Patterson James - Kobiecy Klub Zbrodni 01 - Ty umrzesz pierwszy.pdf

(930 KB) Pobierz
JAMES PATTERSON
KOBIECY KLUB ZBRODNI 01
TY UMRZESZ PIERWSZY
PROLOG
INSPEKTOR LINDSAY BOXER
Stoję na niewielkim tarasie przed swoim domem i chociaż wieczór jest niezwykle
ciepły jak na czerwiec, drżę na całym ciele. Patrzę na panoramę San Francisco i przykładam
służbowy pistolet do skroni.
- Niech cię diabli, Boże! - szepczę. Dziwne przekleństwo, ale całkiem stosowne do
okoliczności i trafne.
Za przeszklonymi drzwiami popiskuje Słodka Marta. Czuje,
że
dzieje się coś złego.
- Cicho, maleńka - wołam do niej. - Idź, połóż się.
Marta nie odchodzi, wpatruje się we mnie. Od sześciu lat wiernie mi towarzyszy w
dzień i w nocy.
Patrzę w oczy mojej border collie i zastanawiam się, czy nie zadzwonić do dziewcząt.
Claire, Cindy i Jill pojawiłyby się natychmiast. Uściskałyby mnie, przytuliły, powiedziały
kilka uspokajających słów. Jesteś niezwykłą osobą, Lindsay. Kochamy cię, Lindsay.
Tyle tylko
że
jutro, pojutrze sytuacja powtórzy się, wiem o tym. Nie widzę dla siebie
wyjścia. Wszystko mam dokładnie przemyślane. Kieruję się w
życiu
logiką w tym samym
stopniu co uczuciami. To rzadkie połączenie, przynajmniej wśród facetów pracujących w
wydziale zabójstw Departamentu Policji San Francisco. Ale też
żaden
z nich nie skończy z
kulką z własnego pistoletu w mózgu.
Przesuwam lufą po policzku i na powrót przykładam ją do skroni. O Boże, Boże,
Boże. Myślę o delikatnych dłoniach, o Chrisie, i zbiera mi się na płacz.
Zbyt wiele obrazów zbyt szybko przesuwa się przed moimi oczami, nie mogę się na
nich skupić.
Straszne morderstwa
świeżo
upieczonych małżonków, które wprawiły nasze miasto w
przerażenie, twarz mojej matki, ojca. Moje dziewczęta - Claire, Cindy i Jill - nasz
zwariowany klub. Widzę też siebie. Patrząc na mnie, nikt nigdy, ale to nigdy nie podejrzewał,
że
mogę być inspektorem policji, jedyną kobietą inspektorem w całym wydziale zabójstw
SFPD. Moje przyjaciółki zawsze powtarzały,
że
bardziej przypominam Helen Hunt, filmową
żonę
Paula Reisera w Szaleję za tobą. Miałam kiedyś męża. Nie byłam Helen Hunt; on z całą
pewnością nie był Paulem Reiserem.
Jest mi bardzo ciężko, bardzo
źle.
Wszystko jest nie tak, jak być powinno. Ciągle mam
przed oczami Davida i Melanie Brandtów, pierwsze małżeństwo, które padło ofiarą mordercy.
Zginęli w Apartamencie Chińskim w Grand Hyatt. Widzę ten pokój hotelowy i tych dwoje,
których
śmierć
była taka bezsensowna, niepotrzebna.
Tak się zaczęło.
CZĘŚĆ PIERWSZA
DAVID I MELANIE
ROZDZIAŁ 1
Pokój hotelowy pełen był czerwonych róż na długich
łodygach.
Piękne kwiaty -
doskonały prezent. Wszystko wydawało się doskonałe.
Być może jest gdzieś na ziemi szczęśliwszy człowiek, myślał David Brandt,
obejmując swoją
świeżo
poślubioną
żonę.
Być może gdzieś w Jemenie, jakiś wieśniak
dziękujący Allahowi za drugą kozę. Być może. Na pewno jednak nie w San Francisco.
Młoda para spoglądała przez okno na jaśniejące w oddali
światła
Berkeley, na
Alcatraz, na pełną elegancji sylwetę mostu Golden Gate.
- To nie do wiary. Dzień był wspaniały - westchnęła rozpromieniona Melanie.
- Ja też tak czuję. Gdybym miał coś zmienić, nie zaprosiłbym może swoich rodziców -
szepnął David i obydwoje wybuchnęli
śmiechem.
Chwilę wcześniej pożegnali w sali balowej hotelu trzy setki bawiących się tam gości.
Wesele wreszcie się skończyło. Toasty, tańce, pogaduszki, zdjęcia, pocałunki nad tortem.
Zostali we dwoje. Mieli po dwadzieścia dziewięć lat i całe
życie
przed sobą.
David sięgnął po stojące na stoliku kieliszki z szampanem.
- Wypijmy za najszczęśliwszego albo prawie najszczęśliwszego człowieka na ziemi -
zaproponował.
- Prawie? - zapytała Melanie z udanym oburzeniem. - A kto miałby być
najszczęśliwszym?
Spletli ręce i upili po
łyku
z kryształowych kieliszków.
- Pewien wieśniak, który kupił drugą kozę. Później ci o nim opowiem. Mam coś dla
ciebie - przypomniał sobie raptem. Dał jej już pierścionek z pięciokaratowym brylantem,
który miała teraz na palcu. Wiedział doskonale,
że
włożyła go wyłącznie dlatego, by sprawić
przyjemność jego rodzicom. Podszedł do wiszącego na krześle smokingu i wyciągnął z
kieszeni pudełeczko od Bulgariego.
- Daj spokój, Davidzie. Mam ciebie, niczego więcej mi nie trzeba.
- Pomimo to otwórz. Powinno ci się podobać.
Melanie uniosła wieczko. Wewnątrz, na wyściółce z zamszu lśniły srebrne kolczyki w
kształcie półksiężyców wysadzanych brylantami.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin