłumaczenie, pomylał. Zwariowałem. Jak na siódmš rano była to całkiem zadowalajšca racjonalizacja. Zamknšł drzwi i zawrócił korytarzem, przez kuchenne okno widział wagoniki metra linii Northen Line wypełnione całkiem normalnymi ludmi. Istnieje błogi okres istnienia, który Yen Buddyci nazywajš plinki. Jest on całkiem precyzyjnie zdefiniowany jako odstęp czasu między obudzeniem się a wymierzeniem ciosu przez wszystkie problemy, które nie dały ci spać uprzedniej nocy. Kończy się w chwili, gdy uznajesz, że od tego ranka wszystko pójdzie lepiej. Ale nie idzie. Przypomniał sobie kłótnię z Nicki. No, właciwie nie kłótnię. Z jej strony było to bardziej gniewne milczenie, w nim za narastała złoć, chociaż wcale nie wiedział, od czego się to właciwie zaczęło. Niewštpliwie powiedział, że niektórzy z jej przyjaciół wyglšdajš jakby przędli własny chleb i piekli własne kozy, a potem wzniósł się najprawdopodobniej do poziomu, kiedy wygłaszał stwierdzenia typu: jeli już chcesz koniecznie wiedzieć, to ja uważam, że zielone 2CV ma antynuklearny stiker wlaminowany fabrycznie do tylnego okna. Gdyby był w formie, jakš osišgał zazwyczaj po wypiciu pinty białego wina, skomentowałby pewnie jeszcze kobiety ubrane w drelichy. To była jedna z tych kłótni, kiedy każda żartobliwa próba, żeby się wyrwać, kończy się stworzeniem kolejnej otchłani, w którš trzeba wkroczyć. A potem ona przerwała, nie - zerwała milczenie uwagami o marzeniach Erdana, by stać się macho i oto nagle okazało się, że on zajadle broni ludzi, których nienawidził - oczywicie, kiedy był trzewy - równie mocno co ona. A potem wrócił do domu i napisał ostatni rozdział "Erdana i węża Krawędzi", a następnie pod wpływem rozgoryczenia, alkoholu i buntu, na ostatniej stronie umiercił swego bohatera. Zmiażdżył go lawinš. Fanowie znienawidzš go za to, ale poczuł się lepiej, uwolniony od czego, co trzymało go na uwięzi przez kilka dobrych lat. I co przez przypadek uczyniło go całkiem bogatym człowiekiem. A wszystko dzięki komputerom, ponieważ dobra połowa fanów, których spotykał, pracowała przy komputerach, a za pracę przy komputerach płacili tyle, że pienišdze trzeba było wieć do domu na taczkach. Fanowie science fictiom mogš mieć różne odbicia, ale kupujš ksišżki na pęczki, a potem jeszcze czytajš je od deski do deski. Teraz będzie musiał wymylić dla nich co innego, napisać co porzšdnego, poduczyć się o czarnych dziurach i kwantach... Co nadal zajmowało jego umysł, kiedy kierował się w stronę kuchni. A tak, na jego progu stał Erdan Barbarzyńca. Zabawne, co? Teraz już wokół framugi pod wpływem walenia zaczšł rysować się tynk, co było doć nietypowym efektem specjalnym halucynacji. Dogger ponownie otworzył drzwi. Erdan stał cierpliwie obok mleka. Mleko było białe i w butelkach. Erdan miał siedem stóp wzrostu, ubrany był w przepaskę na biodra. Jego tors wyglšdał jak worek pełen piłkarzy. W jednej ręce trzymał co, co - jak Dogger doskonale wiedział - było Skungiem, Mieczem Lodowych Bogów. Dogger dlatego doskonale to wiedział, ponieważ opisywał go tysišce razy. I już nigdy nie zamierzał opisywać po raz kolejny. Erdan przerwał milczenie. - Przyszedłem - powiedział - żeby spotkać Tego Co Mnie Uczynił. - Przepraszam? - Przyszedłem - odezwał się barbarzyński bohater - by odebrać Ostatecznš Nagrodę. - Spoglšdał wyczekujšco w głšb korytarza i drapał się po torsie. - Jeste fanem, tak? - zapytał Dogger. - Całkiem niezły kostium. - Co to jest fan? - odpowiedział pytaniem Erdan. - Chcę się napić twojej krwi - wtršcił się do rozmowy Skung. Za plecami giganta - mówišc metaforycznie, bo tak naprawdę to pod jego masywnym ramieniem - Dogger ujrzał listonosza. Mężczyzna obszedł wokół Erdana, podpiewujšc pod nosem, wetknšł kilka rachunków w nie stawiajšcš oporu dłoń Doggera, rzucił na przekór wszystkim oznakom uwagę, że mamy ładny dzień i odszedł. - Jego krwi też bym się napił - owiadczył Skung. Erdan stał nieporuszony, dajšc wyranie do zrozumienia, że zamierza tak trwać, aż nieżne Mamuty Hy-Kooli odejdš do domu. Historia notuje bardzo wiele głupich komentarzy, takich jak: "Wyglšda na to, że jest tu całkowicie bezpiecznie" albo "Indianie? Jacy Indianie?", a Dogger wybrał z tej listy jedno z najstarszych, dzięki któremu sprzedano więcej encyklopedii i ubezpieczeń na życie niż by mylał, że to w ogóle możliwe. - Chyba lepiej będzie - powiedział - jeli wejdziesz. Nikt nie mógł wyglšdać aż tak jak Erdan. Jego skórzany kaftan najwyraniej spędził sporo czasu na kupie kompostu. Paznokcie miał purpurowe, skórę dłoni