aniolowie.pdf

(161 KB) Pobierz
Posłaniec
udiencja u Szefa. Ta myśl napawała niepokojem. Zazwyczaj
wszelkie polecenia wydawane były telepatycznie, gdy jednak
chodziło o poważniejszą sprawę, na przykład rozmowę, wtedy
Szef wzywał do stawienia sie u Niego osobiście.
Dziś dostałem polecenie stawienia się przed Jego oblicze. Nie
zwlekając udałem się tam. Jeśli nawet ja potrafię poruszać się
szybciej niż wicher, to nic nie potrafi powstrzymać samego Sze-
fa. Jego Duch w jednej chwili wydaje polecenia na przyszłość,
przeszłość, teraźniejszość, niezależnie od miejsca we Wszech-
świecie.
Przeglądałem całe moje ostatnie zachowanie i nie zauważyłem,
bym w czymś uchybił na służbie. W drzwiach spotkałem się w No-
elem.
– Szef w dobrym nastroju? – zagadnąłem zwyczajowo.
– A był kiedyś w złym? – odpowiedział pytaniem na pytanie
i śmignął w czasoprzestrzeń. Widać miał pilne zlecenie. Otworzy-
łem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Owionęły mnie dymy
–1-
A
kadzidlane, jednak jakby rozrzedzone. Widać, brak tych, co jesz-
cze mają chęć wstawiać się za kogokolwiek...
Światłość, tak miła dla moich oczu oświeciła mnie i nasyciła
błogim spokojem.
– Wzywałeś mnie, Panie.
– Tak, Szuahu. Chcę znać twoją opinię na temat pewnej osoby.
Jest twoją podopieczną.
– Panie – skłoniłem głowę. – Twoja opinia jest najdoskonalsza,
gdyż wiesz to, czego nawet aniołowie nie wiedzą...
Szef przerwał mi moje rozpoczynające się peany gestem dłoni.
– Jakakolwiek jest moja opinia, chcę znać twoją.
Zastanowiłem się. Czyżby nastąpiły jakieś ważkie decyzje do-
tyczące mojej podopiecznej? Chyba nie pozbawią mnie opieki nad
nią? Przestraszyłem się. To prawda, że ostatno zajmowały mnie
inne sprawy, przez co mniej zagłębiałem się w jej życie, ale była to
chyba najmilsza z wszystkich osób, jakie miałem do tej pory pod
swoją opieką! W żadnym wypadku nie mogę dopuścić do nasze-
go rozstania.
No tak... ale co powiedzieć Szefowi, by jakimś głupim, nieroz-
ważnym słowem nie spowodować niechcianych następstw?
– Czy chodzi Ci Panie o całokształt jej zachowania, czy też
może o ostatnie dni? – próbowałem wybadać grunt, na którym sta-
łem.
– Jesteś z nią w każdej chwili... no, prawie, znając twoją awan-
turniczy charakter – Wszechwiedzący uśmiechnął się lekko, acz
wyrozumiale. – Powiedz więc, co o niej myślisz.
Przypomniały mi się jej wczorajsze łzy szybko i gwałtownie
ocierane, by nikt nie dojrzał jej smutku, skrywane pod promien-
nym uśmiechem, jakim darzyła przychodzących do niej z proble-
mami.
– Jest bardzo wrażliwą i dyskretną osobą – oceniłem w lekkim
zamyśleniu. – Jest skromna, przez to posiadająca ogromną mą-
drość, której sama przez nadmiar skromności nie zauważa.
Wspomnienia jawiły mi ją jako nieśmiałą, ale pełną życia i wi-
goru dziewczynę. Włosy mokre od deszczu lepiły się jej do twarzy,
kiedy z niepokojem chodziła po skwerze oczekując na spóźniają-
cego się gościa.
–2-
– Jest całym sercem oddana ludziom i Tobie, Panie. Czemu jed-
nak mnie o nią pytasz?
– Doszły mnie ostatnio oskarżenia, jakobym ograniczył Swoją
miłość do niej, co więcej, że brakło mi dla niej cierpliwości.
Skrzydła podniosły mi się lekko w ogromnym zadziwieniu.
– Kto, Panie śmie takie kalumnie rzucać? – krzyknąłem zapal-
czywie. Dłoń już mi sięgnęła ku przypiętemu do pasa mieczowi.
– Powiedz, Panie, a w strzępy rozsiekam!
– Powstrzymaj się, mój gwałtowniku – Szef uśmiechnął się.
– Bo przypadkiem uczynisz krzywdę, zamiast rzecz obrócić ku do-
bremu. Tym kimś jest twoja podopieczna.
Zamarłem. Jak to? Dlaczego?
Szef spojrzał na mnie z miłością i rzekł:
– Czy chcesz, by takie mniemanie utrwaliło się w jej umyśle?
Czy chcesz, by ta, którą przed chwilą ukazałeś mi w tak dobrym
świetle, do utraty życia gnębiła się jadem takiego podejrzenia?
– Nie, Panie – szepnąłem.
– Idź więc do niej niezwłocznie i powiedz jej o mojej Miłości
do niej. Opisz jej wszystko, co dla niej przygotowałem. Powstrzy-
muj demona, który pragnie ją zagarnąć. I czuwaj nad nią, bo jeśli
twoja opieszałość doprowadzi do tego, że zamknie się na jakiekol-
wiek słowo pociechy, wtedy stracisz swoją podopieczną. Pamię-
taj. A teraz idź!
Schyliłem głowę w pokorze. Szef znów miał rację. Trzeba mi
kopnąć się do mojej podopiecznej i to bez chwili zwłoki! Tylko
co ja jej powiem? Jak w kilku słowach opisać coś tak niewyobra-
żalnie wielkiego? Przecież ja sam nie potrafię zrozumieć, czemu
Szef jest dla mnie tak pobłażliwy, mimo wielu moich niedocią-
gnięć...
Naraz uśmiechnąłem się. Wiem, co zrobię. Wyhamowałem tro-
chę w locie i zagłębiłem się w atmosferę Ziemi. Ponad miastem za-
padał zmierzch. Ciemniejąca ziemia rozjarzyła się światłami, gwar
i harmider powoli cichnął. Zatrzymałem się przy jej oknie. Ubrana
w niebieski podkoszulek przygotowywała sobie kolację. Ciemne
włosy opadały jej na czoło skrywając oczy. Naraz podniosła gło-
wę, ale szum przejeżdżającego samochodu zamilkł w oddali, więc
wróciła do krojenia pomidora. Jej ruchy spowolniały, wreszcie
–3-
odłożyła nóż i usiadła. Dłońmi zakryła twarz. Widać było, że nad-
miar smutku pozbawiał ją nawet apetytu.
– Zaniedbałem cię – pomyślałem smutno – pozwoliłem ci na
zwątpienie. Niedobry ze mnie anioł...
Podszedłem do niej blisko i objąłem ją.
– Przepraszam – szepnąłem jej w ucho. – Jeśli ty miałabyś nie
zasługiwać na miłość i Boże miłosierdzie, to co ja powinienem po-
wiedzieć o sobie? Proszę, pozwól mi dać ci nadzieję, pozwól mi
kochać cię!
Ramiona, które obejmowałem wstrząsał cichy szloch. Po chwili
usłyszałem zrozpaczony szept:
– Boże, czy ty mnie jeszcze chcesz?
Nagły ból jakby mnie rozerwał na dwoje. Naraz poczułem
smród dobiegający spod drzwi i sarkastyczny śmiech. Obejrzałem
się. Demon zwątpienia stał z wyciągniętym mieczem, a potężniał
w miarę, gdy wiara dziewczyny upadała. Jeśli tak dalej pójdzie,
przegram batalię!
– Błagam! – krzyknąłem rozpaczliwie – nie daj się! Potrzebuję
cie chyba bardziej, niż ty mnie! Nie poddawaj się, kocham cię!
Dziewczyna podniosła głowę. Teraz wszystko zależało od jej
decyzji. Demon pewny zwycięstwa podchodził coraz bliżej...
......................
..............Zwyciężymy???
– Twoj Anioł Szuah
–4-
Klub upadłych aniołów
iesz. jak czuje się człowiek, od którego odszedł anioł?
Spojrzała na mnie badawczo, a potem zaciągnęła się papie-
rosem. Siwy. półprzeźroczysty dym wpierw owinął się wokół jej
nozdrzy, a potem rozwiał się w okolicy siwiejących już lekko, kasz-
tanowych włosów. Strzepnęła popiół i zamówiła kawę. Milczałem.
Czekałem na dalszy ciąg. Westchnęła, a potem zapytała z ironią:
– A może ty nie wierzysz w aniołów?
– Nieważne jest to, w co ja wierzę, ważne jest, że ty wierzysz...
– Nie do końca – przerwała dość impulsywnie. – Nie ma sensu,
bym mówiła o czymś, co w gruncie rzeczy doprowadzi cię do po-
traktowania mnie jak wariatkę.
– Ok., załóżmy, że wierzę. Nie jesteś wariatką. Mów dalej.
Zamieszała łyżeczką kawę i upiła łyk. Skrzywiła się, a potem
podjęła opowieść.
– Zazwyczaj nie zwraca się uwagi na coś tak prozaicznego, jak
codzienna obecność niewidzialnego opiekuna. Przyznaję, że jest to
–5-
W
Zgłoś jeśli naruszono regulamin