jak wygarbowanš, klatkę piersiowš pokrywała szachownica blizn. Co o paszczy wielkoci fotela musiało kiedy pokosztować jego ramienia, ale najwyraniej smak mu nie odpowiadał. Widocznie uzewnętrzniam moje fantazje, pomylał Dogger. Albo jeszcze pię. Najważniejsze to zachowywać się naturalnie. Erdan zanurkował do pomieszczenia, które Dogger z upodobaniem nazywał pracowniš, a które wyglšdało jak normalny salon, tyle tylko, że na stole stał komputer. Barbarzyńca zasiadł w fotelu. Sprężyny niebezpiecznie zaskrzeczały. Spojrzał w stronę Doggera wyczekujšco. To oczywicie może być również, pomylał Dogger, maniak morderca. - Ostatecznš nagrodę? - zapytał słabo. Erdan przytaknšł. - Hm. A w jakiej właciwie formie? Erdan wzruszył ramionami. Kilka mięni musiało się usunšć z drogi, żeby pozwolić potężnym ramionom wznieć się i opać. - Powiedziane jest - owiadczył - że ci, którzy polegnš w walce, będš biesiadować i hulać w twoim hallu na zawsze. - Ach - Dogger zatrzymał się niezdecydowany na progu pokoju. - W moim hallu? Erdan znowu przytaknšł. Dogger rozejrzał się wokół. Już telefon i wieszak na płaszcze powodowały, że miejsce wydawało się zatłoczone. Możliwoci hulanek były wyranie ograniczone. - A jak długo właciwie oznacza to "na zawsze"? - odezwał się. - Aż gwiazdy zgasnš i Wielki Lód pokryje wiat - odparł Erdan. - Tak mi się włanie wydawało. W słuchawce zaskrzeczał głos Cobhama. - Ty co? - zapytał. - Dałem mu piwo i nogę kurczaka, a potem posadziłem go przed telewizorem - powtórzył Dogger. - A wiesz, tak naprawdę to wrażenie zrobiła na nim lodówka. Powiedział, że trzymam w więzieniu następnš Epokę Lodowcowš, co ty na to? A telewizja jest po to, żebym szpiegował wiat, tak on uważa. Oglšda "Sšsiadów" i zamiewa się. - Czego ode mnie oczekujesz? - Posłuchaj, nikt nie jest w stanie tak podrobić Erdana! Całe tygodnie zajęło mi, zanim opisałem jak należy smród! To jest naprawdę on, mówię ci. Taki, jakim go sobie zawsze wyobrażałem. I siedzi u mnie oglšdajšc opery mydlane. Jeste moim agentem, powiedz, co powinienem teraz zrobić? - Po prostu uspokój się - głos Cobhama zabrzmiał łagodnie. - Erdan jest twoim tworem. Żyłe z nim od lat. - Lata mi nie przeszkadzajš, skoro działo się to w mojej głowie. Ale to się przeniosło do mojego domu. - ...i on jest bardzo popularny, więc naprawdę można się było spodziewać, że kiedy podjšłe ryzyko zabicia go... - Wiesz, że musiałem to zrobić! Na litoć boskš, dwadziecia szeć ksišżek! - Od cian odbił się grzmišcy miech Erdana. - Dobrze, więc to żeruje na twoim umyle. Jego wcale nie ma. Sam powiedziałe, że mleczarz go nie widział. - Listonosz. To prawda, ale go obszedł! Ron, ja go stworzyłem. On myli, że jestem Bogiem. Więc teraz, kiedy go zabiłem, przyszedł do mnie. - Kevin? - Tak? Co? - We kilka tabletek czego. On musi odejć. Tak jest zawsze. Dogger ostrożnie odłożył słuchawkę telefonu. - Wielkie dzięki - powiedział z goryczš. Ale spróbował. Poszedł do supermarketu udajšc, że potężnej postaci podšżajšcej za nim krok w krok wcale nie ma. To nie polegało na tym, że był niewidoczny dla innych ludzi. Ich oczy widziały go, ale w jaki sposób umysły nie przyjmowały tego widoku. Polegało to na tym, że chociaż go mijali i nawet automatycznie mówili przepraszam, kiedy na niego niechcšcy wpadli, potem nie potrafiliby wytłumaczyć, co obchodzili albo za co przepraszali. Dogger zostawił go w labiryncie półek, wymylajšc rozpaczliwš teorię, że jeli Erdan zginie mu choć na chwilę z oczu, może ulotni się jak dym. Złapał kilka paczek, przemknšł przez dziwnie nieoblężonš kasę i już znalazł się przed sklepem, kiedy nagle zatrzymał go radosny okrzyk. Obrócił się jak na rolkach. Erdan opanował wózki na zakupy. Był całkiem błyskotliwy. Dla kogo, komu w kilka godzin udało się wyjć z Labiryntu Szalonych Bogów, druciane pudełko na kółkach było prostš zabaweczkš. Udało mu się nawet dojć do ładu z chłodniami. No tak, pomylał Dogger, "Erdan na Szczycie wiata", rozdział czwarty: przeżył dzięki 10 000-letniemu wełniastemu mamutowi przypadkowo odkrytemu w zamarzniętej tundrze. Dogger piszšc ten kawałek sprawdził to i owo, dzięki czemu wiedział, że jest to zupełnie niemożliwe, ale co tam. Ponieważ chodziło o Erdana, czarodziej Tesco po prostu spreparował te mamuty w podręczne porcje. - Podoba mi się bycie martwym! - oznajmił z dumš Erdan. Dogger zbliżył się do wózka. - To nie jest twoje - powiedział. Erdan spojrzał zaskoczony. - Teraz już jest. Zabrałem. To dużo łatwiejsze. Nie trzeba walczyć. Mam picie, mam jedzenie, mam Nazy...
madjusq2